„Jestem antydemokratą!“. Z politycznego punktu widzenia jest to najbardziej niepoprawne zdanie, jakie w ogóle można wypowiedzieć. Uczący ekonomii w Las Vegas niemiecki profesor myśli to, co niemożliwe jest do pomyślenia, i mówi to, co niewysłowione.
Przed Rewolucją Francuską, ale przede wszystkim przed demokratyzacją Europy przed pierwszą wojną światową, wprowadzaną przez USA w sposób imperialistyczny, monarchie europejskie uważały swoje kraje i ziemie za własność prywatną – i traktowały je bardziej opiekuńczo. W demokracji wszyscy zostaliśmy zdegradowani do własności społecznej i używa się nas niczym szalety miejskie. Jest to mniej więcej jedno z przekonań, które Hoppe prezentuje w swojej książce „Demokracja”, która w ciągu kilku ostatnich tygodni zaliczona została do tak zwanej klasyki.
Tak, politycznie jest on rzeczywiście tak bardzo niepoprawny jak nikt inny. Przypuszczalnie za wyróżnienie uznałby obraźliwe nazwanie go „libertarianinem homofobem, nietolerancyjnym, fundamentalno-anarchistycznym, reakcyjno-konserwatywnym indywidualistą”. Równocześnie jednak jest Hoppe żarliwym zwolennikiem gospodarki. I w ten sposób, przede wszystkim jako ekonomista bazujący na metodach Austriackiej Szkoły Ekonomii – opierając się mocno na swoich nauczycielach Ludwigu von Misesie oraz Murrayu N. Rothbardzie – dochodzi on do swoich rzeczywiście wywrotowych wniosków.
Praktycznie żaden z czytelników nie zgodzi się z każdym wierszem w tej książce. I jego książka zainteresuje, ale i wzburzy oraz zdenerwuje każdego myślącego człowieka.
Uniwersalny naukowiec wyjaśnia nam w niewygodnych szczegółach, dlaczego nasz kraj coraz bardziej i bardziej marnieje i niszczeje, a także dlaczego zmarnieć musi. Za całą nędzą i biedą kryje się błędna zasada, właśnie demokratyczna, zgodnie z którą najgorsi kłamcy i lumpy automatycznie wyrzucani są na szczyt państwa i stosownie do której samo państwo, kawałek po kawałku musi się rozszerzać do postaci nienasyconego Lewiatana. Na bazie przejrzystych przykładów dokonuje Hoppe przejrzystej sekcji demokracji i odsłania jej koszmarne oblicze: wyobraźmy sobie zatem, iż mielibyśmy demokratyczne światowe państwo. Chińczycy oraz mieszkańcy Indii mieliby większość głosów wyborczych i dokonywaliby odpowiednio do tego redystrybucji na swoją korzyść. Bardzo szybko doszłoby wtedy do ostatecznego zrujnowania jeszcze nie całkiem skonsumowanej i zużytej substancji świata zachodniego. Dokładnie ta skłonność do socjalnej redystrybucji oraz konsumpcja są przyczyną wielu moralnych, kulturalnych oraz gospodarczych strat substancji, które już dzisiaj można obserwować w obrębie naszego kraju. Hoppe odsłania to niczym truizm: wszystko, co jest popierane i promowane w wyniku decyzji większości, na przykład głupota i lenistwo wynikające z „wyrównania socjalnego”, bezrobocie poprzez zapomogi dla bezrobotnych, burzenie życia rodzinnego przez obowiązek utrzymywania, napływ emigracyjny akurat tych najgłupszych i najbardziej leniwych niemieckich Rosjan i Turków związany z możliwością pozyskania świadczeń socjalnych oraz temu podobne w sposób wymuszony są coraz częstsze. Coraz więcej własności prywatnej podlega wywłaszczeniu i ulega przekwalifikowaniu na własność publiczną.
Nie minie dużo czasu, a stanie się – jak jest już dzisiaj w USA – że gościom płacącym swoimi prywatnymi pieniędzmi w prywatnych restauracjach i gospodach zabroni się palenia papierosów. Wraz z upływem lat każda demokracja skłania się ku temu, aby stawać się coraz bardziej totalitarną. Hoppe wyjaśnia, dlaczego ulegające moralnemu wykolejeniu elementy są propagowane i promowane, a co za tym idzie rozmnażają się, a także dlaczego Ci najbardziej wydajni i prawowici ludzie zawsze ciągną za sobą tych „gorszych”.
Hoppe wyjaśnia, dlaczego nasza socjalna demokracja ostatecznie i tak załamie się podobnie jak w przeszłości czerwone bądź brązowe demokracje ludowe (które powołują się na te same ideały – masa zamiast indywidualności).
Jako kontrkoncepcją oraz propozycją dla tego, co mogłoby nastąpić, nie jest jednak monarchia. Jego „porządek naturalny” wychodzi daleko poza to, co określić można społeczeństwem z własnością prywatną na podstawie dobrowolnie zawiązanych umów, w którym świadczenia związane z gwarantowaniem bezpieczeństwa świadczone są samodzielnie i samowystarczalnie bądź przez specjalne, konkurujące między sobą firmy, zamiast jak to dzieje się dotychczas przez finansowanych z przymusowych podatków monopolistów.
Społeczeństwo, w którym nie promuje się bezczelności, impertynencji i głupoty, ale raczej się je dyskryminuje. Hoppe wyjaśnia w swojej książce szczegółowo, dlaczego tego rodzaju społeczeństwo należałoby faworyzować pod względem moralnym i dlaczego jest ono bardziej wydajne pod względem ekonomicznym. Dlaczego zatem ostatecznie prowadziłoby do ogólnego dobrobytu.
A nawet więcej, wyjaśnia on również, w jaki sposób i jaką drogą należy podążać do tego porządku naturalnego pod względem taktycznym i strategicznym. Na początek jest to ścieżka dla idei, tej prawidłowej idei.
Tym samym dzięki jego książce uczyniony został już ten pierwszy, prawidłowy krok.
Do tego dochodzi przekonanie, na które może się powołać Hoppe, a które głoszone było już przez Etienne de la Boetie, a mianowicie wiedza o tym, że władza i siła rządu, każdego rządu, ostatecznie opiera się na poglądzie i dobrowolnej zgodzie i przyzwoleniu, a nie wyłącznie na sile i potędze psychicznej. Sam rząd stanowi tylko niewielką część danego społeczeństwa. Już w wyniku odkrycia tabu i możliwości krytykowania formy rządu, w wyniku ciągle rosnących wątpliwości dotyczących legalności demokracji, przez poszczególne pojedyncze secesje i odmowy, dzisiejsze państwo o rozbudowanym systemie ubezpieczeń społecznych i dobrobytu może się zachwiać w swoich posadach.
Wystarczająco dużo powodów, aby przy takich perspektywach zamienić poważne słowo z tym niebezpiecznym człowiekiem…
EF: Panie profesorze, pańska książka „Demokracja” odniosła w USA nadzwyczajny sukces i jak dotąd wydano już pięć wydań. Czy zna pań już pierwsze dane o sprzedaży niemieckiego wydania?
Hoppe: Jeszcze nie. Ale książka dostępna jest dopiero od kilku tygodni.
EF: W swojej książce państwowej demokracji przeciwstawia Pan naturalne elity. Czy mógłby Pan pokrótce wyjaśnić czym są te naturalne elity?
Hoppe: W systemie opartym na naturalnym porządku, wszystkie dobra, każdy skrawek ziemi czy wody, są w posiadaniu jakiegoś prywatnego właściciela lub grupy właścicieli. W takim systemie nie istnieje coś takiego jak własność „publiczna”, nie ma podatków, nie ma państwa ani monopolu jurysdykcji. Wszyscy właściciele są powiązani splątaną siecią wzajemnych umów. Bezpieczeństwo – prawo i porządek – są wytwarzane, podobnie jak każde inne dobra, w ramach sąsiedzkiej kooperacji lub dostarczane przez wyspecjalizowane przedsiębiorstwa, w szczególności przedsiębiorstwa ubezpieczeniowe lub agencje arbitrażowe. W takich warunkach, jak pokazuję to w mojej książce, cena bezpieczeństwa spada a jego jakość wzrasta.
EF: Według Pańskiej analizy w systemach demokratycznych niepożądane bodźce coraz bardziej obniżają poziom moralności i hamują gospodarkę. W jakim stadium tego procesu znajdujemy się teraz? Czy jest on jeszcze odwracalny?
Hoppe: Skutkiem rozwoju demokratycznego państwa opiekuńczego oraz „publicznej oświaty i wychowania” ogłupienie i infantylizacja mas zaszły już tak daleko, że konserwatysta, liberał czy libertarianin łatwo mogą poddać się rozpaczy. Jednak masy zawsze i wszędzie są ociężała, tępe, głupie i niezdolne wydobyć z siebie żadnej oryginalnej (wcześniej nieistniejącej) myśli. Aby spowodować rewolucyjne przemiany potrzeba tylko niewielkiej grupki nieprzystosowanych, samodzielnych, niezależnych myślicieli i działaczy. Są oni prawie wszędzie. Na pewno również w Niemczech. Gdy uda się połączyć ich wysiłki w ramach jednego ideologicznego ruchu, gdy uda się ich odpowiednio zmotywować, wówczas wszystko będzie możliwe. Szczególnie w dobie Internetu. Z tego punktu widzenia ciągle są podstawy aby nie tracić nadziei. Ja sam mam nadzieję, że moja książka przyczyni się do powstania takiego rewolucyjno-reakcjonistycznego, konserwatywno-liberalnego ruchu.
EF: Dlaczego bardziej wątpi pan w demokrację a nie w monarchię?
Hoppe: Z tego samego powodu dla którego faworyzuję monarchię– jeśli nie miałbym żadnego innego wyboru i musiałbym być niewolnikiem – wolałbym być niewolnikiem „prywatnym”, tzn. niewolnikiem, którego właścicielem jest osoba prywatna, niż podopiecznym jakiegoś radzieckiego gułagu. Ten drugi też jest niewolnikiem: nie może uciec i musi robić to co mu się każe. Ale niewolnik z gułagu nie jest własnością prywatną lecz publiczną. Właściciel niewolników jest zainteresowany aby zachować swój kapitał. Zarządca gułagu nie jest właścicielem kapitału tylko jego użytkownikiem. Dlatego w gułagu kapitał jest marnotrawiony co przekłada się na zbyt ciężko i zbyt szybko zapracowujących się na śmierć niewolników.
EF: W pewnych kręgach amerykańskich liberałów został pan skrytykowany w szczególności za kilka ustępów odnoszących się do homoseksualizmu. Co ma pan przeciwko homoseksualistom?
Hoppe: Moja książka jest między innymi apelem przeciwko lewicującym liberałom: niedojrzałym wielo-kulturowym anty-autorytarnym liberałom reprezentującym postawę „każdy może robić co chce – a ja nie uznaję żadnych autorytetów!“ (pubertären multikultiantiautoritärenjederkannmachenwaserwillundichrespektierekeineAutorität Libertären). Ach, słyszę, że pan się śmieje! Jest to apel o własność prywatną a w szczególności o oparte na własności prywatnej prawo do wykluczenia, dyskryminacji i wygnania. Nie zdziwi mnie, że niektórzy lewicowi liberałowie (Libertäre) mogą poczuć się zgorszeni. Właśnie to było moim zamiarem. W tym kontekście na ok. 540 stronach poświęcam homoseksualizmowi może dwa lub trzy zdania, tylko po to aby przypomnieć kilka oczywistości: że homoseksualizm w naturalny sposób jest „nienaturalny” – kto by pomyślał? Że właścicielom musi być wolno dyskryminować również homoseksualistów. I w końcu, że publiczne zachwalanie homoseksualnego stylu życia – podobnie jak zachwalanie komunizmu – jest w oczywisty sposób niespójne z naturalnym porządkiem opartym na wartościach rodzinnych, których trwanie go konserwuje i zabezpiecza. Dlatego też taka postawa musi być zagrożona wykluczeniem. Tzn.: Pewne formy zachowań, nawet jeśli nie są agresywne, zawsze będą prowadzić do wykluczenia, będą prowadzić do Getta. Więc o co chodzi?
EF: O ile pana dobrze rozumiem, podkreśla pan możliwość dyskryminacji w społeczeństwach opartych na prawie prywatnym, w sytuacji gdy we współczesnych społeczeństwach lewicowi liberałowie awanturują się przeciwko dyskryminacji przez państwo. Mówiąc inaczej: Domaga się pan i podkreśla nowe możliwości nietolerancji, podczas gdy lewicowi liberałowie podkreślają możliwości tolerancji w wolnym społeczeństwie. Ale czy jedno zaprzecza drugiemu? Czy nie chodzi tu o jedną i tą samą zasadę własności prywatnej, którą sprzedaje się w różnych opakowaniach? Nawet pan odrzuca przecież dyskryminację państwową (przez to bezpłatną), i wie pan, że dyskryminacja w naturalnym porządku powoduje pewne koszty, np. koszty wynikające z niezatrudnienia pracownika – homoseksualisty, który jednak pracuje lepiej niż inny „normalny” zatrudniony. Czy jest to tylko kwestia perspektywy i oczekiwanej grupy odbiorców tych idei?
Hoppe: Podstawową zasadą jest ta dotycząca własności prywatnej. A własność prywatna zawiera w sobie prawo do goszczenia i wydalania z niej. Ma pan rację, o tyle, że jedno nie wyklucza drugiego. Jeśli jednak rzecz dotyczy państwa, a o to przecież chodzi w mojej książce, prawo do deportacji ma znaczenie szczególne. Prawo do deportacji jest podstawowym prawem do obrony. Jeśli nie mógłbym już w sposób dowolny określać komu wolno a komu nie wolno przebywać na mojej własności, nie byłbym już w dosłownym sensie bezpieczny. Podobnie państwo, które pozbawia nas broni, aby uczynić nas bezbronnymi, pozbawia nas również prawa do deportowania innych aby osłabić nasze poczucie bezpieczeństwa. W coraz większym stopniu nie jesteśmy już panami w naszym własnym domu. Państwo określa kto może lub nie może przebywać w prywatnych restauracjach, firmach, a nawet w gospodarstwach domowych, określa co ktoś może lub nie może w nich robić. Coraz bardziej własność prywatna przekształca się we własność publiczną. Lewicowi liberaliści korzystają na takiej deprywatyzacji – powiedzmy wręcz: wywłaszczenia – i popierają ją w imię tolerancji. Ale ci liberałowie nie są po prostu „tolerancyjnymi facetami”. Owszem, są tolerancyjni jeśli chodzi o to co dany właściciel może zrobić ze swoją własnością. Ale są absolutnie nietolerancyjni, jeśli chodzi samo istnienie własności prywatnej. Lewicowi liberałowie rozumieją, że naturalny porządek przyniósłby ze sobą wzrost zachowań i postaw dyskryminacyjnych. Oto dlaczego krzyczą. Jeszcze słowo odnośnie dyskryminacji: Oczywiście dyskryminacja wiąże się z kosztami, w szczególności dla przedsiębiorcy myślącego ekonomicznie. Jednak brak dyskryminacji również powoduje koszty. Gdy na przykład w mojej firmie dyskryminuję muzułmanów kosztem chrześcijan, muszę płacić im wyższe pensje niż wówczas gdybym nikogo nie dyskryminował. Mogłoby to obniżyć moją pozycję względem innego niedyskryminującego konkurencyjnego przedsiębiorcy. Lecz byłoby również możliwe, że gdybym nikogo nie dyskryminował i zatrudniał również muzułmanów, wydajność takiej mieszanej załogi byłaby niższa. W takim przypadku moja zdolność konkurowania z jakimś dyskryminującym przedsiębiorcą obniżyłaby się. Nawet z czysto gospodarczego punktu widzenia dyskryminacja może być racjonalna. Gdy czarni przybywają do okolicy zamieszkanej przez białych, wówczas spadają ceny okolicznych nieruchomości. Właściciel mieszkający w takiej okolicy działa ekonomicznie dyskryminując. Włoski restaurator może działać ekonomicznie dyskryminując nie-włoskiego kelnera. Albo rozważny możliwość istnienia prywatnych armii. Pytam się: Czy taka armia, z oczywistych powodów ochotnicza i stworzona po kątem jej oczekiwanej zdolności bojowej, dyskryminowałaby kobiety i zidentyfikowanych homoseksualistów? Ależ oczywiście! Obecność kobiet i czynnych homoseksualistów źle wpływa na wydajność. Dlatego ten nonsens (brak dyskryminacji w armii), pozostaje nonsensem nawet wówczas, gdy zastosowano go w USA gdy te stały się jedynym na świecie supermocarstwem i opierając się na swojej technologicznej przewadze mogłyby z łatwością wysyłać do boju wielo-płciowe i wielo-kulturowe oddziały nie wystawiając się na pośmiewisko.
EF: A dlaczego w „naturalnym porządku” będzie mniej samotnych matek?
Hoppe: Jeśli coś się faworyzuje za pomocą środków pochodzących z podatków, wówczas na dłuższą metę otrzyma się tego czegoś więcej. Jeśli faworyzuje się samotne, niezamężne matki przy pomocy świetlic dla dzieci, stypendiów, przepisów zakazujących zwalniania z pracy itd. i jednocześnie dewaluuje się status małżeństwa wówczas właśnie to będzie owych działań skutkiem. Tymczasem w USA udział nieślubnych dzieci u czarnych przekracza 70 procent, podczas gdy wśród białych zbliża się do 30 procent. Dodatkową przyczyną zwiększenia się liczny nieślubnych dzieci jest to, że kobiety, które decydują się na stosunki pozamałżeńskie, w przypadku zajścia w ciążę mogą zmusić sądownie mężczyznę do łożenia na dziecko. Obniża to ryzyko stosunków pozamałżeńskich dla kobiet, a zarazem deprecjonuje wartość niewieściej cnoty. W naturalnym porządku nie ma żadnych subwencji dla niepożądanych zachowań – można liczyć co najwyżej na litościwe datki. W rezultacie niepożądanych zachowań jest mniej. To właśnie czyni ów porządek naturalnym.
EF: Faktycznie, państwo opiekuńcze przy pomocy swoich bodźców stworzyło pewną ilość samotnych matek. Ale przecież nikt nie kwestionuje, że procent homoseksualistów w społeczeństwie był i jest zawsze stały. Zgadza się?
Hoppe: Tak, Przyznaję. Ta sprawa wydaje się to być pańskim ulubionym tematem. Ale należy poczynić dwa zastrzeżenia. Po pierwsze: W epoce technologii genetycznych takie stałe nogą stać się zmiennymi. Po drugie: Rzeczona stała również dzisiaj nie jest idealnie stała, lecz może zmieniać się w ramach pewnego zakresu. Ponadto skłonności homoseksualne nie są tym samym co zachowania homoseksualne. Byli i są homoseksualiści, którzy potrafili przeciwstawić się swoim skłonnościom. Ustanowiony przez państwo zakaz dyskryminacji względem homoseksualistów, w każdym przypadku prowadzi, nawet jeśli ich liczba się nie zwiększa, do drastycznego rozmnożenia się i publicznych demonstracji różnych zachowań homoseksualnych. Ponadto państwo opiekuńcze uczyniło z homoseksualistów, obok kobiet i czarnych (w USA) kolejną uprzywilejowaną grupę „ofiar”. W zasadzie tylko biali heteroseksualni mężczyźni, a więc ta jedyna grupa społeczna, która stworzyła zachodnią cywilizację, nie są ofiarami, muszą więc są agresorami. Na amerykańskich uniwersytetach istnieją np. oficjalnie uznane i wspomagane kluby studenckie dla czarnych, azjatów, latynosów, homoseksualistów, transseksualistów itd. Jedynie kluby „białych-heteroseksualistów” są tabu! Próby stworzenia takich klubów są przez uniwersytety bezlitośnie tępione.
EF: Tymczasem w Niemczech zaczyna się (proszę przejrzeć artykuły w naszym piśmie oraz w konserwatywnym magazynie „Sezession”) ostrożne zbliżenie i wzajemne sondowanie między Konserwatystami i Liberałami. Jak według pana wyglądałby idealny kierunek takich rozmów, względnie możliwość nowego sojuszu?
Hoppe: Główny intelektualny łącznik między starymi konserwatystami a liberałami stanowi kwestia regionalizacji, decentralizacji i w końcu secesji. Drobne państewka są przecież niemiecką tradycją. Bawaria nazywa się Wolnym Państwem (Freistaat) a miasta hanzeatyckie również mienią się być wolnymi. Przy wszystkich wyłaniających się ideologicznych przeciwieństwach ciągle można się pogodzić co do tego, że właściwe decyzje nie muszą i nie powinny być podejmowane centralnie lecz lokalnie, i decyzje te wcale nie muszą być wszędzie jednakowe. Wspólnym celem byłoby odzyskanie lokalnej autonomii. A wspólnym wrogiem byłoby centralistyczne państwo: Berlin a tym bardziej Bruksela i Waszyngton. Wiodące osoby z kręgów magazynu „EF”, „Junge Freiheit” „Criticon” „Sezession” itd. oraz najważniejsi niezależni publicyści powinni się najpierw zebrać na małej prywatnej konferencji, aby zapoznać się ze sobą, poczynić zgrubne deklaracje, przyjąć jakiś podział zadań i ewentualnie naszkicować wspólny plan działania. Następnie należy zorganizować wielką konferencję, krzykliwą, nagłą niczym grom z jasnego nieba, niczym uderzenie pałką po głowie! Następnie trzeba spróbować stworzyć w Niemczech coś na kształt www.LewRockwell.com . Konserwatywno-liberalna strona Rockwell odniosła niebywały sukces. Jest oceniana jako jedna z 600 najczęściej oglądanych stron na świecie, co stawia ją daleko przed większością establishmentowych mediów. Jest to stosunkowo tanie przedsięwzięcie a mogłoby spowodować niebagatelne efekty. Rozstrzygające dla sukcesu takiego przedsięwzięcia jest co prawda pozyskanie wydawcy o uznanej reputacji z solidnym zapleczem ideologicznym. O sukcesie www.LewRockwell.com zadecydował sam Lew Rockwell.
EF: Cel, którym są drobne państewka omówił pan w swojej książce wyczerpująco. Krytycy zarzucają panu, że rezultatem będą tysiące małych społeczności, jedno będzie dla „Wąsatych Katolików”, jedno będzie azylem dla „homoseksualnych zboczeńców”, jedno dla „kobiet, które nie lubią mężczyzn”, jedno dla „protestanckich rodzin mańkutów” itp. itd. Czy koniec końców nie będą to introwertyczne społeczeństwa skierowane tylko na siebie, bardzo homogeniczne? Które przeważnie będą nudne i mało otwarte na innowacje i nowe pomysły? Żeby to postawić na ostrzu noża: Reakcyjne społeczeństwa miniaturowych państw, które od początku swojego istnienia wszędzie węszyć będą kontrrewolucję?
Hoppe: W gruncie rzeczy sam pan sobie odpowiedział: jest niemal nieprawdopodobieństwem aby wykształciła się społeczność „wąsatych katolików” – właśnie dlatego, że dla większości ludzi są ono stereotypem nudy. Żaden przedsiębiorca nic by tam nie oferował ponieważ nie mógłby tam znaleźć żadnych klientów. Ludzie przyłączają się lub odchodzą z różnych społeczności z ważnych powodów. Ale w zasadzie – gdyby fakt posiadania wąsów przez katolików faktycznie posiadał dla nich fundamentalne znaczenie i gdyby znalazłaby się wystarczająca ilość osób o podobnych zapatrywaniach aby zaspokajać wszystkie potrzeby „katolicko-wąsatej” społeczności – to czemu nie? Z drugiej strony nie należy mylnie sądzić, że wszyscy ludzie są homogeniczni i że obojętne jest kogo ma się za sąsiada a kogo omija się z daleka. Niewątpliwie w naturalnym porządku istniałoby szerokie spektrum (o wiele szersze niż dzisiaj) różnych typów społeczności, jedne byłyby poszukiwane inne same musiałby szukać członków.
EF: Pańska własna, skierowana do niemieckiego czytelnika przedmowa książki „Demokracja” zaczyna się od przerażających słów: „Niemcy nie są wolnym krajem, w Niemczech nie ma już wolności wypowiedzi. Ten kto publicznie zaprzecza niektórym oficjalnym opiniom głoszonym przez przedstawicieli rządu będzie uwięziony. A kto wypowiada się politycznie niepoprawnie będzie odsunięty od wszelkich wpływów i zmuszony do milczenia.” Czy to nie przesada, w stosunku do takiego kraju jak Niemcy?
Hoppe: Bynajmniej. W Niemczech wymierza się kary więzienia osobom, które kwestionują niektóre „oczywiste fakty” z nowszej historii Niemiec lub wypowiadają poglądy które odbiegają od oficjalnych poglądów niemieckiego państwa – jego polityków i sędziów. Myślę, że nie muszę tego wyjaśniać. Co się tyczy zmuszania do milczenia proszę mi pozwolić wspomnieć przypadek Martina Hohmanna von Bieberstein lub Ernsta Nolte. Mniej znaczącym osobom zrujnowano nawet życie. Listę ofiar można łatwo rozszerzyć. Poza tym wszystko to w USA nie jest wcale nieznane. Na przykład otrzymywałem odezwy aby bojkotować konferencje w Niemczech, ponieważ wolność do prowadzenia badań naukowych nie jest tam zagwarantowana. Fakt, że wśród niemieckich naukowców nie powstał żaden zbiorowy protest, mówi sam za siebie.
EF: Pisze pan, że jest pan nie tylko libertarianinem, lecz również niepoprawnym politycznie rewizjonistą. Czy jest to podanie do Urzędu Ochrony Konstytucji z prośbą o rozpatrzenie pańskiego przypadku w corocznym sprawozdaniu?
Hoppe: Kto głosi to co ja głoszę, nie może się dziwić, gdy zobaczy siebie na różnych „czarnych listach”. Niestety muszę się martwić, aby obrońcy państwa nie przeczytali tego czego zabraniają czytać. Załóżmy bowiem, że Urząd Ochrony Konstytucji przeczytałby moją książkę: Kto wie, jakie mogłyby z tego wyniknąć zamieszanie… Oczywiście w stosunkach z potężnymi przeciwnikami należy być ostrożnym. Ale przecież w tej branży, w której działam, pewna doza odwagi jest niezbędna. Dodatkowo chroni mnie niejaka sława, która mi towarzyszy. Trudno też skazać mnie na zamilczenie z powodu odległości. Jeśli nie ja mam się odważyć mówić, to kto?
EF: Również inna pana nowa książka („The Myth of National Defence“), w której zawarte są rozdziały napisane przez autorów z EF – Guido Hülsmanna i Gerarda Radnitzky, robi ostatnio furorę, co widać po wyczerpujących recenzjach FAZ. Trzech niemieckojęzycznych autorów i tak aktualny temat – na tłumaczenie nie trzeba będzie chyba czekać długo. Czy jest już zaplanowane? .
.
Hoppe: Jestem dobrej myśli, właśnie otrzymałem stosowne pismo w tej sprawie.
EF: Pana anarcho-kapitalistyczny kolega-ekonomista profesor David Friedman uważa, że obrona narodowa jest przypuszczalnie jedynym obszarem, którego prywatyzacja może sprawiać problemy, o ile w ogóle jest możliwa. Swoją nową książką daje pan dodatkowe argumenty na rzecz prywatnej obrony narodowej. Czy ta książka ma służyć przede wszystkim pańskiej libertariańskiej formacji?
Hoppe: Nie. Obie moje książki zawierają tezy o wielkiej intelektualnej wadze. Obie, ale przede wszystkim „Demokracja”, powstały w rezultacie spotkań z liczną publicznością ze wszystkich klas i warstw amerykańskiej wykształconej klasy średniej. Dlatego są powszechnie zrozumiałe i przystępne, nie tylko dla tak zwanych „uczonych” czy „specjalistów”. Jeśli „Demokracja” miałaby kogokolwiek przyciągnąć, to przede wszystkim powinny być to nowe wcześniej niedostępne kręgi konserwatywne, które powinny zapoznać i przyswoić sobie myśli libertariańskie. Przy okazji obie książki powinny przyczynić się do delegitymizacji państw, i uczynić je – przez powszechny brak poparcia – coraz bardziej niezdolnymi do kontynuowania napaści na swoich obywateli.
EF: Jak neokonserwatyści w USA odnoszą się do pańskiej książki? Jest pan przemilczany, czy też może szeroko dyskutowany?
Hoppe: „Demokracja” była omawiana w licznych i różnorodnych mediach. Conservative Book Club wyklął ją a National Review nagrodził. Ale z tego co wiem, nie było żadnych reakcji ze strony neokonserwatywnych osobistości. Co się tyczy dyskusji: nieokonserwatystom idzie nie tyle o dyskusję co o zniszczenie – co prawda tylko intelektualne, ale to również przemoc.
_________________________
Wprowadzenie i wywiad Andre F. Lichtschlag EF
Tłumaczenie wprowadzenia: Anna Muszkieta – Buszka
Pierwsze zdanie i juz debilizm. A kiedy był taki naturalny stan? Nawet średniowieczu były wspólne grunty gminy i pana, tudzież wspólne użytkowanie ziemi, urzędy i grunty „państwowe” – np drogi, zamki itp. W miastach będą to łaźnie, place targowe, mury obronne itp.
Wszystkie utrzymywane z podatków. W starożytności bylo jeszcze gorzej, ponieważ wszystkie tzw budowle publiczne były utrzymywane z wspólnej kasy.
Ot jak ideologia zaćmiła komuś rozum…
Czyli w naszym „naturalnym” aczkolwiek nie istniejącym lalalandzie…
Nasza moralność zdecydowanie sie obniża. Mamy po czterdzieściokrotność więcej zajazdów, płonących stosów tudzież wojen jednego szlachetki z drugim o kawał miedzy.
To się dało zauważyć. Ludzie byli mądrzejsi jak w Polsce było 80 lat temu 30% analfabetów. Wiadomo im więcej magistrów, tym społeczeństwo głupsze….
Kiedyś było cool. Wystarczyło się umieć podpisać i było się gość…
Ja myślę, ze ktoś tak tępy, tudzież ograniczony nie powinien udzielać wywiadów.
a)chrześcijaństwo – bynajmniej nie elitarna religia. Jakoś nie pamiętam „elity” wśród XII apostołów. A ten Jezus to pewnie jakiś zakamuflowany senator.
b) z drugiej strony – faszyzm – zapewne A.H należał do genialnej elity narodu Niemieckiego.
c)Deklaracja praw człowieka i obywatela. Pewnie to wymyśliła szlachta z klerem. A Bastylia to się sama zburzyła.
d)Nawet socjalizm nie?
e)solidarność to też nie ruch społeczny???
Ogólnie pomysł, że jakoby wszystko zależało od jednostek jest typowym przedszkolnym błędem w historii. Teza jakoby było potrzeba „kilku rewolucjonistów” pomija podstawowy aspekt – żaden genialny plan czy idea nie wypali bez odpowiedniego klimatu w społeczeństwie. Wypalają te, które są „definicją” nastrojów społeczeństwa.
Tak więc socjalizm w XIX jest „sformalizowanym” dążeniem do polepszenie losu środowiska robotników i ich dążeniem do wpływu na własne państwo. 100lat wcześniej, żaden Marks, Lenin czy Castro nic by nie osiągnęli.
Standardowy murzynie! Widzisz jesteś jeszcze „gorszym” niewolnikiem niż kiedyś. Kiedyś ktoś o Ciebie dbał!!! A teraz nie dość, że robisz to jeszcze państwowo… Wniosek prosty przywróćmy niewolnictwo dla wolności!!!
Czyli jak teraz mogę wykopać z roboty prezydenta, to mam większy mniejszy wpływ na swoje państwo niż jak „byłem” chłopem pańszczyźnianym.
itd itp…:)
Może c.d.n…
Nazgulu! Skoro możesz wykopać z roboty prezydenta, to zwolnij Kaczyńskiego!
Panie Nazgul, ile to jest 2 plus 2 razy 2 ?
Pan wszechwiedzący Nazgul nie rozumie chyba, że Hoppe nie mówi o stanie obecnym, ale o stanie najlepszym, czyli naturalnym („niestniejącym lalalandzie”). Jak więc widać nierozumienie tego, co się czyta jest dość powszechne, bo niestety Nazgul nie jest odosobniony. Taka forma współczesnego analfabetyzmu.
A’propos wojen to dzisiaj są one prowadzone w „naszym (obywateli) imieniu” przez oczywiście pokojowo nastawione państwa demokratyczne, za nasze pieniądze. Ale nie, to przecież średniowieczne monarchie i wojny szlachty o skrawek ziemi kosztowały życie miliony ludzi. A te średniowieczne czołgi i armaty to już w ogóle – tyle kasy na nie szło. Demokracja jest super! Peace&love
Niespecjalnie widać, żeby większa liczba magistrów przynosiła większą „mądrość”(jest tego jakaś jednostka?), nie mówiąc już dobrobycie. Co z tego, że magister pracuje dzisiaj w McDonaldzie i nie musi się nawet umieć podpisać, bo i po co to to do pakowania hamburgerów? Ale taki stan bynajmniej nie wynika z polityki naszego kochanego, demokratycznego państwa. A skąd!
Odnośnie wybitnych jednostek zmieniających historię: jakoś dziwnym trafem tak to się na ogół w procesach historycznych dzieje, że idee powstają w głowach jednostek, a następnie są aplikowane ludowi. Niemożliwe, że nagle wszyscy nie wpadają na ten sam pomysł, a jednak. Jak ktoś gra pod publikę i właśnie „definiuje” nastroje społeczne to się nazywa populista albo polityk z chętka na koryto, a nie ideowiec.
Socjalizm „sformalizowanym dążeniem do wpływu na własne państwo”. Oj tak, niewątpliwie. Takiego wpływu na państwo to ludzie nigdy nie mieli! Ja bym to raczej określił wzrostem liczby hołoty nie potrafiącej zadbać o swoje życie, łykającej sprytnie przygotowane hasełka. Socjaldemokracja rodziła się właśnie wśród cwanych analfabetów umysłowych vel socjalistów/demokratów i innego badziewia.
Oszczędź Pan c.d.
„ale o stanie najlepszym, czyli naturalnym” – Buhah stan najlepszy czyli naturalny. Te słowa nie mają jednego znaczenia. Naturalnym jest coś takiego, co jest obecne nie tylko w wydumanej ideii. Ew będzie istnieć kiedyś tam.
Naturalnym stanem lasu jest ten gdy nikt go nie sadzi, ścina pielęgnuje. – stan taki istniał, istnieje i może istnieć. W przeciwieństwie do wersji naszego autora zaczerpniętej z filozofii Hobbesa (która odnosiła się do monarchizmu absolutnego)
Proponował bym się dedukować z znaczenia słów.
„A’propos wojen to dzisiaj są one prowadzone w “naszym (obywateli) imieniu” przez oczywiście pokojowo nastawione państwa demokratyczne, za nasze pieniądze. Ale nie, to przecież średniowieczne monarchie i wojny szlachty o skrawek ziemi kosztowały życie miliony ludzi. A te średniowieczne czołgi i armaty to już w ogóle – tyle kasy na nie szło. ” – No wiesz, Hitler i Stalin demokratami nie byli. Wilhelm II, Franciszek Józef również. Chyba coś znowu nie tak z wiedzą.
Wojny były i będą. Od 50lat mamy w europie pokój – licząc do Bałkan – to najdłuższy okres pokoju kiedykolwiek na tym kontynencie.
A to że rycerska kopia zabija mniej niż czołg to winna technologi a nie demokracji…
„Demokracja jest super! Peace&love”- rzekłeś. Tylko w końcu w demokracji mogła powstać idea Peace&Love, która w dodatku była na tyle silna aby ją zakończyć.
„Niespecjalnie widać, żeby większa liczba magistrów przynosiła większą “mądrość”(jest tego jakaś jednostka?), nie mówiąc już dobrobycie.”
Nie? no co Ty?
„Ale taki stan bynajmniej nie wynika z polityki naszego kochanego, demokratycznego państwa. ” To wynika raczej stany naszej postPRL gospodarki. Takie „wady” naprawia się dziesiątkami lat. Nie martw się, dziś nie pracują już MacDonaldzie z przymusu a dla funtów. Cóż wrócą za 10 lat…
„Odnośnie wybitnych jednostek zmieniających historię: jakoś dziwnym trafem tak to się na ogół w procesach historycznych dzieje, że idee powstają w głowach jednostek, a następnie są aplikowane ludowi.” – błąd jest prawie odwrotnie – trzeba było czytać dokładnie. Najpierw jakieś idee przenikają społeczeństwo a później ktoś je krystalizuje w doktrynie. Przykład – reformacja – to nie wymysł Lutra tylko wynik mistycznego fermentu skutkującego wieloma wystąpieniami już przed Lutrem i po Lutrze. Zwiglli w Szwajcarii, Luter w rzeszy, Monteskiusz także w Rzeszy- naraz, bez kontaktu i niemal identyczne idee.
„Niemożliwe, że nagle wszyscy nie wpadają na ten sam pomysł, a jednak.”- nie wpadają. To wybitne jednostki trafiają z ideami we właściwy moment. Ale te idee nie biorą się powietrza tylko z otaczającej rzeczywistości. Nawet najlepszy pomysł padnie jeśli będzie na niego za wcześnie. np w Xw nikogo nie zainteresowała by deklaracja praw człowieka.
„Jak ktoś gra pod publikę i właśnie “definiuje” nastroje społeczne to się nazywa populista albo polityk z chętka na koryto, a nie ideowiec.” To druga strona tego samego medalu. 🙂
„Socjalizm “sformalizowanym dążeniem do wpływu na własne państwo”. ” – robotnika.
„Oj tak, niewątpliwie. Takiego wpływu na państwo to ludzie nigdy nie mieli! ” – masz racje nie mieli.
„Ja bym to raczej określił wzrostem liczby hołoty nie potrafiącej zadbać o swoje życie, łykającej sprytnie przygotowane hasełka. „Widać jak hołoto łyknełeś chasełka UPR. Nieuczku kochany socjalizm jest hasłem wykształconych robotników, i inteligentów którzy doskonale dawali sobie radę w życiu. I dlatego też uważali, że mają te same prawa co reszta. Odmawiano im ich, więc ruch radykalizował się w komunizm…
„Socjaldemokracja rodziła się właśnie wśród cwanych analfabetów umysłowych vel socjalistów/demokratów i innego badziewia.” – ot typowa głupia inwektywa gimnazjalisty…
Oszczędź Pan c.d.
Stan naturalny jest bardzo starym pojęciem filizofii metafizycznej. Pisali o nim wszyscy klasycy liberalizmu, wielu konserwatystów a nawet socjaliści. Pierwszą osobą która korzystała z tego pojęcia był PLATON zerknij może Nazagulu do pierwszego tomu „Społeczeństwa otwartego…” Poppera. Idea ta wynika z deewolucji i niszczenia się ustrojów i społeczeństw w czasie. Jeśli ulegają one ciągłej degradacji aby je ratować trzeba wracać do korzeni. H. H. Hoppe radykalizuje tą myśl chce cofnąć prawodastwo do pierwszych społeczności rolniczych sprzed powstania państwa. Takie wspólnoty rolnicze naprawdę istniały co widać u Polibiusza. Główną różnicą między Hoppe i Platonem jest to że Platon szukał najstarszego państwa a Hoppe czasu tuż przed podbojem.
prawa własności nie są za darmo. prawa własności trzeba egzekwować. państwa patrymonialne rozpadały sie niezwykle łatwo, pomimo usilnych prób ich utrzymania. a powstałe na ich miejsce państwa stanowe służyły zapobieżeniu rozpadowi. najbardziej rozdrobniony obszar – Cesarstwo Niemieckie, ostatecznie wpadł w łapy najpierw Francji, a potem Prus. naruszenia praw własności przedsiębiorców na całym świecie w dobie tzw. kapitalizmu doprowadziły w zasadzie do regulacji rynku w kierunku „socjalnym”.
jak dla mnie, to nie jest bardzo szokującym stwierdzenie, że ład własnościowy Hoppego jest co najwyżej dobrym materiałem do libertariańskich sesji masturbacyjnych. także zbiorowych.
Komentarz do wypowiedzi Nazgul: Nazgul przedstawił poglądy typowego lumpenintelektualisty