Ron Paul w wywiadzie dla Newsweeka

Newsweek: Na początek najbardziej oczywiste pytanie: dlaczego nadal Pan to robi? Życie tym wyścigiem jest wyczerpujące, a John McCain już zawczasu wygrał republikańską nominację*. Co popycha Pana do dalszego w nim uczestniczenia?

Ron Paul: Po pierwsze – nie czuję się wcale wyczerpany. Z pewnością były takie okresy kiedy byłem – kiedy było sześć, osiem lub 10 prawyborów do przebycia. Ale teraz czuję się naprawdę wypoczęty gdyż wróciłem do Teksasu by zająć się wyborami do kongresu, które z łatwością wygraliśmy 70% głosów. Więc miałem czas aby odpocząć i przemyśleć sprawy i jestem bardzo pozytywnie nastawiony do wyborów. Obecnie, z 11 początkowych kandydatów, nadal pozostaję w grze. Mamy czas i wciąż jesteśmy w wyścigu, pozyskujemy delegatów tu i tam, a załoga jest bardzo entuzjastyczna. Myślę że to czego dokonałem przez lata różni mnie od innych ludzi kandydujących na ten urząd ponieważ przez większość czasu ludzie kandydują tylko dla jednego celu, którym jest wygranie urzędu politycznego. Wychodzą i robią sondaże by dowiedzieć się co muszą mówić, gdyż cel wygrania stawiają przed wszystkim innym. W moim przypadku wygrana jest ważna, ale muszę wygrać dzięki ideom które są dla mnie ważne. Jeśli wygram dzięki ideom innych ludzi – przegram.

W porządku, ale w pewnym momencie wypada powiedzieć że „już wystarczy, już dosyć”. Kiedy zdecyduje się Pan „rzucić ręcznik”?

Będę prowadził kampanię tak długo jak długo będą wspierać mnie ludzie i będą pieniądze na to i to jest to czego oni chcą. Czułbym się źle kończąc tak po prostu. Mamy 30,000 wyborców na naszej liście w Pensylwanii i jeśli byśmy jutro zakończyli – ludzie mogliby wziąć z tego przykład [pytając się samych siebie]: a ja jak długo mam to robić? Czułbym że ich zawiodłem. Tak więc dla mnie – to jest nieprzerwane.

Powiedział Pan wcześniej że Pańska załoga jest nadal bardzo entuzjastyczna, ale muszą przecież być choć trochę zniechęceni. Jaki nastrój dominuje obecnie pośród Pańskich zwolenników?

To jest zróżnicowane. Rzekłbym że 95% jest zadowolonych z tego co zrobiliśmy i zamierzamy robić. Oczywiście są niezadowoleni którzy mówią: „Cóż, powinniśmy byli więcej zdziałać, powinniśmy więcej zdziałać”, ale większość jest energiczna. Mówią że powinniśmy kontynuować i niemal wierzą że wydarzy się jakiś cud. Staram się uświadamiać ich o rzeczywistości. Ale zmierzamy do konwencji i moim zadaniem jest mówienie im aby się nie zniechęcali. Jak dla mnie, jeszcze rok temu nie spodziewałem się że cokolwiek z tego wszystkiego może się zdarzyć. Powiedziałbym że to wszystko 100 krotnie przekroczyło wszelkie moje marzenia.

Wspomniał Pan o zmierzaniu do konwencji. Czy jest coś szczególnego co zamierza Pan zrobić?

Tak, coś w tym rodzaju. Tak naprawdę nigdy nie sądziłem że to się stanie. Zawsze myślałem o tym jak o czymś nieprawdopodobnym. Ale uważam że z punktu widzenia [partii republikańskiej] – to im nie zaszkodzi. Byłoby mądrym z ich strony dać mi odrobinę czasu na konwencji – komu zaszkodziłoby pozwolić mi mówić o polityce monetarnej? Zachowywałbym się odpowiednio, a to jest bardzo ważna sprawa, zwłaszcza że mamy kryzys dolara.

Zachęci Pan swoich zwolenników do wspierania McCaina w już właściwych wyborach?

Nie zamierzam mówić im co mają robić, ale tak szczerze, nie mogę sobie wyobrazić kogokolwiek z nich wspierających go. Ciężko byłoby się tak sprzedać. Szanse na to, że byłby oklaskiwany, gdyby nagle pojawił się on na jednym z naszych wieców, nie są zbyt wysokie.

Wątpi Pan że Pańscy zwolennicy zagłosują na McCaina, ale zwykle istnieje protokół polityczny mówiący o poparciu przez kogoś w Pańskiej sytuacji republikańskiego zwycięzcy nominacji. Czy poprze Pan McCaina?

