Socjalizm ma w sobie takie dziwne „coś”, co czyni go systemem niezwykle komplikującym życie. Tym czymś jest chyba fakt, że stara się on z rzeczy błahych i nieistotnych uczynić sprawy światowej wagi i postawić je na piedestale. Co więcej obecnie te praktyki dotyczą kwestii, które doskonale poradziłyby sobie bez ingerencji ze strony rządu. Bodaj najważniejszą z nich jest kwestia pieniądza, dokładniej jego współczesnej imitacji, czyli tzw. pustego pieniądza, nie mającego pokrycia w żadnym kruszcu.
Rząd, który zmonopolizował sferę pieniężną rości sobie prawo do drukowania papierowych banknotów i nadawania im dowolnych nominałów, oraz do zmuszania ludzi by za ich pomocą dokonywali zakupów.
Ten monopol jest o tyle istotny, że daje rządowi możliwość nakładania ukrytych podatków poprzez obniżanie siły nabywczej pieniądza. Bowiem im więcej rząd drukuje pieniędzy, tym mniejsza jest wartość tych przez nas posiadanych, czyli możemy za nie nabyć mniej towarów. Albowiem, gdy rośnie podaż jakiegoś dobra spada również jego cena (czy też siła nabywcza). Bardzo istotnym jest tutaj fakt, iż tak naprawdę nie wiadomo, kto ile na całym procederze traci. Gdy rząd dodrukowuje jakąś ilość pieniędzy i opłaca nimi swoje wydatki, wartość siły nabywczej, dajmy na to, jednego dolara jest taka jak przed wypuszczeniem tych pieniędzy na rynek. Jednakże w miarę ich funkcjonowania w obiegu, siła nabywcza jednego dolara obniża się, występuje zjawisko inflacji i towary drożeją. Ci, którzy później otrzymają dodatkowe „pieniądze”, stracą więcej.
Dawniej coś, co dzisiaj określamy mianem “kursu” danej waluty (dokładnie mówiąc była to zdefiniowana wagowo ilość złota), miało stałą wartość. Banknot, czyli nota bankowa, opiewający na 20 dolarów był równowartością jednej uncji złota (przy wartości dolara wynoszącej 1/20 uncji złota, jak w XIX wiecznych Stanach Zjednoczonych). Warto tutaj zaznaczyć, że złoto samo w sobie jest towarem, co sprawia, że pieniądz mający w nim pokrycie przestaje być pustym. Tak więc banknoty były równoważne ilości złota (czy innego kruszca), jaką dana osoba miała zdeponowaną w banku (stąd właśnie określenie „nota bankowa”, przemianowane na „banknot”).
Kiedy został zniesiony standard złota pieniądze stały się puste. Ich siła nabywcza została w pełni uzależniona od polityki monetarnej rządu. I rząd jak dotąd nie chce tego przywileju wypuścić z rąk, ponieważ o ile nawet średnio rozgarnięty podatnik rozumie, że im wyższe podatki, tym mniej ma kasy w portfelu, o tyle ciężko pojąć mu, że traci na inflacji wywołanej polityką monetarną rządu.. Dodatkowo jest jeszcze ogłupiany przez różnego rodzaju inflacjonistów i „ekonomistów”, głoszących światu zbawienny wpływ tego procesu na gospodarkę (lub po prostu przez polityków, którzy używają maszynki do drukowania pieniędzy w celu pokrycia swoich wydatków). Dlatego jedynym sposobem by cokolwiek w polityce monetarnej się zmieniło jest edukacja i pokazanie ludziom, czym tak naprawdę w założeniu były i, czym są obecnie pieniądze. Świetnie czyni to Murray N. Rothbard w swojej książce „Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza” oraz w, nieco bardziej obszernych, „Tajnikach bankowości”. Prześledzenie genezy pojęcia pieniądza i stopniowego wchodzenia rządu w politykę monetarną pozwolą każdemu dojść do wniosku, że współczesny pieniądz to jeden z największych przekrętów w dziejach.
Dopóki w rękach rządu pozostanie monopol drukowania pieniądza, dopóty będzie on mógł finansować swój deficyt i wydatki w taki sposób, że normalnym ludziom ciężko będzie się w całym tym zamieszaniu połapać. Dlatego należały jak najczęściej zwracać uwagę na istotę problemu, namawiając ludzi by zapoznali się z zagadnieniem pieniądza. Jak mawia Stanisław Michalkiewicz: „jeśli nic nie można zmienić, warto przynajmniej wiedzieć, o co chodzi”.
Igor Belczewski
31 maja 2007 r.
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Libertarianizm i Szkoła Austriacka
Autor artykułu prowadzi bloga Libertarianizm i Szkoła Austriacka
ma pytanie – skoro przyczyną inflacji jest tylko ekspansja kredytowa pustego pieniądza, narzuconego przez państwo, to dlaczego inflację przeżyła Hiszpania po przywiezieniu ogromnej ilości kruszcu z Ameryki?
poza tym, czym inflacja różni się od zwykłej nadpodaży? czemu musimy takie karkołomne pomysły puszczać w świat, że to podobno dlatego pieniądz (wierz mi, rzadko kiedy narzucony na duża skalę, nie da sie zamknąć na ten przykład parunastu milionów ludzi, a chyba tylu ludziom trzeba byłoby zagrozić zamknięciem, by zmusić kogokolwiek do używania pieniądza papierowego) musi mieć pokrycie w innym dobrze? czemu nie wystarczy założyć, że każe dobro ma pokrycie w swojej użyteczności? i skoro pieniądz jest użyteczny, wymiana pieniężna dokładnie, to jest przyjmowana. użyteczność rozumiem szeroko – użyteczne jest też to, co chroni przed karą, więc nawet teoria, zgodnie z którą pieniądz jest narzucony wchodzi w grę.
Przede wszystkim, żeby coś zostało uznane za pieniądz musi spełniać kilka warunków:
– być trwałym (nie tracić swoich właściwości fizycznych)
– być łatwo podzielnym
– być powszechnie akceptowanym (rzeczą, na którą jest duży popyt)
– być trudnym do podrobienia (pośrednio wynika to z poprzedniego punktu)
– posiadać dużą wartość na jednostkę wagi
– być łatwym do przenoszenia (choć oczywiście obecnie nie byłoby to pewnie konieczne na taką skalę jak kiedyś)
Pusty pieniądz papierowy nie jest pieniądzem w tym znaczeniu. Prawdziwy pieniądz ukształtował się m.in. z powodu tego, że ludzie dostrzegli w pewnym towarze powyższe cechy (no, ale oczywiście nie na tej zasadzie, że wzięli kartkę z wypisanymi cechami i powiedzieli: „o, to pasuje, więc będzie pieniądzem” – bardziej wyszło to w praniu.).
Dzisiejszy pieniądz jest jednak powszechnie akceptowany. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ rząd i jego pieniądze są darzone przez ludzi zaufaniem. Ludzie nie mają świadomości, że rząd może w rzeczywistości wydrukować tyle pieniędzy, ile zechce. Czyli można powiedzieć, że mamy do czynienia z sytuacją „sztucznego zaufania”, bowiem wynikającego z nieznajomości faktów (powracający motyw edukacji?). Zapewne gdyby taką wiedzę posiedli to przestaliby akceptować rządowe papierki (vide: run na banki, w momencie zrozumienia działania systemu rezerw cząstkowych).
Inflację (pieniądza) wywołuje obecnie rząd. Nadpodaż jest wynikiem procesu rynkowego, zaś rynek dąży do tego, żeby zarówno nadpodaż jak i niedobór wyeliminować (dojść do poziomu ceny równowagi)
A’propos Hiszpanii: tak naprawdę nie ma znaczenia, jaka ilość pieniądza będzie na rynku, bo rynek i tak się do tej ilości dostosuje. Problem w tym, że pieniądz, który w Hiszpanii wywołał inflację (czyli w rzeczywistości spadek siły nabywczej złota), jego wydobycie i przewiezienie do Hiszpanii wiązały się z pewnymi kosztami poniesionymi przez odkrywców i żeglarzy. Drukowanie pustego pieniądza nie kosztuje praktycznie nic.
Poza tym: ja nie mam naprawdę nic przeciwko istnieniu obecnego systemu (z pustym pieniądzem). Jest jedno „ale” – ja, jak wielu innych, jestem jego uczestnikiem pod przymusem, bez możliwości „ucieczki”. Jeśli są ludzie, którzy chcą być wyzyskiwani przez państwo i oszukiwani na każdym kroku to ok – niech sobie będą. Jednakże tym, którzy wolą wybrać inną drogę (np. drogę pokojowej secesji) również powinna być dana taka możliwość (śp. Nozick pisał kiedyś o utworzeniu kilkudziesięciu krajów z różnymi ustrojami, tak aby można było zobaczyć, w którym z nich będzie chciało żyć najwięcej ludzi).
oczywiście, że powinna być dana.
przyczym dalej nie bardzo kupuję teorię, że inflację powoduje monopol państwowy. wygląda mi to tylko na to, że państwo tylko wyolbrzymia efekty w tej teorii.
no i pieniądz rozumiałem po prostu jako dowolny środek wymiany. złoto samo w sobie, jego kawałki też mogą być pieniądzem i nie muszą mieć w niczym pokrycia wtedy.
to papier też może być.
i sądzę, że papierowy pieniądz spokojnie może funkcjonować, byleby uczestniczący w nim wiedzieli, o co chodzi dokładnie. na przykład wiedzieli, że jeżeli chcą mieć zyski z papierowego pieniądza, taniego pieniądza, to nie mogą być chciwi.
Inaczej: inflacji nie powoduje państwowy MONOPOL, ale fakt, że państwo DODRUKOWUJE pieniądze oraz, że banki stosują system rezerw cząstkowych.
Jasne, że złoto może być samo w sobie pieniądzem. Przez wiele wieków tak właśnie było. Ale z powodu dążeń ludzi do wygody i upraszczania życia zaczęto tworzyć banki depozytowe, przechowujące złoto i wydające w zamian kwit, mówiący, że tyle a tyle złota znajduję się w posiadaniu tego a tego klienta banku (to, że po jakimś czasie banki te zaczęły bezprawnie rozporządzać zdeponowanymi pieniędzmi, które zobowiązały się wypłacić na każde żądanie nie ma tu znaczenia). Banki na wolnym rynku musiałyby zapracować na swoją renomę (powszechną akceptowalność ich banknotów).
Oczywiście, że papier może i mógł być uznany za pieniądz. Tylko, że sam papier NIGDY ZA PIENIADZ UZNANY NIE ZOSTAL. Dopiero wskutek rządowego przymusu zlikwidowano standard złota i nakazano ludziom posługiwania się pustym papierowym pieniądzem.
A nigdy nie został, ponieważ, tak jak wspomniałem, towar musi posiadać pewne cechy, żeby został za pieniądz uznany. A papier, przyznaj, przede wszystkim nie jest dobrem trwałym. No, ale jeśli jakaś społeczność chce go używać jako pieniądza to nie widzę przeciwwskazań (wątpię tylko, żeby inne społeczności, posiadające standard złota, chciały z nimi handlować). Gdyby uwolniono rynek pieniądza to bardzo wątpliwe, że papier nadal spełniałby tą funkcję (nie mam na myśli funkcję noty bankowej, lecz funkcję spełniającą równanie: papier z nominałem = pieniądz)
Troszkę offtopowo dodam jedną rzecz od siebie, ale bardzo mnie ciekawi akurat ten temat, więc może ktoś rozwieje moje wątpliwości.
Dlaczego, zdaniem Austriaków, podaż pieniądza powinna być stała? Nadmierny wzrost podaży (inflacja) pieniądza obniża stopy procentowe i w ten sposób zniekształca tryb produkcji na bardziej długoterminowy. Ale czy deflacja nie zniekształca trybu produkcji na bardziej krótkoterminowy?
A już bardziej on-topic – @jedi: sądzę, że Jasiowi chodzi o to, że Państwo nie musi być jedyną przyczyną inflacji, w czym ma rację – i Austriacy przyznają mu rację. Tylko Austriacy uważają, że obecnie Państwo jest główną przyczyną inflacji – mam rację?
Gdzie u Austriaków jest napisane, że podaż pieniądza powinna być stała? Mises pisał (a za nim i Rothbard), że każda podaż pieniądza jest optymalna (rynek może się do niej dostosować). Jednakże podaż PIENIADZA a nie PAPIEROWYCH BANKNOTOW.
Sadzę, że masz tu na myśli fakt sprzeciwu Austriaków wobec dodrukowywania pustego pieniądza przez rząd, co rzeczywiście wywołuje inflację. Gdy mamy standard złota (które jest dobrem wyjątkowo rzadkim) i zostają odkryte jego nowe złoża logicznym jest fakt, że aby je wydobyć potrzeba czasu i nakładu środków finansowych. Tak więc wydobycie złota będzie opłacalne tylko w momencie, gdy jego koszty będą dużo mniejsze (ze względu na poświęcony czas) niż jego rynkowa cena (wartość siły nabywczej). A zatem wydobycie złota w rzeczywistości jest inwestycją kapitałową.
Austriacy nie są ani proinflacyjni ani prodeflacyjni, bo wolą pozostawić pieniądz wolnemu rynkowi. Fakt, że złoża złota są odkrywane niezwykle rzadko i jego wydobycie jest kosztowne bezpośredni wpływa na to, że wartość jego siły nabywczej jest stabilna.
Co do ostatniego akapitu: przecież ja wyraźnie napisałem, że drugą przyczyną inflacji jest stosowanie przez banki systemu rezerw cząstkowych (wyjaśnione to jest u Rothbarda w „Tajnikach bankowości”, polecam), a Rothbard raczej Austriakiem był. I w tym sensie państwo (a raczej jego polityka) jest główną przyczyną inflacji, że pozwala na tworzenie karteli bankowych zamiast po prostu otworzyć ten rynek i pozwolić konsumentom dokonywać wyborów.
Dlaczego, zdaniem Austriaków, podaż pieniądza powinna być stała?
Austriacy tlumacza co sie dzieje kiedy podaz nie jest stala a produkcja pieniadza jest na rynku egzogeniczna (nie jest skutkiem procesu rynkowego, zuzycia zasobow itp).
To co sie wtedy dzieje nie jest zbyt ciekawe i dlatego sie austriakom nie podoba. A dzieje sie przesuwanie bogactwa do tych, ktorzy nowym pieniadzem posluguja sie jako pierwsi (dzisiaj panstwo, bankierzy itp) od tych do ktorych nowy pieniadz dociera jako ostatni (szary obywatel).
Państwo nie musi być jedyną przyczyną inflacji, w czym ma rację
Oczywiscie w swiecie standardu zlota inflacje moglby powodowac np krol Midas.
Roznica jest taka ze od panstwowego monopolu monetarnego nie ma ucieczki a od „spalonego” pieniadza rynkowego mozna uciec w inne towary.
Dzięki za odpowiedzi 🙂
@ jedi:
Jestem całkiem pewien (choć konkretnego miejsca Ci nie przytoczę) że czytałem Austriaków twierdzących wprost, że podaż pieniądza powinna być stała albo że na pewno będzie stała na wolnym rynku. I nie tyle mówię tutaj o konkretnej ilości pieniądza, bo do tej rynek rzeczywiście może się prawie zawsze dostosować, ale o zmianach jego podaży – po prostu wydaje mi się, że jeden z argumentów Austriaków przeciw inflacji można wywrócić do góry nogami i zastosować przeciw deflacji – i ciekawi mnie, jaki rynkowy mechanizm miałby w takim razie hamować taki destrukcyjny wpływ deflacji (o ile taki istnieje).
I nie do końca zrozumiałeś, o czym pisałem w kwestii tego, co wywołuje inflację. System rezerw cząstowych miałem również na myśli mówiąc zbiorczo Państwo – ale inflację mogą też chyba wywoływać jeszcze inne rzeczy, np. zmiany popytu na pieniądz (chyba że inflację traktujesz bezpośrednio jako wzrost podaży pieniądza, a nie wzrost pewnego indeksu jego wartości – wypadałoby to dookreślić, bo różni ludzie używają różnych definicji). No i w przypadku niepapierowego pieniądza jeszcze inne rzeczy, ale o tym w zasadzie już pisałeś.
@mabsky: Jestem w miarę dobrze zorientowany w Austriackich argumentach przeciw inflacji, nazwijmy to, monocentrycznej :). Ale tak z czysto teoretycznego punktu widzenia – czy deflacja, tak jak inflacja, prowadzi do zniekształcenia struktury produkcji? Po prostu ciekawi mnie to pytanie. Nie twierdzę, że Austriacy mają rację albo nie mają racji w tym zakresie, bo nie to tutaj jest ważne, tylko chciałbym usłyszeć jakieś propozycje, z której strony ten problem ugryźć. Nie wiem, czy byłem dostatecznie jasny z moim wytłumaczeniem, na czym ten problem, zdaje mi się, polega:
tak więc w Austriackiej teorii cykli gospodarczych mamy generalnie rzecz biorąc taki argument, że inflacja obniża realne stopy procentowe, co stanowi zniekształcenie sygnałów rynkowych i powoduje, że ludzie inwestują więcej w bardziej długoterminowe przedsięwzięcia niż jest to rzeczywiście potrzebane. Dopiero kiedy inflacja hamuje, stopy procentowe powracają na stare pozycje i okazuje się, że dotąd zyskowne przedsięwzięcia stają się nieopłacalne i upadają. Czy nie można w taki sam sposób argumentować, że deflacja powoduje nadmiar inwestycji krótkoterminowych?
” What differentiates credit expansion from an increase in the supply [p. 574] of money as it can appear in an economy employing only commodity money and no fiduciary media at all is conditioned by divergences in the quantity of the increase and in the temporal sequence of its effects on the various parts of the market. Even a rapid increase in the production of the precious metals can never have the range which credit expansion can attain. The gold standard was an efficacious check upon credit expansion, as it forced the banks not to exceed certain limits in their expansionist ventures.[14] The gold standard’s own inflationary potentialities were kept within limits by the vicissitudes of gold mining. Moreover, only a part of the additional gold immediately increased the supply offered on the loan market. The greater part acted first upon commodity prices and wage rates and affected the loan market only at a later stage of the inflationary process.
However, the continuous increase in the quantity of commodity money exercised a steady expansionist pressure on the loan market. The gross market rate of interest was, in the course of the last centuries, continually subject to the impact of an inflow of additional money into the loan market. Of course, this pressure for the last hundred and fifty years in the Anglo-Saxon countries and for the last hundred years in the countries of the European continent, was far exceeded by the effects of the synchronous development of circulation credit as granted by the banks apart from their–from time to time reiterated–straightforward endeavors to lower the gross market rate of interest by an intensified expansion of credit. Thus three tendencies toward a lowering of the gross market rate of interest were operating at the same time and strengthening one another. One was the outgrowth of the steady increase in the quantity of commodity money, the second the outgrowth of a spontaneous development of fiduciary media in banking operations, the third the fruit of intentional anti-interest policies sponsored by the authorities and approved by public opinion. It is, of course, impossible to ascertain in a quantitative way the effect of their joint operation and the contribution of each of them; an answer to such a question can only be provided by historical understanding. ”
to jest fragment HA. i jeśli to nie jest teoria psychologiczna (a Mises zarzeka się, że prakseologią nią nie jest) to to jest myślenie kołowe jak dla mnie. facet ma udowodnić, że papierowy pieniądz będzie bardziej inflacyjny. więc udowadnia, że będzie bardziej inflacyjny, bo jest papierowy właśnie i dlatego łatwiej go wydrukować, niż gdyby był złoty. tyle, że to niczego nie tłumaczy. mógłbym mieć dostęp do większej ilości pieniędzy i je kisić, nie zwiększając popytu. przecież do pomyślenia jest to, że to co mam mi wystarcza do szczęśliwego życia. pomijając zdarzenia losowe, nie potrzebuję więcej forsy, jeśli ceny będą stałe.
jednak tak się nie dzieje. rzuca się na rynek forsę i co się staje? forsa robi się tańsza. ludzie chcą więcej wprost proporcjonalnie do tego, czego mają. inaczej nie potrafię zrozumieć dlaczego mieliby podnosić ceny.
a jeśli tak, to Mises powinien albo podać założenie psychologiczne (a te można próbować badać empircyznie.. uuu chyba go nie poda…:) ), albo niczego nie tłumaczy. tak na mój rozum.
jakieś 2500 lat temu Lao Tse napisał, że gdyby ludzie nie ganiali za tym, co rzadkie, to nie byłoby problemu. indeed.
„Ale tak z czysto teoretycznego punktu widzenia – czy deflacja, tak jak inflacja, prowadzi do zniekształcenia struktury produkcji?”
