Doris Gordon „Jak stałam się pro-life: o aborcji, zobowiązaniach rodziców i poborze”

W 1959 roku przeczytałam książkę, która zmieniła moje życie i sposób myślenia. Jej tytuł to „Atlas Zbuntowany” autorstwa Ayn Rand. Były w niej zawarte idee jej samej i Nathaniela Brandena, znanego psychologa, który był jej bardzo bliski.

To sprawiło, że przyjęłam całkowicie postawę „pro-life”. Cóż za ironia! Przecież oboje mocno popierali prawo do aborcji.

Rand i Branden nauczyli mnie, że agresja jest zła i że stosunki międzyludzkie powinny opierać się na dobrowolności zamiast na przymusie. Że moralność i praktyka to jedno i to samo w dłuższej perspektywie czasu, że po pierwsze mamy nie krzywdzić i że każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje czyny, nigdy za czyny innych ludzi.

Nauczyłam się także że głównym źródłem przymusu jest państwo, które zamiast pomagać nam krzywdzi nas na wiele sposobów, że jeżeli chcemy zbudować bardziej ludzkie i zdrowe społeczeństwo powinniśmy się od niego odwrócić i umacniać dobrowolne instytucje które promują dobro – jak rodzina, prywatna przedsiębiorczość a nawet kościoły. Mówię „nawet” ponieważ, jak wielu z was wie, jestem ateistką. Podkreślam to, aby pokazać iż mój punkt widzenia na aborcję wynika jedynie z filozofii i naukowych idei, a nie wpływu religijnych wierzeń.

Nie wiem, kiedy po raz pierwszy myślałam o aborcji, ale zawsze przyjmowałam pewną ideę. Dwanaście lat temu uczęszczałam na wykłady pewnych zwolenników Rand. Ktoś z publiczności zakwestionował ich pro-aborcyjne poglądy i wtedy dyskusja zeszła na temat tego, kiedy rozpoczyna się ludzkie życie. To we mnie uderzyło, dla filozofii Ayn Rand, nazywanej obiektywizmem, jeżeli coś „istnieje”, jest bytem fizycznym. Dlaczego oni zaprzeczali temu, że coś tak fizycznego jak widoczne ludzkie ciało nie jest człowiekiem?

To mnie zszokowało. Można łatwo pokazać, że ludzka istota żyje od poczęcia, a stąd już tylko krok od dania mu prawa do istnienia. Jeżeli wszyscy ludzie mają to prawo, to dlaczego nie ci, którzy jeszcze się nie urodzili?

Ale widziałam też konflikt pomiędzy prawami matki i dziecka. W 1973 roku Washington Post wydrukował mój list w tej sprawie. Napisałam w nim tak: „Sprawa aborcji wydaje się nie do rozwiązania. Powodem tego jest konflikt dwóch podstawowych praw… prawa do życia dziecka i prawa do wolności matki… Respektowanie praw jednej z tych osób jest związane z przemocą wobec drugiej… Niektórzy mogą argumentować, że życie ma większą wartość niż wolność. Ale wtedy przypomni nam się Patrick Henry który powiedział – ‘Daj mi wolność albo daj mi śmierć’. Zycie bez wolności może nie mieć takiej wartości.” Wydawało mi się, że jeżeli jedynym sposobem na uwolnienie mojej osoby jest zabicie drugiego człowieka, mam prawo to zrobić.

Wiara w to, że istnieje konflikt pomiędzy prawami dziecka i matki jest powszechna nie tylko w środowisku zwolenników aborcji, ale i u ich przeciwników. Ja nie uważałam już, że taki konflikt istnieje, ale zajęło mi trzy lata zrozumienie, dlaczego. Podam teraz kilka argumentów. To może brzmieć trochę skomplikowanie, szczególnie jeżeli słyszycie to po raz pierwszy, ale poniższe zdanie jest bardzo proste i każdy je zna. Nie ma konfliktu między matką (ojcem) a dzieckiem, ponieważ rodzice są zobligowani do opieki nad ich dziećmi, dlatego dzieci mają do tej opieki prawo. Większość z nas, także zwolennicy aborcji, akceptuje tę ideę w przypadku czasu po urodzeniu dziecka. Nawet państwo uważa, że to prawda, nakładając na rodziców obowiązek opieki nad swoimi dziećmi. Jeżeli stworzenie przed urodzeniem też jest dzieckiem, rodzice mają obowiązek opieki także nad nim.

To znaczy, że kobieta nie ma prawa do zabicia jej nienarodzonego dziecka albo do wyrzucenia go ze swojego ciała. Matki mają obowiązek karmienia i opieki. Jeżeli zwolennicy legalizacji aborcji noszą swoje plakietki z napisem „wybór”, my powinniśmy powiedzieć „odpowiedzialność”.

Teraz powiem coś więcej na temat idei, które zmieniły moje zdanie na temat aborcji. Aby to zrobić muszę wyrazić swoje zdanie na temat wojskowego poboru. Pobór i niechciana ciąża mają ze sobą wiele wspólnego. I jedno i drugie nie jest dobrowolne i chcielibyśmy coś zrobić przeciwko temu. Wiele osób może się ze mną nie zgodzić, ale tak czy inaczej to właśnie praca nad tematami przymusowego poboru i amnestii sprawiła, że w mojej głowie zrodziła się idea Libertarian dla Życia. Wolnościowy zgadzają się, że pobór jest niemoralny i myślę, że mogę wykorzystać tę nić porozumienia do wytłumaczenia dlaczego aborcja jest także niemoralna. Moje komentarze będą pomocne także dla ludzi, którzy nie są libertarianami.

W przypadku poboru uważam, że ponieważ nie jest on dobrowolny, to możemy go nazwać przemocą. W przypadku zwykłej ciąży – już nie. Różnica polega na tym, czy jesteśmy do czegoś zobowiązani. Przymus jest usprawiedliwiony tylko wtedy, kiedy zmuszamy kogoś do dania komuś innemu tego, co on jest mu winien. Nikt z nas nie może mówić do innej osoby, że jest mu winna X lat służby w wojsku. Natomiast dzieci mogą mówić do swoich rodziców, że są zobowiązani do opieki nad nimi.

Teraz mogę wskazać na każdego z was i powiedzieć, że jesteście mi coś winni i że jest to wasz obowiązek do nieużywania przemocy wobec mnie. Ja oczywiście zobowiązuję się do takiego samego szacunku wobec Ciebie. Pamiętaj, jeżeli mówimy o zobowiązaniu, to znaczy to, że poszczególne osoby są coś winne pojedynczej osobie lub osobom. Powinniśmy umieć rozpoznawać strony zaangażowane w te stosunki i pokazywać dokładnie kto ma jaki dług i skąd się to wzięło. Nie możemy być czegoś winni abstrakcyjnym bytom takim jak „społeczeństwo” albo „kraj”, jedynie jednostkom.

Libertarianie mocno wierzą w obronę, ale wolność nie może być naruszana w jej imię. Obrona wolności przez łamanie wolności jest jej zaprzeczeniem. Powinniśmy być i za prawem do obrony i za indywidualna wolnością jednocześnie.

Podstawową zasadą, która powinna prowadzić nas we wszystkich działaniach jest ta, która mówi, że cel nie uświęca środków. To odnosi się do przymuszania przez poszczególnie osoby jak i państwo. Oznacza to, iż pokojowo nastawieni ludzie mają prawo do bycia niezależnym i do podążania swoją własną drogą. Musimy zaprzestać morderstw i kradzieży, bo ludzie są nam winni pokojową koegzystencję. Możemy wymuszać rekompensatę po wypadkach. Ktoś, kto jest winny w przypadkach długów powinien być znany przez ludzi. Mamy prawo do naszego życia, właśności i wolności od krzywdy.

Bycie pokrzywdzonym przez kogoś nie upoważnia nas do robienia tego samego. Bycie w potrzebie, nawet gdy bieda jest prawdziwa, nie upoważnia nas do zabierania czegoś innym ludziom. Jeżeli ja lub Ty zabierzesz komuś coś, co on nie jest nam winny, jeżeli ta osoba nie wyraża takiej chęci, jesteśmy złodziejami. Znamy biblijne przykazanie – „Nie kradnij”.

Wielu z nas zgodzi się, że nie mam prawa użyć siły wobec osoby, która nie jest mi nic winna. Ta sama zasada stosuje się do rządu. Powód jest prosty: ustanowiony akt nie zawsze sprawia, że mamy do czegoś prawo. Legalizacja aborcji nie nadaje nam moralnej możliwości do takiego działania. Reguła Większości nie usprawiedliwia agresji. Obrona naszej wolności jest ważna, ale jeżeli Stany Zjednoczone Ameryki odbierają nam ją, to gdzie możemy być bezpieczni?

Rozważmy sytuację, w której nasz syn i córka są zobowiązane do przymusowego poboru. Jeżeli nasze dzieci są to komuś winne, to komu? Jeżeli możemy pokazać, że nie są winne ani mnie, ani nikomu innemu, wtedy nie ma zobowiązania. Nie mam prawa do przymuszania ich do pójścia ani do ukarania ich za to, że nie chcą tam iść. Nie mamy też możliwości do używania do tego aktów prawnych. Żadne prawo nie usprawiedliwia przemocy.

Dyskutowaliśmy już na temat tego, czy jesteśmy coś winni naszemu państwu za to, co ono nam daje. Dostajemy wiele rzeczy od państwa, ale czy nie płacimy za nie już w podatkach i inflacji? Jednostki nie mogą decydować o tym, co oddają. I teraz jesteśmy zmuszani do kolejnej zapłaty, często naszą krwią. Jeśli ktoś wyśle Ci list bez znaczka, nie musisz za niego zapłacić i państwo to wie. Jeżeli ktoś jest coś winien naszemu krajowi to respektowanie wolności innych osób. To jedyny sposób zapłaty za naszą wolność. Ochrona wolności i praw obywateli powinna być jedynym obowiązkiem władz, jest to zapisane w Deklaracji Niepodległości.

Aborcja i ciąża są różnymi sprawami z punktu widzenia dobrowolności. Jest tak, ponieważ możemy łatwo stwierdzić, kiedy ktoś jest komuś coś winien. Jesteśmy odpowiedzialni za innych, kiedy nasze uczynki mają na nich wpływ. Jesteśmy szczególnie odpowiedzialni, kiedy osoba nie może sama decydować o swoim życiu. Sytuacją taką jest ciąża.

Czasem słychać argument, że dziecko nie może zostać zaatakowne przez zajście w ciążę, bo dziecko nie istnieje przed poczęciem. Ale jak inaczej możemy wytłumaczyć sytuację dziecka bez zwracania się do czynów rodziców? Rodzice nie mogą oskarżać dziecka za brzemienność matki. Poczęcie dziecka może być niezamierzone, ale seks jest zwykle dobrowolny i ludzie znają jego „skutki uboczne”. Mamy pewną możliwość decydowania o „tworzeniu” dzieci. Dzieci nie decydują, robią to dorośli, gdy uprawiają seks.

Dzieci nie są odpowiedzialne nie tylko za konsekwencje ciąży. Nie jest ich winą potrzeba pozostania w macicy. To zapotrzebowanie dajemy im „tworząc” je. Życie i potrzeby dziecka są swojego rodzaju umową.

Kiedy przenosimy dzieci w stan zależności, jesteśmy zobligowani do umożliwienia im bezpiecznego wyjścia z niego. Oznacza to także powinność wychowania już po narodzinach.

Jak powiedział pewien libertarianin: „Poczęcie dziecka jest jak zaproszenie go do naszego domu i odpłacanie mu za brak możliwości wyjścia na zewnątrz przez 9 miesięcy. Nie mamy prawa go wyrzucić.” Inny wolnościowiec, psychiatra, stworzył nawet silniejszą analogię. Stwierdził, że przy poczęciu tworzymy jeńców. Nie możemy ich zabijać . Musimy opiekować się nimi aż do uwolnienia. W przypadku dzieci, oznacza to, że powinniśmy opiekować się nimi aż do osiągnięcia przez nich stanu, w którym będą mogły decydować same o sobie.

Czasami słyszę argument, że co prawda, rodzice powinni opiekować się ich nienarodzonymi dziećmi, ale to my dajemy im dar życia, coś bardzo cennego i niezobowiązującego. Odpowiedzią na to jest taka, że nie możemy zmuszać do obdarowywania kogokolwiek. Nie otrzymaliśmy też od dziecka pozwolenia. To nie jest dobrowolna akceptacja dziecka. Jesteśmy więc nadal odpowiedzialni za chronienie dzieci od krzywdy. Powyższy argument jest więc niestosowny. Nasze zobowiązanie wynika właśnie z tego, że nie otrzymaliśmy zgody od dziecka.

Jeżeli rodzice nie wykonują swojego obowiązku, na przykład poprzez wykonanie aborcji albo nie bronienie praw swojego dziecka, musimy ostrzec. Zupełnie inna sprawą jest jednak brak opieki a inną aborcja, której problem wciąż pozostaje nierozwiązany.

Inną sprawą, o której muszę wspomnieć, jest to, że libertarianie utrzymują, iż ludzkie potrzeby, nawet jeżeli są prawdziwe, nie są zobowiązaniami samymi w sobie. Jeżeli rodzice są winni opiekę swoim dzieciom, nie są zobligowani do dawania jej komuś innemu. Libertarianie rozdzielają moralne zobowiązania od zobowiązań legalnych. Legalnych w rozumieniu, że ktoś ma możliwość użycia siły wobec nas, nie w zwiąku z tym co mówi prawo, ale dlatego, bo mamy dług do spłacenia. Każdy kto twierdzi, że jest tu jakiś dług i zmusza do jego zapłaty musi udowodnić, że taki dług istnieje i jest odpowiedzialny za własne czyny jeżeli się pomylił.

Libertarianizm nie wymaga od nas charytatywnej pomocy, jest ona bowiem prawdziwą pomocą tylko gdy jest dobrowolna. Jeżeli jest wzięta siłą, możemy ją nazwać zwykłą kradzieżą. Libertarianizm milczy także w sprawie religijnych i moralnych wierzeń dotyczących naszego długu wobec innych lub Boga. Filozofia wolnościowa mówi nam tylko, jak wcześniej wyjaśniłam, o długach i zobowiązaniach. Aby uniknąć przemocy musimy sprawę długów i zobowiązań pozostawić ludziom. Jeśli nauczymy się rozwiązywać problemy bez agresji, zapotrzebowanie na pomoc będzie o wiele mniejsze niż dziś.

Ostatni punkt dotyczący rodzicielskich zobowiązań. Jeżeli takowych nie ma, to powinniśmy przyjąć że przynajmniej niektóre aborcje są dopuszczalne.To oznaczałoby, że rodzice mają prawo decydować o swoim dziecku przed narodzeniem. Bardzo chętnie posłucham innych argumentów na ten temat, wziętych chociażby z Biblii.

Rzadko widzę wzmiankę o rodzicielskim zobowiązaniu w literaturze „pro-life”. Dziwię się, czemu nie jest to uwydatnione. Czasem czytam o konflikcie pomiędzy matką a dzieckiem. Być może jest to konflikt potrzeb, ale nie praw. Słyszę także, jak przeciwnicy aborcji mówią o tym, że „życie jest ważniejsze od wolności”. Ale to znowu nie jest konflikt praw. To jest sprawa zobowiązań. Dziecko ma dwa prawa naprzeciw matce: prawo do życia i prawo do rodzicielskiej opieki. Matka ma natomiast dwa zobowiązania: do ochrony życia dziecka i do opieki nad nim. Libertarianie dla Życia sądzą, że to jest ważny argument. Mam nadzieję, iż opowiecie mi o swoich przemyśleniach na ten temat.

Jak mówiłam na początku, zaczęło się od idei Rand i Brandena. Był to artykuł tego drugiego* w publikacji Rand na temat tychże włąśnie obligacji. Kiedy zrozumiałam o czym on mówił, w mojej głowie zaświeciło się światło. Rzowiązałam problem, który wcześniej wydawał się nie do rozwiązania.

*(„What are the respective obligations of parents to children, and children to parents?”, Nathaniel Branden, The Objectivist Newsletter,
December 1962.)

Tłumaczenie: Jeremi Libera
na podstawie:

Doris Gordon „How I Became Pro-Life: Remarks on Abortion, Parental Obligation, and the Draft”

http://www.l4l.org/library/congrecord.html

3 thoughts on “Doris Gordon „Jak stałam się pro-life: o aborcji, zobowiązaniach rodziców i poborze”

  1. Zarówno libertariańscy przeciwnicy aborcji, jak i Ci którzy ją dopuszczają, przyjmują często błędną, lub niewystarczającą argumentację, podobną do zaprezentowanej w powyższym artykule.

    Moim zdaniem rozważania na temat tego, czy kobieta ma obowiązek prawny nosić w sobie innego człowieka, są interesujące, ale niepotrzebne.

    Noworodek w chwili narodzin ma poziom świadomości niższy niż świnia, więc niewystarczający, by uznać go za istotę rozumną. Płód ma układ nerwowy rozwinięty w jeszcze mniejszym stopniu. W związku z tym wszelkie rozważania na temat tego, czy należą mu się pewne prawa i w jakiej jest sytuacji w skutek wzajemnych zobowiązań, są w tym momencie zbędne, o ile jako kryterium przyznania komuś/czemuś praw uznamy poziom jego świadomości, a nie jego kod genetyczny, czy przynależność do określonego gatunku. Wraz z rozwojem technologii i/lub kontaktem z innymi cywilizacjami, takie rozróżnienie będzie mogło stawać się coraz bardziej istotne…

    Zdaje sobie sprawę, że ciężko to przyjąć, a wynika to w przypadku ateistów zazwyczaj z instynktu ochrony potomstwa, który posiada większość zwierząt. Myślę, że ważniejsze jest jednak kierowanie się rozumowaniem, a nie emocjami.

    Więcej moich komentarzy na ten temat pod poniższym artykułem: http://www.liberator.lbl.pl/liber/index.php?option=com_content&task=view&id=155&Itemid=34

  2. Nie istnieje metoda potrafiąca ocenić czy ktoś jest świadomy czy nie. Zawsze zakładamy świadomość i oceniamy jej stopień przez jej znamiona, a nie istotę. Metoda lustra jak i dialogu są błędne metodycznie i nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Nawet przyjmując te metody dochodzimy do absurdalnych wniosków. Podobnie jak płód nieświadomi mogą zostać uznani: głusi, niewidomi, śpiący, wielu ludzi chorych i starszych. Za świadomych zostaną uznane: gołębie, małpy, delfiny, niektóre programy komputerowe, czyli zwykłe algorytmy, roboty.

  3. Mozna zabic czlowieka spiacego, ogluszonego, 3-letnie dziecko, poniewaz nie sa swiadomi samych siebie. Za zabicie czyjegos 3-letniego dziecka lub spiacego czlonka czyjejs rodziny powinno sie co najwyzej wyplacic jakies symboliczne odszkodowanie, jak za zabicie psa, bo to nie sa istoty samoswiadome.

    … NOT!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *