Jako konsultant biznesowy, często jestem proszony o wymyślanie rozwiązań wysoce skomplikowanych problemów. Nie tak dawno temu duża, dobrze politycznie powiązana firma rolnicza zaoferowała mi fortunę za skonstruowanie pięcioletniego planu alokacji zasobów ludzkich i kapitałowych w celu maksymalizacji zysku. Stopień skomplikowania związanych z tym zadań całkowicie mnie przytłoczył i rozpacz przyniosła strach, że nie będę w stanie zapewnić im rozwiązanie. Jednak w ostatnią noc przed moją prezentacją przyszła mi do głowy nagle główna nauka, jaką wyniosłem z lekcji politologii. Uzbrojony w tę inspirację, naszkicowałem pospiesznie całkowite i pełne rozwiązanie i dobrze się wyspawszy zaprezentowałem Zarządowi rozwiązanie jego problemu następnego ranka.
Oto, co im pokazałem:
Krok Pierwszy:
Znaleźć paru ludzi.
Krok Drugi:
Uzbroić ich.
Krok Trzeci:
Pomóc im rozbroić wszystkich innych ludzi.
Krok Czwarty:
Dać im ogromne ilości pieniędzy.
Krok Piąty:
Dać im listę życzeń.
Krok Szósty:
Czekać, aż je spełnią!
Skończywszy prezentację, zwróciłem się ku mej publiczności, upojony triumfem. Z jakiegoś jednak powodu, moje rozwiązanie przyjęto nie pochwałami i oklaskami, lecz skonsternowanymi i czerwonymi od gniewu twarzami.
„Co to do diabła było?” wyksztusił Prezes.
„Proszę Pana?”
„Co to za bzdury?”
„Bardzo przepraszam,” odrzekłem, marszcząc brwi, „ale nie do końca rozumiem. Czy są na tej sali Demokraci albo Republikanie?”
„Oczywiście, że są ale…”
“A głosują Państwo? Wszyscy Państwo głosują?”
„Jasne, ale…”
„Cóż,” spytałem, „mają więc coś Państwo przeciwko demokracji?”
Oczywiście, że nie, zakrzyknęli zgodnie, ale co to wszystko ma wspólnego z tą prezentacją?
„Cóż,” powiedziałem im, „w tym sęk! Jeśli jesteście Państwo Republikanami albo Demokratami, wierzycie już, że to rozwiązanie w sześciu punktach jest idealnym rozwiązaniem tak skomplikowanych problemów, jak kształcenie dzieci, zapewnianie opieki zdrowotnej, walka z biedą i z zażywaniem narkotyków – oraz z całą gamą innych problemów o wiele bardziej skomplikowanych niż ten, który chcecie, bym ja rozwiązał! A więc – biorąc pod uwagę, że popieracie Państwo owo sześciopunktowe rozwiązanie dla najtrudniejszych, najbardziej skomplikowanych problemów społecznych, z pewnością możnaby je efektywnie zastosować w przypadku znacznie mniej skomplikowanego problemu w przedsiębiorstwie! Co tam, pewnie byśmy z tym przeholowali!”
To nie spotkało się z ciepłym przyjęciem, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Musiałem przerwać ich gniewne okrzyki. „Czym u licha się tak przejmujecie?” spytałem „Czy jesteście przeciwko publicznemu kształceniu? Czy szkoły publiczne opierają się na czymś innym niż program sześciokrokowy? Nie jest tak, że dajemy karabiny grupie ludzi i żądamy, by kształcili nasze dzieci? Czy nie obdarzamy ich całą potęgą państwa, której oni używają, by zakazać innym nauczycielom konkurowania z nimi? Czy cała ta władza nie daje tej grupie dostępu do ogromnych ilości pieniędzy? Czy nie dajemy wciąż ludziom w rządzie naszych ‘list życzeń’ z problemami, których rozwiązania się oczekujemy? I czy nie liczymy na to, że zapewnią nam rozwiązanie? Dlaczego, na Boga, jesteście źli? Całkowicie się z tym planem zgadzacie!”
Jeszcze więcej gniewu i wrogości – aż w końcu, co najdziwniejsze, Prezes zażądał nagle ode mnie całkowitego zwrotu pieniędzy! Nie wierzyłem własnym uszom! Spytałem, czy zdecydowali się nie być już Demokratami i Republikanami. Dookoła wymęczone zaprzeczenia! Uniosłem rękę. „Przepraszam Państwa. Przepraszam Państwa! Co robicie Państwo, gdy rząd nie daje Państwu tego, czego chcecie? Domagacie się zwrotu pieniędzy? A jeśli nie, to czemu ja mam cokolwiek Państwu dać?”
Ostatecznie wyrzucili mnie na ulicę, wznosząc ku mnie pięści i obiecywali mnie pozwać jeśli nie oddam wszystkiego, co mi zapłacili do ostatniego grosza.
Wstałem i strzepałem z siebie piasek, kręcąc głową w zakłopotaniu. Gdy proponuję im polityczne rozwiązanie, grzmią i krzyczą na mnie – ale politykom przyklaskują i głosują na nich! Oferuję im dokładnie takie samo rozwiązanie, co rząd, a oni przysięgają wierność rządowi i grożą mi! Wyrzucają mnie na ulicę, po czym wysyłają swe dzieci do państwowych szkół. Do państwowych więzień. Na państwowe wojny.
Nigdy nie zrozumiem ludzi.
____________________________
Tłumaczenie: Jędrzej Kuskowski
na podstawie:
Stefan Molyneux, Worst. Meeting. Ever! (Strona domowa autora)
http://www.lewrockwell.com/molyneux/molyneux31.html