To mało prawdopodobne. Zwykłem używać analogii kiedy to Goldwater prowadził ruch, ale to nie oznaczało że każda osoba Goldwatera głosowała później na Nixona. Ludzie Goldwatera poparli Reagana. Nie musisz wspierać ludzi którym nie ufasz tylko dlatego że należą do partii. Ale jak dotychczas stosunki między mną a McCainem są raczej serdeczne, służyliśmy obaj w Izbie Reprezentantów, a w debatach przyznawał mi rację co do niektórych spraw dotyczących polityki monetarnej i inflacji mówiąc „Wiecie, zgadzam się z Ronem co do tego”. Zawsze jesteśmy dla siebie bardzo uprzejmi jeśli chodzi o kontakty osobiste. Najlepsze co możesz zrobić to być serdecznym dla ludzi. I możliwe że jeśli zmieniłby swoje zapatrywania – poparłbym go. Jeśli jakimś sposobem zmieniłby swoją postawę co do takich tematów jak wojna, zagadnienia monetarne i sprawy finansowania kampanii wyborczych (Akt McCain-Feingold).

Wielu z Pana zwolenników głosowało po raz pierwszy albo są to ludzie którzy niezbyt utożsamiają się z Partią Republikańską. Czy sądzi Pan że Partia Republikańska zdoła pozyskać tych wyborców do swojego stada w listopadzie?

Cóż oni całkiem chcieliby pracować w obszarze Partii Republikańskiej, gdyby nie to że nie zawsze są mile w niej widziani. Wielu z moich zwolenników nie jest członkiem Partii Republikańskiej. Są niezależni i ich głos jest zmienny.

Wielu konserwatywnych mędrców i ścisłych republikanów oświadczyło że nie poprą McCaina w głównych wyborach. Jak postrzega Pan te stwierdzenia i jaki one mogą mieć wpływ na jedność w partii?

Zawsze byłem wierny zasadom. To jest najważniejsza rzecz. Jedność to dobra rzecz, ale jeśli jest ktoś kto chce poświęcić wszystko w co oni wierzą dla idei jedności lub zwycięstwa – cóż – czy to jest jedyna rzecz która się liczy? W ogóle w to nie wierzę.

Hillary Clinton i Barack Obama są zaabsorbowani prawdziwą polityczną operą mydlaną. Czy śledził Pan wyścig demokratów i jakie ma Pan o nim zdanie?

Śledzę go, jestem nim zainteresowany. Ale nie rozwodzę się nad nim, gdyż z mojego punktu widzenia, nie ma prawdziwej filozoficznej różnicy między tą dwójką. Uważam raczej za dziwne to jak wiele wzajemnej niechęci można wzniecić między dwiema osobami które wierzę w to samo. A ta cała kwestia rasistowska zadziwia mnie gdyż rozmawiamy o dwójce demokratów którzy w żadnym stopniu nie są rasistami. A mimo to temat rasy stał się ważnym zagadnieniem, głównie za sprawą mediów, które kochają tego typu rzeczy.

Ralph Nader jest kandydatem który w przeciwieństwie do Pana kandyduje poza głównym nurtem. Jakie są Pańskie przemyślenia w związku z jego dołączeniem się do wyścigu?

Uważam że jest to w porządku. To jest interesujące. Myślę że on reprezentuje niektóre z demokratycznych zasad lepiej niż sami kandydaci demokratów. I naprawdę wierzę mu kiedy mówi że nie chciał tej wojny. Nawet pomimo że nie zgadzam się z nim co do pozostałych spraw, to przynajmniej opowiada się za tym w co sam wierzy. Ale on będzie zmarginalizowany – nie będzie w stanie znaleźć się w debatach, gdyż nie ma prawdziwej demokracji w tym kraju. Dwie partie są zasadniczo takie same a kandydat Partii Libertariańskiej, kandydat Partii Zielonych, Ralph Nader – oni nic nie otrzymają. Chyba że oczywiście są jak Ross Perot i mają 10 miliardów $ aby umieścić cię na najlepszym miejscu w telewizji. Media nie są tak naprawdę zainteresowane zagadnieniami, są one bardziej zainteresowane rozgłosem.

Newsweek, 21 marca 2008
Tłumaczył: Riddickerr

——-

* Jedna uwaga: John McCain NIE uzyskał jeszcze nominacji jak to sugeruje Newsweek (i nie tylko on). Nominacja ma miejsce dopiero na konwencji republikańskiej która rozpocznie się 1 września 2008 roku. Aby kandydat uzyskał nominację potrzebuje 51% wszystkich delegatów – czyli 1191. Wszelkie liczby wskazujące kto ile ma delegatów – są to liczby szacunkowe, przybliżone, zależne od tego kto i jak liczył. Wynika to głównie z różnic dla poszczególnych stanów w pozyskiwaniu delegatów jak i z tego, że delegaci mogą zmienić swoją decyzję i głosować na kogo innego na konwencji.

Tłumaczenie ukazało się 24 marca 2008 na stronie Rewolucja jest teraz.
Zapraszamy do odwiedzenia kanału Riddickerra na youtubie gdzie można znaleźć filmy z Ronem Paulem przetłumaczone na polski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *