Maciej Dudek “Rewolucja nomów”

Rewolucja to gwałtowna zmiana, niekoniecznie krwawa, niekoniecznie polityczna, niekoniecznie zauważalna.

Cóż się takiego dzieje?

Wiele tysięcy lat temu rewolucja neolityczna przyczyniła się bezpośrednio do nastania Ery Państw. Współcześnie era ta dobiega końca.

Liczba państw nieco przekracza 200 i nie zmienia się w zauważalny sposób.

Liczba ludzi na Ziemi gwałtownie rośnie. Następuje gwałtowna komplikacja kontaktów międzyludzkich, lawinowo rośnie ich ilość. Potężnym katalizatorem tych zmian są trwające rewolucje: technologiczna i informacyjna.

Państwa aby nadążyć za tymi zmianami muszą ewoluować w organizmy gigantyczne, zdolne pobierać i przetwarzać ogromne ilości informacji celem kontroli tego co mają na swych własnych terytoriach. Stąd właśnie obecne stadium elephantiasis, którego finałem będzie ostateczny upadek etatystycznych kolosów.

Przestarzałe organizmy mają granice swojej wydolności. Rzeczywistość ucieka zbyt szybko.

Nie jest tak, że dzieje państw są jednolite. Wolność zwyciężała etapami. Z upływem czasów starożytnych zdetronizowane zostało państwo czysto niewolnicze, handel ludźmi niczym zwierzętami nigdy już nie znalazł się w głównym nurcie cywilizacji.

Upadek feudalizmu obdarzył wolnością ludność poddaną dziedzicznej arystokracji.

Niedługo upadek państw demokratycznych spowoduje zniesienie podległości etatystycznej elicie.

Podobnie jak państwo nie jest w stanie zmian tych zatrzymać tak libertarianie nie są w stanie zmian tych wykreować. Dynamikę przemian porównać można do kuli śniegowej toczącej się po stoku, do górskiej lawiny lub do przerwania wielkiej tamy. Przekonywanie mas to utopia, podobnie jak utopią jest upowszechnienie wiedzy o teorii względności.

Czy zatem libertarianie są zbędni? Czy wszystko zrobi się samo?

Bynajmniej.

Libertarianie nie są w stanie wykreować tej siły, która powoduje zmiany ale są w stanie ją wykorzystać, kontrolować jej trajektorię a nawet wzmocnić jej działanie.

Oto kilka luźnych spostrzeżeń w tym zakresie:

Ludzie w swojej masie odporni są na dyskusję rzeczową – to jest jasne. Od czasów Goebbelsa są też dość odporni na propagandę. Pociąga ich jednak klimat, smak, estetyka, elitaryzm – coś, czego nigdy nie osiągną ideologie oszukańcze i złe. Jeśli libertarianie chcą mieć za sobą rząd dusz – niech oszlifują ten wolnościowy diament, niech go oprawią i niech pozwolą na niego patrzeć. Ludzi nie zdobędzie wiedza o brylancie – zdobędzie ich jego estetyka.
Nawet źli ludzie w głębi ducha często pragną dobra. W gruncie rzeczy większy urok ma śmierć w obronie dobra niż w obronie pełnego żołądka. Władza to deptanie słabszych, tej władzy podległych. Deptanie słabszych to zło. W istocie libertarianie nie tyle walczą o wolność co walczą o dobro. To nie jest starcie nowoczesnego systemu społecznego z system przestarzałym. To jest kolejna bitwa w prastarej walce dobra ze złem, jasnej i ciemnej strony człowieka. Używanie pojęć „dobro” i „zło” to jak wprowadzenie mundurów we własnej armii by odróżnić przyjaciela od wroga.

Taka czytelność jest niezbędna – nie można być człowiekiem dobrym a jednocześnie domagać się deptania słabszych. Człowiek dobry nie może propagować zła – ani w wersji maksimum, ani w wersji minimum. Gdy tylko człowiek uzna najmniejszy okruch zła za niezbędny – natychmiast trafia w tego zła szeregi.

Z jasną stroną natury ludzkiej wiążą się też używane środki. O ile kiedykolwiek, gdziekolwiek w imię libertariańskiej rewolucji popełniona zostanie niegodziwość – rewolucja w tym zakresie libertariańska być przestanie. Cel środków nie uświęca a jeśli ktoś tak twierdzi to w tym zakresie głosi idee antylibertariańskie.

Jeśli mówimy o przekonywaniu ludzi to musimy sobie zadać pytanie: do czego przekonywać? Jakich działań oczekiwać od już przekonanych?

Głosowania w wyborach? Ludzie mają uwierzyć, że dla wydostania się z bagna konieczne jest w tym bagnie nurkowanie? Co prawda ludzie ideologii libertariańskiej i tak nie zrozumieją ale intuicyjnie wyczują sprzeczność.

Jeśli nie przekonywać do wyborów to do czego? Czego libertarianie-misjonarze oczekują od nawróconych?

Wewnętrznego przekonania o słuszności libertarianizmu? Po co? Czy nie-filozofowie mają czas i chęć na filozoficzne trawienie społecznej doktryny?

A może nawróceni mają się przyłączyć do dyskusji? Oby taki sukces nie nastąpił, bo ludzkość wymrze z głodu gdy zamiast zarabiać odda się dyskusji.

Jak pociągnąć za sobą masy?

Konieczna jest nowa tkanka, nowa struktura organizacji społecznej. W gruncie rzeczy obecne grupki dyskusyjne to zalążki takiej struktury.

Elementami struktury będą najprawdopodobniej zorganizowane grupy nowoczesnych nomadów, które ewoluować będą z postępującą szybkością i w konkurencji do państw.

Siłą tych nomów będzie ich plastyczność oraz znaczna ilość. Dwie setki statycznych państw o usztywnionej przez gigantyzm strukturze nie ma nawet setnej części tego potencjału ewolucyjnego który posiadać będą niezliczone i różnorodne nomy.

Małe nomy prawdopodobnie zwyciężą etatystyczne giganty tak jak małe ssaki wygrały walkę o byt z dinozaurami. Wydaje się nawet, że zmiany te nastąpią tym samym rewolucyjnym trybem.

Wolność z trudem zwycięża w ramach państwa bo państwa niemal zatraciły zdolność do ewolucji. Gdyby państw było miliony na dziesiątkach tysięcy kontaktujących się ze sobą planet – dobór naturalny być może szybko wypromowałby wolność jako znakomity element usprawnienia organizacji ludzkiej.

Tymczasem mamy dwieście płacht, które szczelnym płaszczem otuliły powierzchnię Ziemi i zamarły w bezruchu trawiąc swoje zdobycze.

Strukturę współczesnego państwa można z grubsza opisać jako etatystyczną elitę pasożytującą na reszcie społeczności. Jak w każdym układzie pasożytniczym żywiciel jest pasożytowi niezbędny.

Jeśli powstaną konkurencyjne względem państwa nomy, wówczas zadziałają one jak magnesy wyciągając z państwa żywicieli niczym opiłki żelaza. Dziać się to będzie tak długo, aż dotknięte osteoporozą państwo nie rozsypie się ostatecznie.

Zanim zatem libertarianie znajdą sposoby na przyciąganie ludzi, muszą ustalić do czego właściwie chcą tych ludzi przyciągnąć a jeśli jeszcze tego czegoś nie ma – muszą to utworzyć.

________

Autor jest redaktorem Gazety Libertariańskiej

Tekst jest głosem w dyskusji „Propaganda wolnościowa: Jak pociągnąć za sobą masy” zaproponowanej przez portal Liberalis.

2 thoughts on “Maciej Dudek “Rewolucja nomów”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *