Olgierd A. Sroczyński ”Totalitaryzm sztokholmski – księgi wtóre”

Być może najbardziej skuteczną metodą na zjednoczenie się reprezentujących sprzeczne interesy jednostek jest ta opisana już przez Tomasza Hobbesa – obecność wspólnego dla wszystkich wroga. Owocuje to powstaniem wrażenia oczywistości wspólnego wszystkim interesu, ponieważ zajmowanie postawy biernej wobec zagrożenia mogłoby zostać uznane jedynie za postępowanie nieracjonalne.

Jest to dlatego jedna z głównych zasad działania politycznego – zdiagnozowanie zagrożenia daje instytucji państwa szerokie prerogatywy do ingerencji w wolność jednostkową, przy prawie całkowitym braku sprzeciwu ze strony obywateli. Rządy bowiem różnią się od wyznawców tzw. teorii spiskowych tym, że ci drudzy nie dysponują ani środkami dotarcia do powszechnej świadomości, ani też możliwością przymusowej mobilizacji przeciwko określonemu zagrożeniu.

Tak działa współczesny militaryzm, wywołujący wojny w obronie wciąż zagrożonego pokoju. Tak działa namiętny ekologizm, nakładający kolejne kagańce na wolność gospodarczą w obliczu nadchodzącego „globalnego ocieplenia”. Wreszcie, działa tak również demokratyczna ideologia, która w obronie wolności słowa nie waha się wsadzać ludzi do więzienia za to że z niej korzystają.

W ostatnich dniach można zaobserwować w mediach kolejny przykład kreowana wroga publicznego numer jeden, co nie tylko może, ale musi skończyć się kolejną próbą włożenia demokratycznych łap w życie prywatne obywateli. Zastanawiające było z początku tak wielkie zaabsorbowanie polskich mediów sprawą zwyrodnialca z Austrii, jednakże w świetle ostatniej debaty politycznej wszystko staje się jasne.

Dlaczego jest to zastanawiające? Wystarczyło wejść na którykolwiek zagraniczny portal informacyjny i porównać go z czołowymi portalami polskimi. Nagłówki w Polsce skrzyły się przez miesiąc doniesieniami o coraz to nowych faktach ze sprawy Fritzla, podczas gdy za granicą przestano się tym emocjonować dość szybko. Za zainteresowaniem polskich mediów poszła polska polityka, która nagle zaczęła zdradzać coraz żywsze zainteresowanie dziećmi swoich obywateli.

To zaiste niezwykły zbieg okoliczności, jako że na początku kwietnia wypłynął kontrowersyjny pomysł Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, dotyczący wprowadzenia całkowitego zakazu bicia dzieci. Później już z górki – jeszcze w momencie okupowania nagłówków przez zdjęcie zwyrodniałego starca (pierwsze tygodnie maja) rozpętano ogólnonarodową histerię nad przypadkami maltretowanych dzieci. Kogo normalnego to nie wzruszy? Nikogo. Tak więc wszystko idzie zgodnie z planem.

Padają liczby: 31 tys. dzieci do 13 lat, padło w ubiegłym roku ofiarą przemocy domowej; 70 proc. sprawców przemocy wobec dzieci to ich rodzice i dziadkowie; 22 proc. rodziców badanych przez CBOS przyznaje, że czasem biją lub bili swoje dzieci. Albo inaczej, dla większego wrażenia – „Każdego dnia – według oficjalnych danych policji – w polskich domach katowanych jest 130 dzieci.” Jaki z tego płynie wniosek? Przecież to oczywiste, tuż za naszymi drzwiami mogą rozgrywać się w każdej chwili tragedie, dlatego koniecznie trzeba coś z tym zrobić.

I tutaj historia się kończy. Kiedy patologię stawia się na miejscu normy a każdego uznaje się za potencjalnego podejrzanego, normalną reakcją powinien być protest. Zjednoczenie wszystkich mainstreamowych środowisk politycznych wokół projektu monitoringu dzieci i ustawowego zakazu stosowania „przemocy” wskazuje jednak na to, że zgodnie z zasadą działania „totalitaryzmu sztokholmskiego” protestu nie tylko nie będzie, ale niewoleni będą niewolących całować po rękach. Skoro nie udało się zbudować drugiej Irlandii, to druga Szwecja w zupełności wystarczy.

Olgierd A. Sroczyński
30.05.2008
***
Tekst został wcześniej opublikowane na blogu autora

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *