Randall G. Holcombe: Własność wspólna w anarchokapitalizmie

Rozważania na temat natury anarchokapitalizmu przebiegały zwykle przy założeniu, że wszelka własność w anarchokapitalizmie będzie pozostawać w rękach prywatnych. Literatura wyjaśnia, jak międzyosobowe umowy mogą zastąpić wszystkie funkcje, jakie spełnia państwo; autorzy tacy, jak Rothbard (1973), Friedman (1989) czy Benson (1990) bardzo przekonująco argumentują, że takie umowy znacznie lepiej niż rząd wypełnią zadania produkcji wszystkiego, na co rząd ma wyłączność – poczynając od zapewniania usług policyjnych przez drogi oraz prawo i sądy na wojskowości kończąc. Prace te zaakceptowane tutaj będą bez żadnego dowodu; artykuł ten ma na celu przyjrzenie się wyłącznie jednemu aspektowi społeczeństwa anarchokapitalistycznego: istnieniu własności wspólnej. Sądzimy, iż założenie, że każda własność pozostawać będzie w rękach prywatnych, jest nieuprawnione, ponieważ wszelka własność może być posiadana wspólnie, co przedstawimy poniżej; co więcej, libertariańska etyka nie pozwala na zawłaszczenie własności wspólnej. W skrócie, artykuł ten opisuje źródła własności wspólnej w anarchokapitalizmie.

Istnienie własności wspólnej w anarchokapitalizmie naturalnie zwraca naszą uwagę na następującą interesującą kwestię: jak będzie ona kontrolowana i utrzymywana? Na temat ów przeprowadzić można szereg spekulacji, jednakże w artykule tym powstrzymywać się będziemy od pochopnych wniosków w tej kwestii; zamiast tego skoncentrujemy się na tym, jak powstaje własność wspólna w anarchokapitalizmie. Temat ten zasługuje, naszym zdaniem, na zainteresowanie zwolenników anarchokapitalizmu. Często zwraca się uwagę, iż, podczas gdy Karol Marks proponował zastąpienie kapitalizmu socjalizmem, jego dzieła przedstawiały krytykę kapitalizmu, a nie projektu społeczeństwa socjalistycznego, które miałoby ów kapitalizm zastąpić. Lange i Taylor (1938), rozwijając teorię gospodarki socjalistycznej, przypisują Misesowi zauważenie pewnych problemów, z jakimi socjaliści muszą sobie poradzić; jednakże, z całą pewnością socjalizm nigdy nie działał tak, jak przewidywał to Marks. Artykuł ten nie ma za zadanie rozwiązywać jakichkolwiek problemów, przed którymi anarchokapitalizm stoi; zwraca on jednak uwagę na pewien obszar, który do tej pory był pomijany i który wymaga dalszego uwzględnienia w teorii anarchokapitalizmu, jeśli ów system społeczny ma kiedykolwiek zastąpić państwo.

Locke`a uzasadnienie własności prywatnej

Filozoficzne ramy anarchokapitalizmu opierają się w znacznej mierze na Locke`owskiej obronie własności prywatnej. Warto zatem przyjrzeć się słowom samego Locke`a na ten temat:

Mimo że ziemia i wszystkie niższe istoty są wspólne wszystkim ludziom, to jednak każdy człowiek dysponuje własnością swej osoby. Nikt nie ma do niej żadnego uprawnienia poza nim samym. Możemy więc powiedzieć, że praca jego ciała i dzieło jego rąk słusznie należą do niego. Cokolwiek więc wydobył on ze stanu ustanowionego i pozostawionego przez naturę, złączył ze swą pracą i przyłączył do tego, co jest jego własne, czynił swą własnością. Do tego, co zostało przez niego wydobyte ze stanu, w jakim zostało umieszczone przez naturę, jego praca dołączyła coś, co wyklucza już do tego powszechne uprawnienie innych. Praca ta jest bezsprzecznie własnością pracownika, stąd żaden człowiek poza nim samym, nie może być uprawniony do tego, co raz już zostało przez niego zawłaszczone1.

Opierając się na przesłance samoposiadania, ludzie, gdy zmieszają własną pracę z niezawłaszczonymi zasobami, wchodzą w posiadanie produktu swojej pracy i owych niezawłaszczonych wcześniej zasobów.

Jednakże, jeden z elementów Locke`owskiego uzasadnienia własności prywatnej bazuje na spełnieniu tzw. klauzuli Locke`a, która głosi, iż jednostka może rościć sobie prawa do własności, jeśli „pozostają jeszcze dla innych nie gorsze dobra wspólne”2. Hoppe cytuje ten sam fragment z Locke`a i, podczas gdy wychodzi od Locke`a, odrzuca powyższą klauzulę, stwierdzając:

Uprzedzając wszelkie nieporozumienia, aprobata dla Locke`a dotyczy tu tylko jego koncepcji „zawłaszczenia” i nie rozciąga się ani na pierwsze zdanie cytowanego wyżej fragmentu, ani na zamykającą go, niesławną „klauzulę”. Przeciwnie, pierwsze zdanie mówiące o „wspólnej” własności natury wymaga niepotrzebnego i w istocie pozbawionego ugruntowania założenia teologicznego. Przed aktem zawłaszczenia natura jest i musi być uważana za nienależącą jeszcze do nikogo. Klauzulę tę należy zatem porzucić, uznając ją za niezgodną z pozostałą częścią rozumowania Locke`a3.

Hoppe ma rację, że nie ma powodu sądzić, jak sugeruje to Locke, że w stanie natury wszystko było posiadane wspólnie. W rzeczywistości, Locke nie twierdzi w ogóle, że własność wspólna występuje, ale raczej, że wszystkie rzeczy „są wspólne wszystkim ludziom”, co niekoniecznie musi oznaczać własność. Wydaje się raczej, że chodzi o to, iż w stanie natury zasoby dostępne są wszystkim ludziom. Przykładowo, wyobraźmy sobie, że przez las idzie człowiek, który zbiera owoc z drzewa, aby go zjeść. Owoc ów jest jednakowo dostępny wszystkim. Nie ma powodu sądzić, że sam akt zabrania owocu jest równoznaczny „zawłaszczeniu” drzewa i ustanowieniu na nim własności. Zaiste, do drzewa nie dodano żadnej pracy; pracy użyto jedynie w celu zdobycia owocu, który już tam był, a owoc został skonsumowany. Owoc staje się własnością osoby, która go zbierze; rzecz ma się jednak zupełnie inaczej w przypadku drzewa, z którego owoc pobrano. Jeśli osoba, która zabrała owoc, zmierzała do innego celu podróży i nie spodziewa się kolejny raz przejść koło tego drzewa, tym bardziej racjonalne wydaje się stwierdzenie, iż osoba ta ma prawo zjeść nieposiadany przez nikogo owoc, ale nie zawłaszcza drzewa tylko dlatego, że ów owoc zebrała. Następna osoba, która przejdzie koło tego samego drzewa, również ma prawo do owocu; prawa jeszcze kolejnej osoby nie będą naruszone przez fakt, że uprzednio inni ludzie zerwali z tego drzewa owoce.

Rozpatrzmy kolejny przykład: ktoś przepływa statkiem ocean. Ocean jest wspólny wszystkim ludziom, używając słów Locke`a, ale przekroczenie go nie sprawia, że osoba ta stanie się właścicielem oceanu i że inne osoby nie będą uprawnione do „skorzystania” z owego oceanu później. Zgodnie z Locke`owską zasadą zawłaszczenie, używanie nieposiadanych przez nikogo przedmiotów niekoniecznie przenosi własność.

W powyższym cytacie, Hoppe odrzuca klauzulę Locke`a, ponieważ nie zgadza się ze stwierdzeniem, jakoby w stanie natury własność posiadana była wspólnie. Logicznie nie ma to jednak sensu. Niezależnie czy, jak sugeruje Hoppe, własność nie jest posiadana przez nikogo, czy, idąc za Lockiem, jest wspólna wszystkim ludziom, fakt ów niekoniecznie wpływa na prawomocność zawłaszczenie własności, jeśli na działaniu tym traci ktoś inny. Własność może być niczyja, lecz mimo to Locke może odrzucać pomysł, według którego ktoś może zawłaszczyć własność niczyją, jeśli czyn ten pozostawi innym osobom gorsze możliwości niż te, które istniały przez zawłaszczeniem. Czysta logika – nawet jeśli własność jest niczyja, nie unieważnia to Locke`owskiej klauzuli. Nie sprawia również, że Locke`owska klauzula jest prawdziwa. Zajmiemy się nią w następnych rozdziałach tego artykułu; tutaj chcemy jedynie podkreślić, że pierwotnie stanowiła ona część Locke`owskiej teorii własności prywatnej. Jednakże, nie opieramy się na prawdziwości klauzuli Locke`a, więc nawet, jeśli Hoppe ma rację, odrzucając ją, własność wspólna i tak mogłaby funkcjonować w anarchokapitalizmie.

Ewolucja własności wspólnej

W duchu Nozicka wyobraźmy sobie ewolucję praw i własności w anarchii. W przeciwieństwie do Hobbesa, który opisuje anarchię jako wojnę wszystkich ze wszystkimi, ludzie w hipotetycznej Nozickowskiej anarchii chcą ze sobą współpracować, ale i tak pojawiają się spory, co daje impuls do powstania firm zapewniających te usługi, które ludzie zwykle otrzymują od państwa, takie jak usługi policyjne, drogi czy infrastruktura w ogólności. Jak wyjaśniają Rothbard (1973), Friedman (1989), Benson (1990) i inni, sektor prywatny może zapewniać wszystkie te usługi bardziej efektywnie i – co ważniejsze dla libertarianina – nie łamiąc praw jednostek. W takim układzie rząd jest niepotrzebny i niepożądany.

W tak zarysowanych ramach, do uprawomocnienia własności stosowana jest powyżej zacytowana zasada Locke`a. Ludzie samoposiadają się i wchodzą w posiadanie poprzez zmieszanie pracy, którą posiadają, z niezawłaszczonymi zasobami naturalnymi. Zatem ktoś może zawłaszczyć kawałek ziemi, gdy zmiesza swoją pracę z niezawłaszczoną ziemią, uprawiając ją, budując na niej dom lub wykorzystując ją w inny sposób. Ziemia staje się wtedy prawomocną własnością tej jednostki, która zmieszała z nią swoją pracę. Jak Rothbard zaznacza:

Jeśli surowcem naturalnym jest grunt, jego użytkownik może oczyścić go pod budowę domu lub pastwisko, albo uzyskać z niego drewno, itd. Jeśli grunt jest większy niż może go zagospodarować poprzez swoją pracę, nieużytkowany grunt musi po prostu pozostać niczyj, dopóki nie pojawi się jego pierwszy użytkownik.4

Stawia to pytanie, jakie są cechy konstytutywne użytkowania. Dla przykładu, wspomniany wcześniej człowiek, który zebrał owoc z drzewa prawdopodobnie nie jest w tym kontekście użytkownikiem drzewa, chociaż jest on użytkownikiem owocu. Nie wydaje się, że samo przejście obok lub przekroczenie obszaru stanowiło użytkowanie, które wyznaczałoby własność.

Wyobraźmy sobie realistyczną, hipotetyczną sytuację, dzięki której będziemy mogli bardziej szczegółowo przeanalizować tę kwestię. W społeczeństwie anarchokapitalistycznym w miarę, jak ludzie zakładają firmy i budują domy na danym obszarze, powstaje miasto. Zapewne na terenie rolniczym ktoś zakłada sklep ogólnospożywczy, zachęcając rolników z okolicy do robienia w nim zakupów. Korzystając z bliskości tego często uczęszczanego miejsca, ktoś inny buduje w pobliżu bank. Wkrótce powstają kolejno fryzjer, hotel, stajnia (lub, bardziej współcześnie, warsztat samochodowy). Wszyscy biznesmeni weszli w posiadanie swoich firm i posesji, na których firmy te się znajdują, oraz domów, w których mieszkają zarówno sami biznesmeni, jak i ich pracownicy, zgodnie z Locke`owskimi zasadami.

Oczywiście, nie mogą oni rościć sobie praw do większej połaci ziemi, niż faktycznie wykorzystują, ponieważ, jak mówi Rothbard, „[j]eśli grunt jest większy niż może go zagospodarować poprzez swoją pracę, nieużytkowany grunt musi po prostu pozostać niczyj, dopóki nie pojawi się jego pierwszy użytkownik”5. Przykładowo, kiedy Disney Company zbudowało Disney World na Florydzie w latach sześćdziesiątych XX wieku, wykupiło ogromne obszary wokół przyszłego parku rozrywki, żeby uniemożliwić innym chętnym zamieszkanie w pobliżu. Czy to działanie byłoby prawomocne w anarchokapitalizmie? Jeśli ziemia była wcześniej niczyja i Disney zawłaszczył ją, to nie byłby uprawniony do wysuwania roszczeń do większej ilości ziemi niż faktycznie wykorzystuje. Jednakże, jeśli ziemia była wcześniej posiadana, Disney mógł ją wykupić, nawet wtedy, gdy nie zamierzał natychmiast z niej korzystać. Jak twierdzi Rothbard,

Nie znaczy to, jednakże, że użytkownik ziemi musi kontynuować jej użytkowanie, by pozostała ona jego własnością. Załóżmy, że Jones korzysta z pewnego kawałka gruntu, a następnie uznaje, że nie przynosi mu ona korzyści i przestaje na nim gospodarować. (…) Czy w wolnym społeczeństwie utraciłby swoje prawo własności? Nie, ponieważ gdy choć raz połączył swoją pracę z ziemią, pozostanie ona jego własnością. Jego praca została nieodwracalnie zmieszana z zagospodarowanym przez niego gruntem i będzie on już na zawsze należeć do niego lub jego prawnych następców6.

W omawianym przykładzie, Disney nie mógł zawłaszczyć więcej ziemi niż użytkował, ale jeśli ziemia okalająca jego posesję została uprzednio zawłaszczona, mógłby tę ziemię wykupić i dopiero wtedy z niej nie korzystać7.

Rozważmy ponownie hipotetyczną społeczność, która wyrosła na wcześniej niezawłaszczonym gruncie, z bankiem, sklepem, itd. Społeczność taka przyciągać będzie ludzi z dalekich stron. Gdyby istniał jedynie sklep ogólnospożywczy, rolnicy przychodziliby wyłącznie do niego, ale skoro otworzono bank, w ramach wycieczki do sklepu odwiedzą także bank, później dopiero sklep, dilera samochodowego i kino, w miarę jak osada przekształcać się będzie w miasto. Podczas gdy wszyscy biznesmeni posiadają posesje, na których znajdują się ich firmy, drogi łączące je używane są wspólnie i, jak pokazuje przykład z Disneyem, żaden biznesmen nie może wysuwać roszczeń do dróg między posesjami, na które wchodzili klienci, nawet jeśli klienci ci korzystali z tych dróg, żeby dostać się na posesję. Drogi te wykorzystywane są przez wszystkich biznesmenów i ich klientów, którzy mogą podróżować z bardzo daleka, żeby wspierać biznes. Żadna osoba nie może rościć sobie praw, na gruncie zasad Locke`a, do tych arterii komunikacyjnych, ponieważ nie powstały one poprzez zmieszanie jego pracy z ziemią. Powstały one raczej z tego powodu, że wielu ludzi z nich korzystało, przechodząc od jednej firmy do drugiej. Samo przejście przez kawałek ziemi nie wystarcza, żeby powiedzieć, iż ktoś zmieszał swoją pracę z ziemią i że, w konsekwencji, jest właścicielem. Drogi stały się wartościowymi arteriami komunikacyjnymi, z powodu wspólnego korzystania z nich przez wielu ludzi. Nie są one zatem posiadane przez pojedynczego właściciela, ale przez wspólnotę. Ich wartość przypisujemy nie użytkowaniu – czy pracy – jednostki; drogi są wartościowe, ponieważ wielu ludzi wykorzystuje ziemię wspólnie.

Long przedstawia podobny przykład:

Wyobraźmy sobie wioskę nieopodal jeziora. Wieśniacy powszechnie przechadzają się wzdłuż jeziora, aby łowić ryby. W początkach osady trudno było dostać się nad brzeg z powodu zagradzających drogę krzaków i zalegających gałęzi. Ale z biegiem czasu szlak przetarto; tak wytworzyła się droga – nie w wyniku centralnie skoordynowane wysiłku, ale po prostu w rezultacie powszechnego, dzień w dzień, korzystania z tego szlaku. Jest on zatem produktem pracy – jednak nie pracy indywidualnej, ale pracy wspólnej, zbiorowej. Gdyby jeden wieśniak zdecydował się wykorzystać nowo powstałą drogę i ustanowił na niej bramę, aby pobierać myto, naruszałby kolektywne prawa własności, które osadnicy wspólnie zdobyli8.

Przykład Longa wyraźnie pokazuje, jak własność wspólna może wytworzyć się w ramach praw Locke`owskich.

Alternatywne rozwiązanie – drogi prywatne

Ten opis powstania własności wspólnej niekoniecznie musi wystąpić w każdym przypadku. Można wyobrazić sobie przedsiębiorczego biznesmena, który zbuduje biurowiec, wstawi drogi i pozostałą infrastrukturę, zostając właścicielem całej posesji. Przedsiębiorca ów mógłby sprzedać lub wynająć działki, jednocześnie posiadając drogi między nimi9. Chociaż w wielu przypadkach zapewne tak by się stało, nie jest to konieczny scenariusz, nawet gdy mamy do czynienia z rzeczywiście przedsiębiorczym biznesmenem. Jeśli właściciel sklepu ogólnospożywczego w opisanym przez nas przykładzie zdecydowałby się zastosować właśnie tę strategię, założyciel banku czy mechanik mogliby podjąć decyzję o założeniu firmy poza terenem należącym do właściciela sklepu, co miało miejsce w przypadku Disneya – wiele firm powstało poza granicami Disney World, żeby uniknąć konieczności zapłaty pierwszemu przedsiębiorcy czynszu lub wykupu działki, ale wystarczająco blisko, żeby skorzystać z jego bliskości (pamiętajmy, że klauzula Locke`a wymaga, aby własność pozostawiona innym była co najmniej tak dobrej jakości, jak własność zawłaszczona przez wcześniejszego posiadacza). Wspólna arteria komunikacyjna powstanie zatem na granicy biurowca lub centrum handlowego – których właściciele, przedsiębiorczy biznesmeni, posiadają prywatne drogi – ponieważ inni mogą podjąć decyzję o osiedleniu się poza granicami (i kontrolą) przedsiębiorcy, który zapoczątkował osiedle.

Choć prywatne drogi są prawdopodobnym rozwiązaniem w wielu przypadkach, wydaje się możliwe, że wiele firm o niewielkim kapitale początkowym osiedli się w znacznej bliskości, nie inwestując, jednakże, w budowę i utrzymanie arterii komunikacyjnych, które umożliwiłyby ludziom przemieszczanie się z jednej firmy do drugiej. Drogi rozwijają się więc razem z firmami i mogą przynieść korzyści wszystkim tym firmom. W miarę jak firmy rosną, transport łączący je zwiększa się, dzięki czemu ludzie korzystający z dróg (a nie jednostka, która zmiesza swoją pracę z niezawłaszczonymi zasobami) tworzą arterie komunikacyjne. Według zasad Locke`owskich jedna osoba nie mogłaby przedstawić prawomocnego roszczenia do własności owych arterii, ponieważ, po pierwsze, roszczenie takie nie pozostawiłoby tak dużo tej samej jakości dobra dla wszystkich innych (gdyby było to najbardziej bezpośrednie połączenie między dwoma firmami) i po drugie, niezależnie od prawdziwości klauzuli, nie stworzyła ich praca jednego człowieka, ale wielu, którzy chcieli dostać się do celu swojej podróży.

Odwołanie do Locke`a nie stanowi jednak sedna naszego argumentu, jest ono jedynie dodatkiem. Z całą pewnością w anarchokapitalizmie wiele dróg byłoby prywatnych. Jednakże, równie wiele powstałoby nie przez pracę jednostki, ale użytkowanie wielu jednostek, ponieważ są to szlaki łączące konkretne miejsca. W miarę jak zwiększa się ruch między tymi miejscami, tworzą się, poprzez wspólne użytkowanie, arterie komunikacyjne, które stają się własnością wspólną. Nie mówi to nic o realności i potrzebie istnienia dróg prywatnych. Twierdzimy po prostu, że nie wszystkie drogi powstaną w ten sposób. Niektóre z nich wyłonią się w rezultacie zwiększonego ruchu, nie w skutek pracy jednostki, a więc podpadać będą pod kategorię własności wspólnej w anarchokapitalizmie. Gdy z arterii korzysta wielu ludzi, próba zawłaszczenia jako własność prywatną owych dróg przez jednostkę stanowiłoby naruszenie praw tych licznych użytkowników.

Własność wspólna a własność kolektywna

Powyższe rozważania pokazały nam, jak własność może ewoluować we własność wspólną, tj. taką, do której dostęp jest otwarty dla wszystkich. Powiązanym, ale odmiennym rodzajem własności jest własność kolektywna, według której własność jest posiadana przez konkretną grupę ludzi. Łatwo sobie wyobrazić ową formę własności, ponieważ jest ona dziś bardzo powszechna. W związku sąsiedzkim, który posiada swoje własne np. drogi, każdy, kto posiada dom w sąsiedztwie, posiada również udział w drogach. Członkowie związku łącznie zgadzają się na zasady rządzące własnością kolektywną: na to, jak ją finansować, utrzymywać i kto ma do niej dostęp. Foldvary (1994) szczegółowo wyjaśnia, jak prywatne wspólnoty, związki sąsiedzkie, a nawet firmy (przykładem Disney) mogą zapewniać dobra publiczne ich właścicielom lub konsumentom, ale owe dobra publiczne są posiadane kolektywnie. W powyższym przykładzie, jednakże, drogi stały się wspólne, co oznacza, że każdy może mieć na nie wstęp – to właśnie odróżnia własność wspólną od własności kolektywnej.

Własność wspólna pojawia się w naturalny, Locke`owski sposób. Ludzie podróżują do pracy, np. do sklepu ogólnospożywczego w powyższym przykładzie, a, gdy bank otworzy w pobliżu swoją siedzibę, również ze sklepu do banku. Podczas gdy można sobie wyobrazić kogoś kładącego prywatną drogę, aby połączyć te dwa miejsca, być może nie będzie to opłacalne, jeśli firmy nie mają zbyt wielu klientów, a gdy baza konsumencka już się wykształci, ludzie już korzystają z arterii komunikacyjnej – już zmieszali swoją pracę z nią. Zrobiła to, jednakże, nie jedna osoba, ale wszyscy, którzy przemierzyli drogę od jednej firmy do drugiej. Firmy te nie mają żadnego interesu w ograniczeniu możliwości przemieszczania się między nimi. Istotnie, fakt, że inne firmy znajdują się zaraz obok pomaga zwiększyć ruch, a więc owa arteria jest korzystna dla wszystkich firm w pobliżu. Dostęp do arterii jest otwarty dla wszystkich, poczynając od ludzi, który przechodzą tędy codziennie do tych, którzy bywają tutaj raz na miesiąc, rok czy nawet rzadziej. Publiczny dostęp pozwala ludziom na wejście na drogę nawet, jeśli nigdy wcześniej z niej nie korzystali. Firmy raczej nie przywłaszczą sobie własności wspólnej, ponieważ oznaczałoby to odebranie sobie konsumentów. W każdym razie, jako że nie ma jednostkowego właściciela czy grupy jasno określonych kolektywnych właścicieli, nikt nie ma prawa wykluczyć kogokolwiek z własności wspólnej10.

Kluczowe jest, iż w momencie, gdy ziemia staje się własnością wspólną, zawłaszczenie jej przez jednostkę lub grupę częstych użytkowników pozbawiłoby innych należnego im prawa do korzystania z własności wspólnej. Własność wspólna jako taka pojawia się, ponieważ, gdy potencjalna własność była nieużywana, wielu ludzi miało do niej dostęp, ale nie zmieszało z nią swojej pracy w sposób, który przenosiłby własność prywatną. W momencie gdy ustanowi się własność wspólną, żadna jednostka czy grupa nie ma prawa pozbawić innych do niej dostępu. Fakt, że niektórzy ludzie korzystają z arterii częściej niż inni lub że niektórzy ludzie mają swoje posesje bliżej niej niż inni, nie jest sam przez się wystarczający, aby wykluczyć innych z możliwości wstępu na własność wspólną.

Możemy sobie wyobrazić, że wiele firm położonych nieopodal arterii również by chciało, żeby pozostała ona własnością wspólną, aby ułatwić konsumentom dostęp do nich, wspierając ich biznesy. Gdyby droga była sprywatyzowana, właściciel drogi mógłby ustanowić cło za przejazd (które właściciel firmy mógłby uznać za zbyt wysoką opłatę) lub wręcz w ogóle zakazać przejazdu. Droga ma wartość z powodu bliskości firm; gdyby ktoś przyznał sobie prawo własności do niej i ustanowił opłaty za dotychczas bezpłatny przejazd, pogwałciłby uprawnienia właścicieli firm. Gdyby było to dozwolone, osoba, która wysunęła roszczenia do drogi mogłaby przywłaszczyć sobie opłaty, pozbawiając konsumentów i biznesmenów nadwyżki konsumenckiej i produkcyjnej. Wartość drogi przypisywanaby była nie do działań nowego właściciela albo do tego, iż ten zmieszał swoją pracę z ziemią, ale do wcześniejszej działalności sąsiadujących z drogą biznesmenów. Zatem sąsiadujący właściciele mogą również stworzyć Locke`owskie prawa do wspólnego dostępu do arterii, ponieważ zarówno oni, jak i ich klienci z niej korzystali11.

To samo będzie prawdą w odniesieniu do dróg dzielnicowych. Jeśli ludzie budują domy, tworząc z biegiem czasu arterie komunikacyjne między nimi, będą one własnością wspólną – gdyby ktoś zawłaszczył drogę jako własność prywatną, pozbawiłby domowników i innych użytkowników prawa do korzystania z własności wspólnej. Tak jak w przypadku firmy, jeśli by do tego doszło, właściciel drogi mógłby zdobyć pełną rentę od okolicznych domów, ustanawiając wysokie opłaty wynikające z wartości okolicznych domów, a nie ze zmieszania pracy przez właściciela drogi z ziemią. Gdy zatem własność jest wspólna, przekształcenie jej we własność prywatną oznaczałoby pogwałcenie Locke`owskich praw.

Nie zajmujemy się tutaj kwestią efektywności własności wspólnej. Oczywiście, mogłaby wystąpić tragedia wspólnego pastwiska, którą opisywał Hardin (1968), ale nie stanowi to libertariańskiego usprawiedliwienia pozbawienia ludzi dostępu do ich własności wspólnej. Może być przykładowo tak, że grodzenia, które przekształciły – zdecydowanie nadużywane – wspólne pastwiska we własność prywatną, czyniły bardziej efektywny użytek z własności. Jednakże, pozbawiały również pewnych wcześniejszych użytkowników prawa do własności wspólnej i do wypasania na niej trzody.

Jest wiele innych przypadków, w których ziemia nie jest zawłaszczana przez pojedynczego użytkownika, lecz jest używana wspólnie przez wielu ludzi, z których każdy miesza z nią swoją pracę. Carlos i Lewis (1999) opisują kanadyjskich Indian, którzy polują na bobry na wspólnych terenach łowów. W takich przypadkach wielu ludzi zmieszało swoją pracę z ziemią, opierając na niej swoje utrzymanie. Trudno byłoby dowodzić, że pierwsza osoba, która poluje na pewnym kawałku ziemi, staje się jego właścicielem, zupełnie tak, jak trudno byłoby dowodzić, że pierwsza osoba, która zerwie owoc z drzewa staje się właścicielem drzewa, ale jeśli więcej ludzi zaczyna tam polować, prawo polowania staje się wspólne wszystkim. Ziemia użytkowana w ten sposób nie mogłaby być następnie zawłaszczona przez jednostkę, nie pozbawiając wszystkich innych ich Locke`owskich praw do własności wspólnej, które posiadają, jako że wszyscy zmieszali swoją pracę z ziemią.

Chodzi o to, że własność może, na gruncie Locke`owskiej teorii, stać się własnością wspólną, do której dostęp będą mieli wszyscy. Odróżnia się to od własności kolektywnej tym, że tam własność należy do określonej grupy jednostek. Ograniczenie dostępu do takiej własności wspólnej pozbawiałoby ludzi ich praw.

Wspólnie posiadane parki i budynki

Drogi stanowią dobry przykład własności wspólnej, ale wiele innych dóbr mogłoby wejść we wspólne posiadanie w ten sam sposób. Przykładowo, ludzie we wspólnocie mogą spotykać się w wyznaczonym miejscu z przyczyn towarzyskich lub żeby grać w gry. Gdy obszar ten stanie się wspólnym miejscem spotkań dla wielu ludzi, część z nich może razem oczyścić teren pod boisko do bejsbola lub ognisko. Jeśli uczynili to na gruncie, który już wcześniej był własnością wspólną, nie mogą wziąć go na wyłączność. Przykładowo, jeśli grupa ludzi już wcześniej regularnie grywała w bejsbol na tym boisku, inna osoba nie mogłaby przyjść, postawić siatkę dookoła stanowiska pałkarza i bazy, twierdząc, że ludzie, którzy uprzednio byli regularnymi użytkownikami nie mogą korzystać z tak polepszonego boiska, ponieważ on dodał swoją pracę do ziemi. Podczas gdy pole to nie było własnością jednej osoby, ponieważ użytkowano je od początku kolektywnie, nie było ono również niczyje. W podobny sposób można by wznieść budynki. Ludzie mogliby chcieć jakiegoś schronienia w parku, a więc zbudowaliby konstrukcję we wspólnym parku. Budowniczy nie mógłby rościć sobie praw do własności w tym momencie, ponieważ ziemia, na której budynek został postawiony, była wcześniej we wspólnym posiadaniu z racji tego, że użytkownicy parku już zmieszali z nią swoją pracę.

