Jacek Sierpiński ”Narodowcy i wypaczenia”

Jak dowiedziałem się z Internetu, łódzkie struktury UPR, Narodowego Odrodzenia Polski i Młodzieży Wszechpolskiej zorganizowały Marsz Normalności. Według jednego z mówców, którego słowa zostały zacytowane na internetowej witrynie, marsz ten był „wyrazem naszego społecznego sprzeciwu dla wszystkich wypaczeń, jakie trawią nasza ojczyznę”. Następnie te wypaczenia wymienił. Nie było ich wiele. Zaledwie trzy: homoseksualizm, aborcja, zbyt łagodne traktowanie przestępców, w takiej właśnie kolejności.

Jak wynika z internetowej relacji – przygotowanej przez samych organizatorów – inni mówcy poruszali także tematy homoseksualizmu i aborcji, a jeden z nich wspomniał także o „pseudo-sztuce” – twórczości p. Doroty Nieznalskiej, wsławionej pokazaniem w galerii genitaliów na krzyżu.

O innych poruszanych tematach relacja nie wspomina. Można więc domniemywać, że takie problemy jak dławiące gospodarkę podatki, koncesje i ustawowe ograniczenia, rosnąca biurokracja, korupcja przeżerająca struktury państwa od dołu do kto wie czy nie najwyższego szczebla, niewydolność państwowej służby zdrowia i innych gałęzi „państwa opiekuńczego”, zwiększający się dług publiczny, ustawy uchwalane pod rozmaite lobby i „republika kolesiów” nie należą z punktu widzenia organizatorów Marszu do wypaczeń, bądź też są wypaczeniami na tyle małymi, że nie warto o nich mówić. A w każdym razie mniejszymi od homoseksualizmu czy pani Nieznalskiej…

Przyznam się, że przynajmniej w przypadku UPR taki dobór tematów mnie dziwi. Wprawdzie zdaję sobie sprawę, że wielu członków tej partii łączy gospodarczy liberalizm z ostro konserwatywnymi poglądami w sferze, nazwijmy to, religijno-obyczajowej, ale mimo wszystko aborcja póki co jest w Polsce generalnie zakazana, homoseksualiści to kilka procent społeczeństwa, a dzieła pani Nieznalskiej oglądają naprawdę nieliczni. Jedynie kwestię przestępczości można zaliczyć do istotnych bolączek dzisiejszej Polski. No, ale widać niektórzy mają na punkcie spraw obyczajowych hopla…

Ale obawiam się, czy dla NOP i MW – czyli tak zwanych narodowców – wymienione na Marszu kwestie nie są rzeczywiście najistotniejszymi problemami Polski. To znaczy, czy podatki, koncesje, biurokracja, dług publiczny i inne przejawy niszczącego gospodarkę etatyzmu nie są dla nich w ogóle wypaczeniami, tylko czymś normalnym, a ewentualnego zła nie upatrują tutaj w niewłaściwych ludziach przy władzy lub jeszcze zbyt dużym liberalizmie. Wprawdzie np. w programie NOP jest sporo liberalnych haseł – obcięcie biurokracji, obniżenie podatków, ochrona własności… ale jednocześnie na każdym kroku krytykuje się „demoliberalizm” i domaga np. ścisłej kontroli nad bankami w celu zapewnienia tanich kredytów, nade wszystko zaś dla każdego rasowego „narodowca” najważniejsze jest dobro Narodu. A dobro Narodu można niestety interpretować rozmaicie i tak się jakoś składa, że większość „narodowców” upatruje je w większej kontroli rządu nad pieniędzmi i poczynaniami Polaków.

Niedawno szermujące narodowymi hasłami partie – LPR, Samoobrona, PiS – głosowały ręka w rękę z postkomunistami, wprowadzając pięćdziesięcioprocentowy podatek dla osób o najwyższych dochodach – czyli między innymi dla tych, którzy w Polsce inwestują i tworzą miejsca pracy. Niewykluczone, że wielu biznesmenów i wysokopłatnych menedżerów bez trudu obejdzie ten podatek – wypowiadał się już na ten temat p. Aleksander Gudzowaty – ale część z nich być może po prostu nie zechce robić interesów w Polsce. Będą je robić w innych krajach… a Polacy tylko na tym stracą. A jeśli w ustawie budżetowej założy się dodatkowe wpływy z tego podatku… to całkiem możliwe, że w budżecie pojawi się w ich miejscu dziura. Którą, oczywiście, pokryją już nie bogacze…

