Zamieszki, które wybuchły w estońskiej stolicy po zburzeniu posowieckiego pomnika radzieckich żołnierzy mają dwa podłoża. Pierwszym z nich jest podłoże etniczne. Protestująca mniejszość rosyjska stanowi według statystyk ok. 25-30% mieszkańców Estonii. Widać wyraźnie, że nadal silnie identyfikuje się ona z radzieckimi „bohaterami” a tym samym z państwem, którym było ZSRR, a którego „spadkobiercą” jest dzisiejsza Federacja Rosyjska. Ta identyfikacja przerodziła się w niezbyt pokojowe protesty, dodatkowo podsycane przez rosyjski MSZ i sankcje gospodarcze wymierzone w estońskich producentów.
Drugi podłoże zahacza o prawo własności. Pomnik i teren, na którym się znajdował był i jest własnością państwa estońskiego. Przyjmijmy hipotetyczne założenie, że państwo estońskie (i państwo w ogóle) w obecnym kształcie ma prawo do jakiejkolwiek własności. Podmiot prywatny na swojej ziemi powinien mieć prawo robienia czegokolwiek, na co ma ochotę, dopóki nie ogranicza tym samym wolności i własności innych osób, także do wznoszenia budowli. Jeżeli akceptujemy istnienie tworu, jakim jest państwo to konsekwencja nakazuje nie odmawiać mu praw własności na tych samych zasadach.. Zatem osobom, które istnienie państwa akceptują i jednocześnie protestują przeciwko określonym działaniom tegoż na terenie do niego „należącym”, roszczą sobie prawo do decydowania, co może a czego nie może prywatny podmiot na swojej ziemi (oczywiście państwo prywatnym podmiotem nie jest, nie jest także niczym naturalnym, lecz jedynie przymusowo narzuconym tworem, okradającym i stosującym nakazy wobec osób zamieszkałych na jego terenie, ale jak pisałem – jest to założenie hipotetyczne).
Dlatego też jedynym lekarstwem na podobne do estońskiej sytuacje mogłaby być prywatyzacja. Prawdę mówiąc, zburzenie pomnika radzieckich żołnierzy ma jedynie wymiar estetyczny. Ci, których ów pomnik zdegustował czują ulgę, że wreszcie runął, ci zaś, którym przypominał radzieckich „bohaterów” czują oburzenie. Dlatego nic dziwnego, że jedni się cieszą a inni protestują. Oczywiście protestować w sposób pokojowy (na swoim prywatnym terenie, nie naruszając praw innych) mogą. Taka jest rzeczywistość. Jednakże, co by było gdyby państwo nagle przestało cokolwiek posiadać i nastąpiła masowa prywatyzacja?
Kluczową kwestią w tej konkretnej sprawie są wspomniane doznania estetyczne. Osoba, która na swoim prywatnym terenie postawiłaby pomnik na cześć X, który to X byłby powszechnie nielubiany przez jej sąsiadów, spotkałaby się z potępieniem i odrzuceniem z ich strony. Dlatego musiałaby ona wybrać, czy woli taki pomnik postawić i upamiętnić X, czy mieć dobre kontakty z sąsiadami. Większość ludzi zapewne wybrałaby to drugie rozwiązanie tym samym uniknęła „sąsiedzkiego” wykluczenia. Jeżeli jednak wolałaby zbudować pomnik, a w umowie sprzedaży gruntu nie było klauzuli takową zakazującej, spotkałaby się z czymś w rodzaju ostracyzmu wobec jej osoby. Znacznie pogorszyłyby się jej kontakty z sąsiadami, co miałoby wpływ na jej życie towarzyskie i na brak akceptacji otoczenia, co z kolei mogłoby skutkować usunięciem pomnika w celu odzyskania dawnej sympatii sąsiadów.
Co dzieje się, gdy państwu przyznaje się prawa własności? Następuje sytuacja, gdy takie wykluczenie nie może mieć miejsca. Po pierwsze, państwo jest tworem bezosobowym, zwłaszcza obecne „demokratyczne”, gdzie skład personalny każdego rządu zmienia się w sposób bardzo przypadkowy, co kilka lat. Tak więc, gdy państwo Y postanowi wybudować pomnik Z, co najczęściej jest decyzją polityczno-propagandową, nie będzie zależało mu na dobrych stosunkach z „sąsiadami” (mieszkającymi w okolicy pomnika), bo jedyną konsekwencją może być fakt, iż spadnie mu poparcie w sondażach i politycy nim rządzący nie zostaną wybrani na kolejną kadencję (ciekawa zresztą sytuacja, że często protestują osoby nie mieszkające w pobliżu pomnika, których jego istnienie, czy zburzenie, wydawałoby się, nie powinno obchodzić).
Po drugie państwo nie będzie przejmować się protestami grup mniejszościowych, których głos w wyborach praktycznie nie ma znaczenia (akurat w przypadku Estonii jest inaczej, ze względu na stosunkowo dużą liczebność rosyjskiej mniejszości). Następuje tu dosyć dziwna sytuacja, znowu bardzo charakterystyczna zwłaszcza dla „demokracji”, gdzie jednostka, która płaci regularny haracz na wydatki rządu, nie ma prawa do decydowania, na co te wydatki będą przeznaczone. Rząd nie reprezentuje zatem woli „ludu”, bo „lud” nie jest tworem regularnym, tylko stworzonym na potrzeby rządu określeniem, mającym usprawiedliwiać wszystkie jego działania, jakoby były one czynione „dla dobra ludu (narodu, społeczeństwa etc.)”. Dochodzi do sytuacji, w której składają się wszyscy a profity czerpią wybrani.
Jak wyraźnie widać całemu konfliktowi winna jest niespójna polityka państwa, którym raz rządzi frakcja A robiąca dobrze swoim zwolennikom, a drugi raz frakcja B, czyniąc to samo wobec swoich, w obu przypadkach za pieniądze wszystkich podatników. Cały ten proces odbywa się kosztem poszanowania praw własności i wolności jednostek, które chcąc nie chcąc, muszą godzić się na nagminne łamanie tychże praw, bo inaczej spotkają się z państwowym aparatem przymusu.
Co zatem należałoby zrobić z pomnikami? Odpowiedź jest bardzo prosta: sprywatyzować. Oddzielić ziemie, na których się znajdują od państwa, przekazując je podmiotom prywatnym.
Oczywiście nie można poprzestać jedynie na pomnikach. Należy raczej, idąc za Murrayem Rothbardem, postulować oddzielenie państwa od wszystkiego. Tylko w ten sposób można rzeczywiście zadbać o prawa własności i wolności, prawa naturalne, nagminnie łamane przez rząd i jego organy. A o to przecież chodzi.
Igor Belczewski
29 kwiecień 2007 r.
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Libertarianizm i Szkoła Austriacka
Autor artykułu prowadzi bloga Libertarianizm i Szkoła Austriacka
Roszczenia reprywatyzacyjne
Kompleksowa obsługa wszelkich roszczeń powstałych w wyniku
wywłaszczeń, zagarnięcia nieruchomości oraz przesiedleń.
Niejednokrotnie, czy to z przyczyn historycznych, czy też
samowoli urzędniczej, właściciele tracili dzierżone od pokoleń
nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa, jednostek administracji
terenowej lub prywatnych przedsiębiorstw. Dysproporcja
znajomości zawiłych przepisów prawa, jak i fizycznych możliwości
działania, pomiędzy poszkodowanym a urzędem państwowym lub
monopolistycznym przedsiębiorstwem pozostaje ogromna, czego
konsekwencją jest zazwyczaj pozorny brak możliwości obrony swej
własności. Kluczowym jednak terminem pozostaje słowo
pozorny. Od dziś mogą Państwo bowiem liczyć na
wszechstronną, fachową pomoc doświadczonych prawników
wyspecjalizowanych w odzyskiwaniu nieruchomości oraz wysokich
odszkodowań z tytułu:
1. Wszelkich wywłaszczeń, przesiedleń
2. Utraconego mienia zabużańskiego
3. Nieruchomości zagarniętych w wyniku Akcji
Wisła
4. Skonfiskowanych w drodze reformy rolnej folwarków, dworów,
parków
5. Zasiedlonych lokatorami kamienic
6. Gruntów przejętych na rzecz użyteczności publicznej %u2013
np. pod budowy dróg lub instalacji elektryfikacyjnej
7. Mienia zagarniętego bez słusznego odszkodowania w innych
okolicznościach
Potrafimy skutecznie odzyskać majątki Państwa przodków lub,
jeśli z przyczyn obiektywnych nie jest to możliwe, zapewnić
słuszne odszkodowanie. Zazwyczaj pełnej dzisiejszej wartości
utraconych gruntów lub budynków. Upływ nawet kilkudziesięciu lat
nie stanowi przy tym żadnej przeszkody. Pozwól profesjonalistom
wywalczyć swoją utraconą własność!
wydaje mi się, że to reklama, ale poczekam, co Marek powie, zanim skasuję:)