Bańka mieszkaniowa, bańka kredytowa, bańka surowcowa, bańka giełdowa, bańka internetowa po tym jak światowy system finansowy się załamał pojawiła się niezliczona liczba ekspertów, którzy wszędzie doszukują się bańki.
Dzisiaj natrafiłem na dwa teksty właśnie o banieczkach. W „Polityce” dziennikarz Wawrzyniec Smoczyński w raporcie opisuje historię złowrogich spekulacji: od holenderskich tulipanów, poprzez akcje, po nieruchomości i ropę. Jest mowa o „lewarach”, czyli dźwigni finansowej, jest o „skolateralizowanych obligacjach dłużnych”, czyli zobowiązaniach dłużnych zabezpieczonych aktywami (CDO), jest też wniosek:
– Pokusa Łatwego zarobku leży w ludzkiej naturze. Istotą regulacji jest kontrolowani etej części naszej natury – cytuje Smoczyński prawnika Lawrence’a Mitchella i dodaje już od siebie: Nie chodzi o to, by spekulacje wyeliminować, ale by ograniczyć jej wynaturzenia i władzę nad gospodarką. Wolność rynku to nie to samo co swoboda kapitału.
Jak to zwykle w „Polityce”, mamy do czynienia w raporcie z nowym problemem społecznym. Moim zdaniem jest inaczej. To konkretne osoby, grupy osób i instytucje, które można wskazać ukradły nasze pieniądze. Co zresztą było konsekwencją największej kradzieży w historii.
Dwie najbardziej napompowane bańki ostatnich lat – internetowa 1995-2000 oraz hipoteczna 2000-2005 – nakręcone zostały przez banki centralne, które zachęcały: jedźcie jeszcze szybciej i zapewniały:cokolwiek się nie stanie, nie damy wam utonąć.
Jak zwykle, zbulwersowałem się czytając „Politykę”. Całe szczęście zaraz potem zafundowałem sobie odtrutkę. Świetną analizę z serwisu SilverSeek.com.
Bańka to najbardziej nadużywane słowo w finansowym świecie – denerwuje się komentator serwisu Theodore Butler (w tym wpisie użyte z 30 razy).
Rzeczywiście, jak pisałem na wstępie – bańki mamy wszędzie (tekst w „Polityce” ilustrują piękne bańki, w których odbijają się historyczne błędy ludzkości). Podobno mamy bańkę „ropną” i „żywnościową”. Na czym polega bańka?
Ano na tym, że w dany rynek wchodzą wszyscy. I wszyscy na nim wygrywają. Dlatego najwięcej zarabiają ci, którzy zastosują naprawdę ryzykowną dźwignię. Najważniejsze w bańce jest to, że inwestycje są masowe i pozbawione racjonalnych podstaw.
Bańki spekulacyjne powstają, gdy zaczynamy wierzyć w narodziny nowej epoki – pod wpływem odkryć geograficznych, innowacji technicznych albo otwarcia nowych rynków – przeczytałem w „Polityce”.Rozmyślając o bańkach dużo ważniejsze od opisania socjologicznego zjawiska (w czym specjalizują się polscy dziennikarze) jest postawienie pytania: co ja mam z tą bańką zrobić?
Najważniejsze jest rozpoznać bańkę. Oczywiście nie na wszystkich rynkach, które dzisiaj puchną mamy do czynienia z bańką. Dlatego bardzo ważne jest dobrze rozpoznać sytuację.
Jeśli dobrze zidentyfikujesz bańkę we wczesnym stadium – zarobisz kupę kasy. Jeśli dobrze zidentyfikujesz bańkę w końcowym stadium – ustawisz się do końca życia.
Do tych pierwszych należą dzisiaj ci, którzy w porę sklecili internetowe serwisy społecznościowe i już je sprzedali, albo zamierzają opchnąć w najbliższym czasie. Bowiem bańka internetowa jest już w stadium pełnego rozkwitu (wierzcie mi, wiem coś o tym, bo oglądam ją na własne oczy).
Drudzy, to ci którzy kupili taki serwis i sprzedają go tuż przed pęknięciem bańki.
Butler zastanawia się nad modną ostatnio bańką paliwową. Jego zdaniem coś takiego nie istnieje. Nikt nie stosuje dźwigni na tym rynku na taką skalę, jak to miało miejsce w przypadku kredytów hipotecznych… i jak to ma miejsce w przypadku internetu, gdzie coraz więcej firm inwestuje na kredyt.
Wniosek: ropa będzie drożeć. Internetowe serwisy żyjące tylko i wyłącznie z reklam, niekoniecznie.
Bartłomiej Ciszewski
4 czerwiec 2008
Tekst pochodzi ze strony autora notrespassing.bblog.pl
Czas pokazał jak bardzo autor się mylił.. (szczególnie co do ropy).
Co do Internetu, to oczywiście największy balon spekulacyjny pękł w 2000r. na rynkach akcji. Analogia pękania takiej bańki do przemijającego boomu na portale społecznościowe jest poniekąd trafna, ale w niewielkim stopniu. To tak jakby np. serwis mający 10 mln użytkowników stracił ich w ciągu roku ok. 7-8 mln (i tym samym wynikające z tego zyski).