Stefan Molyneux “Argument z moralności w działaniu: Prawo do opieki zdrowotnej”

Czytelnicy mojej niedawnej serii artykułów na stronie LewRockwell.com wiedzą, że moim zdaniem libertarianie mogą odnieść wielki sukces, używając argumentu z moralności. Osoby, które proponują teorie moralne, muszą wykazać, że są one spójne, uniwersalne i absolutne. Jedynem sposobem na odróżnienie opinii („Lubię szynkę!”) od faktu („Szynkę mamy od świni”) jest spójna analiza logiczna. Każdy, kto twierdzi, że jego recepta na moralność jest faktem, musi to udowodnić.

Pomyślałem, że mogłoby być interesujące zbadanie jakiegoś modnego i kontrowersyjnego tematu pod kątem argumentu z moralności, aby zobaczyć, jak sprawdzi się w praktyce. Wybrałem opiekę zdrowotną, bo mieszkam w Kanadzie, gdzie nasze miłe państwo trzyma usługi medyczne w silnym uścisku. (Do przyjaciół w Stanach Zjednoczonych: wyobraźcie sobie wasz system medyczny za dziesięć-piętnaście lat!)

Teza, z którą zgadza się większość mieszkańców Kanady, brzmi: każdy ma prawo do opieki zdrowotnej. (W USA brzmi: biedni mają prawo do opieki zdrowotnej.)

Stając w obliczu takiego stwierdzenia, libertarianie zazwyczaj wskazują, że rządowy system opieki zdrowotnej jest nieefektywny, zadłużony, oparty na przymusie, niemożliwy do utrzymania, powolny i podatny na wpływy grup nacisku – i to wszystko fakt. Ale smutna prawda jest taka, że te argumenty nie działają, bo ludzi po prostu nie obchodzi efektywność. Jeżeli biedni mają prawo do opieki zdrowotnej, to nieważne, że trudno ją zapewnić. To jakby powiedzieć parze, której właśnie urodziło się dziecko, że dzieci kosztują, są męczące, głośne i tak dalej – i co z tego? Rodzice muszą opiekować się swoim dzieckiem. Argumenty praktyczne nigdy nie zwyciężą argumentów z moralności.

Aby przeciwstawić się rządowi, musimy wziąć na cel miękkie podbrzusze bestii; tym podbrzuszem są absoluty moralne, na których opierają się wszystkie programy rządowe.

A zatem – jeśli utniesz sobie pogawędkę z człowiekiem, który twierdzi, że biedni mają prawo do opieki zdrowotnej, możesz zacząć od pytania, czy to tylko jego opinia, czy obiektywny fakt. Jeżeli to tylko jego opinia, możesz odpowiedzieć – „Jasne, też chciałbym mieć Lamborghini i tarkę na brzuchu, jak Brad Pitt” – i rozstać się w przyjaźni, ponieważ prawa nie można używać do narzucania poglądów. Jeśli jednak twój rozmówca twierdzi, że prawo biednych do opieki zdrowotnej to obiektywny fakt, możesz przystąpić do dającego wiele radości procesu nakłonienia go, aby udowodnił swoje twierdzenie.

Jeżeli propozycja moralna jest faktem, musi być prawdziwa w odniesieniu do wszystkich ludzi i w każdym momencie – tak jak teoria fizyczna musi być prawdziwa w odniesieniu do całej materii i w każdym momencie. Jeżeli tak nie jest – jeżeli istnieje choć jeden wyjątek – teoria upada.

Oto kilka problemów, które sprawia twierdzenie, że każdy ma prawo do opieki zdrowotnej.

W dziedzinie medycyny spotykamy trzy kategorie ludzi. Pierwszą stanowią ludzie chorzy, drugą – ludzie zdrowi, a trzecią (podzbiór dwóch pierwszych) – ludzie, którzy dostarczają usługi medyczne. Dla zwięzłości nazwijmy ludzi chorych – Joe Niedomagający, ludzi zdrowych – Donna Witalna, a dostarczycieli usług – Doktor Al Truizm.

Jak długo Joe jest zdrowy, Dr Al nie jest mu nic winien. Kiedy tylko Joe zachoruje, Dr Al ma wobec Joe’ego dług i moralny obowiązek spłacenia go. Jednak to zobowiązanie moralne nie spełnia kryterium uniwersalności. Joe jest człowiekiem i Dr Al jest człowiekiem – a mimo to obaj podlegają sprzecznym zasadom moralnym w tej samej chwili; Joe ma etyczne prawo do korzystania z jego usług, a Dr Al ma etyczny obowiązek je świadczyć. Kiedy Joe zaczyna chorować, Dr Al nagle jest mu winien pieniądze, czas i środki – bez podstawy w postaci kontraktu. Jak rozwiązać ten problem? W jaki sposób dwaj ludzie mogą w tym samym momencie podlegać dwóm absolutnym i sprzecznym ze sobą zasadom moralnym? Czy zmieniła się fundamentalna natura tych ludzi? Jeżeli nie, absolut moralny głoszący, że każdy ma prawo do opieki zdrowotnej, upada – tak jak teoria fizyczna, która zakładałaby, że w tej samej chwili jeden kamień spada, a drugi się unosi.

Ach, gdyby to było tak proste, że starczyłby jeden akapit! Idźmy dalej. Co ze sprawdzianem na czas? Teorie, które mają zostać uznane za uniwersalne absoluty, muszą być prawdziwe niezależnie od czasu. Morderstwo nie może być czymś złym dzisiaj, ale czymś dobrym wczoraj. To jasne, że przypadek Joe’ego stoi w sprzeczności z tą zasadą. Jednego dnia Joe nie ma żadnego prawa do czasu i pieniędzy Doktora Ala. Za to następnego dnia ma do nich absolutne prawo. Kiedy dokładnie to się dzieje? W którym konkretnie momencie zaczynają stosować się do Ala te dwie nowe, sprzeczne ze sobą zasady moralne? Ile objawów jakiejś dolegliwości musi mieć Joe? A jeżeli Joe wymyślił sobie swoją chorobę, jeśli ma ona podłoże psychosomatyczne, a Joe jest hipochondrykiem? Jak poważna musi być choroba, aby doszło do wspomnianego odwrócenia prawa moralnego? Jeśli Joe się przeziębił, czy ma prawo domagać się leczenia o drugiej w nocy? Czy prawo zmienia się o dziewiątej rano? Czy Joe musi w ogóle być chory? A jeśli po prostu ciekawi go ptasia grypa? Czy może wpaść do doktora na miłą pogawędkę na ten temat? A jeśli to zrobi, co z prawem do opieki zdrowotnej, przysługującym wszystkim innym ludziom, siedzącym u Doktora Ala w poczekalni?

Oczywiście, można na to odpowiedzieć, że Joe musi być chory, i że ten fakt stanowi o fundamentalnej różnicy między Joe’em a Doktorem Alem – i że z tego właśnie powodu podlegają sprzecznym zasadom moralnym. Znakomicie – chociaż choroba (za wyjątkiem bardzo rzadko spotykanych form chorób umysłowych) nie zmienia moralnej natury człowieka – przyjmijmy na wiarę, że istnieje fundamentalna różnica moralna między ludźmi zdrowymi a chorymi.

W takim wypadku twierdzenie, że każdy ma prawo do opieki zdrowotnej, sprawia jeszcze więcej problemów, a nie mniej! Czy można udzielić obiektywnej i racjonalnej odpowiedzi na następujące pytania: Jaki stopień choroby jest potrzebny, by zmienić moralną naturę Joe’ego? Czy przeziębienie wystarczy? A jeśli Joe walnie się w palec? Nie da się wyznaczyć żadnej obiektywnej granicy. Ale nawet gdyby się dało, co z profilaktyką? Jeżeli Joe ma prawo do opieki zdrowotnej, możemy zakładać, że ma prawo do regularnych badań. Zatem jeśli Joe idzie do Doktora Ala, żeby się zbadać, i okazuje się, że jest zdrów jak ryba, Joe nie jest chory – a więc nie można użyć argumentu o obecności choroby, aby twierdzić, że mamy do czynienia z fundamentalną różnicą moralną. Jak zatem Joe i Dr Al, dwaj zdrowi mężczyźni, mogą podlegać dwóm diametralnie sprzecznym zasadom moralnym w tej samej chwili i w tym samym pomieszczeniu? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie.

A co z samym Doktorem Alem? Niewątpliwie on też ma prawo do opieki zdrowotnej, a więc może iść do Doktora Boba, żeby go zbadał. W ten sposób jednego dnia Doktor Al ma moralny obowiązek świadczyć Joe’emu usługi medyczne. Nazajutrz Dr Al ma moralne prawo domagać się opieki zdrowotnej od Doktora Boba – a kiedy jest badany, nie ma obowiązku świadczenia nikomu usług medycznych. W ten sposób moralne absoluty ciągle się zmieniają, czasem w stosunku do tej samej osoby w przeciągu jednego dnia. To nie ma sensu; dowodzi, że absolut moralny, głoszący, iż każdy ma prawo do opieki zdrowotnej, jest nieprawdziwy.

W fałszywych założeniach moralnych wspaniałe jest to, że – od którejkolwiek strony do nich podejdziemy – zawsze upadną. Zabierzmy się więc za problem prawa do opieki zdrowotnej z innej strony i zobaczmy, jak ujawni się cały jego nonsens.

Powiedzmy, że wszystkie powyższe problemy i sprzeczności udało się w magiczny sposób rozwiązać i dowiedliśmy twierdzenia, że chorzy mają prawo do opieki zdrowotnej. Innymi słowy, kiedy Joe zaczyna chorować, Dr Al ma wobec niego dług. I co z tego? To wcale nie oznacza, że rząd powinien się czymkolwiek zajmować. Mamy już działający system prawny, który ułatwia ściąganie długów – więc nie potrzebujemy żadnych dodatkowych agencji. Skoro Dr Al ma wobec Joe’ego dług, Joe może po prostu użyć systemu prawnego, aby go odzyskać! Jeśli Dr Al nie „zapłaci” Joe’emu, dostarczając mu usług, które jest mu „winien”, Joe po prostu pozwie go do sądu – i wszystko gra.

No dobrze – spójrzmy, dokąd zaprowadzi nas to drobne założenie. Jeśli każdemu choremu każdy, kto może dostarczyć opieki zdrowotnej, jest „winien” takie usługi – jeśli to uniwersalny absolut moralny – to każdy z jakąkolwiek formą dolegliwości – może pozwać dowolnego lekarza do sądu o odszkodowanie. Biorąc pod uwagę, że mamy na świecie sześć miliardów ludzi, możemy założyć, że setki milionów mężczyzn, kobiet i dzieci potrzebują w każdej chwili opieki zdrowotnej – i wszyscy z nich mają absolutne prawo moralne pozwać Doktora Ala o to, co jest im „winien” (a w ten sposób system sprawiedliwości też jest im „dłużny” usługi). Czy to wygląda na dobry pomysł? Ale do tego właśnie prowadzi nas zaproponowana teoria moralna.

Jeśli to nie wygląda na dobry pomysł, to co powiedzieć na coś takiego: Jeżeli ktoś ukradł mój samochód, mam absolutne prawo próbować go odzyskać – z użyciem siły, jeśli to konieczne. Jeżeli zatem Dr Al winien świadczyć usługi każdemu, kto jest chory, setki milionów ludzi mają prawo egzekwować od niego ten obowiązek – jeśli trzeba, siłą! Dobry pomysł? Ale tak właśnie jest.

A dlaczego teoria, że każdy ma prawo do opieki zdrowotnej, miałaby się stosować tylko do usług świadczonych przez lekarzy? A jeśli posiadam jakąś wiedzę medyczną, która mogłaby komuś pomóc? Jeśli zastosowałem jakąś dietę i wiem, co działa? A jeśli jestem sportowcem i znam się na kontuzjach? Jeżeli jestem cukrzykiem i nauczyłem się radzić sobie z objawami choroby? Czy każdy, kto mógłby skorzystać z mojej wiedzy medycznej, ma do niej prawo?

Spójrzmy z innej strony. Ci, którzy świadczą usługi medyczne, są „winni” chorym opiekę. Ale o kogo dokładnie chodzi? O lekarzy, to jasne – a pielęgniarki? Recepcjonistki? Firmy telefoniczne, które utrzymują łącza? Koncerny naftowe, które dostarczają benzynę do ambulansów? Inwestorzy, którzy pożyczają pieniądze firmom farmaceutycznym? Nauczyciel, który kształci programistę komputerowego, tworzącego system do obsługi księgowości? A co z opiekunką, która zajmuje się dziećmi pielęgniarki, aby ta mogła pracować na nocnej zmianie? Czy opiekunka też jest „winna” chorym usługi? Czy może zostać pozwana do sądu, jeżeli się nie pojawi, a pielęgniarka musi odwołać swój dyżur? Gdzie można wyznaczyć obiektywną granicę między tymi, którzy dostarczają usług medycznych, a tymi, którzy tego nie robią? Czy teoria moralna, głosząca „prawo” do opieki zdrowotnej nie jest w oczywisty sposób głupia, nielogiczna, subiektywna i bezużyteczna?

Ale powiedzmy, że w jakiś sposób rozwiązaliśmy wszystkie powyższe problemy – mamy kolejny kłopot. W którym momencie kobieta, która kształci się, aby zostać lekarzem, zmienia się z kogoś, kto ma prawo do usług medycznych, w kogoś, kto ma obowiązek je świadczyć? Innymi słowy, skoro z dnia na dzień podlega ona całkowicie sprzecznym absolutom moralnym, co zmienia się w jej naturze? Czy zaczyna należeć do jakiegoś innego gatunku? W którym dokładnie momencie to następuje? Z pewnością nie w pierwszym dniu zajęć na studiach – ale też nie po dziesięciu latach pracy jako lekarz. Czy następuje to minutę po północy na dzień przed tym, kiedy przyjmie pierwszego pacjenta? Czy wtedy przenosi się do alternatywnego i odmiennego świata moralności? Pomyślcie, jaka to głupia teoria moralna – punkt dwunasta: inni są jej winni opiekę zdrowotną – dwunasta jeden: ona jest winna wszystkim innym opiekę zdrowotną. Szaleństwo!

Dotychczas mówiliśmy tylko o chorych i lekarzach – o Joe’em i Doktorze Alu – ale zazwyczaj w tym momencie dyskusji wkracza Donna Witalna, dorodny podatnik. Okazuje się, że – w celu rozwiązania powyższych problemów – Joe nie ma prawa do usług Doktora Ala, ale raczej prawo do pieniędzy Donny, za pomocą których zapłaci za usługi Doktora Ala. To rozwiązuje kilka spośród zarysowanych powyżej problemów – ale powoduje jeszcze większy absurd!

Następstwem „rozwiązania z podatnikiem” jest prawo ludzi chorych do pieniędzy ludzi zdrowych – również tych, którzy świadczą usługi medyczne – pod warunkiem, że te pieniądze są wydawane na opiekę zdrowotną. Zatem nie ma znaczenia, ile pieniędzy wpłaciłeś do systemu – należy ci się opieka zdrowotna, nawet jeśli jesteś nowoprzybyłym imigrantem albo niemowlęciem. Doskonale. Jakie są konsekwencje tej znakomitej teorii moralnej?

Powiedzmy, że Joe dostaje anginy i chce zobaczyć się z Doktorem Alem. Po drodze wpada na chwilę do Donny, żeby zabrać pieniądze. Jeśli chce, może wziąć ze sobą broń, bo jego prawo do opieki zdrowotnej to moralny absolut. Czy to nie bajeczny pomysł? A jeśli Donny nie ma w domu – czy Joe powinien iść do jej sąsiada? A jeśli sąsiad nie ma pieniędzy?

Oczywiście, nigdy się tak tego nie przedstawia. Problem osobistego używania przemocy, zamaskowany w magicznej mgle rządowego przymusu, pomija się i zagrzebuje w sentymentalnej retoryce. Więc przyjmijmy to za aksjomat i powiedzmy, że rząd ma prawo zabrać Sally pieniądze i dać je Joe’emu, aby mógł zapłacić Doktorowi Alowi – albo zapłacić Doktorowi Alowi bezpośrednio po wizycie Joe’ego. Co w tym złego?

No cóż, nic – poza tym, że powyżej mamy po prostu opis sposobów użycia przemocy; opis, który nie ma absolutnie nic wspólnego z żadną teorią moralną. Jeżeli mówię, że kradzież jest zła – niezależnie od tego, kto kradnie – jest to teoria moralna. Jeśli mówię, że nikt nie powinien kraść – za wyjątkiem osób noszących imię „Joe”, które kradną między dziewiątą a siedemnastą – przedstawiam subiektywną i dość głupią opinię, a nie teorię moralną. Jeżeli mówię, że każdy ma prawo do opieki zdrowotnej, to przedstawiam teorię moralną, którą można racjonalnie zbadać. Jeżeli jednak mówię, że niektórzy ludzie mają prawo do usług medycznych – w ograniczonym zakresie, w pewnych okolicznościach – i że tylko pewna grupa innych ludzi ma prawo wymuszać te usługi, używając przemocy i wkładając określone ubrania koloru niebieskiego, i też tylko w ograniczonym zakresie; i że lekarze muszą świadczyć usługi medyczne, chyba że mają urlop, albo jest akurat po siedemnastej i tak dalej bla bla bla – wtedy mamy do czynienia nie z teorią moralną, ale ze stekiem bzdurnych, sprzecznych w sobie opinii, których nie da się zakwalifikować jako spójną, subiektywną opinię – nie mówiąc już o logicznym i obiektywnym twierdzeniu. To jak głoszenie teorii naukowej, według której kamienie czasami unoszą się, a czasami spadają – a czasami unoszą się i spadają (i poruszają na boki) w tym samym momencie! Osoba, która wysuwa takie twierdzenia, potrzebuje raczej leczenia psychiatrycznego niż racjonalnej odpowiedzi!

Weźmy jeszcze jeden przykład. Jeżeli coś jest moralne, musiało takie być, od kiedy ludzie są istotami racjonalnymi. Morderstwo nie może być czymś złym dzisiaj, ale czymś dobrym wczoraj. Zatem biedni zawsze i wszędzie mieli prawo do opieki zdrowotnej. Czy to znaczy, że na przestrzeni dziejów każdy lekarz, który kiedykolwiek pobrał od pacjenta opłatę za usługi, był niemoralny? Usługi dentystyczne to opieka zdrowotna, ale tu, w Kanadzie, dentyści pobierają opłaty za swoje usługi – czy są zatem niemoralni? Moja żona pobiera od swoich pacjentów opłaty – czy jest niemoralna? Czy każdy lekarz w Stanach jest niemoralny – w porównaniu z lekarzem z Kanady? Jeżeli nie – dlaczego?

I wreszcie – jeżeli pogląd, że każdy ma prawo do opieki zdrowotnej opiera się na prawie ludzi do dóbr i usług, które utrzymują ich przy życiu, to jedzenie i picie są ważniejsze niż opieka zdrowotna – a jednak nikt nie nawołuje do tego, aby rząd przejął wszystkie gospodarstwa rolne i supermarkety? Dlaczego?

Dlaczego cała ta sprawa jest tak istotna? Dlaczego zawracać sobie głowę całą tą analizą logiczną? No cóż, dlatego, że władza Państwa opiera się w całości na rzekomo uniwersalnych teoriach moralnych. Sprzeciw wobec konsekwencji rządowych programów nie daje rezultatów – jeżeli ludzie uważają, że rządowe programy są moralne. Jeśli ktoś postuluje jakiś absolut moralny, musi być na tyle odpowiedzialny, żeby wiedzieć, o czym mówi. Absolut moralny wyprowadza płatnych morderców na ulice – wsadza ludzi do więzień i wprawia w ruch całą machinę państwowej przemocy. Jeżeli spotkasz człowieka, który popiera używanie przemocy w celu rozwiązywania problemów społecznych i ekonomicznych, musisz nalegać, aby poddał swoje twierdzenia moralne surowej i bezlitosnej analizie logicznej. Jeżeli tego nie zrobi, to po prostu nawołuje do powszechnego stosowania przemocy w celu narzucenia swoich poglądów – a to bardzo poważne zło.

Poglądy moralne to niepodważalne uniwersalne absoluty – trzeba im się sprzeciwiać u podstaw, jeżeli mamy zacząć dokonywać zmian w fundamentalnych decyzjach ludzkości. Etyka to działająca w ukryciu fizyka, która kształtuje świat umysłu. Możemy przeciwstawić się władzy państwa jedynie atakując fałszywe przesłanki moralne, na których ta władza się opiera.

_______

Tłumaczenie: Łukasz Kowalski
na podstawie:
Stefan Molyneux, The Argument from Morality in Action: The Right to Health Care, http://freedomain.blogspot.com/2006/01/argument-from-morality-in-action-right.html

The Argument from Morality in Action: The Right to Health Care opublikowano na stronie http://www.freedomain.blogspot.com/ 3 stycznia 2006 r.

***

Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Luke7777777.blogspot.com

Autor tłumaczenia prowadzi bloga Luke7777777.blogspot.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *