Pomysł, żeby każdy mógł robić, co chce nie jest wcale stary, ani tak oczywisty, jakby się mogło wydawać. Uwielbienie dla hierarchii autorytetu i czasem dziwnie rozumianego porządku leży bardzo głęboko w naturze ludzkiej. Obserwować zachowania motywowane takimi pobudkami mogliśmy w czasie afer wokół nominowania abp. Wielgusa (vel. Grey) na stanowisko metropolity warszawskiego.
Człowiek Wolny
Za człowieka wolnego w starożytności uważał się każdy, kto nie był niewolnikiem. Średniowieczny tytuł barona po niemiecku brzmi Freiherr i oznaczał pana, który podlegał tylko królowi (bądź księciu). Z drugiej strony wolność była w większości przypadków przekleństwem. Luźni ludzie (hultaje, wałęsy, ludzie swawolni) niezależni i nie obciążeni żadnymi powinnościami byli najbiedniejszą i najbardziej prześladowaną grupą społeczną.
Libertyni
O świadomym wyborze wolności jako drogi życiowej wynikającej z wyznawanych poglądów można mówić dopiero na przełomie XVII i XVIII wieku. Pojawiło się słowo libertyn i pierwotnie oznaczało odłam holenderskich anabaptystów, którzy mieli bardziej swobodne podejście do spraw seksu (w ich mniemaniu zgodne z Biblią). Później we Francji słowo libertyn oznaczało człowieka, który chciał praktykować i głosić niemoralność jako „wolność od wszystkich ograniczeń”. W przypadku sztandarowej osobowości tamtej epoki – markiza D. A. A. F de Sade musimy mówić bardziej o rozważaniu niż praktykowaniu. Człowiek ów spędził w więzieniu 30 lat. Zauważył, że z istoty rzeczy „wolność bez granic” oznacza samotność, bo spotkanie się dwóch libertynów spowodowałoby zagładę jednego z nich, bądź (co gorsza!) obu. Po narzuceniu sobie ograniczeń w tym sensie przestaliby być wolni. Libertynizm oznaczał w dużej mierze wolność „od pasa w dół”, ale stanowił impuls do rozmyślania o tym, że nie musi być tak, jak było przedtem. Sam markiz de Sade dał tłumowi znak do szturmu krzycząc z okna „Na pomoc, mordują więźniów Bastylii”. Dla nas, ludzi XXI wieku to wydarzenie wygląda jak kiepsko skomponowana, symboliczna scena z taniego filmu kostiumowego. Obalenie starego, feudalnego porządku nie musiało przynieść wolności, stanowiło w równej mierze fundament wszelkich totalitaryzmów i terroru również w postaci państwa policyjnego.
Bunt
W tym samym czasie za oceanem, w zbuntowanych brytyjskich koloniach rozpoczynał się eksperyment, który pogardliwie określono liberalnym. Monteskiusz (też Francuz) napisał traktat „O duchu praw”, w którym postulował trójpodział władz, by obywatele mogli być wolni. Pisał „Wolność to dobro, które umożliwia korzystanie z innych dóbr”. Zbuntowani koloniści oparli swoją organizację na jego myśli. „My, naród Stanów Zjednoczonych, pragnąc udoskonalić Unię, ustanowić sprawiedliwość, zabezpieczyć spokój w kraju, zapewnić wspólną obronę, podnieść ogólny dobrobyt oraz utrzymać dla nas samych i naszego potomstwa dobrodziejstwa wolności, wprowadzamy i ustanawiamy dla Stanów Zjednoczonych Ameryki niniejszą konstytucję.” Nie powołano króla, który jako namaszczony przez kapłana miałby przyrodzone prawo do panowania przekazywane z pokolenia na pokolenie. Cały XIX wiek był okresem pękania „starego porządku” pod wpływem ciosów francuskiego oręża (Napoleon), różnych rewolucji i oddziaływania wzorów zza oceanu. W nowopowstających parlamentach pojawiali się liberałowie w charakterze skrajnej lewicy. Niemniej jednak pogląd J. S. Milla „…ludzkość zyskuje więcej, pozwalając każdemu żyć wedle jego upodobań, niż zmuszając każdego, by żył wedle upodobania pozostałych…” zyskiwał coraz szerszy poklask. Najpierw pomysł wydawał się niedorzeczny, potem interesujący, w końcu – oczywisty. Adam Smith potrafił wykazać, że wolność (ekonomiczna) może być najpewniejszym źródłem bogactwa narodów, a więc również ich siły militarnej.
Wrogowie Wolności
Naturalnymi przeciwnikami liberałów byli z początku tylko monarchiści głoszący idee absolutyzmu oświeconego w duchu Machiavellego. Polakom najlepiej jednak było znane samodzierżawie rozumiane jako organiczna jedność osoby cara, cerkwi prawosławnej i ludu rosyjskiego. Równocześnie pojawiał się pogląd o obowiązku dzielenia się swymi dobrami ze społeczeństwem. Nie mówię tu o chrześcijańskim obowiązku miłosierdzia wobec ubogiego, ani o nakazanej przez feudalną powinność trosce pana o poddanych – beneficjentem miało się stać bezosobowe społeczeństwo a państwo – pośrednikiem. W związku z tym, że ludzie nie są chętni do pozbywania się swojego majątku, socjalizm (socja – społeczeństwo) zawsze oznaczał zastąpienie dobrowolności – przymusem. Nawet Henri de Saint-Simon (okrzyknięty potem przez marksistów utopistą) nawoływał do zwalczania próżniaków. Pierwsza Międzynarodówka (Londyn, Sierpień 1863) rozpoczynała obrady od rozważania jak zwalczać imigrację. Zastąpienie „Wszyscy ludzie są braćmi” hasłem „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się” dało już ideologiczny fundament do budowy totalitaryzmów XX wieku.
Zamęt
Słowo liberalizm, w miarę jak zyskiwało popularność i przestawało być synonimem nieporządku, dostawało przymiotników: społeczny, ekonomiczny, polityczny, konserwatywny lub klasyczny. Zamęt znaczeniowy trwa do tej pory. Doszło nawet do tego, że mianem działań liberalnych określa się wszelkiego rodzaju „akcje afirmatywne”, które w sposób jawny uprzywilejowują jakieś grupy społeczne a z wolnością nie mają całkiem nic wspólnego. Jednocześnie totalitaryzmy uznawały liberalizm za przejaw moralnej zgnilizny i jawną zdradę interesów rasowych czy klasowych. Z drugiej strony polityków (funkcjonariuszy totalitarnego państwa), którzy uważali, że zamiast kary śmierci dla wroga, należy go tylko trzymać w lochu do końca życia, określano mianem liberalnych, co jeszcze dodatkowo pogłębiało już nie mały zamęt pojęciowy.
Demontaż państwa
Wprawdzie za początek libertarianizmu uznaje się prace Jaya A. Nocka, ale dopiero po II wojnie światowej można mówić o wykrystalizowaniu się myśli piętnującej państwo jako największego gwałciciela wolności. Nie przypadkiem ogromny wkład w popularyzację tego poglądu miała uciekinierka z ZSRR Ayn Rand. Nigdzie jeszcze nie spróbowano budowy wolnego społeczeństwa mimo, że część polityków administracji Ronalda Reagana uważało się za libertarian. On sam mówił, że „rząd nie jest dla nas rozwiązaniem, jest dla nas problemem”.
Radosław Tryc http://www.rtc.pl/~ff/
Jak wskazuje artykuł powyżej, socjalizm nie (zawsze) równa się niewola, jak niektórzy by tego chcieli.
A z drugiej strony to, że ten i ów Reaganowiec nazywał siebie „libertarianinem” dużo nie znaczy. Dziś libertarianami nazywa się ludzi, którzy uważają, że trochę wolnego rynku jest dobre, bo przynosi państwu korzyść. Tacy ludzie, jak Ronald Reagan są chyba największym zagrożeniem dla wolności, jacy istnieją. Można dyskutować z ideologicznym wrogiem, który gra w otwarte karty, ale nie można, gdy udaje, że jest twoim kumplem. Nietzsche mawiał „najłatwiej zwalczyć ideę nieudolnie ją propagując.” Jedyne, co Reaganistas zrobili w kierunku wolnego rynku to obcięcie podatków dla najbogatszych – a że towarzyszyło temu podniesienie podatków dla najbiedniejszych, nie mówiąc o militaryzmie, wojnie z narkotykami, ograniczeniu wolności osobistych, rozrośniętym budżecie, który przekroczył nawet propozycje Demokratów, wspieraniu dyktatur ludzi pokroju Pinocheta czy rozmaitych bliskowschodnich szahów, który upewniały się, że nic nie przeszkadzało korporacjom w zagarnianiu zysków uciśniętej populacji – to każe mi to mocno wątpić w to, czy reaganowscy neotrockiści rzeczywiście tak kochają wolny rynek, czy tylko używają go jako fasadę, by szerzyć neoliberalny kapitalizm państwowy.
Uprzejmie prosiłbym o wykazanie (jakkolwiek), że obowiązek dzielenia się swoimi dobrami ze społeczeństwem, narzucany siłą nie oznacza ograniczania wolności. Nie neguję, że może jest to ograniczenie mojej wyobraźni.
Co do Reagana, uważam, że jego największy wkład to:
a) propaganda wolności,
b) uderzenie (skuteczne) w realny socjalizm.
Szach Reza Pahlavi został obalony za Cartera, a więc nie do końca rozumiem resztę …
Miło byłoby też zobaczyć rozumowanie uwowadniające neotrockizm w wykonaniu administacji Reagana.
Spieszę z odpowiedzią:
„obowiązek dzielenia się swoimi dobrami ze społeczeństwem, narzucany siłą” to jest jak najbardziej ograniczenie wolności – okrutne i nisprawiedliwe. Jako że socjalizm, według każdej definicji, która nie jest strachem na wróble, znaczy coś innego, więc też nie musi oznaczać ograniczenia wolności.
QED
Co do Reagana:
a) możnaby się kłócić co do tego, czy Gipper przekonał kogoś do bardziej libertariańskiego spojrzenia na świat. Ja osobiście wątpię – prędzej wykorzystał tęsknotę wielu istniejących wolnorynkowców za wolnym społeczeństwem, by zdobyć więcej głosów. Jak napisał Rothbard w Libertarian Forum, z powodu Reagana ruch libertariański wszedł w fazę „zag” po „zigu” z lat 70. – libertarianie zaczęli wracać do Partii Republikańskiej w nadziei na coś nowego; to, co dostali, to były odgrzewane kotlety
Za to „dzięki” Reaganowi image libertarianizmu w l. 80. obrócił się do góry nogami – zaczęli być oni postrzegani jako apologeci korporacji, którzy jedynie używają wolnorynkowej retoryki, by bronić swoich przywilejów i wciskać biednych w ziemię – jeśli mi nie wierzysz, zajrzyj proszę tutaj i sam się przekonaj, ile witriolu generuje libertarianizm dzisiaj – wiele z czego zawdzięczamy właśnie Teflonowi.
Zresztą chyba dominujący sentyment wśród Amerykanów w czasach RR było „popieram go, choć nie zgadzam się z jego poglądami,” więc myślę, że jego propaganda była cokolwiek nieskuteczna.
b) ? prawdę mówiąc nie do końca wiem o co chodzi. O wyścig zbrojeń? ZSRR by upadło i bez tego. O ognistą retorykę? Nie wydaje mi się, by dużo zdziałała. Ale też nie jestem zbyt dobrze zaznajomiony z historią stosunków międzynarodowych, więc wybacz proszę moją ignorancję i wytłumacz, co masz na myśli
A zresztą wypada pamiętać, że przez sporą część administracji RR cierpiał na powoli postępującego Alzheimera i, jak słyszałem, niejednokrotnie jego rola sprowadzała się do bycia reprezentatywnym warzywkiem bez żadnego wyczucia świata rzeczywistego (vide Iran-Contra). Co z tego wynikało to to, że ktoś inny musiał podejmować główne decyzje – a akurat spora część elit i lobbystów szalenie korzystała na istnieniu ZSRR – w końcu to oznaczało nieustającą wojnę (tak jak dziś „wojna z terroryzmem” czy „wojna z narkotykami”) – a nigdy nie można się obłowić tak, jak na wojnie; nigdy nie można tak utrzymać społeczeństwo w ryzach i nakłonić je do popracia takich absurdów jak na wojnie. Rząd USA i jego odrosty na pewno nie skorzystały na upadku komunizmu, więc jestem raczej sceptyczny co do tego „uderzenia” i czy rzeczywiście miało ono miejsce.
„Szach Reza Pahlavi został obalony za Cartera, a więc nie do końca rozumiem resztę …”
Mój błąd. Jak już napisałem powyżej, musisz mi wybaczyć pewną niewiedzę – choć nie chodziło mi konkretnie o szacha, lecz ogólnie o rozmaitych autorytarystów, którzy mieli tę tylko zaletę, że byli antykomunistyczni. Nie zmienia to faktu, że za Reagana Stany bardzo lubiły się mieszać w sprawy innych państw (oczywiście za innych prezydentów też, ale innych prezydentów nie lansuje się na wolnościowych bohaterów), cała reszta argumentów zresztą – o wojnie z narkotykami, budżecie (i deficycie), podwyżce składek emerytalnych (głównie płaconych przez biednych) itd. – pozostaje niezmieniona: Reagan w żadnym stopniu nie był wolnościowcem, nie był nawet bliski jakimkolwiek ideałom wolnościowym.
Mówiąc o neotrockistach natomiast miałem na myśli to, że sporo neoconów (w tym ich ojczulek Irving Kristol) to byli trockiści i komuniści i ich przeszłość ma spory wpływ na ich ideologię. Neokonserwy strasznie lubują się w szerzeniu „demokracji” (tej u Reagan trochę mniej) i „kapitalizmu” – vide Irak – w takiej odwróconej „permanentnej rewolucji,” która ma doprowadzić do „końca historii.” Brzmi znajomo? Nie „udowadnia” to może i niczego, ale te powiązania co najmniej dają do myślenia, nieprawdaż?
Mam nadziejęk, że rzuciłem nieco światła na całą sprawę.
Prosiłbym o napisanie jakiejś definicji socjalizmu, która nie jest „strachem na wróble” i nie jest z nim równoważna po rozkodowaniu tzn. przetłumaczeniu pojęcia „sprawiedliwości społecznej”.
Jeśli chodzi o Reagana, planuję o nim napisać artykulik, gdzie m. in. o „zazbrojeniu na śmierć” i chorobie będzie.