Czy moglbys rozwinac ta mysl? W jakiej sytuacji i w jaki sposob nastapila by ta deflacja? Mowa o wolnym rynku pieniadza czy o obecnym systemie i kurczeniu sie podazy pieniadza wywolanym polityka banku centralnego?
@marbsky:
Chodzi mi o deflację na wolnym rynku – gdy np. podaż pieniądza jest w miarę niezmienna, a podaż innych dóbr się zwiększa, zwiększa się popyt na pieniądz i jego cena w innych dobrach rośnie.
„(chyba że inflację traktujesz bezpośrednio jako wzrost podaży pieniądza, a nie wzrost pewnego indeksu jego wartości – wypadałoby to dookreślić, bo różni ludzie używają różnych definicji)”
Tak wlasnie austriacy rozumieja inflacje – zjawisko monetarne – wrost podazy pieniadza.
„Chodzi mi o deflację na wolnym rynku – gdy np. podaż pieniądza jest w miarę niezmienna, a podaż innych dóbr się zwiększa, zwiększa się popyt na pieniądz i jego cena w innych dobrach rośnie.”
Marze aby dozyc takiego scenariusza 😉
Przy wzroscie popytu na pieniadz stopa procentowa moze pozostac na niezmienionym poziomie (Keynes nie mogl tego pojac 😉 ) wiec nie ma wplywu na poziom oszczednosci a zatem na poziom inwestycji = brak zaklocen w strukturze produkcji.
Wzrost popytu na pieniadz moze byc niezalezny od preferencji czasowej ludzi. Sklonnosc do oszczedzania czy konsumpcji ksztaltuje sie calkowicie niezaleznie od potrzeby utrzymywania okreslonego salda gotowkowego czy tez od sklonnosci do wymiany dobr na pieniadze.
Tak jak napisales wzrost popytu na pieniadz przy stalej podazy powoduje wzrost „ceny” pieniadza czyli wzrost jego sily nabywczej. Ekonomia doswiadcza stabilnej deflacji cenowej – spadku cen na skutek czynnikow realnych (nie monetarnych!).
Witajcie Drodzy Forumowicze!
Gratuluję Panie Jasiu Skoczowski, że poruszył Pan motyw inflacji w Hiszpanii w czasach konkwistadorów.
Od zawsze zastanawiało mnie, dlaczego ten temat jest traktowany jak tabu.
Tymczasem inflacja jest skutkiem braku pokrycia części pieniądza będącego w obiegu w towarze. Ten nadmiar pieniądza zwany jest nawisem inflacyjnym. Oczywiscie w warunkach zbliżonych do wolnorynkowych Rynek sam dąży do likwidacji tego nawisu poprzez… wzrost cen.
I tak włąśnie wygląda inflacja.
Przykład Hiszpanii ( ciekawe czemu po dziś dzień tak mało znany i przemilczany ) dowodzi, że zjawisko inflacji występuja ZAWSZE, gdy stan równowagi między masą towarową a masą pieniądza będącego w obiegu zostanie zaburzony i nie ma znaczenia czy pieniądz jest bity w złocie czy też może w czymkolwiek innym.
Gdyby nagle spadł na ziemię meteoryt z czystego złota ( w czasie rządów kon-libów zakochanych w pieniądzu kruszcowym ) nagle pojawiłaby się hiperinflacja jakiej świat nie widział. Podobnie działo się w Hiszpanii, która wyszabrowała Aztekom i Inkom niewyobrażalne wówczas ilości złota.
Aby zjawisko inflacji nie występowała potrzebna jest dyscyplina finansowa. Oczywiscie to nie wystarczy, bo jeszcze opróćz inflacji popytowej istnieje jeszcze inflacja kosztowa, na przykład wzrost cen nośników energii a za tym MOZE ale NIE MUSI stać Państwo.
Zwróćmy uwagę, że istnieła też taka cywilizacja, co nie znała nawet obróbki brązu a znała pieniądz.
To byli Aztekowie. U nich rolę pieniądza pełniły… ziarna kakaowca, którego uprawa była ściśle reglamentowana i nadzorowana przez urzędników królewskich. I to działało. No chyba że któryś z władców poluzował dyscyplinę finansową i wtedy oczywiscie zjawisko inflacji występowało. A zatem nie trzeba być przedstawicielem Cywilizacji Łacińskiej aby to zrozumieć. Inni też to zrozumieli.
Ciekawostką jest też fakt, że pieniądz papierowy wynaleźli Chińczycy a przejęli ten wynalazek Mongołowie.
Jeden z niezbyt rozsądnych potomków Czingis Chana nadrukował pieniędzy bez opamiętania wywołując tym samym jedną z pierwszych w historii świata hiperinflacji.
Ale o dziwo kiedy pieniądza papierowego używali chińscy cesarze jakoś to zjawisko się nie zdarzało.
Dlatego nie ma dla mnie większego znaczenia w czym bity jest pieniądz, byleby był wygodny w użyciu i trudny do podrobienia. Pieniądz kruszcowy wcale tego nie gwarantuje. Jeszcze dziś oszuści sprzedający pozłacane szkło ołowiowe czy uranowe odnoszą sukcesy a nie każdy ma przecież przy sobie kosztowną aparaturę z pogranicza fizyki ciała stałego.
A tak na marginesie zastanawiam się, czy zamiłowanie do pieniądza kruszcowego w wydaniu różnych „konserw” nie jest przypadkiem tęsknotą za feudalizmem.
W feudalizmie rozwój gospodarczy był bardzo powolny, a pozycja Grup Uprzywilejowanych pewna i niezachwiana.
Opróćz Pieniądza Kruszcowego był też tzw. Ceny/Płace Sprawiedliwe co też było formą ręcznego sterowania gospodarką, i z ta formą sterowania gospodarką nie dało się polemizować, gdyz miała ona oparcie w RELIGII.
Ale nawet bez Cen Sprawiedliwych oparcie się na pieniądzu kruszcowym spowoduje znaczne spowolnienie gospodarki.
Nie jestem oczywiscie zwolennikiem zakazywania złota, jako wiejski chłopak z pochodzenia uważam, że fajnie jest mieć w bieliźniarce parę „świnek” czy „krugerów”, niemniej nie uważam za rozsądne DZIŚ opierac pieniądz na kruszcu.
TU CELOWE POWTÓRZENIE aby się nie urwał wątek:
Ale nawet bez Cen Sprawiedliwych oparcie się na pieniądzu kruszcowym spowoduje znaczne spowolnienie gospodarki.
Nie zrekompensuje tego zjawisko deflacji. Daflacja w warunkach Wolnego Rynku to na razie marzenie. To się spełni dopiero wtedy, gdy cały świat będzie miał jeden globalny libertariański rząd. Wtedy będziemy mogli sprawdzić czy faktycznie deflacja nie okaże się destruktywna dla gospodarki i czy nie spowoduje nieopłacalności inwestowania a co za tym idzie masowego bezrobocia.
Póki tak nie jest wciąż jeszcze „taktyczna inflacja” jest i będzie błogosławieństwem firm parających się eksportem.
Inflacja jako taka nie musi być spowodowana koniecznie wzrostem podaży pieniądza. Może wynikać z uwarunkowań naturalnych. Na przykłąd klęska głodu jest spowodowana niską ( w danym roku ) podażą żywnosci i nawet przy niezmienionej ilości pieniądza w obiegu obserwujemy falę drożyzny, powodującej wzrost cen także artykułów nieżywnościowych. Oczywiscie dzisiaj w warunkach globalizacji takie klęski głodu już prawie nie występują lub występują tylko lokalnie.
Jestem znany z tego, że dużo i niepochlebnie pisze o bogaczach. Zastrzegam, że nie planuję żadnej urawniłowki ani nie pragnę bogaczy eksterminować ani im niczego zabierać. Metody Janosika to nie ja!
Ja po prostu walczę z zabobonem, że bogacze z racji tego że są bogaczami wiedzą wszystko LEPIEJ i że ich opinia na tematy gospodarcza winna być swiętą i niepodważalną.
Bogaczem mozna zostac z róznych powodów. Powód taki, że się podjęło właściwe decyzję wciąż dotyczy niewielkiego odsetka bogaczy i nad tym ubolewam. Dzieje się tak dlatego, że Wolny Rynek wciąż jest na całym świecie bardziej marzeniem niż faktem. Faktem za to jest istnienie licznych Grup Uprzywilejowanych i moim zdaniem NIE TYLKO wszelkiej maści socjaliści takowe grupy generują.
Jeśli już jesteśmy przy temacie inflacji/deflacji, uważam, że bogacze ( przynajmniej teraz i w przeszłości ) mają bardzo wycinkowe pojęcie o gospodarce. Zauważyliście może Drodzy Forumowicze, że gdy się mieszka w pałącu to ma się bardzo wycinkowy ogląd rzeczywistości? Zauważyliście że ceny artykułów luksusowych jest ZADZIWIAJĄCO stabilne?
Choćby nawet wybuchła kolejna „wojna z Szatanem” i ceny ropy podskoczyłby nawet 5 krotnie, ceny kawioru, ostryg, homarów, brylantów, futer wzrosną MINIMALNIE za to ceny chleba i marchwi BARDZO. Tak to już jest z inflacją kosztową.
Oczywiscie nie mam pretansji do cen kawioru. Taka jest specyfika towarów luksusowych, że energia i robocizna stanowią niewielki procent ich ceny, w przeciwieństwie co ceny chleba.
Mam za to pretensję do szerzących się zabobonów o tym, że bogacz wie wszystko o gospodarce lepiej a biedak ma milczeć. Taka postawa ( i taka wiara ) prowadzi do jakiegoś neofaudalizmu a przynajmniej do tworzenia się Grup Uprzywilejowanych a gdy takowe grupy powstaną, wtedy Wolny Rynek ( będący także MOIM marzeniem ) automatycznie staje się fikcją.
I nie ma najmniejszego znaczenia czy kreatorem tychże grup będą socjaliści powołujący się na Marksa czy też kon-libowie i arystokraci powołujący się na Boga.
W obu przypadkach rezultat będzie podobny. Rozważanie o skali jest dla mnie nie do przyjęcia.
Nie umiem sobie wyobrazić że Pan Dziedzić to ktoś lepszy od Stalina, bo Dziedzić zachłostał na smierć TYLKO 20 chłopów a Stalin zamęczył i zagłodził w łagrach 20 milionów.
Licytowanie się ilością ofiar nie ma sensu. Albowiem w moim mniemaniu NAJWIĘKSZYM dramatem jest nie tyle śmierć w łagrze czy pod batogiem, ale sam fakt że się jest NIEWOLNIKEM ( jakkolwiek zdefiniowanym ) i brak nadziei na Wolność i na samoposiadanie zarówno dla siebie jak i dla swoich potomków.
I takie jest mniej więcej moje podejście do libertarianizmu.
Pisząc o kawiorze i futrach chciałem tylko pokazać Wam drodzy forumowicze, że opiniotwórczy bogacze z powodu tegoż kawioru mogą mieć spaczony i niepełny ogląd rzeczywistości co MOŻE spowodować że ich „złote myśli” moga się okazać chybione oraz zgubne dla warstw ubocznych.
„Przy wzroscie popytu na pieniadz stopa procentowa moze pozostac na niezmienionym poziomie (Keynes nie mogl tego pojac 😉 ) wiec nie ma wplywu na poziom oszczednosci a zatem na poziom inwestycji = brak zaklocen w strukturze produkcji.”
Co do tego nie jestem do końca przekonany. Ale może się sprawdzi w warunkach PRAWDZIWEGO Wolnego Rynku.
Na tym już kończę i pozdrawiam Was Drodzy Forumowicze.
Timur
Fajny artykuł, jeszcze lepsze komentarze, kapitalna uwaga o Hiszpanii!
A gdybyś ktoś miał ochotę na nieco lektury na ten temat (pieniądza, nie Hiszpanii) to polecam:
http://www.mises.pl/322
Co do złota w Hiszpanii prawdą jest to, co mówi Jedi: aby Hiszpania mogła zdobyć dodatkowe złoto, musiała najpierw zainwestować w wyprawy na Nowy Kontynent. A co musiała zainwestować? Oczywiście pieniądze. Jeśli żeglarze ich nie mieli, musieli pożyczyć od banków. A banki, jak wiadomo, już wtedy mogły udzielać kredytów bez pokrycia w złocie, dopóki nikt nie wiedział na czym polega przekręt. Więc po raz kolejny źródłem inflacji stały się banki.