Patryk Bąkowski “Monarchia, dupokracja i pewna utopia”

Coś mi zawsze nie grało z tą monarchią. Część liberałów (libertarian) uważa monarchie za wybawienie a mi to cały czas jakoś nie pasuje.
Niby coś w tym jest. Monarchiści głoszą, zgodnie z wolnościowo – kapitalistycznymi prawdami, że państwo winno mieć właściciela. Monarchia oczywiście powinna być dziedziczna inaczej z ideami kapitalizmu i prawa naturalnego nie miałaby nic wspólnego i tak jak to bywało w historii doprowadziłaby do jeszcze większego rozkładu państwa. Monarcha który wie że jego potomstwo odziedziczy po nim rządy nad królestwem będzie o królestwo czyli swoją własność po prostu dbał. Ba, monarchiści dopuszczają nawet że od czasu do czasu może zdarzyć się zły król. Po nim jednak przyjdzie następny który wyprowadzi krainę na prostą. I tu zaczynają się moje obawy. Władza deprawuje. Władza absolutna odrywa powoli stopy od ziemi a co gorsza ma skłonności do ograniczania wolności poddanym i despotyzmu. A przecież nie o to chodzi. Przyglądając się historii na tyle ile ją znam (a znam kiepsko więc mogę się mylić :>) nie przypominam sobie monarchii która nie ograniczałaby wolnego rynku. Wszechobecne cechy, podatki, daniny (czyli podatki:>).
Monarchia ponadto zawsze wiązała się z istnieniem szlachty czyli warstwy uprzywilejowanej. W monarchii jak w socjalizmie – kim się rodziłeś tym umierałeś. I nie wynikało to z nieznajomości miłościwego króla wolnościowych haseł. Monarchia bardziej niż socjalizm wytwarza podziały na równych i równiejszych. Odpowiedzialność może jest mniej rozmyta, ale głupiego króla osądzi jedynie historia ewentualnie sztylet skrytobójcy wynajętego przez syna.
Teoretycznie mamy dziś demokracje, przyjrzyjmy się jednak jak to wygląda. Co 4/5 lat wybieramy sobie sejm i prezydenta. Czyli co czynimy? Ano wybieramy sobie króla i dwór szlachecki. Oczywiście król może sobie rządzić przez 40 lat i nikt go nie tyka a prezydent i sejm tylko 4/5 kolejnych lat. Ale czy aby na pewno? Króla można dziabnąć jak się nie sprawdza. Jak się sprawdza to porządzi ze swym dworem przez ładnych parę latek. A dziś co mamy? Żeby sejm się sprawdzał rządziłby przez kolejne kadencje i nikt by danej partii nie odebrał władzuchny (jak pięknie nazwał to pewnien oszołom:>).
Konkluzja: w rzeczywistości oba systemy nie różnią się znacznie.
Problem z oboma systemami leży gdzie indziej. Monarchię odłóżmy do lamusa, bo jedyne z czym mi się kojarzy to schyłek komuny gdy partyjna szlachta zżerała wszystko po kolei by zapewnić sobie dobrobyt na kolejne lata. I tylko z takim permanentnym stanem mi królowanie się kojarzy.

Pokuszę się o stwierdzenie że i demokracji leży i kwiczy. Żadna to w końcu władza ludu gdy lud może sobie oddać głosa raz na kilka lat a potem ma cicho siedzieć i pochłaniać serwowaną papkę populizmu. Co więcej żadna to władza ludu gdy dwóch idiotów ma większy wpływ na rzeczywistość (czyli stan osobowy parlamentu) niż jeden mędrzec. JKM demokracje piszę wygwiazdkowując emo. Ja raczej napisałbym o aktualnym stanie rzeczy dupokracja i to bez kropkowania.
Na czym polega demokracja? Demokracja w założeniu ma dać nam szanse na wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. I jedna bardzo ważna rzecz: ten wpływ powinniśmy mieć w każdej chwili. A po co? Choćby po to aby naprawić swój błąd z poprzedniego dnia. Jeżeli w dupokracji zagłosuje za Panem który nagle wyskoczy z jakimś niemądrym pomysłem nie mam szansy odwołać swojego głosu poparcia dla tego Pana.
Jak zatem powinna wyglądać demokracja w naszej rzeczywistości, tak aby każda nasza decyzja była zgodna z naszymi przekonaniami a zarazem aby dwóch idiotów nie przeważało nad jednym mędrcem?
Co jest podstawowym narzędziem demokracji? Głosowanie. Co sprawia że głos idioty nie równa się głosowi mądrego? Trzeba by wprowadzić jakąś wagę. Co jest najprostszą wagą? Co sprawia że wartość głosu jednego obywatela będzie większa od wartości głosu drugiego? Prosta sprawa. Pieniądze.
Weźmy na tapetę dwie ostatnio medialne sprawy. Hamerykańską tarczę i Rospude.
W dupokracji nie jest istotne czy mi się podoba tarcza czy też nie. Nie jest istotne też to że oddałem głos na kogoś kogo uważałem za powiernika moich poglądów a on najzwyczajniej w świecie osrywa te poglądy i z moich pieniędzy chce budować w moim kraju cel dla popaprańców. Po prostu wezmą sobie moje pieniądze wybudują rakietnice, wyślą żołnierzyków do Afganistanu czy innego Iraku i nic mi do tego.
W demokracji to ja powinienem zadecydować co stanie się z moimi pieniędzmi. Czy oddam je na żołdaków czy też na pacyfistów. A przede wszystkim czy zechcę je oddać na kogokolwiek.
Proszę bardzo, ktoś chce płacić na to aby jeden z drugim niespełniony mężczyzna pojechał postrzelać sobie do Afganistanu niech płaci. Z drugiej strony inny ktoś może chcieć aby jego kraj nie wysyłał żołdaka na front. Proszę bardzo niech płaci. Kto da więcej? Kto wygrywa licytacje bierze wszystko.
Kto chce tarcze? Niech wpłaci na konto: “wybudujcie cel dla popaprańców”. Kto przeciw wpłaca na konto: “kupujemy teren pod tarcze i budujemy legoland”.
Kto chce autostradę przez Rospude? Konto: “wiadukt przez bagno z ładnymi widoczkami”. Kto nie chce: “autostrada obok z mniej ładnymi widoczkami”. Który projekt wygra ten realizujemy. A niby jak wyłonić zwycięzce. A proszę bardzo kto szybciej zgromadzi środki na to żeby rozpocząć budowę ten lepszy. A skąd pewność że wygra lepsze? Czy tylko ja gdy kupuje cokolwiek staram się porównać wszystkie możliwości i wybrać to co uważam za najlepsze? Jeżeli tak nie robi większość ludzi to faktycznie moje argumenty padają, jak mucha trzepnięta packą.
No tak ktoś powie, ale w takiej rzeczywistości to nie zbudujemy metra drogi (no i jeszcze kilku rzeczy się nie doczekamy ale pozostańmy przy tym jednym przykładzie). Czy rzeczywiście? Śmiem twierdzić że byśmy mieli wszędzie tam gdzie tego potrzeba czteropasmówki a gdyby pojawiła się najmniejsza dziurka zaraz na odcinku kilometra położony by był nowy asfalt.
Czy jeżeli codziennie miałbyś wyjeżdżać ze swojego podwórka po dziurawej drodze nie zebrałbyś z sąsiadami kasy na to aby naprawić drogę? Czy jeżeli jechałbyś do Gdańska co drugi dzień nie dałbyś stówki na to aby droga wyglądała porządnie? Że niby drogą będą czasami przejeżdżać ci co złotówki nie dali. No i co z tego? Jeden z tych jegomości jedzie po drodze do Gdańska którą ty przejeżdżasz co drugi dzień. Raz ty pojedziesz drogą którą tamten jeździ codziennie do Krakowa. Prosta sprawa.
A gdybyś tak mógł sam zbierać kasę na drogę. Że co zbierzesz i uciekniesz? Nikt ci nie da na sto kilometrów kasy. Da ci na dojazd na podwórko. Zarobisz. Zbudujesz dojazd do wsi. Zarobisz więcej. Będziesz miał zaufanie. Zrobisz 5 km autostrady zarobisz jeszcze więcej. Jak dostaniesz na 100 kilometrów uciekać ci się nie będzie chciało za te marne kilka baniek.

A teraz smutna prawda. Dlaczego to jest utopia? Ano dlatego że ludzie mimo wszystko wolą zniewolenie niż odpowiedzialność za swoje życie. Lepiej chodzić jak królik z Duracelem w dupie.

Patryk Bąkowski

2 thoughts on “Patryk Bąkowski “Monarchia, dupokracja i pewna utopia”

  1. Oprócz monarchii i demokracji Arystoteles wymienił jeszcze oligarchię, którą uznał za najskuteczniejszą formę sprawowania władzy. Ja bym powiedział, że każda monarchia czy demokracja automatycznie ewoluuje w stronę oligarchii czy tego chcemy czy nie.

    Większość społeczeństwa (jak wykazują wszystkie badania opinii publicznej) opowiada się za przywróceniem kary śmierci. Każdy demokrata w Sejmie (niezależnie od swoich poglądów) w takim razie powinien tę wolę ludu (vox populi vox Dei) wprowadzić w prawo, ale tak się nie dzieje. Bardziej namacalnego dowodu na to, że demokracja jest jedynie obrządkiem sprawowania władzy – nie potrzeba.

    W Polsce z demokracją dzieje się tak, jak z kapitalizmem. Wszyscy o tym mówią, ale nie ma.

    Idea licytokracji bardzo mi się podoba!!!

  2. Cały szkopuł w tym, by zbudować ustrój, w krórym byłaby zagwarantowana jak największa wolność. Niestety, o ile wolność można osiągnąc poprzez rewolucję w ciągu kilku dni- tygodni, o tyle łatwo ją utracić w ciągu długotrwałych, drobnych „ulepszeń”, które powoli zostają wprowadzane.

    Problem jest skomplikowany i zarysowałem go ciupinkę na swoim blogu. W gruncie rzeczy sprowadza się do tego, że kiedy ludziom jest za dobrze, to podświadomie dażą do pogorszenia swojej sytuacji, choć pozornie zdążają do czegoś lepszego (przysłowa: lepsze wrogiem dobrego, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane). Albo inaczej: w warunkach wolnorynkowych istnieje ewolucja. Gdyby nie ona, nie istniałaby konkurencja. Złe firmy bankrutują, ludzie tracą pracę po to, by ją znaleźć gdzie indziej. Jeśli jednak ktoś uzna bankructwo za coś złego i zacznie z tym coś robić, zaczyna się odchodzenie od wolności i ograniczanie wolnego rynku, co w konsekwencji prowadzi do regresu gospodarczego. Dzieje się to wtedy, kiedy ŚRODEK zastąpi CEL (np. w komuniźmie na czoło wysunęła się praca – ludzie chcieli koniecznie mieć pracę, zapominając, że praca nie jest celem samym w sobie – takim celem jest szczęście i dostatek, a praca to tylko środek, jakim można go uzyskać). Och, to jest taki rozległy temat, że ten marny komentarz nie jest w stanie nawet przybliżyć tego, co mam na myśli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *