Jan M. Fijor: Czekając na kryzys

Wbrew optymizmowi krajowych autorytetów, kryzys amerykański nie jest zjawiskiem lokalnym i Polska nie jest na niego uodporniona. Jest to kryzys uniwersalny i dotyczy, dominującego w większości rozwiniętych krajów świata modelu rządzenia opartego na utopii państwa opiekuńczego.

Zbankrutowany koncept

Kryzys finansowy w Stanach Zjednoczonych nie został wywołany złymi kredytami hipotecznymi, upadkiem banków, rosnącym bezrobociem, drogą ropą naftową, bankructwem Fannie Mae, słabnącym dolarem, czy nawet wojną z terroryzmem. To są wszystko skutki bankructwa amerykańskiej koncepcji państwa opiekuńczego i wiążącej się z nią doktryny interwencjonizmu, której cechą charakterystyczną jest redystrybucja dochodu, czyli zabieranie jednym i dawanie drugim. O tym, komu się zabiera, a komu daje decydują politycy. Jedynym kryterium redystrybucji jest dobro polityków. Jeśli nawet w swych rozdawniczych instynktach ulegają naciskom ludu, to też tylko w interesie własnym. Tłumaczy to, dlaczego łatwiej ulegają górniczym czy nauczycielskim związkom zawodowym, domagającym się nadzwyczajnych świadczeń kosztem reszty społeczeństwa, niż chorym na raka, którym akurat brakuje lekarstw lub środków terapeutycznych. Górnicy, nauczyciele mogą zrobić politykom krzywdę, chorzy na nowotwory są na to za słabi. Chętniej też wsłuchują się w pojękiwanie dealerów samochodowych, którym „dziki import” psuje interesy, niż milionów posiadaczy samochodów, którzy dzięki taniemu importowi nie muszą zaciągać pożyczek hipotecznych na kupno skody czy punto.
Takim efektem redystrybucji, czyli interwencjonizmu jest nikomu niepotrzebna wojna w Iraku, wywołana pod pretekstem budowy demokracji i bezpieczeństwa energetycznego, czyli w interesie firm naftowych i sektora militarnego. Rezultatem błędnej polityki monetarnej, dzięki której prezydent Bush mógł sfinansować, najpierw darmowe lekarstwa dla emerytów, a później wysiłek zbrojny, jest kryzys bankowy. Kiedy banki bez opamiętania udzielały kredytu komukolwiek w ramach doktryny NINJA (no income, no job, no assetts) rząd nie reagował, bo to akurat nie leżało w jego interesie. Zwrócił uwagę na problem, gdy już było za późno. A jaki był cel gwarantowania przez Biały Dom wypłacalności Fannie Mae i Freddie Mac, dwóch megabanków hipotecznych?

Różnice

Pod względem systemowym jesteśmy w nieco lepszej pozycji niż USA.
Na naszą korzyść przemawia doświadczenie. Mimo wszystko socjalizm wciąż jeszcze kojarzy się źle. Wprawdzie jesteśmy typowym krajem interwencjonizmu, z jego zasadniczymi cechami, a więc silną presją socjalną, mentalnością antykapitalistyczną, wysokim deficytem budżetowym i uprzywilejowaną rolą państwa, potrafimy docenić korzyści z wolnego rynku, czego dowodem jest chociażby rozległa szara strefa, a także niezależna polityka monetarna i brak zaufania do polityków. Mamy przy tym dość dużą dyscyplinę fiskalną i w skali rodziny, gospodarstwa domowego – w przeciwieństwie do rozrzutnego Zachodu – jesteśmy gospodarni. Tym, i wszechobecnym w NBP duchem Balcerowicza tłumaczyć można strach przed inflacją i stosunkowo konserwatywną politykę monetarną. Skutkiem tego mamy silną, i rosnącą na wartości, walutę.
Jesteśmy na dorobku i nasz rozwój ma charakter organiczny, oparty o własny kapitał, a nie o kredyty i wymyślne konstrukcje finansowe. Polacy są przy tym bardzo przedsiębiorczy. Pod względem „uprzedsiębiorczenia” ustępujemy jedynie Argentynie. Naszym silnym atutem jest unijna pomoc, która – choć uciążliwa – w ciągu pierwszych siedmiu lat od wstąpienia do Unii przekroczy netto 60 miliardów euro. Na kryzys amerykański uodparnia nas też stosunkowo słaba wymiana handlowa z USA i malejąca rolą amerykańskiego dolara.
Mamy ograniczone zaufanie do banków i instytucji finansowych, a duże do gotówki w materacu, co ma swoje złe, ale i bardzo dobre strony, jak choćby szacunek do prawdziwego pieniądza i powściągliwość w konsumpcji. Mimo iż rośnie zadłużenie Polaków i odkryliśmy dobrodziejstwa taniego kredytu, nadal chętniej kupujemy za gotówkę. Nie prowadzimy wojny, cenimy wolność, nie staliśmy się jeszcze – jak Wielka Brytania, Irlandia czy Niemcy – państwem powszechnej kontroli i inwigilacji. Naciski ze strony związków zawodowych i tzw. intelektualistów nie są u nas jeszcze tak silne i bezwzględne jak w Europie Zachodniej, czy nawet Stanach Zjednoczonych. Poza tym nasze elity nie są jeszcze tak lewicowe, jak tam.

Nasze Termopile

Czy to wystarczy do oparcia się tsunami amerykańskiej niewypłacalności i wpływom zachodniego przeregulowania? Wątpię. Mimo wszystko jesteśmy gospodarczo słabi i zależni od handlu ze starą Unią. Co prawda należymy do strefy euro, a nie dolara, ale nie jest to dzisiaj jakiś atut, lecz zagrożenie. Unia ma tylko niewiele mniej problemów niż Stany Zjednoczone. Zwłaszcza dotyka nas kryzys w Wielkiej Brytanii, Irlandii, a także w Hiszpanii i we Włoszech, skąd wracają rzesze Polaków, którzy znaleźli tam pracę w latach 2004 -2005. Wracają, a w Polsce pracy dla ich nada; nie ma, bo u nas wciąż chroni się górnictwo, hutnictwo, rolnictwo i inne marnotrawne dziedziny gospodarki.
Jednakże naszym największym zagrożeniem jest rosnący udział państwa w wydatkach inwestycyjnych, wysokie podatki, fatalna i kosztowna polityka zatrudnieniowa. Przejawia się to zwłaszcza w histerii związanej z organizacją piłkarskich mistrzostw kontynentu w 2012 roku. To jest wydatek ponad nasze siły, a poza tym wydatek zbyteczny, który porównać można do amerykańskiej inwazji Iraku. Tak jak wojna w Iraku i związane z nią koszty wywołały krach w Ameryce, tak polskimi Termopilami stanie się Euro 2012 i przekazanie w ręce polityków niemal 30 miliardów euro na ich organizację. A polityków mamy słabych, nieodpowiedzialnych, chętnych do prywaty i korupcji. Znaczna część z tej kwoty zostanie zmarnowana. Dlatego głosujmy na polityków odpowiedzialnych fiskalnie, a nie tych którzy wciąż nam coś obiecują, troszczą się o nas i nasze bezpieczeństwo.

Jan M. Fijor
09.10.2008 r.

Wszelkie kopiowanie i wykorzystanie w celach publicystycznych dozwolone za każdorazową zgodą autora oraz za podaniem źródła

***
Tekst był wcześniej opublikowany na stronie autora

4 thoughts on “Jan M. Fijor: Czekając na kryzys

  1. Zastanawia mnie jedno. Dlaczego od pewnego czasu nikt nie polemizuje z postami imć Fijora?
    Czy chodzi o wiadome pogłoski jakie onegdaj pojawiły się w netcie?

  2. Są osoby, które polemizują z panem J.M.Fijorem, np. na jego stronie internetowej (konkretnie, na stronie jego wydawnictwa).
    Poza tym pan Fijor publikuje także w Najwyższym Czasie i na jego forum też jest komentowany, jako autor swoich felietonów.
    Owszem, pojawiają sie jakieś doniesienia nt. rzekomej współpracy pana Fijora z SB, ale o tym napisał on na forum swojego wydawnictwa.
    Na forum Najwyzszego Czasu pan Fijor, zreszta nie tylko on, bo także inni publicyści tej gazety są często zajadle krytykowani i wręcz opluwani przez różnych ludzi, którzy chyba zazdroszczą im popularności. Argumenty, jakich się tam uzywa, są poniżej pasa. Bez żadnego dowodu wyzywa się tam publicystów NCzasu. Tyle.
    Po szczegóły osyłam do forum NCzasu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *