Jestem wielkim zwolennikiem pomysłu, że każdy ma prawo zaspakajać swoje naturalne potrzeby w ramach swojej działalności niezależnie od państwa.Jeśli upiekę chleb i dam go sąsiadowi w zamian za kiszone ogórki, najprawdopodobniej nie mam obowiązku opłacania podatków (na wszelki wypadek proszę sprawdzić!). Jeśli chleb bym mu sprzedał i odkupił od niego ogórki – musielibyśmy odprowadzić od tej transakcji podatek PIT i VAT – co pokazuje absurdalnośc podatku dochodowego i obrotowego. Z całą pewnością możemy we dwóch założyć Spółdzielnię Chlebowo-Ogórkową i taki obrót jako wewnętrzny w „przedsiębiorstwie” jest zwolniony z takich zobowiązań wobec państwa i żaden organ nie będzie się przyczepiał (tego jestem raczej pewien). Nie wiem czy taka działalność zostanie uznana za legalny agoryzm czy może raczej obchodzenie ustaw podatkowych lub „zgwałcenie ducha ustawy” (to sformułowanie pochodzi z autentycznego uzasadnienia wyroku).
Większe problemy zaczynają się dalej. Człowiek ma naturalne prawo do zrobienia sobie takiego alkoholu, jaki lubi i dzielenia się tym produktem z innymi zainteresowanymi, ale prawa stanowione mówią co innego. W związku z tym – będzie się musiał z tym kryć, podobnie jak jego klienci. O wlaniu do baku swojego samochodu swojego własnego oleju rzepakowego wolę więcej nie pisać, bo w świetle ustaw karno-skarbowych to straszna zbrodnia.
Człowiek ma również naturalne prawo do obrony siebie, swojej własności i swoich bliskich przed napaścią a w związku z tym może skonstruować broń, jaką uzna za stosowną do tego zadania. Ustawa o Broni i Amunicji (polecam lekturę!) zabrania nawet posiadania odpowiednio utwardzonej rurki, która nadawałaby się na lufę.
Agoryzm prowadzi do konieczności ukrywania się i dlatego nie lubię go jako sposobu powiększania wolności. Organa ścigania mają wyspecjalizowane służby właśnie do wykrywania tego rodzaju „przestępstw” bez ofiar. W ten sposób porządni ludzie trafiają do więzień.
Proszę postawić się na miejscu sierżanta policji. Czy wolelibyście złapać złodzieja samochodów, którego „dziupli” strzegą uzbrojeni bandyci, czy może bimbrownika robiącego najlepszą nalewkę na osiedlu? A swoją przydatność trzeba wykazać!
Dlatego właśnie uważam, że agoryzm nie może przynieść nic dobrego w kwestii zwiększenia wolności ludzi, jako że może być spacyfikowany rutynowymi działaniami policyjnymi. Alternatywą dla działalności politycznej jest rewolucja (przemoc!). Zdaję sobie sprawę, że polityka to bagno i nie sposób się nie ubrudzić, ale zawsze lepsze to niż wprowadzanie swoich poglądów siłą.
polityka to przemoc Radku tak samo, jak rewolucja, tyle że wybierając politykę, w takim sensie tego słowa, w jakim chyba ty ją rozumiesz, wybierasz tych zbirów, którzy są silniejsi.
to ja wole rewolucje, barykady i milicje anarchistyczne. przy czym uważam, że tak przedstawione wybory alternatywne są fałszywe, że są tylko mrzonką. a policjant z tonfą (a wkrótce może i pałkami teleskopowymi…), który w razie czego zechce zrewidować moje mieszkanie, nie.
cholera, nie jasno napisałem i nieskładnie – z alternatywnymi wyborami chodzi o to, ze wybór między rewolucją a polityką jest fałszywy. bo nie ma na razie żadnych rewolucjonistów i być nie musi. nasz rejon jest wystarczająco cywilizowany chyba, żeby propagować bierny opór.
Jak dla mnie polityka zaczęła się wtedy jak dwie rodziny stając naprzeciwko siebie zaczynają kombinować: „Wy macie trzech z łukami i dwóch z dzidami, my mamy dwóch z łukami, dwóch z siekierami i jednego z dzidą. Może by się nie ciąć, tylko jakoś dogadać.” Obecnie to wygląda raczej tak, jak na Taśmach Begerowej, ale dalej chodzi o kompromisy i uzgodnienia.
Co daje bierny opór, oprócz niewątpliwej moralnej satysfakcji? To dużo, nie powiem, ale dla mnie za mało.
a co dała polityka?
Polityka i przemoc razem dała WSZYSTKO. Cała organizacja społeczna, jaka istnieje jest właściwie produktem polityki i przemocy.
Konkretniej, postępy socjalizmu (czy dowolnej innej idei np. republikanizmu) na świecie są znacznie większe dzięki polityce, niż dzięki rewolucji. Dlatego uważam, że myślenie i postawy wolnościowe również da się propagować i wcielać metodami politycznymi.
W skrócie – z ludźmi trzeba rozmawiać a nie tylko się okopywać.
Podatek od nieodpłatnego świadczenia – biorca płaci PIT a dawca VAT. W przypau uzyczenia lokalu zarówno biorca jak i dawca płacą PIT(jeden od nieuzyskanego dochodu a drugi od zaoszczędzonych wydatków)….
Radek, tak, to dała polityka. coś kompletnie odwrotnego od tego, czego chcę. i myślę, że tutaj środki determinują cel.
Ja bym powiedział tak: polityka pozwoliła osiągnąć zakładane cele tym, którzy jej używali.
Myśmy (wolnościowcy) jeszcze jej na większą skalę nie próbowali nawet użyć. Mi się wydaje narzędziem całkiem stosownym do tego celu i tym się różnimy.
Dobra, to w takim razie problem z forum libertarian przenoszę tu.
„2) Jeśli nie idę do wyborów to zgadzam się, żeby ktoś wynajął osiłków, zabrał mi portfel i jeszcze im z niego zapłacił. Wpierdol – jako opcja.”
Nie.
Tak się dzieje, jeśli idziesz do wyborów, bo to forma umowy. Jeśli nie idę do wyborów, na nic nie wyrażam zgody. nie chcę w tym uczestniczyć i już. To, że ktoś sobie wymyśli jakąś karę o niczym nie świadczy. Jeśli ktoś uważa, że sytuacja kiedy odmawiam z kolegami gry w kręgle, a oni za to łamią mi kręgosłup jest w porządku i jest to narzędzie całkiem stosowne, to trudno się będzie dogadać. Twierdzenie „co osiągnęliśmy dzięki polityce” jest nonsensowne. Nie jesteś tego w stanie ocenić. A poza tym, nie można powiedzieć, że to co osiągnęliśmy jest dpbre, bo potrzebujemy jakiegoś punktu odniesienia. Gdyby okazało się, że dzięki 1000 lat anarchizmu osiągnęlibyśmy o wiele więcej, to osiągnięcia państwowe nie byłyby dobre.
Dla mnie każda idea, za którą stoi przymus,czyli „albo zgoda, albo wpierdol” jest z miejsca skompromitowana. Libertarianizm nie jest filozofią pro-państwową i nie może być, bo taki libertarianizm byłby wewnętrznie sprzeczny. Dla mnie to co proponują agoryści jest właśnie esencją libertarianizmu – żadnego przymusu, pokojowa i dobrowolna wymiana, omijanie aparatu przymusu, i nie narzuca się nikomu swoich poglądów, tak jak w wypadku działalności politycznej. Nikt nikomu krzywdy nie robi.
I jeszcze coś, dlaczego uważasz, że lepiej wiesz co jest dla mnie i dla innych dobre? Skąd taka wiedza?
1) Nie wiem co jest dla Ciebie Bartku dobre i dlatego uwazam, ze sam powinienes o tym decydowac (tak samo jak ja)
2) Niczego tak bardzo nie lubie jak agoryzmu. Napisalem w tytule, że to w pewnym sensie moja milosc.
3) Nie wierze w mozliwosc skutecznego omijania „aparatu przymusu”, ale raczej wyrwania mu zebow przy pomocy istniejacej organizacji spolecznej.
Jesli chce sobie pedzic bimber i nie chce do wiezienia to moge:
a) ukrywac sie
b) dzialac w tym kierunku, zeby wolno bylo pedzic bimber.
Wybieram opcje b. Nie znaczy to Bartku, ze chce Ciebie zmusic do pedzenia bimbru ani picia mojego.
Witajcie Drodzy Forumowicze!
Czuję się teraz jak bohater sztuki Moliera pt „Mieszczanin Szlachcicem” który całe życie mówił prozą tylko o tym nie wiedział. Tak i ja jako wiejski chłopak z urodzenia nie wiedziałem, że to co mnie ze wszystkich stron ogarniało to AGORYZM właśnie.
„Jestem wielkim zwolennikiem pomysłu, że każdy ma prawo zaspakajać swoje naturalne potrzeby w ramach swojej działalności niezależnie od państwa.”
Ja też!
„Jeśli upiekę chleb i dam go sąsiadowi w zamian za kiszone ogórki, najprawdopodobniej nie mam obowiązku opłacania podatków (na wszelki wypadek proszę sprawdzić!). Jeśli chleb bym mu sprzedał i odkupił od niego ogórki – musielibyśmy odprowadzić od tej transakcji podatek PIT i VAT – co pokazuje absurdalnośc podatku dochodowego i obrotowego. Z całą pewnością możemy we dwóch założyć Spółdzielnię Chlebowo-Ogórkową i taki obrót jako wewnętrzny w „przedsiębiorstwie” jest zwolniony z takich zobowiązań wobec państwa i żaden organ nie będzie się przyczepiał (tego jestem raczej pewien). Nie wiem czy taka działalność zostanie uznana za legalny agoryzm czy może raczej obchodzenie ustaw podatkowych lub „zgwałcenie ducha ustawy” (to sformułowanie pochodzi z autentycznego uzasadnienia wyroku). ”
Póki taka wymiana odbywa się między ludźmi co się dobrze znają a stawki naszej policji dla kapusiów są więcej niż smieszne, to tacy agoryści moga się czuć bezpiecznie.
Na wsi agoryzm jest normą i w grę wchodzą oczywiscie bardziej wyszukane wiktuały i produkty niż chleb i ogórki na przykład. Choć oczywiscie wiem, że w poście tym Chleb i Ogórki to jedynie symbol.
Na wsi normą jest także, że prawo zwyczajowe ma ( w sercu i sumieniach ludzi ) miało zawsze wyższy priorytet niż prawo stanowione. Oczywiscie zdaję sobie sprawę z tego że zjawisko to opróćz zalet ma też liczne wady. Na przykład są znikome szanse by posterunkowym na wsi został ktoś obcy. Z kimś takim społeczność wiejska nie współpracuje, przez co taki policjant szybko jest odwoływany za brak wyników, po czym na jego miejsce przychodzi Ktoś Tutejszy. Ktoś Tutejszy raczej nie rusza swoich ziomali za Chleb Ogórki czy nawet za Samogon. Oczywiście przy okazji ukrywa też mniej chwalebne sprawki ziomali niestety.
„Większe problemy zaczynają się dalej. Człowiek ma naturalne prawo do zrobienia sobie takiego alkoholu, jaki lubi i dzielenia się tym produktem z innymi zainteresowanymi, ale prawa stanowione mówią co innego. W związku z tym – będzie się musiał z tym kryć, podobnie jak jego klienci.”
To prawda. Lecz na wsi jest z tym łatwiej, co oczywiscie ma swoje skutki uboczne. To powoduje, że zwykle społeczność wiejska jest zamknięta, a na kimś kto na wiejskie wesele zaprasza kogoś „miastowego” wisi OGROMNA odpowiedzialność wobec CAŁEJ społeczności wioskowej. Biada gdy się trafi na jakiegoś rygorystę moralnego często pochodzącego z bogatego domu ( i przez to często-gęsto wpływowego ), co poruszy potem niebo i ziemię wmyśl zasady „niech świat zginie byle sprawiedliwości stało się zadość”. A ten powyższy cytat przypisuje się Św Augustynowi – ulubieńcowi Kon-Libów.
Właśnie dlatego nasze społeczności wiejskie są takie zamknięte nad czym głęboko ubolewam. Uważam też że agoryzm powstał dlatego, że często jest on JEDYNYM wyjściem, by poczuć się choć odrobinę wolnym, nie urodziwszy się równocześnie potomkiem Kogoś Moznego. Zwróćmy uwagę, że zarówno feudalizm do spólki z Kościołem jak i socjalizm ( zwłaszcza komunizm ) ciągle zniewalał wiejskie społeczności ( inne także – fakt ) i na dodatek wciąż żądał od ludzi rzeczy sprzecznych z Naturą.
A ja mimo wszystko uważam, że agoryzm jest dużo lepszy niż chłopskie powstanie. Prawdopodobieństwo że agoryzm się utrzyma jest bez porównania większe, niż prawdopodobieństwo wygrania rewolucji. Poza tym tak się składa, że nawet jak się rewolucję wygra, to zwykle po rewolucji panuje gorsza tyrania niż przed.
„O wlaniu do baku swojego samochodu swojego własnego oleju rzepakowego wolę więcej nie pisać, bo w świetle ustaw karno-skarbowych to straszna zbrodnia.”
A ktoś mnie się kiedyś pytał dlaczego mnie się z Wolnością kojarzy Moskswicz a nie Cadillac.
Ano dlatego, że tamten radziecki poniekąd wehikuł miał tak niski stopień sprężania że był w stanie pojechać na mieszaninie rozpuszczalnika do farb, nafry prymusówki i samogonu. O tym, że da się stosować olej roślinny do silników diesla ( w ciągniku na przykład ) wiedziałem już we wczesnych latach 70-tych i przeniósłszy się do miasta byłem zdziwiony, dlaczego miastowi są tacy nieżyciowi i bezradni i nie przychodzą im do głowy takie proste pomysły. Na wsi zdarzyło mi się też widzieć lokomobilę produkcji rosyjskiej zresztą z XIX wieku ( to taki mały stacjonarny silniczek parowy ) która miała na dodatek ciekawy osprzęt tj. prasę do słomy przez co dało się robić z niej brykiety, nie tak ścisłe jak wspólczesne pellety ale zawsze jednak. Oczywiście nie chcę tu propagować lokomobil, zdaję sobie sprawę, źe sprawność cieplna takich silników jest nieszczególna, ale spróbujcie sobie wyobrazić jaką frajdą jest młócenie w sytuacji gdy dostawy węgla = ZERO dostawy ropy do ciągnika mniej więcej tyle samo A JEDNAK da się coś zrobić tylekroć już obśmiewanym „spodobem gospodarczym”.
Wspomnienia o lokomobili i Moskwiczu to oczywiscie wspomnienia z trudnych lat PRL-u których to czasów oczywiscie nie mam zamiaru gloryfikować. To były nienormalne czasy, ale mnie życie nauczyło, że w każdych nawet najtrudniejszych czasach należy się cieszyć życiem i STARAĆ się żyć normalnie, choćby po to, żeby w możliwie najlepszej kondycji psychicznej doczekać lepszych czasów.
Pomysły, by rozstrzelać wszystkich urodzonych w PRL a następnie zasiedlić Ojczyznę aniołami nieskażonymi zbrodniczą ideologią socjalistyczną traktuję oczywiscie jak Wyznanie Wiary Oszołoma.
Tak na marginesie przypomniało mi się jeszcze jedno wspomnienie z PRL. Będąc już mieszkańcem miasta przeżyłem w swojej szkole Zimę Stulecia. Był to przełom 1978/79. Porównując rzeczywistość miejską i wiejską uderzyła mnie Powszechna Niemożność i Bezradność panująca wówczas w miastach. Dziś na marginesie jest z tym niewiele lepiej. Pamiętam jak siedzieliśmy w kurtkach i „chrychaliśmy” a w szkolnej kotłowni zapas węgla dążył do ZERA. Nagle rzuciłem pomysł że możeby się tak zorganizować i pojechać do lasu po chrust i wiatrołomy. A na korytarzu przed stołówką umieścić kocioł z gorącą herbatą z domieszką dzikiej róży żebyśmy się nie pochorowali. W wiejskiej szkole tak by zrobiono, nawet w te trudne PRL-owskie lata. Od razu zostałem wysmiany jako wsioch i burak. Malo tego, trafiłem za ten pomysł na dywanik do dyrektorki i nasłuchałem się jaki to jestem kułak i zacofaniec. Po raz pierwszy spotkałem się ze zjawiskiem, że ludzie już wolą skazać siebie i bliźnich na choroby i odmrozenia niż ja jeden milimetr odejść od przepisów i podpaść Wyższej Instancji. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Na wsi w trudnych chwilach raczej rozsądek ma priorytet nad Prawem Stanowionym.
Co tu robią wspomnienia z Zimy Stulecia? Ano przypominają, że czasami AGORYZM jest lepszym wyjściem niż czekanie na lepsze czasy i lepsze przepisy.
Wracając do „dziwnych paliw”
Ja po prostu uważam, że wlewając ten dziwny „zarzajer” do baku moskwicza nie robi się nikomu krzywdy.
I postawię dziwną tezę, ktora z pewnością oburzy wiekszość z Was.
Za PRL było więcej Wolności niż obecnie, bo MO nie sprawdzała wówczas co kto leje do baku jak to czyni dzisiejsza policja.
To oczywiscie ponury żart, który jednak zastosowałem celowo. Jako przykład FRAGMENTARYCZNEGO pojmowania Wolności jakże częsty wśród konserwatywnych liberałów.
Napisałem tę kontrowersyjną tezę, gdyż uważam, że mam do tego TAKIE SAMO prawo jak Janusz Mikke herbu Korwin ma prawo wygłaszać tezy typu „Hitler wyzyskiwał Polaków 3 razy mniej niż obecny fiskus w III RP”.
Miałby rację, gdyby Wolność mierzyło się WYŁĄCZNIE wysokością podatków. Ale tak nie jest! Zarówno w PRL jak i III Rzeszy było mnóstwo „kwiatków” nie związanych z podatkami a które bynajmniej nie czyniły człowieka wolnym a nawet często czyniły życie niemożliwym. Taka już „uroda” totalitaryzmów wszelakich. Wysokie podatki w totalitaryźmie to rzecz WTÓRNA.
„Co daje bierny opór, oprócz niewątpliwej moralnej satysfakcji?”
Bierny opór jest czasami JEDYNYM wyjściem dla tych co nie urodzili się w rodzinach Wojskowych ( lub innych ) Dygnitarzy i nic na to nie poradzą.
Bierny Opór potrafi być skuteczny.
Czego dowodzi przykład Indii z Mahatmą Gahndim na czele w czasie wyzwalania się z brytyjskiego panowania.
To Biedny Opór w końcu przy niewielkim ( materialnie ) wsparciu z zewnątrz spowodował że żyjemy w czymś jednak lepszym niż PRL. Gdyby nie Wolność Wewnętrzna, która uruchomiła Pragnienie Wolności, a która wynikała z długoletnich doświadczeń agoryzmu nie byłoby wydarzeń z sierpnia 1980 roku i przełomu z Czerwca 1989 roku.
To dzięki wzajemnej pomocy i ludzkiej solidarności wzmocnionej agoryzmem nie udało się komunistom złamać choćby głodem strajków 1980 roku. To dzięki temu, że w Polsce istniała prywatna własność ziemi i kult pracy na czarno wielu solidarnościowców zwolnionych z pracy w stanie wojennym nie zmarło śmiercią głodową pracując u gospodarzy i tzw badylarzy.
W ZSRR to by się nie dało, bo tam każdy kawałeczek ziemi był skolektywizowany.
I smutno mi niezmiernie, że obecny ekstablishment wywodzący się z Solidarnosci tak szybko przemienił się w „królewiątka” i z taką pogardą patrzy teraz na „chamów z rękami czarnymi od pługa”.
„To dużo, nie powiem, ale dla mnie za mało.”
No coż! Chyba pora przywyknąć, że wielu konserwatywnych liberałów pochodzi z bogatych rodzin, przez co ma 0 zrozumienia dla Zwykłych Ludzi, przez co ząda od nich rzeczy ( dla nich ) niemożliwych…
„Człowiek ma również naturalne prawo do obrony siebie, swojej własności i swoich bliskich przed napaścią a w związku z tym może skonstruować broń, jaką uzna za stosowną do tego zadania. Ustawa o Broni i Amunicji (polecam lekturę!) zabrania nawet posiadania odpowiednio utwardzonej rurki, która nadawałaby się na lufę. ”
No i proszę. Nawet utwardzonej rurki mieć nie wolno. To straszne do jakiego stopnia nasze społeczeństwo jest rozbrojone.
Lecz uważam, że ludziom, którzy wybierają agoryzm z braku innego wyjścia należy się szacunek i współczucie.
Jakże jest łatwo, będąc samemu Potomkiem Moznych i nie mając samemu problemów z dostępem do broni wzuć na siebie togę libertarianina i jak Bóg sądzić żywych i umarłych wyzywając od ciot tych co do broni dostępu nie mają.
„Agoryzm prowadzi do konieczności ukrywania się i dlatego nie lubię go jako sposobu powiększania wolności.”
Gdyby Wolność się nie ukrywała, nie byłoby marzeń o Wolności a to podstawa aby Wolność zaistniała w przyszłości.
Tylko twardogłowi wyznawcy Arystotelesa wierzą, że niewolnik do dnia wyzwolenia ma naturę niewolnika, a gdy zostanie wyzwolony, automagicznie uzyskuje naturę Wolnego Człowieka. W realu to jest dużo bardziej skomplikowane.
Ktoś kto nie marzy o Wolności traktuje kajadany jak coś naturalnego a zatem do Wolności nie dąży.
Ktoś kto zetknął się z AGORYZMEM ma namiastkę wolności, co rokuje duże nadzieje, że o Wolności będzie marzył.
Do nadejścia Wolności trzeba się przygotować. Inaczej będzie częsty motyw z czasów Wojny Secesyjnej. Byłch niewolników umierających z głodu w pobliżu swojej dawnej spalonej przez wojska Unii plantacji. Albo „tych z jajami” organizujących się w łupieżcze bandy aby przeżyć. Nie ma nic gorszego niż być zmuszonym przez ŻYCIE do przestępstw i niegodziwych czynów.
Agoryzm doskonale przygotowuje do Wolności. Gdyby nie agoryzm, ludzie po przełomie w 1989 roku nie wiedzieliby jak założyć bussines. Stara burżuazja została przecież wyrżnięta lub wyjechała za granicę.
„Organa ścigania mają wyspecjalizowane służby właśnie do wykrywania tego rodzaju „przestępstw” bez ofiar. W ten sposób porządni ludzie trafiają do więzień.”
To tylko częsciowo prawda. Na szczęście więzienia mają ograniczoną pojemność dlatego władza MUSIAŁA wymyslić pojęcie „małej szkodliwości społecznej” co spowodowało opróćz wielu negatywnych aspektów przyniosło wiele pozytywnych. To własnie agoryzm spowodował, że na początku lat 90-tych wybuchła oddolna przedsiębiorczość. Nie dzięki solidarnościowym rządom ( bo te jak zawsze były zajęte ino modlitwą, aborcją i lustracją ) ale często wbrew nim. Szczątkowa klasa średnia wreszcie powstała i żyje. Nie ma nic skuteczniejszego jak Polityka Faktów Dokonanych.
Co do wyspecjalizowania służb to też bym polemizował. Z dzieciństwa pamiętam, że im bardziej Ludowa ( ino z nazwy ) Władza dokręcała śrubę w temacie bimbru, tym WIECEJ a nie mniej go na wiosce produkowano, a przeciwskuteczność milicji stała się wręcz podręcznikowa. Teraz mamy „to samo tylko BARDZIEJ” jakby powiedział ŚP Ryszard Kapuściński.
Nie zaprzeczam że niestety często jest tak, że porządni ludzie trafiają do więzień.
„Proszę postawić się na miejscu sierżanta policji. Czy wolelibyście złapać złodzieja samochodów, którego „dziupli” strzegą uzbrojeni bandyci, czy może bimbrownika robiącego najlepszą nalewkę na osiedlu? A swoją przydatność trzeba wykazać!”
To prawda. Ale to nie policja wsadza do więzień, tylko SĄDY a te są tak skorumpowane, że i bimbrownik i użytkownik „dziupli” bez trudu się wykupi. A tak poza tym więzienia są przepełnione i grożni przestępcy czekają w kolejce.
A ludzie mądrzeją i otrząsają się z Szeryfowskiej Propagandy widząc przeciwskuteczność. Może ludzie i są głupi ale nie są ślepi.
„Dlatego właśnie uważam, że agoryzm nie może przynieść nic dobrego w kwestii zwiększenia wolności ludzi, jako że może być spacyfikowany rutynowymi działaniami policyjnymi. ”
Może ale nie musi!
Dla Zwykłych Ludzi alternatywą dla agoryzmu jest tylko Wyuczona Bezradność i Powszechna Niemożność.
A to powoduje wzrost klientów Opieki Społecznej a od tego jak wiemy ukochane Wasze PODATKI wcale nie maleją.
Poza tym zauważcie Drodzy Forumowicze, że odkąd III RP istnieje, rządy tolerowały Szarą Strefę licząc, że dzięki niej zostanie zamortyzowane bezrobocie. Nie wszyscy urzędnicy i policjanci są „biurokratami moralno-prawnymi” i nie wszyscy działają wmyśl zacytowanej wyżej maksymy Św Augustyna. I wśród urzędników trafiają się ludzie kierujący się rozsądkiem.
„Alternatywą dla działalności politycznej jest rewolucja (przemoc!).”
Tylko że w naszych polskich realiach mało realna to altrernatywa. Jesteśmy społeczeństwem STRASZLIWIE rozbrojonym!
Dodatkowo przez nasze zacietrzewienie i nastroje dziko-lustracyjne, sprawiamy, że ci co umieją władać bronią i ewentualnie mogliby stanąć po stronie Naszych, po tej stronie nie staną. Zachwycając się Piłsudskim często zapominamy, że stąd się brały jego sukcesy, że na pobojowiskach I WŚ było masę „bezpańskiej broni” zaś on sam zamiast lustrować bez sensu byłych Żołnierzy Armii Zaborczych robił z nich Żołnierzy Polskich. Gdy się jest Potomkiem ( przysłowiowego ) Generała, to trudno zrozumieć, że nie każdy mógł od dziecka poćwiczyć strzelanie a my Zwykli Ludzie nawet jak bywaliśmy w wojsku to zwykle jako „zające” i przez całą służbę jak się wystrzelało 2 magazynki to już super.
Nie ma się też co cieszyć z legalizacji broni czarnoprochowej. Tak ukochane przez proamerykańskich libertarian Winchestery i Colty mają WIELKĄ wartość kolekcjonerską przez co są koszmarnie drogie. Tak drogie, że ci których byłoby na nie stać i tak mieliby broń bo mieliby za co „załatwić” sobie pozwolenie na broń wpółczesną. A zatem ustawa o broni czarnoprochowej uzbroiła tych ino, którzy i tak już byli uzbrojeni.
Żeby można było mówić o jakiejkolwiek udanej rewolucji, trzeba dużo czasu i jeszcze więcej AGORYZMU, by MÓC wyszkolić przyszłą Armię Rewolucyjną zanim zostanie zdekonspirowana i spacyfikowana.
Inaczej rewolucja będzie kolejną „szlachecką ruchawką” a’la Powstanie Styczniowe z góry skazaną na niepowodzenie.
A tak poza tym oczywiscie narzucanie swoich poglądów siłą uważam za coś obrzydliwego.
„Zdaję sobie sprawę, że polityka to bagno i nie sposób się nie ubrudzić, ale zawsze lepsze to niż wprowadzanie swoich poglądów siłą. ”
Może patrzę przez pryzmat swojego pochodzenia społecznego, ale czarno to widzę.
Polityka to bagno a na dodatek jesteśmy krajem ze szczątkową klasą średnią.
Już widze oczami wyobraźni sojusz Kon-Libów z Monarchistami i przywrócenie Przywilejów Szlacheckich i kto wie ( może Prawa Pierwszej Nocy? ) w zamian za Wspólny Front na rzecz Niskich Podatków.
A przecież Wolność powinna być dla WSZYSTKICH a nie tylko dla Niektórych.
Wolność dla Bardzo Niektórych już była. W Średniowiczu i później.
Tę żabę już jedli nasi przodkowie i ja na tę żabę zdecydowanie nie mam ochoty.
Ja uważam, że WPRZÓDY potrzeba nam więcej AGORYZMU by powstała liczniejsza klasa średnia i by przyszłe pokolenia libertarian zawierało w swej masie więcej osób PLEBEJSKIEGO pochodzenia. Wtedy działania polityczne przyniosą więcej Wolności.
Inaczej czeka nas albo neofeudalizm albo „dyktatura libertariatu” ( a tez zabawny zwrot znalazłem onegdaj na stronce LIBERATOR ) a to mi zdecydowanie nie w smak.
A tak na marginesie ulubione powiedzonko Kon-Libów „chcącemu nie dzieje się krzywda” chętnie zamieniłbym „chcącemu I MAJĄCEMU INNE WYJŚCIA nie dzieje się krzywda”.
I teraz mała dygresja, która przyszła mi na myśl po przeczytaniu wielu wielu stronek wolnościowych.
Ze smutkiem stwierdzam, że Polscy libertarianie za dużo uprawiają „scholastyki” i za bardzo „liczą diabły na głowce od szpilki”. Wszędzie prawie widze rozważania jak strasznym złodziejem jest ktoś kto pracuje w budżetówce ( bo płacą mu ze zrabowanego ) jak straszliwą zbrodniarką Babcia Emerytka, która korzysta z państwowej slużby zdrowia ( finansowanej ze zrabowanego ), że już nie wspomnę o Ubogim Człowieku, który dojeżdza do swej niskopłatnej pracki pociągiem osobowym ( dotowanym i sfinansowanym ze zrabowanego ).
I myslę sobie!
Ludeczkowie moi co poniektózy! Czy nie stać was na nic więcej jak tylko na dokopywanie lezącemu? Temu który „was okrada” bo nie ma innego wyjścia? Kiedy wreszcie zamiast słyszeć o „dupokracji” i „l***dzie” i „złodziejach” zobaczę jak zabieracie się za PRAWDZIWYCH Wrogów Wolności. Czy naprawdę nikt z Was nie zna realiów życia Zwykłego Człowieka skoro tak łatwo Go potępiacie? Bo to Zwykli Ludzie zwykle są agorystami. Z braku innego wyjścia oczywiscie.
A ja jestem agorystą i chyba nim pozostanę.
Tak mnie życie ukształtowało, że moje sumienie ma wyższy priorytet niż prawo stanowione.
Nie umiem być jak ta przysłowiowa Niemiecka Gospodyni Domowa co napadnięta przez bandziorów wprawdzie uszła napastnikom, ale uciekając PODEPTAŁA TRAWNIK i z tego tytułu ma STRASZNE wyrzuty sumienia. Moje sumienie uruchamia się dopiero wtedy, gdy moja działalność kogoś krzywdzi.
Zastanawiam się jeszcze dlaczego agoryzm zaliczono do lewicowego odłamu libertarian.
Przecież wmyśl zasady „lewica=złodzieje” to się nie trzyma kupy.
Gdy pytam dlaczego, zwykle słyszę, że… pojęcie lewicy i prawicy to anachronizm.
A może to dlatego, że na przykłąd Kon-Libizm jest zwykle „arystokratyczny” a agoryzm zwykle „ludowy”?
Wszak arystokraci zwykle bimbru nie pędzą, tylko spędzają wakacje w Ciepłych Krajach gdzie mają do wyboru znacznie lepszy wybór trunków.
Może ktoś z Was coś wie na ten temat Drodzy Forumowicze?
Tym rozważaniem kończę pomału swój post.
I uważam, że agoryzm trzeba wspierać. Po to, by za jakiś czas dzięki niemu mogła nastać PRAWDZIWA Wolność.
Agoryzm jest jak kropla drążąca skałę.
Pozdrawiam Drodzy Forumowicze
Jako że poniekąd moim komentarzem „wywołałem do tablicy” Pana Radosława, czuję się zmuszony dorzucić swoje 3 grosze do tej polemiki.
Z zamiarem tym nosiłem się od dłuższego czasu, ale nie bardzo wiedziałem jak „ugryźć” temat – szczerze mówiąc, spodziewałem się jakiejś głębszej analizy agoryzmu, miażdżących dowodów na fałszywość tej idei etc. Co dostałem w zamian? Litanię Trycowych „lubię, nie lubię”, które można podsumować następująco: „agoryzm jest do dupy, bo uczciwi ludzie praktykując go (często) narażają się na pójście do pierdla”.
Trudno polemizować z takim „zarzutem”. Co mogę napisać? Chyba tylko to, że jakkolwiek może być prawdą, iż wolność jest przyrodzonym prawem każdej istoty ludzkiej (jak utrzymują wyznawcy „prawa naturalnego”), to w praktyce mamy jej tyle, ile potrafimy uzyskać.
Czy się to komuś podoba, czy nie, żyjemy w świecie w którym aksjomat nieagresji jest drogowskazem tylko dla garstki „nawiedzeńców”. Reszta uskutecznia, aprobuje lub biernie akceptuje stosowanie przymusu w tej czy innej dziedzinie życia. Zdaniem „biurkowych libertarian” można próbować to zmienić, urabiając społeczeństwa na wolnościową modłę drogą długiej i żmudnej agitacji, bądź też – jak utrzymują libertarianie od „sposobów politycznych” – odgórnie, reformując państwową machinę ucisku poprzez przejęcie kontroli nad jej trybami.
Jednak ostatnia opcja rokuje pewne nadzieje tylko w sytuacji, gdy libertarianom uda się całkowicie przejąć aparat ucisku lub zdobyć w nim miażdżącą przewagę. Inaczej libertariański pochód zatrzyma się w połowie drogi, rozbity serią zgniłych kompromisów i z czasem prawdopodobnie pochłonie go żarłoczna paszcza Lewiatana. Nie łudźmy się – żaden Mikke herbu Korwin nie przybędzie na białym koniu (słoniu?;-) na czele nieprzeliczonych zastępów żeby zaprowadzić WOLNOŚĆ, WŁASNOŚĆ, SPRAWIEDLIWOŚĆ. Czemu? Bo gros społeczeństwa naprawdę pragnie zniewolenia! To się może w pale nie mieścić, ale bardzo wielu ludzi rozumuje jak menel z pewnego eseju p. Mariusza Waszaka: „jak mi państwo zostawi pieniądze w kieszeni, to ja się kurwa zachleję na śmierć!”. Powtórzę: gros społeczeństwa naprawdę pragnie zniewolenia. A politycy do spółki z oligarchią bacznie wsłuchują się w głos ludu i robią wszystko, żeby te pragnienia podtrzymać.
Mało tego. „Sposoby polityczne” na dłuższą metę, przy obecnym status quo, są nie tylko nierealne, co zwyczajnie nieetyczne. Kim my jesteśmy, żeby wpychać ludzi w system, którego nie pragną? To tak ma w praktyce wyglądać idea „żyj i daj żyć innym”? Dziękuję, postoję. Z tak rozumianym libertarianizmem nie chcę mieć nic wspólnego. Już wolę ten „obrzydliwy” agoryzm, który – choć stwarza pewne ryzyko (swoją drogą, kto powiedział, że wolność to łatwy i przyjemny kawałek chleba?) – pozwala mi TU i TERAZ skutecznie, sukcesywnie pozyskiwać moją upragnioną wolność, budować własną katedrę (jakby to ujęli sytuacjoniści).
Nie odrzucam a priori agitacji, sam się w to bawiłem dłuższy czas. Wyczekuję też dnia, w którym na wolnościowe hasła odpowie znakomita większość społeczeństwa i będzie można pomyśleć o polityce, chociaż z dnia na dzień tracę nadzieję na taki obrót wydarzeń. Ale nie mam zamiaru stać i bezczynnie patrzeć, jak moje marzenia rozbijają się o twardą skałę rzeczywistości. Kto chce, niech wygląda jeźdżca na białym koniu. Ja sięgam po wolność już teraz, nawet jakbym miał z tego powodu gnić w pierdlu przez resztę życia.
Drogi Self_Liberatorze!
Dlaczego jako przykład „ludu” podałeś menela?
Menele tak naprawdę stanowią mniejszość.
Fakt, że ta mniejszośc jest krzykliwa ale zawsze to mniejszość.
Sam pochodzę z ludu a żadnym alkoholikiem ani menelem nie jestem. Ba! Nawet mam w życiu kłopoty z tego powodu, że nie nadaje się do „załątwiania spraw przez bufet”.
Wchodząc do wiejskiej knajpy można odnieść wrażenie jakby na wsi mieszkali sami alkoholicy.
Ale jak UCZCIWIE policzyć to się okaże że chodzi o circa 10 procent męskiej populacji. W miastach jest podobnie.
10 procent to NIE jest gros!!
Ja wiem i wierzę głęboko, że większość pragnie Wolności.
Tylko im te marzenie skutecznie wybito.
Zrobiło to nie tylko Państwo i accien regime, ale często gęsto Kościół. Wśród wiejskich proboszczów BARDZO TRUDNO o kogoś na miarę ks Tischnera.
To są naprawdę wyjątki i żałuję że w realu nikogo takiego nie poznałem.
Ludzie są w swej masie egoistyczni i chamscy nie dlatego, że tacy są z natury, tylko nie wierzą bo nie poczuli na własnej skórze, że da się inaczej.
Wielu się poddało wmyśl zasady „takie jest życie”, ale ja jeszcze nie. Ja wierzę, że dożyję Wolności.
I że będzie to Prawdziwa Wolność a nie:
Wolność – ( ale tylko dla Wybranych )
Własność – ( ale tylko dla tych co jakimś Prawdziwym Elitom się podobają )
Sprawiedliwość ( ale tylko wg znaczenia biblijnego zmienianego w zależności od sytuacji byle tylko NASI wygrywali )
Agoryzm nie jest celem mojego życia. Traktuje go jak kroplę drążącą skałę. Kroplę bardzo rozproszoną przez co trudną do spacyfikowania. Kroplę która pozwala WIELU ( a nie tylko Garstce Dobrze Urodzonych Wybrańców ) choć trochę odetchnąć Wolnością by obudzić marzenia o Wolności wśród swoich najbliższych.
Pomyślmy praktycznie.
Nielegalnie pędząc bimber i sprzedając plony swojej przyzagrodowej działki bogacimy się i mamy szanse by nauczyć się władać tymi przeklętymi szczypcami do hamarów oraz odrózniać kieliszki od białęgo/czerwonego wina. Po to by za czas jakiś rozmawiać z rządzącymi jak równy z równym i by trudno IM było kończyć dyskusję argumentami typu „spadaj wsiochu”.
A czekając na Generała na Białym Koniu możemy się doczekać… zasiłku z Opieki Społecznej oraz dopłaty do czynszu, no i wściekłości Kon-Libów, ze znowu przez takich „żuli” rosną podatki.
Jakże łatwo jest mówić że ludzie są głupi. Ja uważam, że nie są. Im po prostu trzeba UMIEC to wytłumaczyć. Ażeby to uczynić, „agitatorzy” powinni nauczyć się przemawiać potoczną polszczyzną a nie zaczynać przekonywanie ludzi od Arystotelesa i Imperatywu Kanta. Byłem także nauczycielem w wiejskiej szkole, dlatego wiem co mówię.
Oczywiscie to dotyczy także ludności miejskiej. Nie wszyscy w miastach pokończyli elitarne szkoły.
Tak na marginesie. Onegdaj podano zatrważające dane jakoby 50 % Polaków było funkcjonalnymi analfabetami.
Gdy podrążyłem głębiej okazało się, że ten tekt na którym to sprawdzano to był tekst o obsłudze karty kredytowej oraz bankomatu. Test ten przeprowadzono w I połowie lat 90-tych, czyli wtedy, gdy karta kredytowa kojarzyła się przeciętnemu Polakowi z serialem „Dynastia” bo w realu ludzie takich rzeczy nie miewali.
W połowie lat 90-tych badania przeprowadził też Wrozamet. Producent sprzętu AGD. Napisał instrukcję obsługi kuchenki gazowej i okapu w.. gwarze śląskiej i przebadał ludność wsi i małych miasteczek na Opolszczyznie. Okazało się, że w tej grupie i po zastosowaniu TAKIEGO tekstu wskażnik funkcjonalnego analfabetyzmu wyniósł tylko 18 % a nie 50. Czyli okazało się że jest niewiele gorzej niż w krajach Europy Zachodniej.
I to tyle na razie
Pozdrawiam Drogich Forumowiczów
W moim tekście żadnej krytyki (w szczególności miażdżącej) agoryzmu nie ma, bo zwyczajnie mi się on podoba (np. z punktu widzenia etycznego) jako postawa życiowa. Jedyny zarzut, jaki mam to ten, że na dłuższą metę prowadzi on do zwiększenia państwowego ucisku poprzez wyeliminowanie ze społeczeństwa (spenalizowanie) najbardziej lubiących wolność i niezależnych jednostek.
Jeśli ktoś jest przeciwny przymusowej służbie wojskowej i się ukrywa przed WKU – to nic do niego nie mam, ale ja bym chciał, żeby zniesiony był ten przymus. To chyba zasadnicza różnica między mną a self_liberatorem.
Z przyrostu długu publicznego i choćby sytuacji ZUSu wynika niezbicie krótsza niż dłuższa perspektywa bankructwa naszego „państwa opiekuńczego”. Zanim to nastąpi – mamy do dyspozycji politykę, w której to wzmiankowany Janusz Korwin-Mikke jest dosyć nieskuteczny, co świetnie opisuje (w drugiej połowie) artykuł:
http://antysocjal.blog.onet.pl/2,ID199263709,index.html
Nigdy nie uważałem, że wolność, własność czy sprawiedliwość można od kogoś dostać za darmo. „Żyj i daj żyć innym” nie znaczy też, że mam obowiązek finansować dzieła sztuki, ani imprezy sportowe, których nie oglądam.
„Ja sięgam po wolność już teraz, nawet jakbym miał z tego powodu gnić w pierdlu przez resztę życia.”
SZACUNEK
(zapomniałem dopisać)
@Timur
Napisałem, że wielu ludzi rozumuje w sposób zbliżony do menela z eseju p. Waszaka – a nie, że menele stanowią większość społeczeństwa;-) Drobna, acz istotna różnica.
Nie miałem również zamiaru nikogo tym porównaniem dyskredytować… Po prostu ów pijaczek zwięźle i prostymi słowami ujął to, co w moim przekonaniu wyznaje większość społeczeństwa. Że państwo, w takiej czy innej postaci, powinno istnieć.
Może Pan Timurze ma wokół siebie samych libertarian (jeśli tak, to gratuluję), ja jednak widzę – oglądając tv, rozmawiając z prostymi ludźmi na ulicy etc – że społeczny popyt na wolność w libertariańskim ujęciu (opartą o aksjomat nieagresji) jest bardzo niewielki.
W pewnym sensie ma Pan rację, że ludzie pragną wolności. Jednak w większości przypadków z jakimi się zetknąłem dana wizja wolności jest mniej lub bardziej skażona ideą przymusu. Nie jest to libertariańska wolność, nie jest to coś, z czym mógłbym się w 100% identyfikować, choć często między moim a rozmówcy światopoglądem istnieje wiele punktów stycznych.
Mogę próbować taką osobę nawrócić na libertarianizm. Ale jeżeli nie uda mi się, to co? Czy mam mu/jej obić mordę tylko dlatego, że jego/jej wyobrażenie wolności jest w moim układzie odniesienia fałszywe? A może to mój układ odniesienia jest fałszywy? Nie wiem. Mogę tylko wierzyć, a to zdecydowanie za mało, żeby wcisnąć „guzik Rothbarda”. Poza tym, czyniąc tak sprzeniewierzyłbym się wyznawanym zasadom.
Dopóki libertarianizm nie stanie się dominującym paradygmatem, pozostanę przy agoryźmie i skupię się na wznoszeniu własnej „katedry”.
@RadekFF
„Jedyny zarzut, jaki mam to ten, że na dłuższą metę prowadzi on do zwiększenia państwowego ucisku poprzez wyeliminowanie ze społeczeństwa (spenalizowanie) najbardziej lubiących wolność i niezależnych jednostek.”
Nie przeczę, że zabawa w szarej strefie może się w kilku przypadkach nieciekawie dla delikwenta skończyć (vide casus pana Habicha), ale moim zdaniem z tym „na dłuższą metę” mocno Pan przesadził.
Agoryzm nie jest jakąś magiczną formułą działającą zawsze i wszędzie. W moim przekonaniu to pewien ogólny przepis na to, jak pozyskiwać tu i teraz wolność, w taki sposób, żeby pozostać w zgodzie z wytycznymi libertarianizmu. Natomiast osiągnięcie sukcesu zależy od indywidualnych preferencji, gotowości do nauki, determinacji danej osoby, jak i mnóstwa innych czynników. I jedni tej upragnionej wolności będą mieli więcej, inni mniej. Takie życie…
Moim zdaniem agoryzm jest de facto JEDYNYM sposobem osiągnięcia wolnego społeczeństwa. Dlaczego?
Bo musimy zdawać sobie sprawę z tego, że większość ludzi nie przyjmuje pewnych poglądów politycznych, bo doszła do nich na drodze filozoficznych dywagacji albo dlatego, że doszła do wniosku, że taki a nie inny system jest najbardziej moralny.
Większość ludzi myśli w kategoriach „jaki to będzie miało wpływ na MOJE życie”; „jakie będą pragmatyczne skutki określonej poityki”
I nie należy ich za to winić, to jak najbardziej zdrowe dbać o siebie, swoją rodzinę i najbliższe otoczenie. W każdym razie odsetek „oświeconych filozofów” w społeczeństwie zawsze będzie dość niewielki i dlatego nie możemy się spodziewać, że ktokolwiek będzie się z radością rzucał na libertarianizm tylko dlatego, że zarzucimy jakimś zgrabnym sylogizmem. A „oświeceni filozofowie” zwykle i tak gardzą masami i woleliby nimi rządzić, więc przekonanie ich do wolności byłoby równie problematyczne.
Kontrekonomia pozwala nam dotrzeć do zwykłych ludzi w prosty sposób: oferując im konkretne korzyści, mówiąc im: „wolność przyniesie ci lepsze, sprawiedliwsze, bardziej godne życie, którego możesz zasmakować już dzisiaj.”
Dlaczego socjalizm osiągnął taką popularność (i mówię tutaj o prawdziwym socjalizmie, nie o socjaldemokratycznych mieszankach)? Bo mówił ludziom: system, w którym żyjesz jest niesprawiedliwy, okrada cię i możesz temu przeciwdziałać już dzisiaj. Nam pozostaje dokończyć dzieło socjalistów, zastępując ich prymitywny system klasowy bardziej zaawansowanym i wspierać budowę „nowego społeczeństwa w skorupie starego,” czyli kontrekonomii, radykalnych związków zawodowych, kooperatywów, niezależnych walut etc.
Niestety socjaldemokracja i polityczny liberalizm znacząco to utrudniają, dając złudzenie powszechnego dobrobytu, wolności i równości, ale tak czy inaczej, to najlepsza droga, jaką mamy.
A jeśli chodzi o policję – coż, jest policja i jest policja; są policjanci, którzy kierują się własnym sumieniem i są gotowi przymknąć oko na to i owo, są też ci służbiści, którzy nie myślą o konsekwencjach swoich czynów. Pozostaje mieć nadzieję, że się trafi na tych pierwszych. W Polsce akurat myślę, że więcej byłoby tych pierwszych, co wynika z, hm, historycznych doświadczeń i ogólnie zależy to w dużym stopniu od konkretnego kraju i społeczności. U nas szarą strefę określa się na ok. 15% całej gospodarki (jeśli dobrze pamiętam). To cholernie dużo i to stanowi ogromny potencjał. Cóż lepszego, jeśli mamy już określoną grupę ludzi, angażujących się w kontrekonomię, do których możemy teraz pójść i powiedzieć: „To, co robisz jest prawe, heroiczne i godne naśladowania, jest ciosem w niesprawiedliwość” i ogólnie osładzać ich sumienia i zmieniać w nich wstyd w dumę – to daje nam wielki, ogromny, niesamowity potencjał zdobycia sobie zwolenników.
W każdym razie dopóki kontrekonomia jest raczej niewielka, państwo nie będzie się nią raczej przejmowało. Gdy urośnie do większych rozmiarów, każde działanie przeciw niej zyska jej raczej zwolenników, aż w końcu wszyscy się zorientują, że Państwo polega na uciskaniu zwykłych ludzi.
Kiedy już przyjdzie do zbrojnej konfrontacji z państwem (a pewnie w końcu dojdzie) i jego aparatami siły, funkcjonująca kontrekonomia ma dwie podstawowe zalety:
1) każdy broni zacieklej swojego poletka niż jakiejś abstrakcyjnej filozofii
2) kiedy (i jeśli) już wygramy, efektem nie będzie totalny chaos (vide Somalia) spowodowany brakiem struktur mogących zastąpić państwo, lecz rozwinięcie i rozszerzenie istniejących struktura antypaństwowych – dzięki czemu przejście od systemu państwowego do bezpaństwowego będzie znacznie przyjemniejsze i mniej turbulentne dla wielu ludzi.
A agoryzm apeluje do ludzkiego samolubstwa (w pozytywnym sensie) i dumy – ostatecznie nie ma bardziej trwałych podstaw dla ideologii.
„A agoryzm apeluje do ludzkiego samolubstwa (w pozytywnym sensie) i dumy – ostatecznie nie ma bardziej trwałych podstaw dla ideologii.”
Jeśli założenia są słuszne, a wnioski nie, to znaczy, że mamy błąd w rozumowaniu. Zejdźmy do poziomu konkretnych przykładów.
Powszechność posiadania i stosowania „trawy” w społeczeństwie amerykańskim w żaden sposób nie przekłada się na liberalizację obowiązujących i stosowanych przepisów. Co więcej stanowi pretekst do kolejnych kampanii ograniczających wolność w różnych obszarach (np. przeszukania, podsłuchy). Nic też nie zmienia osobiste przekonanie w tej sprawie samych gnębionych ludzi jak i służbistów. Znane są przypadki agentów DEA zwalczających trawę 9-17 i popalających sobie po pracy. Przykłady polskie – widać za oknem. Praca policjanta polega na wykonywaniu rozkazów (za to bierze pensję i ma nadzieję na wcześniejszą emeryturę) a nie wcielaniu w życie swoich poglądów.
Jako libertarianie możemy ludziom mówić „macie prawo palić, co chcecie”, ale nie potrafię dostrzec jak bardzo nas to przybliża do wolnego społeczeństwa. To samo, co napisałem o „trawie” można powtórzyć o paliwach czy innych silnie koncesjonowanych towarach.
Oczywiście rozumiem wagę marketingową agoryzmu w promowaniu samej idei wolności: „w wolnym społeczeństwie każdy będzie mógł palić co chce i sprzedawać, co upędził.”
Jeśli obecnie szara strefa stanowi naprawdę 15% (uważam, że trochę więcej) to wcale nie znaczy, że można ją uznać za kontrekonomię. Podobnie jak za socjalizmu realnego prywaciarze, spekulanci, cingciarze (i inni bohaterowie negatywni „07 zgłoś się”) jest to „kontrekonomia koncesjonowana” czyli uwolnienie tej części ludzkiej działalności, którą trudno byłoby zyskownie opodatkować i bezsensownie – skutecznie ścigać.
Jaki potencjał dla budowy wolnego społeczeństwa stanowią pracujący na czarno goście z krajów Azji lub licealistki opiekujące się cudzymi dziećmi za drobne?
>Jeśli założenia są słuszne, a wnioski nie, to znaczy, że
>mamy błąd w rozumowaniu.
A może zacznijmy od tego, co jest niesłusznego w tych wnioskach?
>Powszechność posiadania i stosowania “trawy” w
>społeczeństwie amerykańskim w żaden sposób nie
>przekłada się na liberalizację obowiązujących i
>stosowanych przepisów. Co więcej stanowi pretekst do
>kolejnych kampanii ograniczających wolność w różnych
>obszarach (np. przeszukania, podsłuchy).
Kontrekonomia to nie (tylko) palenie trawy… Z trawy, jak ze wszystkich używek, łatwo uczynić obiekt negatywnej propagandy. Z pokojowej wymiany towarów i dobrowolnych stowarzyszeń już trudniej.
>Znane są przypadki agentów DEA zwalczających trawę
>9/17 i popalających sobie po pracy.
I u takich ludzi na pewno istnieje jakiś kognitywny dysonans. Muszą zdawać sobie sprawę z tgo, że coś jest tu nie tak. Dopóki społeczno-ekonomiczne motywacje będą takie, jakie są, nic w związku z tym nie zrobią, ale te można zmienić także oddolnie. Nie oczekujmy od razu rewolucji, raczej powolnej ewolucji.
>Podobnie jak za socjalizmu realnego prywaciarze,
>spekulanci, cingciarze (i inni bohaterowie negatywni “07
>zgłoś się”) jest to “kontrekonomia koncesjonowana” czyli
>uwolnienie tej części ludzkiej działalności, którą trudno
>byłoby zyskownie opodatkować i bezsensownie –
>skutecznie ścigać.
Akurat podał Pan właśnie bardzo trafną definicję kontrekonomii. Nie bardzo rozumiem, jaka jest różnica między kontrekonomią „koncesjonowaną” a „niekoncesjonowaną”
>Jaki potencjał dla budowy wolnego społeczeństwa
>stanowią pracujący na czarno goście z krajów Azji lub
>licealistki opiekujące się cudzymi dziećmi za drobne?
Taki sam, jak każdy inny człowiek. Nie tylko John Galt potrafi budować wolne społeczeństwo.
czesc. wiem ze to stary wątek i że 'spamuje’ wiele dyskusji, ale wydajecie sie na postowanie otwarci a i nie moge sie powstrzymac
pragne zabrac glos w sprawie trawki w USA – niektorych z Was poniekad temat gandzi interesuje, a musze rzec, ze niestety jestescie ofiarami blokady informacyjnej na ten temat. Byl to mi temat bliski przez dlugi czas i napisalem sporo artykulow (jakby ktos chcial to służę).
Otóż USA są bardzo wolnościowym krajem pod tym względem, jeśli porównać to ze stereotypem. M.in. dzięki tradycjom libertarianskim. Oczywiście prawo federalne jakie jest to wiemy, ale nie znajduje ono często zastosowania na terenie tych fajniejszych stanów i sytuacje 'na styku’ tych praw bywają dość ciekawe i obfitują w niezłe paradoksy, to też mogę rozwinąć jakby ktoś chciał.
W 1/4 stanów (dla ok. 1/4 populacji) nie ma wcale więzienia 'za posiadanie’. Zdepenalizowane ilości to zwykle 28-56 g, ale zdarzają się znacznei wyższe limity. Także sadzenie bywa usankcjowane. Co prawda w wielu miejscach dają np. mandaty 100$. W Ann Arbor w Michigan za to dają taki mandat dopiero za sprzedawanie, i to za czwartym razem, bo za wcześniejsze 'wpadki’ się dostaje 25,50 i 75$. [Oczywiście jak się ma pecha albo jest się narkobaronem albo się podpadnie politycznie, to przyjeżdza DEA]. Nie wspominając o równie rozpowszechnionym prawie do sadzenia i palenia nawet nieco większych ilości ze względów medycznych, to już deko co inszego, ale to o dziwo spotyka się z większym oporem Waszyngtonu bo zaprzecza, że władza wie najlepiej jak zatroszczyć się o obywatela. Te stany o których mówię to Zachodnie Wybrzeże i stany przylegające – prawie wszystkie, łącznie nawet z Alaską, plus NY i jeszcze coś się znajdzie. Na Zachodzie Kanady działał też niejaki Marc Emery, ciekawa postać, libertarianin ale taki partyjny, ale miał pokaźne wpływy w wielkiej polityce Kanady (m.in. szef trzeciej partii co do siły zabiegał o jego poparcie u niego w domu przed kamerami) i miał mega osiągnięcia w zmianie klimatu w Kanadzie, a tam była regularna cenzura jeszcze w ’88. Ktoś go kojarzy?
No i na porządku dziennym sa referenda i plebiscyty różnorakie w USA, rekord to chyba 40% za sprzedażą jak alkoholu, czyli ładnych parę procent lepiej nawet niż w Szwajcarii. Co prawda wiadomo że stolica nie dopuści nie pozwoli i na rzęsach stanie, ale w praktyce to jest tam bardzo dużo wolności pod tym względem.
Może nie jest to dużo, i do totalnej wolności wyboru to i tak bardzo daleko, ale zwróćmy uwagę że w Oregonie czy niektórych miejscach Kalifornii to prawo lokalne jest sporo luźniejsze niż Czechach, Holandii, Hiszpanii czy Szwajcarii (co prawda praktyka holenderska jest najluźniejsza, ale ci to już mistrzowie w akrobacjach falandyzacji).
W zasadzie bardziej to odpowiada w pewnym sensie jakimś litościwym socjaldemokratycznym wizjom niż libertarianskim, ale jak widać praktyka i powszechność się przekłada bardzo jednak wyraźnie. I to widać też po tym gdzie się zmieniło, na Zachodzie a nie na Starym Południu.
I oczywiście ktoś może tutaj powiedzieć, że jak dają przeważnie 100$ grzywny za posiadanie 28,5-57 g w kieszeni i dwa-trzy krzaczki w domu, i jeszcze tylko konopie tolerują, to on chromoli taką wolność, ale proszę jednak porównać z większością USA, albo z RzesząPospolitą Papieską gdzie ludzie idą do więzienia nieraz za nawet 0,05g… zresztą w Europie, nie tylko w EU jest często bardzo niewesoło, taka Francja, jeszcze bardziej katolicka Bawaria, Słowacja niczym Polska,czy totalitarnoscojalna Szwecja (tu nawet regularne łapanki za samo bycie pod wpływem i przymusowa terapia). Że tam ludzie sobie wywalczyli chociaż tyle to naprawdę wymagało rewolucjonizmu;) Nie trzeba przypominać że obecnie władze federalne USA to jedna ze stolic światowego zamordyzmu.
Lech, możesz podać jakiś link do Twoich tekstów, albo podesłać jakiś do nas?
z tym Ann Arbor to przesadziłem;) Cóż ciężko spamiętać wszystkie szczegóły a ten rodzaj informacji jest nieco trudniej zebrać;) Faktem jest że odbywał się tam festiwal Hash Bash, zresztą takie festiwale w Stanach przyciągają do stu pięćdziesięciu tysięcy osób, czyli przynajmniej kilkukrotnie więcej niż w ojropie. No i w tym Michigan to często na sprzedawanie kilku kilo miłościwa władza patrzy z większym luzem niż nasza na przypalanie, heh, także ze zwyczajami ludzi się jakoś rządy liczą, oczywiście jeśli są wystarczająco zmuszane.
Macie mejla ode mnie z kilkoma artykułami na poczcie Liberalisa.