Przykłady takie mają wiele rzeczywistych odpowiedników, aczkolwiek z narzuconymi odgórnie instytucjami państwowymi – nie możemy więc dziś mówić o anarchokapitalistycznych społecznościach. Przykładowo, Andrew Carnegie zbudował z własnych pieniędzy tysiące publicznych bibliotek na ziemi, której nie był właścicielem, jak odnotowali Holcombe (2000, s. 54-55) i Lagermann (1989). Carnegie postawił te biblioteki na państwowej ziemi do użytku publicznego; wiek później nadal każdy może z nich skorzystać tak, jak zakładał Carnegie. Oczywiście, w anarchokapitalizmie każdy będzie mógł postawić sobie bibliotekę, park i inne rodzaje tego, co zwykle jest własnością wspólną i, jeśli będzie chciał, przekazać je we wspólne posiadanie, jak zrobił to Carnegie. Można wysunąć tutaj zastrzeżenie, że, jeśli Carnegie by tak zrobił i gdyby własność wspólna nie istniała w anarchokapitalizmie, działania Carnegie`go oznaczałoby porzucenie własności, co czyniłoby ją wolną do zawłaszczenia dla innych. Jednakże, skoro z własności korzysta wielu ludzi, nie została ona faktycznie porzucona. Nie ma powodu, by własność ta nie mogła się stać własnością wspólną, jak planował jej poprzedni właściciel.

Wspólnie posiadana własność może więc nie tylko powstać przez ewolucję, jak w przykładzie z drogami w poprzednim rozdziale, ale i może być stworzona celowo w anarchokapitalizmie, jak w przypadku bibliotek Carnegie`go. Nawet w dzisiejszym społeczeństwie, w którym państwo zapewnia publiczny dostęp do tylu dóbr, jednostki wciąż są bardzo filantropijne, a z całą pewnością byłyby jeszcze bardziej w świecie bez państwa. Ludzie jak Andrew Carnegie zapewnialiby wspólną własność jak biblioteki z intencją udostępnienia ich wszystkim, a mniej zasobni przeznaczaliby swój czas na zarządzanie tymi zasobami. Wiele organizacji typu non profit działa na podstawie dobrowolnego finansowania donatorów, którzy wspierają dobra publiczne takie, jak muzea, parki czy domy opieki społecznej. Jeśli społeczeństwa anarchokapitalistyczne kiedykolwiek się pojawią, wyobrażenie sobie własności wspólnej jako integralnej części owych społeczeństw nie wymaga jakichś specjalnych zdolności.

Decentralizacja własności wspólnej

Rozważania do tej pory były abstrakcyjne i hipotetyczne, ponieważ każde zamieszkałe miejsce na ziemi poddane jest władzy jakiegoś państwa12, a infrastruktura, drogi, parki, i inne dobra użytkowane wspólne zawsze są własnością państwową. W rzeczywistości, anarchokapitalizm nie mógłby powstać tak, jak opisaliśmy to powyżej – ludzie zawłaszczający ziemię niczyją, ponieważ nie ma już ziemi niczyjej. Jeśli anarchokapitalizm ma wyłonić się ze status quo, anarchokapitaliści muszą przyznać, że drogi, parki, itd., które obecnie znajdują się we wspólnym posiadaniu, są własnością państwa. Jak jednak przekazywano by prawa własności, gdyby państwo zostało rozwiązane?

Często w takich przypadkach zaleca się prywatyzację. Państwo może sprzedać swoje aktywa prywatnym firmom, które będą właścicielami dróg, parków, bibliotek, rzek, itd. Podczas gdy mogłoby to zadziałać z praktycznego punktu widzenia, byłoby to naruszenie zasad libertariańskich, ponieważ w obecnej sytuacji własność państwowa taka, jak drogi, parki czy biblioteki jest dostępna dla wszystkich, zatem jej sprzedaż prywatnemu właścicielowi pogwałciłaby prawa własności wszystkich ludzi zapewniające im swobodny do nich dostęp. Rozróżnienie między własnością wspólną a własnością kolektywną ma jak najbardziej tutaj zastosowanie, ponieważ drogi i własność wspólna innego rodzaju jest dostępna nie tylko dla konkretnych ludzi mieszkających w danym rejonie. Dla przykładu, drogi w Atlancie nominalnie są własnością społeczności lokalnej, hrabstwa i rządu stanowego Georgii, ale są one dostępne dla wszystkich niezależnie od tego, czy są oni obywatelami Georgii, a za pośrednictwem akcyzy na paliwo i innych podatków, które wszyscy płacą w Georgii, finansowane są również przez ludzi spoza Atalanty i spoza Georgii. Turyści w Atlancie, którzy kupują tam paliwo, płacą za drogi, a więc, gdyby drogi zostały sprywatyzowane i ich własność przyznana lokalnym mieszkańcom, niektórzy ludzie, którzy pomogli zbudować te drogi, a więc posiadali prawo do swobodnego dostępu na nie, utraciliby te prawa.

Pod tym względem, drogi w Atlancie są jak wspólne arterie komunikacyjne we wcześniejszym przykładzie. Podczas gdy wcale nie musiały powstać w opisany sposób, część z nich tak właśnie powstała. Ludzie zaczęli korzystać z pewnych ścieżek, aby dostać się z jednego miejsca do drugiego. Ścieżki te były wspólnie posiadane i każdy mógł z nich skorzystać, dopóki nie przejęło ich państwo. Po tym zdarzeniu, pozostały one powszechnie dostępnymi dobrami (w znacznym zakresie), chociaż nominalnie ich właścicielem pozostawało państwo. Wyznaczenie pewnej granicy, która włącza pewnych ludzi, a wyłącza innych, postanowienie, że drogi zostaną sprzedane i zapłacenie mieszkańcom Atlanty, Georgii czy Stanów Zjednoczonych, pozbawiłoby niektórych ludzi prawa swobodnego dostępu, którym to prawem cieszą się obecnie. Podczas gdy ludzie ci również uiszczają opłaty na utrzymanie dróg, płacąc akcyzę za benzynę, gdy są w Atlancie, nie ma to żadnego znaczenia. Z punktu widzenia praw, nielibertariańskie byłoby pozbawienie ludzi praw, które mają teraz – prawa do korzystania z dróg. Jest tak niezależnie od tego, czy drogi przekształciły się we własność wspólną zanim przejęło je państwo, czy zostały one położone i posiadane przez państwo od samego początku.

Jak pokazaliśmy powyżej, własność wspólna nie jest nielibertariańska. Powstaje ona zgodnie z zasadami wyznaczanymi przez Locke`owskie standardy. Niezależnie od tego, jak zasoby stały się własnością, jeśli anarchokapitalizm zastąpiłby obecne zdominowane przez państwo społeczeństwa, prywatyzacja własności wspólnej byłaby nielibertariańska, ponieważ pozbawiłaby niektórych ludzi praw do korzystania z tej własności.

Rzeki i oceany

Innym obszarem poddanym własności wspólnej mogą być rzeki i oceany. Nawet dzisiaj oceany są powszechnie dostępne, a nie zawłaszczone na Locke`owskich kryteriach. Podczas gdy statki przemierzają oceany, w porównaniu do wielkości oceanu liczba statków jest niezmiernie mała, więc nierozsądnie jest twierdzić, że ktoś zawłaszczył ocean. W konkretnych przypadkach można wysuwać roszczenia do pewnych łowisk, które zostały zawłaszczone lub zostałyby, gdyby nie interwencja państwa, ale i tak zdecydowana większość powierzchni oceanu pozostaje niezawłaszczona.

Podobnie ma się sytuacja z rzekami, chociaż prawo własności do nich należy do państwa, na którego terytorium leży dana rzeka. Jednakże, rzeki takie, jak Missisipi są tak długie, że mało prawdopodobne jest, aby podlegały własności jednego właściciela. Wręcz przeciwnie, scenariusz wykształcania się własności wspólnej ma tu jeszcze większe zastosowania niż w przypadku dróg. Parę osób wykorzystuje rzekę do transportu, a w miarę jak zwiększa się ruch na rzece, staje się ona dobrem wspólnym, a nie własnością posiadaną przez jedną osobę. Walory transportowe rzeki wynikają z faktu, że można skorzystać z niej do przebycia setek mil, więc nierozsądnie jest myśleć, że pierwszy podróżnik zawłaszczy rzekę w całości. Jednakże, jeśli lokalny użytkownik będzie wysuwać roszczenia do części rzeki, pozbawi on innych praw do korzystania z rzeki jako korytarza transportowego.

Jedną kwestią jest użytkowanie rzeki jako źródła wody do picia, nawadniania i wyrzucania śmieci; inną – użytkowanie rzeki jako transportowego korytarza dla ludzi i dóbr. Rothbard odnosi się do tej sprawy, pisząc:

Ludzie postrzegają wodę, przynajmniej w rzekach i oceanach, jako obiekt, który nie może stać się przedmiotem własności, chociaż dopuszcza się taką możliwość w przypadku (małych) jezior i studni. Jest prawdą, że pełne morze, w odniesieniu do tras statków, prawdopodobnie nie jest obszarem właściwym do podziału pod względem własności, ze względu na obfitość tych wód w relacji do szlaków morskich. Nie dotyczy to jednak praw do połowu w oceanach. Ryby zdecydowanie nie są dostępne w nieograniczonych ilościach w stosunku do ludzkich potrzeb. Mogą zatem stać się przedmiotem własności – ich zasób i źródło pochodzenia również, podobnie jak złapane ryby. (…) W wolnym społeczeństwie prawa do połowu na pewnych obszarach oceanu należałyby do pierwszych użytkowników tych obszarów i mogłyby zostać sprzedane innym użytkownikom. Właśność obszarów wodnych zawierających ryby jest analogiczna z własnością obszarów uprawnych lub lasów zawierających zwierzynę łowną. (…) Obszary wodne, podobnie jak lądowe, można oznaczyć pod względem długości i szerokości geograficznej. Tak oznaczone granice mogą określać obszar posiadany przez poszczególne osoby13.

W tym akapicie Rothbard zdaje się nakładać nowe kryterium na zawłaszczenie: zawłaszczane dobro musi być rzadkie. Twierdzi on, że szlaki żeglugowe raczej nie nadają się do zawłaszczenia z powodu ich obfitości w porównaniu do hipotetycznych szlaków. Jednakże, jeśli obfitość zasobu ma w ogóle zastosowanie do Locke`owskiego kryterium zmieszania pracy z niczyim zasobem, aby nabyć własność, zdaje się, że zmierza ona, z tego, co Rothbard wskazuje, w przeciwnym kierunku. Pamiętajmy, że Locke`owska klauzula (której Rothbard nie uznaje) stanowi, iż niezawłaszczone zasoby mogą stać się własnością dopóki zasobu tego jest wystarczająco dużo i o dostatecznej jakości dla innych. Idąc zatem śladami Locke`a, wydawałoby się, że niczyje zasoby mogą być zawłaszczone jako własność prywatna dopóki nie są rzadkie, podczas gdy Rothbard twierdzi, jakoby mogą być zawłaszczone tylko, gdy są rzadkie.

Rozważmy przypadek szlaków żeglugowych, które Rothbard uważa za niezdatne do zawłaszczenia z powodu ich obfitości. Rothbard pisze, że jeśli ktoś przemierza ocean, nie miesza swojej pracy z niczyim zasobem, nie przekształca więc owego zasobu we własność prywatną jemu podporządkowaną. Wynika z tego, że druga osoba może wykorzystać ten sam szlak, tak samo następne osoby, ale żadna z nich nie może wysuwać roszczeń do niego. Jeśli już ktokolwiek mógłby mieć takie roszczenie, to pierwszy użytkownik, ale Rothbard wyraźnie stwierdza, że takie roszczenie mu nie przysługuje. Gdy wielu użytkowników podróżuje wzdłuż tego samego szlaku, staje się on własnością wspólną zgodnie z procedurą opisaną powyżej.

Odnosi się to również do tras powietrznych. Podróż samolotem z jednego miejsca do drugiego nie daje pilotowi własności bloku powietrza, przez który przeleciał. Jednakże, jak Rothbard wskazał w przypisie, jeśli liczba pilotów korzystających z korytarza rośnie, trasa może stać się zatłoczona. Nie wydaje się jednak, że stanowi to wystarczające usprawiedliwienie dla retroaktywnego nadania praw własności do tej trasy pierwszemu użytkownikowi, który, za Rothbardem, nie miał do niej żadnego prawa. Czy dziś, gdy tak wiele samolotów lata z Europy do Stanów Zjednoczonych i z powrotem, powinniśmy prawo własności do międzykontynentalnych podróży samolotem przyznać potomkom Charlesa Lindbergha? Skoro sam Lindbergh nie miał żadnego prawa do wysuwania podobnych roszczeń po przemierzeniu oceanu w 1927 r., wydaje się, że roszczenie to nie przysługuje również jego potomkom. Jeśli szlaki żeglugowe między Europą a Stanami Zjednoczonymi stałyby się tak zatłoczone jak korytarze powietrzne, nie byłoby to wystarczającym usprawiedliwieniem dla retroaktywnego przyznania praw własności do owych szlaków potomkom Krzysztofa Kolumba.

W tych przypadkach sporadyczna podróż na szlaku, która zgodnie z tym, co pisze Rothbard nie jest wystarczająca do ustanowienia własności, z biegiem czasu wzrastała do punktu, w którym szlaki, którymi podróżowano stały się wartościowe z powodu wspólnego użytkowania wielu ludzi. W tym momencie dobro przeszło we własność wspólną.

Rozważania Rothbarda o prawach do łowienia podnoszą interesujący problem, do którego Rothbard się nie odnosi. Rothbard mówi: „Właśność obszarów wodnych zawierających ryby jest analogiczna z własnością obszarów uprawnych lub lasów zawierających zwierzynę łowną”. Normalnie, gdy ktoś staje się właścicielem ziemi, jego kontrola rozpościera się na każdy jej wymiar. Przykładowo, jeśli ktoś jest właścicielem gospodarstwa rolnego, właściciel posiada nie tylko prawo do uprawy roli, ale także prawo do wykluczenia innych z przechodzenia przez jego ziemię i polowania na niej (co stanowiłoby naruszenie jego własności), jak również prawa do surowców (ropy, gazu i innych), które znajdzie na swojej własności. Jeśli własność akwenów, które zawierają ryby, jest bezpośrednio analogiczna do własności ziemi, czy właściciel prawa do połowu ryb może uniemożliwić rybakom przepłynięcie przez swoją własność? Czy właściciel mógłby wykluczyć i wczasowiczów? Jeśli własność akwenów jest analogiczna do własności ziemi, wydawałoby się, że odpowiedź musi być twierdząca. Czy właściciel posiadałby zatopione w wodzie skarby? Czy może, zachowując analogię między zawłaszczaniem ziemi i wody, zasada zawłaszczenia ziemi nie przekazywałaby praw do surowców w ziemi ludziom, którzy zawłaszczyli prawo do uprawy albo nie uniemożliwiałaby ludziom przekroczenia własności zawłaszczonej w celu uprawy dopóki nie zaczęliby wyrządzać szkód zbiorom. Kwestie te są niezwykle istotne dla praw własności w anarchokapitalizmie, ponieważ odnoszą się do tego, jak można nabyć własność przez zawłaszczenie i jakie prawa owo zawłaszczenie przenosi. Jak wspomnieliśmy powyżej, nie można po prostu przejść przez pole i stwierdzić, że zmieszało się z nim pracę, zawłaszczając je. Ale problemy te są uboczne w stosunku do głównego tematu własności wspólnej w anarchii, nie będziemy się więc nimi dalej zajmować.

Czy własność musi być prywatna?

Hoppe, zwolennik anarchokapitalizmu, zakłada, że w anarchokapitalizmie każda własność będzie prywatna. Na poparcie tego stwierdzenia, Hoppe wyobraża sobie społeczeństwo anarchokapitalistyczne i pisze, że: „trzeba założyć, jako koncepcyjny punkt odniesienia, istnienie tego, co filozofowie polityczni określają jako anarchia prywatnej własności, anarchokapitalizm lub uporządkowana anarchia. Każda własność jest prywatna, włączając w to ulice, rzeki, lotniska i porty”14. Widzimy więc, że Hoppe wyraźnie stwierdza, iż pomysł, aby każda własność w anarchokapitalizmie była prywatna, jest jedynie założeniem wstępnym, nie popartym żadnym dowodem.

Hoppe wywodzi swoją teorię własności poprzez Rothbarda do Locke`a, a Rothbard powołuje się na Locke`a i innych, aby ustanowić argument z zawłaszczenia za własnością prywatną. Analiza poczyniona tutaj zgadza się z Locke`owskim argumentem, że niczyje zasoby mogą być zmieszane z czyjąś pracą i stać się własnością osoby zapewniającej pracę. Z całą pewnością również własność stanowi podstawę społeczeństwa anarchokapitalistycznego. Kwestią nas interesującą jest to czy każda własność musi być prywatna, a analiza poczyniona tutaj wskazuje, że w ramach Locke`owskich kryteriów, własność wspólna może powstać w anarchokapitalizmie. Locke tego, co oczywiste, nie stwierdził, ale Rothbard zauważa:

Nie powinno zaskakiwać, że Locke’a teoria praw naturalnych, jak pokazali historycy myśli politycznej, była zjeżona sprzecznościami i nieścisłościami. W końcu, pionierzy w każdej dziedzinie, każdej nauce, cierpieć będą na sprzeczności i luki, które poprawią ich następcy. (…) W rzeczywistości, teoria libertariańskich praw naturalnych była rozwijana i oczyszczana po Locke’u15.

Artykuł ów jest poszerzeniem tej teorii, aby pokazać, że własność wspólna jest spójna z libertariańską teorią praw naturalnych.

Rothbard twierdzi, że „w najgłębszym znaczeniu, każda własność jest 'prywatna’”16. A jednak nie odnosi się do własności wspólnej, która jest tematem naszego artykułu. W następnych akapicie Rothbard pisze:

to samo dotyczy jednostek składających się na jakiegokolwiek rodzaju grupę. Gdy więc stworzyli państwo, król i jego krewni kontrolowali – a więc chociaż częściowo „posiadali” – własność ludzi, przeciwko którym występowali. (…) Kluczową kwestią w społeczeństwie nie jest więc, jak wielu sądzi, czy własność jest prywatna, czy państwowa, ale czy z konieczności „prywatni” właściciele są właścicielami uprawnionymi, czy przestępcami. Nie ma bowiem takiego bytu, który nazywamy „państwem”; są jedynie ludzie tworzący grupy zwane „państwami” i działający w „państwowy” sposób. Każda własność jest zatem zawsze „prywatna”, a podstawowym pytaniem jest czy powinna ona spoczywać w rękach przestępców, czy uprawnionych właścicieli17.

W tym akapicie, Rothbard przedstawia alternatywę własności prywatnej albo państwowej tak jakby wyczerpywałoby to kategorie własności, nie biorąc w ogóle pod uwagę możliwości własności wspólnej.

Rothbard wyraźnie stwierdza, że każdy musi faktycznie użytkować ziemię, aby stać się jej właścicielem.

Jeśli Kolumb ląduje na nowym kontynencie, czy ma prawo oświadczyć, że cały nowy kontynent należy do niego, czy choćby jego część „gdzie okiem sięgnąć”? Z pewnością nie miałoby to miejsca w postulowanym przez nas wolnym społeczeństwie. Kolumb lub Cruzoe musieliby najpierw użytkować ziemię, „uprawiać” ją w jakiś sposób, zanim mogliby utrzymywać, że do nich należy. „Uprawa” nie musi oznaczać zaorania ziemi, choć jest to jedna z możliwych jej form. Jeśli surowcem naturalnym jest grunt, jego użytkownik może oczyścić go pod budowę domu lub pastwisko, albo uzyskać z niego drewno, itd. Jeśli grunt jest większy niż może go zagospodarować poprzez swoją pracę, nieużytkowany grunt musi po prostu pozostać niczyj, dopóki nie pojawi się jego pierwszy użytkownik18.

Jeśli to rozumowanie zastosujemy do kogoś przechadzającego się na jakimś kawałku ziemi, wydaje się mało prawdopodobne, żeby tylko to wyznaczało uprawę. Zatem osoba, która jedynie przechadza się z jednego miejsca do drugiego, nie miałaby roszczenia do ziemi, po której przeszła. Skoro pierwsza osoba nie miała takiego roszczenia, nie miałaby go również druga ani następna, która skorzysta z owej ścieżki. Jeśli ze ścieżki tej ludzie często korzystają, może ona stać się wartościową arterią, nie z powodu zmieszania przez kogoś z nią pracy, ale ponieważ jest ona regularnie użytkowana przez wielu ludzi. Jako że wielu ludzi używa tej ziemi i ponieważ dostęp do niej jest otwarty dla wszystkich, staje się ona własnością wspólną. Jedna osoba nie mogłaby ustanowić na niej własności prywatnej, ponieważ jest ona wartościową własnością wspólną z powodu wspólnego zmieszania pracy przez wielu wcześniejszych użytkowników.

Czy własność wspólna może stać się prywatna?

Wniosek, że własność wspólna istniałaby w anarchokapitalizmie nie implikuje, że w momencie, gdy dobro wejdzie we wspólne posiadanie, nie będzie mogło stać się własnością prywatną. Gdy własność wspólna zostanie porzucona, stanie się niczyja; może się w ten sposób przekształcić we własność prywatną. Dla przykładu, jeśli kiedyś użytkowana ścieżka przestanie być wykorzystywana lub gdy ludzie nie spotykają się już więcej we wspólnie ustalonym miejscu czy parku, własność byłaby porzucona i mogłaby być zawłaszczona przez prywatnego właściciela. Przypadek porzucenia jest względnie prosty, ale jest bardzo prawdopodobne, że nawet gdyby własność wspólna byłaby w użyciu, anarchokapitalizm zapewniłby mechanizm, dzięki któremu mogłaby się stać prywatna.

Można wyobrazić sobie ścieżkę, która przekształciła się w istotną arterię komunikacyjną, a nie jest odpowiednio utrzymywana, lub park, który jest zatłoczony czy zapuszczony. Prywatny właściciel może wkroczyć i zaoferować utrzymanie własności wspólnej w zamian za tytuł do niej. Przykładowo, firma sąsiadująca z arterią może zaoferować wybrukowanie i utrzymanie drogi w zamian za tytuł do własności lub filantrop może zaoferować utrzymanie parku w zamian za własność. W wielu przypadkach właściciele nie wymagaliby opłat za użytkowanie zupełnie jak centra handlowe posiadające prywatne drogi i miejsca parkingowe pozwalają ludziom jeździć i parkować na nich. Jednakże, mogą zdecydować się na wymóg opłaty za wstęp lub w jakiś inny sposób wyłączyć część ludzi.

Jako że nie ma dziś dobrze rozwiniętych społeczeństw anarchokapitalistycznych, nie można dokładnie przewidzieć, jak dochodziłoby do przekształcenia własności wspólnej w prywatną, ale jednym z mechanizmów mogłoby być wysłanie publicznego zawiadomienia i przesłuchanie publiczne przed dobrze zorganizowanymi arbitrami, którzy osądzą czy takie przekształcenie powinno mieć miejsce19. Własność wspólna może nieść za sobą tragedię wspólnego pastwiska i łatwo wyobrazić sobie, że w publicznym przesłuchaniu przed arbitrami aprobowanymi przez miejscowych biznesmenów i rezydentów konsensus byłby na korzyść przekazania tytułu. Firma, która chciała przejąć sąsiadującą z nią drogę, może dowodzić, że jest ona zatłoczona i źle utrzymywana i że, gdyby wiele firm złączyło się w korporację, utrzymując kontrolę nad drogą, znacznie polepszyłyby jej stan i ułatwiły dostęp do tych firm. Każdy sprzeciwiający się temu planowi mógłby, rzecz jasna, przedstawić swoje argumenty, ale łatwo domyślić się, że w większości przypadków nie byłoby wielkiej opozycji. Ludzie zdaliby sobie sprawę, że firmy mają interes w poprawieniu jakości i przejezdności dróg oraz w zapewnieniu łatwego dostępu, a więc zgodziliby się na własność prywatną, ponieważ wszyscy na tym korzystają. W podobny sposób, ludzie mogliby zgodzić się na prywatyzację parku, jeśli wierzyliby, że park zaoferowałby im więcej udogodnień, nawet jeśli właściciele wymagaliby opłaty za wstęp. Jednakże, trzeba również wziąć pod uwagę możliwość, że organizacja charytatywna może przejąć własność wspólną i kontynuować politykę wolnego wstępu.

Gdyby arbitrzy zgodzili się, że własność powinna zostać sprywatyzowana (co mogłoby mieć miejsce tylko, gdy użytkownicy doszli do konsensusu), nowy właściciel mógłby wynająć firmę ochronną, aby chronić własność i byłby pewny, że w razie sporu prawnego, potencjalni arbitrzy orzekliby na jego korzyść. Ubezpieczenie tytułu prawnego byłoby również zagwarantowane w przypadku, gdyby pierwotna decyzja sądu arbitrażowego została podważona, lecz ubezpieczenie tytułu prawnego jest powszechne nawet dziś, gdy tytuły do ziemi są rejestrowane przez państwo. Fakt, że decyzja jednego sądu arbitrażowego na korzyść transferu tytułu pewnej własności wspólnej do prywatnego właściciela mogłaby zostać podważona przed innym sądem arbitrażowym, dałby ludziom chcącym sprywatyzować własność wspólną silny bodziec do korzystania z usług respektowanych firm arbitrażowych, które miałyby rozważyć wniosek o prywatyzację, ponieważ zapewniłoby to bardziej pewny tytuł.

Rozdział ten spekuluje, jakie rodzaje instytucji transferu własności wspólnej we własność prywatną pojawiłyby się w anarchokapitalizmie. W wielu przypadkach, własność wspólna pozostałaby własnością wspólną, ale rzecz w tym, że, gdy ujawni się oczywista niewydolność, własność wspólna nie będzie musiała zawsze pozostać we wspólnym posiadaniu i że wykształciłyby się mechanizmy transferu własności wspólnej we władanie jednostkowe. Tak jak w przypadku prywatnej własności, transfer ów mógłby mieć miejsce tylko, gdy zgodzą się na niego wspólni właściciele, ale tworzy to problem, ponieważ każdy ma prawo dostępu do własności wspólnej. W każdym razie, rozdział ten sugeruje, że pojawią się mechanizmy ułatwiające transfer własności wspólnej we własność prywatną w anarchokapitalizmie, gdy za transferem zgodna wola ludzi.

A co, gdy nie wszyscy wyrażą zgody?

Pomimo przeciwnych twierdzeń autorów analizujących anarchokapitalizm, artykuł ten pokazuje, że nie cała własność będzie prywatna, jako że własność wspólna może również istnieć. A co, jeśli nie wszyscy zgadzają się z tym wnioskiem? Powyższe pytanie możemy rozważać na dwóch poziomach: po pierwsze, co jeśli ktoś nie zgadza się z powyższymi argumentami odnoszącymi się do kwestii czy istnienie własności wspólnej jest spójne z anarchokapitalizmem? Odpowiemy na to pytanie poniżej. Po drugie, co jeśli społeczeństwo anarchokapitalistyczne faktycznie by istniało, a w tym społeczeństwie jedni ludzie roszczą sobie prawa do użytkowania pewnego dobra jako własność wspólną, a inni – jako własność prywatną?

Wyobraźmy sobie na przykład, że wielu ludzi użytkuje pewien teren jako park, organizuje tam pikniki i gra tam w bejsbol, regularnie się spotykając i wspólnie korzystając z tego obszaru. Na przestrzeni lat, do pikników i gier dołączyli się nowi ludzi, a część starych uczestników odeszła. Czasem ludzie, którzy przez parę lat nie korzystali z parku, powrócą i ponownie zaczną użytkować ten teren. Podczas gdy niektórzy ludzi dodali pewne ulepszenia, takie jak siatka wokół pola bejsbolowego czy grill na pikniki, a inni pomagali utrzymać teren, kosząc trawę, nikt nie rościł sobie własności do tego obszaru, ponieważ nikt nie był pierwszym użytkownikiem i ponieważ wszyscy byli zadowoleni z faktu wspólnego korzystania z własności. W tym momencie przychodzi pewien człowiek, który uznaje ten teren za jego własność prywatną. Być może roszczenie to oparte jest na zmieszaniu pewnej części swojej pracy z ziemią; przykładowo, osoba ta mogła postawić siatkę wokół boiska. Prosi ona swoją firmę ochronną, żeby próbowała wyłączyć innych z korzystania z własności, podczas gdy firma ochronna ludzi, którzy korzystali z parku przez lata, twierdzi, że jest to własność wspólna i że wszyscy mają prawo wstępu na nią z powodów, które przedstawiliśmy w tym artykule. Jak rozwiązano by ten spór?

W anarchokapitalizmie firmy ochronne tych dwóch grup posiadających różne roszczenia mają bodziec do rozwiązania sporu pokojowo poprzez arbitraż. Można próbować wyobrazić sobie, jakie argumenty będą wysuwać obie strony na poparcie swoich żądań. Argumenty za własnością wspólna mogłyby być zgodne z przedstawionymi w artykule. Trudniej za to wyobrazić sobie argumenty za własnością prywatną w takim wypadku, w części z tego powodu, że w anarchokapitalistycznej literaturze nie rozważano możliwości własności wspólnej – poza deklaracją, że każda własność będzie prywatna – a w części, ponieważ trudno wyobrazić sobie, jakie roszczenie mogłaby wysunąć ta jednostka, żeby przekonać innych użytkowników parku, którzy korzystali z niego przez długi odcinek czasu, do porzucenia własności. Jeśli wielu ludzi użytkowało ten teren, jeśli miejsce spotkań było wartościowe dokładnie dlatego, że był to punkt, w którym duża grupa ludzi spotykała się w celach rozrywkowych i jeśli ta grupa ludzi ofiarowywała przez ten okres swoją pracę w celu utrzymania i ulepszania terenu, jakie argumenty mogłaby przedstawić jednostka, aby przekonać arbitrów, że obszar, który użytkowany, utrzymywany i ulepszany był wspólnie przez wielu ludzi przez długi odcinek czasu, powinien stać się jej własnością prywatną?

Można sobie wyobrazić, że w mniej cywilizowanym społeczeństwie, gdyby jedna osoba rościła sobie prawa do własności użytkowanej wspólnie przez wielu ludzi, taki spór doprowadziłby do przemocy. Artykuł ten konsekwentnie postrzega własność z Locke`owskiej perspektywy, rozpoczynając od aksjomatu samoposiadania, ale inne podejście do tej kwestii, promowane przez Rawlsa (1971), Buchanana (1975) i Gaunthiera (1986), stanowi, że prawa ludzi są produktem umowy20. W prawdziwym świecie, pojedynczy właściciel nie byłby w stanie utrzymać praw własności nad własnością, która swego czasu była we wspólnym użytkowaniu, chyba że ludzie ogólnie zgodziliby się, iż osoba ta ma prawnie uzasadnione pretensje. W naszym hipotetycznym przykładzie, arbitrzy zasądzający przeciwko własności wspólnej musieliby przedstawić argumenty wystarczająco mocne, żeby przekonać tych, którzy mają bardziej Rawlsowski niż Locke`owski pogląd na prawa.

Czytelnicy tego artykułu, którzy zgadzają się z analizą w nim poczynioną, mogą myśleć, że w sporze tego rodzaju arbitrzy musieliby orzec na korzyść własności wspólnej; czytelnicy, którzy nie zgadzają się z tą analizą, musieliby przedstawić dowody za tym, że argument ten jest błędny. Ale pomysł, że własność wspólna może istnieć w anarchokapitalizmie nie może być przez arbitrów odrzucony, ponieważ musieliby oni ustosunkować się do argumentów takich, jak przedstawione w tym artykule, aby przekonać ludzi, którzy użytkowali tę własność wspólnie, że prawo do własności spoczywa na jednej osobie i że poprzedni właściciele nie mają więcej prawa wstępu na własność. Można zadać pytanie, czy tysiące ludzi, którzy wspólnie użytkowali park, przyjęłoby wyrok arbitrów twierdzących, że nie mogą oni korzystać z ziemi, jak robili to w przeszłości, ponieważ arbitrzy przenieśli tytuł do ziemi, który wszyscy ci ludzie mieli wspólnie, na pojedynczego człowieka, lub czy przeciwstawiliby się arbitrom, którzy orzekli, że własność jest prywatna, korzystając z własności tak, jak robili to dawniej. Ważną częścią każdego systemu prawnego jest to, że większość podporządkowanych mu musi uznawać go za słuszny, należałoby więc przedstawić silne argumenty, aby przekonać użytkowników własności wspólnej, że naprawdę nie mają prawa do korzystania z niej, jak w przeszłości.

Jak się tam dostać?

Argumenty przedstawione w tym artykule mogą przekonywać niektórych czytelników, a zainteresowani teorią anarchokapitalizmu stają przed wyzwaniem wyjaśnienia, jak własność wspólna będzie użytkowana i zarządzana w anarchokapitalizmie. Pewne sugestie pojawiły się w odniesieniu do niektórych przykładów (jak biblioteki Carnegie`go), które omawialiśmy powyżej. Ludzie działają filantropijnie i bardzo łatwo wyobrazić sobie, że będą poświęcać czas i zasoby na wspieranie i utrzymywanie własności wspólnej. Łatwo również wyobrazić sobie, że ludzie będą zakładać organizacje charytatywne na podstawie np. zapisów spadkowych, aby utrzymywać własność wspólną, ponieważ ludzie robią tak i dziś. Powszechne jest obecnie również utrzymywanie i sprzątanie ulic i chodników państwowych przez właścicieli firm i domów sąsiadujących z nimi, chociaż nie mają oni żadnego prawnego obowiązku takiego działania. Wskazuje to na kierunek, w jakim własność wspólna może być zarządzana, utrzymywana i ulepszana w anarchokapitalizmie, ale z całą pewnością jest jeszcze miejsce na rozwinięcie teorii własności wspólnej w anarchokapitalizmie.

Jak zauważa Schmidtz: „Własność publiczna nie zawsze jest produktem zachłannych rządów i szalonych ideologii. Czasem wyłania się ona spontanicznie jako sposób rozwiązania rzeczywistych problemów”21. Long (1996), wychodząc ze Schmidtza (1994) i Rose`a (1986), zaznacza, że w wielu przypadkach własność wspólna zwiększa wartość własności, jak w przykładzie parku rozważanym powyżej, a nie ją zmniejsza, jak dowodził Hardin (1968). W przeciwieństwie do Hardinowskiej tragedii wspólnego pastwiska, Rose (1986) odnosi się do takich sytuacji, nazywając je komedią wspólnego pastwiska, gdy nieskrępowany dostęp dla wszystkich skutkuje szczęśliwym zakończeniem. Long analizuje drogi i wesołe miasteczka w sposób spójny z przedstawionym w artykule, wykracza jednak poza rozważania o własności fizycznej, przechodząc do własności nad ideami i innymi niematerialnymi zasobami.

Pozostali czytelnicy mogą sądzić, że argumenty przedstawione w tym artykule są błędne; stoją oni przed wyzwaniem wyjaśnienia nie tylko, dlaczego jest to niepoprawne z teoretycznego punktu widzenia, ale również, kto jest uprawnionym posiadaczem zasobów, które znajdują się obecnie we wspólnym użytkowaniu. Kto jest prawnym właścicielem szlaków żeglugowych na oceanie? Korzystano z nich od niepamiętnych czasów w celach transportowych. A jeśli niektóre rodzaje własności (jak właśnie szlaki żeglugowe) mogą być własnością wspólną, czy nie pozostaje to sprzeczne z tym, że inne rodzaje (np. łowiska) będą prywatne? To jest, jeśli ktoś ogłosi, że część oceanu jest jego prywatnym łowiskiem, czego możliwość sugeruje Rothbard, czy właściciel mógłby wtedy uniemożliwić statkom korzystanie z tego obszaru dla transportu? Jeśli nie, czy ktoś, kto rości sobie prawo do uprawy ziemi, jest także właścicielem prawa do surowców? To jest, czy firma naftowa mogłaby wysuwać pretensje do prawa do surowców na ziemi uprawianej już przez kogoś innego? Czy turyści mogliby przemierzać prywatne gospodarstwo rolne (jeśli nie powodują szkód) tak samo, jak żeglarze mogą przemierzać prywatne łowiska?

Podobne wątpliwości dotyczą przestrzeni kosmicznej, co utrudnia jeszcze fakt, że pierwotnymi użytkownikami były państwa. Przykładowo, gdy Neil Armstrong wylądował na Księżycu w 1969 r. i zmieszał swoją pracę z częścią jego powierzchni, zbierając cenne kamienie księżycowe i podejmując inne działania. Działał on jako jednostka zawłaszczająca obszar na Księżycu, czy jako pracownik i pośrednik rządu Stanów Zjednoczonych, w związku z czym obszar Księżyca będzie własnością państwa? W anarchokapitalizmie prawdopodobnie pozaziemska własność rządu powróci do statusu własności wspólnej, tak jak drogi i parki na Ziemi. Kto jest właścicielem dróg na orbicie zajętych obecnie przez państwowe satelity? Przypuszczalnie, w przypadku rozkładu państwa, orbity te będą traktowane tak samo, jak rządowe drogi. Widzimy więc, że, gdy przyznamy, iż w w anarchokapitalizmie może istnieć własność wspólna, pojawia się wiele interesujących pytań.

Long (1998) podnosi wiele innych problematycznych kwestii w społeczeństwie, w którym cała własność jest prywatna. Co się stanie z ludźmi, którzy nie posiadają w ogóle własności? Ludzie muszą gdzieś przebywać, ale co jeśli właściciel działki rozkazuje takim ludziom opuszczenie jego własności w przypadku, gdy właściciele sąsiednich działek nie pozwalają tym osobom przejść? Osoba taka nie ma więc prawa przebywać gdziekolwiek. Z Locke`owskiej perspektywy, skoro ludzie sami siebie posiadają i mają prawo do wolności od ingerencji innych, zdawałoby się, że ludzie bez własności znajdują się pod kontrolą prywatnych właścicieli przynajmniej w takim samym stopniu, w jakim ludzie dziś znajdują się pod kontrolą państwa. Jednakże, nawet jeśli rozwiąże się te kwestie, argumenty poczynione powyżej wciąż zachowują swoją moc.

Własność wspólna nie jest całkowicie obca analizie ekonomicznej. Jest wiele modeli opisujących alokację zasobów w tzw. trzecim sektorze – czyli tam, gdzie działają organizacje non-profit i organizacje charytatywne – co może dać nam wgląd we własność wspólną w anarchokapitalizmie. Modele te zwykle operują w środowisku państwowych regulacji, które nie istniałyby w anarchokapitalizmie, mamy więc możliwość selekcji odpowiednich zagadnień i dostosowania analizy do własności wspólnej w anarchokapitalizmie. Nie powinniśmy być zaskoczeni, że w tym względnie niezbadanym obszarze, pozostają nadal nierozwiązana pytania.

Wnioski

Celem tego artykułu jest zademonstrowanie, że własność wspólna byłaby powszechna w anarchokapitalizmie. Analiza tutaj poczyniona nie odpowiada na pytanie czy własność wspólna jest korzystna lub efektywna. Jednakże, zaprezentowane przykłady mogą wskazywać na to, jak własność wspólna mogłaby być efektywnie zarządzana w anarchokapitalizmie. Warto podkreślić, że własność wspólna to nie to samo, co własność państwowa i własność kolektywna. Istnienie własności wspólnej w anarchokapitalizmie może wpływać na inne obszary społeczeństwa anarchokapitalistycznego, które na pierwszy rzut oka wydają się zupełnie niepowiązane ze sobą. Przykładowo, argumenty Hoppego (2001, rozdz. 7) o imigracji opierają się na założeniu, że każda własność w anarchokapitalizmie jest posiadana prywatnie. Jednakże, gdyby istniała w anarchokapitalizmie własność wspólna, argument ów musi wziąć pod uwagę również ją. Kwestie te wykraczają jednak poza ramy tego artykułu. Jego zadaniem miało być pokazanie, jak własność wspólna powstałaby w anarchokapitalizmie i że, gdy własność wspólna powstanie, nie może być ona prawomocnie przywłaszczona jako własność prywatna.

Bibliografia:

Benson, Bruce L., The Enterprise of Law: Justice Without the State, San Francisco 1990, Pacific Research Institute.

Buchanan, James M., The Limits of Liberty: Between Anarchy and Leviathan, Chicago 1975, University of Chicago Press.

Carlos, Ann M. i Frank D. Lewis, “Property Rights, Competition, and Depletion in the Eighteenth-Century Canadian Fur Trade: The Role of the European Market”, Canadian Journal of Economics 32, nr 3 (maj) 1999, s. 705–28.

Dowd, Kevin, “Anarchy, Warfare, and Social Order: A Comment on Hirshleifer”, Journal of Political Economy 105, nr 3 (czerwiec) 1997, s. 648–51.

Foldvary, Fred, Public Goods and Private Communities: The Market Provision of Social Services, Brookfield 1994, Vt.: Edward Elgar.

Friedman, David, The Machinery of Freedom: A Guide to Radical Capitalism, La Salle 1989, Ill.: Open Court.

Gauthier, David P., Morals by Agreement. Oxford 1986, Clarendon Press.

Hardin, Garrett, “The Tragedy of the Commons” Science N.S. 162, nr 3859 (grudzień 13) 1968, s. 1243–48.

Hirshleifer, Jack, “Anarchy and Its Breakdown” Journal of Political Economy 103, nr 1 (luty) 1995, s. 26–52.

Hobbes, Thomas, Leviathan, New York 1950, E.P. Dutton, wyd. polskie: Lewiatan, Warszawa 2005, Aletheia.

Hobbs, Carlton, “Common Property in Free Market Anarchism: A MissingLink”, http://anti-state.com/article.php?article_id=362 (January).

Holcombe, Randall G, “Government: Unnecessary but Inevitable”, Independent Review 8, nr 3 (zima) 2004, s. 325–42.

Holcombe, Randall G, Writing Off Ideas: Taxation, Foundations, and Philanthropy in America, New Brunswick 2000, N.J.: Transaction.

Hoppe, Hans-Hermann, Democracy—The God That Failed: The Economics and Politics of Monarchy, Democracy, and Natural Order. New Brunswick 2001, N.J.: Transaction Publishers, wyd. polskie: Demokracja. Bóg, który zawiódł, Warszawa 2006, Fijorr Publishing.

Lagemann, Ellen Condliffe, The Politics of Knowledge: The Carnegie Corporation, Philanthropy, and Public Policy, Middletown 1989, Conn.: Wesleyan University Press.

Lange, Oskar i Fred M. Taylor, On the Economic Theory of Socialism, Minneapolis 1938, University of Minnesota Press.

Locke, John,. Two Treatises of Government. Cambridge 1960, Cambridge University Press, wyd. polskie: Dwa traktaty o rządzie, Warszawa 1992, Wydawnictwo Naukowe PWN.

Long, Roderick T., “A Plea for Public Property”, Formulations 5, nr 3 (wiosna); również: http://libertariannation.org/a/f53l1.html, stan na 9 lutego 2009 r.

Long, Roderick T., “In Defense of Public Space”, Formulations 3, nr 3 (wiosna); również: http://libertariannation.org/a/f3312.html, stan na 9 lutego 2009 r.

Nozick, Robert, Anarchy, State, and Utopia, Nowy Jork 1974: Basic Books, wyd. polskie: Anarchia, państwo, utopia, Warszawa 1999, Aletheia.

Rawls, John, A Theory of Justice, Cambridge 1971, Mass.: Belknap Press, wyd. polskie: Teoria sprawiedliwości, Warszawa 1994, Wydawnictwo Naukowe PWN.

Rose, Carol, “The Comedy of the Commons: Custom, Commerce, and Inherently Public Property”, University of Chicago Law Review 53, nr 3 (lato) 1986, s. 711–81.

Rothbard, Murray N., Man, Economy, and State, with Power and Market, Scholar’s Edition. Auburn 2004, Ala.: Ludwig von Mises Institute, wyd. polskie: Ekonomia wolnego rynku i Interwencjonizm, czyli władza a rynek, Warszawa 2007-2009, Fijorr Publishing.

Rothbard, Murray N., The Ethics of Liberty. Atlantic Highlands 1982, N.J.: Humanities Press, wyd. polskie: Etyka wolności, 2010, Fijorr Publishing.

Rothbard, Murray N., For a New Liberty. Nowy Jork 1973, Macmillan, wyd. polskie: O nową wolność. Manifest libertariański, Warszawa 2004, Fundacja Odpowiedzialność Obywatelska.

Schmidtz, David, “The Institution of Property”, Social Philosophy and Policy nr 11 1994, s. 42–62.

1Locke J., Dwa traktaty o rządzie, Warszawa 1992, t. 2, rozdz. 27.

2Tamże.

3Hoppe, Demokracja. Bóg, który zawiódł, s. 185.

4Rothbard M., Ekonomia wolnego rynku, t. 1, s. 306.

5Tamże.

6Tamże.

7Przykład ten sugeruje, że jest różnica między pozostawioną z zamiarem wyzbycia się własnością a własnością nieużytkowaną, jednakże zagadnienie to jest poboczne względem tematu przewodniego, nie będziemy się więc w nie zagłębiać.

8Long R., In Defense of Public Space, http://www.libertariannation.org/a/f33l2.html

9Stajemy tutaj przed pytaniem, czy przedsiębiorca budowlany mógłby być właścicielem działek, jeśli by nic na nich nie zbudował. Powyższy cytat z Rothbarda sugeruje, że własność pochodzi ze zmieszania pracy z niczyimi zasobami, a jeśli ktoś położy drogę na obszarze prowadzącym do niezajętych działek, można zastanawiać się czy było to wystarczające działanie, żeby nabyć własność działek i drogi. Jednakże, jest to zagadnienie poboczne wobec wątku przewodniego, nie zostanie więc poddane analizie.

10Recenzent tej pracy pyta czy grupa dziwnie wyglądających, uzbrojonych po zęby, ludzi powinna mieć wstęp na wspólną drogę. Jeśli ich zachowanie zagrażałoby innym ludziom, jednostki korzystające z arterii i osiedlone wzdłuż niej (przykładowo, biznesmeni) mieliby prawo do obrony przed agresywnym zachowaniem innych, niezależnie czy zachowanie to miałoby miejsce na prywatnej, czy wspólnej własności, zatem w pewnych okolicznościach niektórzy użytkownicy własności wspólnej mogliby uniemożliwiać wstęp innych, aby chronić swoje prawa własności. W anarchokapitalizmie prywatne sądy byłyby instancją ustalającą, kto może być wykluczony.

11Służebności we współczesnym common law wynikają z podobnej zasady. Jeśli ktoś wkracza na cudzą własność, stanowi to jej naruszenie. Lecz jeśli ktoś stale przemierza czyjść własność, współczesne common law uzna to za służebność i zezwoli na kontynuowanie tego procederu.

12Co nie jest do końca prawdą, bowiem Antarktyda nie stanowi terytorium żadnego państwa, chociaż naukowcy założyli na niej tymczasowe ośrodki badawcze, mieszając swoją pracę z ziemią, i bowiem oceany, na których można mieszkać, pozostają poza władzą państwową.

13Rothbard, Ekonomia wolnego rynku, t. 1, s. 311–312.

14Hoppe, Demokracja, s. 255, tłum. własne.

15Rothbard, The Ethics of Liberty, s. 22.

16Rothbard, tamże, s. 54-55.

17Tamże, s. 55.

18Rothbard, Ekonomia wolnego rynku, t. 1, s. 170.

19Hobbs (2003) sugeruje, że własność wspólna mogłaby zostać przekształcone we własność prywatną, gdyby na transfer zgodzili się wszyscy użytkownicy. Nie odpowiada jednak na pytanie, kto składa się na ową grupę użytkowników.

20Zgoda, do której odnosi się Rawls, jest hipotetyczną zgodą w idealnych warunkach, nie zaś rzeczywistoą zgodą. W mniejszym stopniu odnosi się to do Buchanana i Gauthiera. Faktem jest jednak, że trudno będzie bronić jakichkolwiek praw, jeśli inni się z nimi nie zgadzają.

21Schmidtz D., The Institution of Property, „Social Philosophy and Policy” nr 11, s. 51.

Tłumaczenie: Krzysztof Śledziński

Za: mises.org/journals/jls/19_2/19_2_1.pdf

http://trikzter.blogspot.com/

2 thoughts on “Randall G. Holcombe: Własność wspólna w anarchokapitalizmie

  1. Nie rozumiem tutaj przeskoku z własności kolektywnej do własności wspólnej. Jak dwóch ludzi „zmiesza pracę z ziemią” to dany teren jest ich kolektywną własnością i mogą odmówić dostępu do niego komu zechcą. To samo jak do zagospodarowania ziemi przyczyni się 100 ludzi itd. Nie wiadomo od jakiego momentu nagle jakiś teren staje się własnością wszystkich ludzi na Ziemi.

  2. W przypadku konfliktu pomiędzy tymi, którzy chcą żeby dany teren był użytkowany wspólnie a właścicielem dużej, prywatnej firmy który chce zawłaszczyć ten teren, prywatny arbitraż zawsze rozstrzygnie na korzyść właściciela firmy – nie tylko z pobudek ideologicznych, ale również dlatego, że ten ostatni będzie miał większe wpływy polityczne i finansowe od dotychczasowych użytkowników. Prowadzi to do prostej konkluzji, że w anarchokapitalizmie wszystkie tereny wspólne, które przedstawiałyby sobą jakąś wartość albo byłyby z różnych względów atrakcyjne, zostałyby bardzo szybko sprywatyzowane. Taką wartość przedstawiają np. wszystkie lasy, do których przeciętny śmiertelnik miałby wstęp jedynie po wydaniu na to zgody przez prawowitego właściciela (tak się dzieje już teraz w Wielkiej Brytanii, gdzie w podobnych przypadkach właściciele lasów pobierają opłaty za wstęp lub po prostu odmawiają prawa wstępu nie podając przyczyny). Nieograniczona możliwość zawłaszczania całej przyrody (a w praktyce byłoby bardzo trudno udowodnić, że właściciel lasu nie użytkuje go – prowadząc choćby minimalną gospodarkę leśną, spełniałby warunek gospodarowania na swoim terenie) i wszelkich możliwych terenów przez prywatnych właścicieli prowadziłaby wprost do ograniczania wolności ludzi, którzy nie są właścicielami żadnego terenu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *