Na całym świecie przyznaje się prawie 4 tysiące patentów dziennie. W Polsce zaledwie 6 [1]. Wyprzedzają nas nie tylko takie potęgi gospodarcze jak Stany Zjednoczone, Niemcy czy Wielka Brytania, lecz również malutkie Czechy i Węgry. Czy fakt ten stanowi poważny problem polskiej gospodarki świadcząc o jej technologicznym zacofaniu i braku innowacyjności? A może zaistniała sytuacja oszczędza nam choć niewielką część prawno-biurokratycznych barier rozwoju gospodarki?
Krótki rys historyczny, czyli skąd się wzięły patenty
Historycy nie potrafią określić dokładnej daty powstania przywilejów patentowych. Najdłuższą, blisko pięciuset letnią, nieprzerwaną tradycją może pochwalić się Wielka Brytania. Pierwszy udokumentowany „list patentowy” został przyznany przez Henryka IV w 1449 roku i dawał jego właścicielowi prawo wyłączności na produkcję barwionego szkła przez okres dwudziestu lat. Jednakże, pionierski system patentowy stanowiący narzędzie celowej polityki gospodarczej został wprowadzony dopiero przez Wenecję, gdzie począwszy od roku 1474 obowiązywały już w pełni rozwinięte regulacje chroniące prawa wynalazców.
Prawdziwy rozkwit idei intelektualnych praw własności nastąpił jednak dopiero wraz z początkiem rewolucji przemysłowej. Kwestia patentów została uregulowana przez większość państw europejskich. Odpowiednie zapisy znalazły się miedzy innymi w konstytucji francuskiej z 1791 roku. Problem dostrzeżono również w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 1791 ukazał się pierwszy Patent Act obowiązujący na terenie całej federacji.
Obecnie, międzynarodowy system patentowy bazuje na porozumieniu TRIPS (Trade Related Aspects of Intellectual Property Rights), uchwalonym przez ONZ w 1992 roku. Określa ono minimalny poziom ochrony własności intelektualnej, który musi być przestrzegany w każdym z państw-sygnatariuszy. Istnieje ponadto szereg regionalnych konwencji opierających się o bardziej szczegółowe ustalenia. Wśród nich należy wyróżnić EPO (European Patent Organization) skupiającą 30 państw.
Korzyści płynące z systemu patentowego
Informacja jest dobrem określanym przez ekonomistów jako „publiczne”, co oznacza, że z tej samej informacji może jednocześnie korzystać nieograniczona liczba osób, oraz, że może ona być dowolnie wiele razy powielana bez pomniejszenia stanu posiadania pierwotnych właścicieli [2]. Istnieje zatem uzasadnione przypuszczenie, że potencjalny wynalazca nie posiadałby wystarczającej zachęty do prowadzenia badań, skoro efekty jego pracy byłyby natychmiast dostępne dla każdego zainteresowanego, co uniemożliwiłoby mu osiągnięcie korzyści z dokonanego odkrycia.
Wobec powyższego, podkreśla się konieczność ochrony własności intelektualnej dla prawidłowego i efektywnego funkcjonowania gospodarki rynkowej. Jest to podejście stricte utylitarystyczne oparte na tezie, że chociaż patenty przyznają prawa monopolistyczne do danej technologii, stanowią niezbędny bodziec do inwestycji w postęp techniczny. Należy zwrócić uwagę na ukryte założenie, że własność intelektualna jest własnością w takim samym sensie jak własność przedmiotów materialnych. Co więcej, w przypadku konfliktu, pierwszeństwo przyznaje się właśnie własności intelektualnej.
Celem patentów jest zatem przyśpieszenie postępu naukowo-technicznego poprzez przyznanie wynalazcy tymczasowego monopolu. W ten sposób jest on zachęcany do ujawnienia swojego odkrycia i umożliwienia wykorzystania go przez innych uczestników rynku. Według zwolenników, wszystkie koszty społeczno-ekonomiczne wywołane czasowym ograniczeniem dostępu do wynalazków są rekompensowane z nawiązką poprzez efekt stymulacji innowacyjności.
Często podkreśla się szczególną rolę patentów w obszarze nowoczesnych technologii, które wymagają bardzo wysokich nakładów i stosunkowo długiej procedury wdrożeniowej. Przykładowo, okres upływający od rozpoczęcia badań do wprowadzenia leku na rynek wynosi średnio ok. 12-13 lat, a przeciętny koszt wyprodukowania nowego medykamentu opiewa na ok. 800 milionów euro [3] (2003 rok). Dla porównania, koszt jednostkowy wytworzenia farmaceutyku generycznego wynosi średnio 25 centów. Specyfika branży polega również na konieczności poniesienia nakładów na długo przed osiągnięciem spodziewanych przychodów. Tymczasem statystyki wykazują, że jedynie 30% leków generuje zyski przewyższające wydatki poniesione na badania i rozwój.
Dziedzina IT jest zdaniem obrońców państwowego systemu patentowego równie silnie podatna na naruszanie praw własności intelektualnej. I w tym przypadku mamy do czynienia z dysproporcją pomiędzy wysokim kosztem produkcji pierwszego egzemplarza, a skrajnie niskim, praktycznie zerowym, jednostkowym kosztem każdej następnej kopii.
Argumenty przeciwko patentom
Nie wszyscy zgadzają z tezą o potrzebie istnienia prawa patentowego. Ekonomista austriacki Murray Rothbard słusznie zauważa, że patenty w rzeczywistości nie chronią, lecz naruszają prawa własności. Wynalazca może zostać pozbawiony prawa do korzystania ze swojego wynalazku, jeżeli okaże się, że ktoś był szybszy i wcześniej zgłosił podobny projekt do urzędu patentowego. Nawet udokumentowanie niezależnego odkrycia nie jest brane pod uwagę, skutkiem czego prawowity wynalazca staje się przestępcą.
Przeciwnicy patentów formułują następnie szereg zarzutów dotyczących sprawności działania systemu:
– Konieczność arbitralnego stwierdzenia, że dany wynalazek jest rzeczywiście nowatorski i praktycznie użyteczny.
– Nie wiadomo na jakich podstawach ten arbitralny osąd ma być dokonany i jakie przyjąć kryteria.
– Nie wiadomo czy patent ma obejmować również prawo wyłączności do dokonywania udoskonaleń wynalazku.
– Dlaczego odkrycia w postaci teorii naukowych mają być pozbawione ochrony?
Przytaczane argumenty stanowią poważny problem, z którym musi się zmierzyć każdy prawodawca. W przeciwnym wypadku dochodzi do kuriozalnych sytuacji. Doskonałym przykładem jest patent US6727830 przyznany 27 kwietnia 2004 roku firmie Microsoft, którego przedmiotem jest podwójne kliknięcie myszką lub rysikiem na urządzeniu typu palm-top [4]. EPO może się także pochwalić sporymi osiągnięciami w tym względzie. Patentami zostały objęte miedzy innymi tak oczywiste dla przeciętnego użytkownika komputera rozwiązania jak koszyk w sklepie internetowym (EP784279), „proces” wypalania płyt CD z muzyką koncertową (EP195098) czy „zakładki” w menu programu komputerowego [5].
Ponadto, należy się liczyć z poważnymi negatywnymi skutkami ekonomicznymi, które są nieodłącznym elementem każdego systemu patentowego.
Prawdopodobnie najbardziej oczywistym kosztem jest fakt, że utrudnia on upowszechnienie wynalazków i technologii, które zostałyby wdrożone nawet bez zachęty w postaci przywilejów przyznanych przez państwo. Krytycy podkreślają ogromną skalę tego zjawiska i wskazują na liczne badania potwierdzające ich stanowisko.
F. M. Scherer przeprowadził w 1995 roku szczegółową ankietę wśród 91 przedsiębiorstw [6]. Tylko 7 z nich uznało uzyskanie patentu za „znaczącą zachętę dla inwestycji w badania i rozwój”. Większość określiła taką możliwość mianem „czynnika najmniejszej wagi”. Głównym motywem inwestycji w R&D okazały się „konieczność utrzymania konkurencyjności, efektywnej produkcji i rozwój różnorodności”. Inne badania autorstwa Scherera przeprowadzone wśród amerykańskich firm wykazały, że aż 86% wszystkich wynalazków ujrzałoby światło dzienne nawet gdyby nie mogły być chronione patentem. W branży motoryzacyjnej, tekstylnej i kilku innych odsetek ten sięgnął nawet 100%. Jedynym wyjątkiem okazał się przemysł chemiczny i farmaceutyczny, gdzie aż 60% projektów nie doszłoby wedle wskazań ankiety do skutku w przypadku braku możliwości opatentowania.
Podobne wnioski płyną z ankiet przeprowadzonych na zlecenie OECD w latach 1994 i 1996 [7]. Wynika z nich, że ochrona patentowa jest niezbędna dla rozwoju tylko dwóch wspomnianych branż. W przypadku trzech kolejnych (przemysł petrochemiczny, maszynowy i metalowy) warunkowała wdrożenie 10%-20% wynalazków. Pozostałe gałęzie, w tym przemysł elektroniczny, zanotowały wskaźnik niższy niż 10%.
Dane OECD zwracają uwagę na kolejne niepokojące zjawisko. Niespełna 700 amerykańskich firm posiada ponad 60% patentów przyznanych w tym kraju. Daje im to silną pozycję przetargową w stosunku do małych przedsiębiorstw i pozwala na skuteczną obronę pozycji rynkowej.
Jak pokazuje praktyka patenty są często wykorzystywane jako środek walki z niewygodną konkurencją. W roku 1980 IBM wytoczył Sun Microsystems proces o naruszanie patentu na „pogrubianie linii” za pomocą kilku pociągnięć myszką. Prawnikom pozwanej firmy udało się wygrać proces, ale IBM natychmiast powiadomił, że posiada jeszcze 10 000 innych patentów i zapowiedział kolejne roszczenia. Wobec tego typu gróźb, Sun Microsystems zgodził się zapłacić swoisty haracz za pozostawienie w spokoju. W przeciwnym przypadku naraziłby się na olbrzymie koszty związane z ciągnącymi się w nieskończoność procesami sądowymi [8].
Wielkie korporacje starają się zwykle opatentować jak najwięcej rozwiązań, budując w ten sposób swoisty parasol ochrony przed konkurentami, którzy również posiadają tysiące patentów. W przypadku skargi sądowej o naruszenie patentu natychmiast wnosi się pozew odwetowy w celu odstraszenia oponenta [9]. Ponadto, firmy muszą się bronić przed rozmaitymi naciągaczami, którzy patentują cudze wynalazki a następnie wykorzystują je do wyłudzania pieniędzy. Tego rodzaju spory kosztują setki milionów dolarów w postaci wynagrodzeń dla prawników, opłat za wydanie patentu, kosztów postępowania dochodzeniowego i wyższych składek ubezpieczeniowych.
W odróżnieniu od wielkich przedsiębiorstw, nieduże, początkujące firmy nie są w stanie zbadać i nieustannie monitorować wszystkich nowowydanych patentów, wobec czego już na początku działalności stają przed trudnym wyborem. Decyzja o wprowadzeniu na rynek nowego produktu wiąże się z ryzykiem starcia z większym i silniejszym konkurentem, które najprawdopodobniej doprowadzi je do bankructwa, gdyż nawet w przypadku wygranej będą musiały ponieść olbrzymie koszty procesu. Alternatywą jest rezygnacja z nowatorskiego pomysłu.
Sama istota patentu, który może być przyznany jedynie za użyteczne wynalazki i pomysły skutkuje jeszcze bardziej złożonymi konsekwencjami ekonomicznymi. Murray Rothbard twierdzi, że następuje w ten sposób zaburzenie naturalnej, najbardziej efektywnej struktury alokacji zasobów w gospodarce [10]. Chociaż ogólne wydatki na badania wzrastają, dziedziny, w których można uzyskać patent są sztucznie stymulowane kosztem sfer, w których takiej możliwości nie ma. W efekcie działalność korzystniejsza dla konsumentów może być zastapiona przez mniej korzystną, co prowadzi do marnotrawstwa zasobów i spowolnienia rozwoju gospodarki. Podobny mechanizm dotyczy okresu objętego patentem. Nakłady na dany projekt są stymulowane perspektywą przyszłych zysków. Jednakże, podczas obowiązywania patentu, inwestycje w obszarze z nim związanym ulegają często całkowitemu zahamowaniu.
Rothbard odpiera zarzuty obrońców prawa patentowego, którzy obawiają się niedostatecznych nakładów na badania i rozwój. Zasoby w gospodarce są ograniczone, ale mogą być wykorzystane na niemal nieskończenie wiele sposobów. – pisze Rothbard. Na jakiej podstawie ktokolwiek stwierdza, że nakłady na określone cele są „zbyt” duże albo „niewystarczające”? (…) Rynek dostarcza takiego racjonalnego kryterium – są nim najwyższe przychody i zyski, które mogą być osiągnięte jedynie przez najlepsze zaspokajanie potrzeb konsumenta. (…) Wielu zwolenników patentów twierdzi, że warunki rynkowe nie sprzyjają dostatecznie szybkiemu wdrażaniu innowacji, dlatego muszą być one przymusowo stymulowane przez rząd. Ale to rynek decyduje o prędkości rozwoju nowych technologii, dokładnie tak samo, jak decyduje o stopniu uprzemysłowienia w danym regionie geograficznym. (…) Ingerencja w ten mechanizm jest jednoznaczna z narzuconą konsumentom utratą użyteczności. [11]
Kolejnym niebezpieczeństwem są tak zwane 'badania wokół patentu’ (inventing around the patent). Zjawisko przejawia się w próbach skonstruowania takiego produktu, który różniłby się od opatentowanego oryginału na tyle, aby nie było podstaw do wszczęcia postępowania sądowego. Nowe rozwiązanie jest przeważnie również patentowane, co prowadzi do marnowania zasobów na wielokrotne rozwiązywanie tego samego problemu.
Niektórzy ekonomiści twierdzą, że znaczenie patentów jest o wiele mniejsze niż to się powszechnie sądzi. Według raportu OECD [12] połowa przedsiębiorstw farmaceutycznych zgłosiła do urzędu patentowego ponad 80% swoich produktów, podczas gdy w przemyśle metalurgicznym praktycznie żadna firma nie miała nigdy do czynienia z patentami. Ponadto, 77% wszystkich przedsiębiorstw próbuje opatentować zaledwie pomiędzy 0% a 19% swoich wynalazków. Obawa przed utratą konkurencyjności okazuje się wystarczającym bodźcem do inwestycji w badania i rozwój. Innym wytłumaczeniem jest stosunkowo wysoka popularność alternatywnych metod ochrony. Wśród nich, najpowszechniejsze zastosowanie znajduje tajemnica przemysłowa [13], której nie obejmują żadne przepisy ograniczające czasowy zakres obowiązywania. Receptura na Coca Colę byłą przykładowo utrzymywana w sekrecie przez ponad 100 lat i nie została ujawniona aż do dzisiaj.
Wnioski
Według mnie, przytoczone dane dają podstawę do stwierdzenia, że państwowy system patentowy jest generalnie szkodliwy z ekonomicznego punktu widzenia. Argumenty leżące u podstaw jego istnienia nie wytrzymują krytyki oponentów. Koszty związane z ustanowieniem kilkunastoletniego (lub nawet dłuższego) prawa do wyłączenia uczestników rynku z możliwości używania wynalazku przewyższają korzyści płynące z tego rozwiązania. Wyjątek stanowi przemysł farmaceutyczny i chemiczny. Wszystko wskazuje na to, że ochrona patentowa rzeczywiście sprzyja dynamicznemu rozwojowi tych dziedzin i prawdopodobnie przyczynia się tym samym do podwyższenia tzw. „ogólnego poziomu bogactwa”.
Maksymalizacja „bogactwa” (pomijając trudności z jego zdefiniowaniem i policzeniem), jest jednak kryterium bardzo kontrowersyjnym, ponieważ, jak wykazali ekonomiści reprezentujący Szkołę Austriacką nie jest ona tożsama z maksymalizacją użyteczności, wyrażonej indywidualnymi preferencjami konsumentów [14]. Aby uzasadnić wprowadzenie patentów względami utylitarystycznymi, należałoby dokonać rzeczy niemożliwej, a mianowicie sporządzić rachunek subiektywnych kosztów i korzyści (po uprzednim sprowadzeniu ich do wspólnego mianownika).
Poważne wątpliwości budzi również sama idea własności intelektualnej, która stanowi, że twórca, poprzez akt stworzenia de facto staje się w pewnym zakresie właścicielem wszystkich rzeczy materialnych. Patent nakłada bowiem ograniczenia na prywatną własność pozostałych ludzi i zabrania im użycia własnych materiałów do skonstruowania duplikatu chronionego wynalazku, mimo iż nie jest to czynność dokonywana fizycznie na tym wynalazku. Patenty podważają zatem klasycznie rozumiane prawa własności.
Przypisy:
1 Raport Roczny Urzędu Patentowego RP 2003, s.15 http://www.uprp.pl, 6.05.2006
2 Pierre Desrochers, On the Abuse of Patents as Econmic Indicators, „The Quarterly Journal of Austrian Economics”, tom 1, nr 4 (Zima 1998), s. 54;
3 Marcin Kuchciak, Światowy Rynek Leków, „Gazeta Giełdy Parkiet”, 31.12.2003 r., s. 12
4 http://patft.uspto.gov
5 Jacek Sierpiński, O tak zwanej 'własności intelektualnej’ i patentach na oprogramowanie, „Najwyższy Czas”, 26.03.2005 r., s. 38
6 Kevin Carson, Tucker’s Big Four: Patents, http://mutualist.org/id74.html, 6.05.2006 r.
7 Pierre Desrochers, op. cit., s. 62
8 Jacek Sierpiński, op. cit., s. 36
9 Stephan Kinsella, There’s No Such Thing As a Free Patent, http://www.mises.org/fullstory.aspx?Id=1763, 6.05.2006 r.
10 Stephan Kinsella, op. cit.
11 Murray Rothbard, Man, Economy, and State. A Treatise on Economic Principles, Auburn 2004, s. 745-754; tłumaczenie własne;
12 Pierre Desrochers, op. cit., s. 62
13 Gene Callahan, Rethinking Patent Law, http://www.mises.org/fullstory.aspx?control=468, 6.05.2006 r.
14 Ludwig von Mises, Human Action: A Treatise on Economics, Fox & Wilkes, San Francisco 1996, s. 119-131
Krzysztof Brejnak http://freeyourmind.bblog.pl/