Innym „ciekawym” pomysłem, jaki pojawił się ostatnio w Sejmie, jest pomysł ustawy ograniczającej powstawanie hiper- i supermarketów, a przy okazji umożliwiającej urzędnikom ograniczanie powstawania wszystkich innych sklepów. Projekt ten wnieśli posłowie Samoobrony – partii ostentacyjnie „narodowej” – a poparli, kierując do dalszego czytania, także posłowie PiS i LPR. Projekt jest absolutnie kuriozalny. Dość powiedzieć, że w miejscowości liczącej poniżej 15 tysięcy mieszkańców nie mogłyby zgodnie z nim powstawać sklepy spożywcze o powierzchni większej niż 300 m2, a w miejscowości liczącej od 15 do 50 tysięcy mieszkańców – o powierzchni większej niż 600 m2. Powierzchnia innych sklepów też byłaby ustawowo ograniczona. Gdyby taka ustawa obowiązywała kilka lat temu, nie mogłoby powstać np. centrum handlowe M1 przy skrzyżowaniu tras z Warszawy do Katowic i z Bytomia do Krakowa – bo administracyjnie leży w granicach Czeladzi, miasteczka liczącego niecałe 40 tysięcy mieszkańców. To nic, że korzystają z niego tysiące ludzi z innych miejscowości (m. in. niżej podpisany), a lokalizacja jest wręcz idealna (skrzyżowanie dwóch ważnych tras, naprzeciwko dużego osiedla mieszkaniowego, blisko do centrum Będzina i Sosnowca)…

Na wybudowanie supermarketu nawet spełniającego te warunki musiałby wydawać zgodę starosta, a na wybudowanie hipermarketu powyżej 2000 m2 – starosta na wspólny wniosek wojewody i marszałka sejmiku (!). Ba, rada gminy mogłaby podjąć uchwałę, że zgoda starosty wymagana jest do otworzenia dowolnego innego sklepu…

Poseł Artur Zawisza z PiS stwierdził, że popiera projekt, bo „polski kapitalizm powinien być oparty na polskiej własności, a właścicielami hipermarketów nie są Polacy”. Tego, że to właśnie Polacy są klientami tych hipermarketów, klientami dobrowolnymi – i że np. Francuz umożliwiający Polakom kupno tańszych towarów działa w interesie tych Polaków – jakoś nie zauważył. Nie zauważył też tego, że sztuczne, administracyjne ograniczenie liczby sklepów i poddanie procesu ich powstawania politycznej kontroli utrudni tym Polakom dostęp do towarów i zwiększy ponoszone przez nich koszty. Ale to nic dziwnego – mam wrażenie, że większość „narodowców” utożsamia interesy narodu z interesami li tylko producentów, i to niekoniecznie wszystkich. Prawdziwy Polak to najczęściej sklepikarz, względnie rolnik. Ich interesów należy bronić jako „narodowych”, w przeciwieństwie do interesów jakiegoś dekadenckiego mieszczucha chadzającego do hipermarketu… czy na targ, by kupować od Ruskich.

Może czas zorganizować w obronie tego ostatniego jakiś Narodowy Marsz Normalności?

Jacek Sierpiński http://sierp.tc.pl/wan.htm

9 thoughts on “Jacek Sierpiński ”Narodowcy i wypaczenia”

  1. A czego się spodziewałeś szanowny Jacku po UPR (któremu coraz to bliżej do narodowców i bardziej ich zawsze interesowały sprawy konserwatyzmu obyczajowego niźli jakiekolwiek, poza niektórymi elementami gospodarczymi, kwestie wolnościowe), a tym bardziej po MW i NOP ;)) – toż to narodowy socjalizm przecież ;)))
    Kwestia podatku dochodowego w ogóle mnie śmieszy, bo i tak większość przedsiębiorców jest na podatku liniowym (19%), tak więc obciążenie to dotyczy najczęściej etatowców np. dziennikarzy a la Tomuś Lis, czy bankierów, finansistów i biurokratów jak Balcerowicz, a tych mi akurat nie żal 😉
    Co do marketów, to jest to zwykła gra polityczna i gra interesów, cóż tu się dziwić, toż to polityka…
    Może czas przestać romansować z dziadami z UPRu i młodym naiwnym zaciągiem z tzw. Młodych Libertarian, którzy z libertarianizmem mają tyle wspólnego co SLD z lewicą, i stworzyć w końcu realną wolnościową inicjatywę mogącą się liczyć chociażby w stopniu zbliżonym do hamerykanskiej Partii Libertariańskiej.
    zdrowia

  2. = Może czas przestać romansować z dziadami z UPRu i młodym naiwnym zaciągiem z tzw. Młodych Libertarian, którzy z libertarianizmem mają tyle wspólnego co SLD z lewicą =

    Jako że jestem jednym z „młodego naiwnego zaciągu” to po przeczytaniu komentarza marginesa od razu nasunęło mi się pytanie: skąd tak kategoryczny osąd? Zaryzykuję twierdzenie, że kolega margines wniosek swój sformułował w oparciu o wiadomości z akcji postulującej zniesienie ulg na przejazdy PKP i prywatyzację kolei, które zamieścił m.in. Onet.

    Tylko czy kolega margines zadał sobie trud zapoznania się z publikacjami na naszej stronce? Nawet pobieżna lektura dowodzi, że nie tworzymy jakiegoś jednomyślnego kolektywu. Zakładając Stowarzyszenie kierowaliśmy się ideą stworzenia luźnej platformy skupiającej wolnościowców rozmaitej prowienencji, służącej dyskusji i wymianie idei – a nie zdogmatyzowanej, hermetycznie zamkniętej sekty z „jedynie słusznym wolnościowym credo”.

    Są więc wśród nas zarówno sympatycy minarchizmu, umiarkowanie przychylni wobec rynkowego anarchizmu, jak i zadeklarowani anarchole z inklinacjami w stronę agoryzmu (jak wyżej podpisany). [szerzej na ten temat, w tym również o moim stosunku do „wolnościowych” partii a la UPR piszę tutaj: http://www.libertarianie.pl/index.php?subaction=showfull&id=1159304596&archive=&start_from=&ucat=3&%5D

    Rozbieżność poglądów siłą rzeczy rzutuje na podejmowane w realu inicjatywy. Nieszczęsna akcja z biletami i prywatyzacją PKP, która wywołała dużą wesołość u jednych, a zażenowanie u drugich libertarian (zgadza się, czytałem thread na http://www.libertarianizm.mypunbb.com 😉 w moim mniemaniu była pomysłem totalnie chybionym już w samych założeniach. Oczywiście nie omieszkałem umieścić na naszej stronie krytycznej oceny tej inicjatywy: http://www.libertarianie.pl/index.php?subaction=showfull&id=1171484620&archive=&start_from=&ucat=3&

    Mam nadzieję, że trochę tym postem wyjaśniłem kontrowersje narosłe wokół naszego Stowarzyszenia.

    Pozdrawiam.

  3. Jeremi – ciekawe to bureaucrash.
    Młody liberator – moje wnioski to nie tylko kwestia wspomnianej akcyji, ale i cała reszta. Bliżej wam raczej do szkoły chicagowskiej, PO, czy kolibrów niż do anarchistów. Pewnie lubicie też Teluka (guru chłopców z korespondent.pl), a i legalizacja wam nie przeszkadza, może wystąpicie o dotacje z UE? ;)))
    Żeby nie być nadto uszczypliwym, wasza działalność to wasz wybór i mnie nic do tego, oprócz faktu, że mi nie po drodze z wami. A libertarianinem/anarchistą/wolnościowcem każdy się może nazwać – ja wam uwierzę, jak zrobicie coś w tym kierunku np. akcję odmowy płacenia podatków (chyba trochę przesadziłem..), albo chociażby bojkot banku centralnego albo przymusowej edukacji (niechby to było choćby pomachanie flagą pod ministerstwem)
    powodzenia

  4. @Margines

    Nie wiem po czym wnosisz, że „bliżej wam raczej do szkoły chicagowskiej, PO, czy kolibrów niż do anarchistów”. Po tym, że dwóch członków działało w Młodych Dupokratach? I co z tego? Nikt się raczej nie rodzi anarcholem, stąd tego typu „błędy młodości”. Mogę się zgodzić, że moim kolegom z SML jeszcze trochę brakuje do pure anarchizmu, ale wszystko to jest do nadrobienia…;-) Pewien progres światopoglądowy już się dokonał – zwolennik PO raczej nie opublikowałby artu w którym wychwala „somalijską anarchię”, tudzież nawiązuje do zniesienia przymusu ubezpieczeń, nie sądzisz?

    Zresztą…

    Nie rozumiem już samego zastosowania kolektywnego terminu „wam” w kontekście tego, co pisałem w poprzednim poście o idei przewodniej SML. Powtórzę raz jeszcze: nie jesteśmy jednomyślnym kolektywem. Opinie i poglądy jednego czy dwóch członków nie reprezentują stanowiska całego Stowarzyszenia, bo takowego po prostu nie ma. Nie ma jednej, z góry ustalonej linii ideowej. Są tylko opinie i poglądy konkretnych osób. Przynajmniej ja to tak widzę.

    [skoro poruszyłem ten temat, to dla jasności dodam jeszcze, że a) nie pochodzę z Chicago; najbliżej mi do Austrii i Wirginii;-) b) nienawidzę PO, podobnie jak innych partii politycznych c) nie mam zamiaru współpracować z KoLibrem d) nie darzę sympatią dr Teluka e) nie postuluję rządowej legalizacji dragów]

    Reasumując, nie da się ukryć, że parę faux pas zostało na starcie popełnionych. Wszak jesteśmy młodzi, pewnie też naiwni 😉 Jednak potrafimy się uczyć na własnych błędach. Dlatego apeluję o więcej cierpliwości i wyrozumiałości – stąpamy wszyscy po niepewnym gruncie, a błędne decyzje zdarzały się nawet „gigantom” pokroju Rothbarda czy Hessa.

    Pozdrawiam.

  5. Bureaucrash rządzi! 🙂

    @Margines:
    >A libertarianinem/anarchistą/wolnościowcem każdy się >może nazwać – ja wam uwierzę, jak zrobicie coś w tym >kierunku np. akcję odmowy płacenia podatków (chyba >trochę przesadziłem..), albo chociażby bojkot banku >centralnego albo przymusowej edukacji (niechby to było >choćby pomachanie flagą pod ministerstwem)
    Super. Weźmie przyjdzie czterech gości i będą machać flagą przed ministerstwem i ogólnie wyglądać co najmniej dziwnie. Jak takie są wymagania, zanim ktoś stanie się libertarianinem to nic dziwnego, że jest nas ile palców u małpy. Ja tam byłem cały rozentuzjazmowany, gdy usłyszałem, że są libertariańscy studenci, którym w dodatku chce się organizować w cokolwiek – i to jeszcze w moim rodzinnym mieście! To wspaniałe, że komuś się jeszcze chce walczyć o sprawiedliwość na tym świecie, nawet jeśli niektórzy przeszli „jedynie” 95% drogi do anarchizmu.
    I nie oszukujmy się – jeśli nie będzie środowiska ludzi, którzy do 90% a nawet 80% są anarchistami albo jeśli się od tych środowisk odetniemy, to ci, którzy mają np. 60% NIGDY nie będą miały nawet SZANS dowiedzenia się o naszym istnieniu, a co dopiero nawracania się na libertarianizm. Chyba że robimy kółko dyskusyjne które siedzi i narzeka, że nikt nas nie rozumie.

    @self_liberator:
    Zacznę od tego, że gratuluję inicjatywy! Jakoś wcześniej nie miałem po temu okazji, ale tak czy owak… 🙂 SML to krok w chyba najważniejszym kierunku, jaki libertarianizm musi dziś obrać
    I nie dajcie się zdiscourageować – na tyle, na ile to kogoś obchodzi, macie tu miastowego rodaka, który Was wspiera! :p

  6. @kuskowski

    Dzięki wielkie za słowa wsparcia:-) W ogóle miło usłyszeć, że jest w Toruniu więcej „oszołomów” z poważną fiksacją na punkcie wolności 😉

    Co do „machania flagą”, to propozycja marginesa ma sens, sami myśleliśmy nad tego typu inicjatywami. Ale pod jednym warunkiem: że jest przynajmniej setka ludu. W czwórkę, jak słusznie zauważyłeś, wyszlibyśmy na bandę debili.

    Póki co nie ma rady: siać, siać i jeszcze raz siać. I czekać na plony. Ostatnimi czasy szło to jak krew z nosa (powód: sprawy uczelniano-zawodowe), ale mamy zamiar wziąć się mocniej do roboty….

    Pozdrawiam.

  7. Kuskowski – tak jak napisałem, czekam na jakieś ruchy tegoż stowarzyszenia, udowadniające mi, że nie mam racji, póki co nie odnalazłem żadnych przesłanek; a działalność „uliczna” jest dobrym przetarciem się, żeby nabrać doświadczenia i stracić nieco tej dziecięcej naiwności, nawet jeżeli jest z gruntu nieskuteczna to dobrze zorganizowana może zostać podchwycona przez media (vide: niektóre akcje Naszości, czy FA). Tylko do tego potrzeba jaj i braku obawy przed dostaniem pałą i noclegiem na 48, czy wnioskami na kolegium – w końcu jesteście chłopaki jeszcze w ogólniakach i na uniwerkach, więc trochę energii, młodzieńczego szaleństwa i świeżych pomysłów na pewno macie. Ja to już za stary jestem;). Czyli generalnie chodzi mi o pomysł na działalność, bo niestety najczęściej do stowarzyszeń się należy i nic poza tym (no, zawsze można jeszcze wyciągnąc kasę od Sorosa czy UE;)).
    I jeszcze jedno: co to jest sprawiedliwość?
    P.S. Proponuję poza tym trzymać się tematu, a te dyskusję przeprowadzić np. na forum.

  8. @margines dotacji z UE brać nie zamierzamy (tu chyba mogę się wypowiedzieć w imieniu wszystkich 😉

    Tak jak napisał selfliberator, dziwne byłoby, gdybyśmy się we wszystkim zgadzali, dziwne byłoby również, gdyby z powodu niewielkich różnic tworzyć osobne organizacje: Młodzi Agoryści, Młodzi Minarchiści, Młodzi Anarchiści… chyba nie o to chodzi…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *