Tomasz Primke “Biopaliwa okiem laika”

Oglądając jakiś czas temu parę wiadomości w łże-telewizji stwierdziłem, że ponownie pojawił się w nich temat tzw. biopaliw. Chodzi oczywiście o to, że już wkrótce do normalnej benzyny, dostępnej na stacjach paliw, dodawane będą tzw. biokomponenty pochodzenia naturalnego. Budzi to entuzjazm wszelkiej maści ekologów, producentów tych biokomponentów oraz rolników (to akurat ze zrozumiałych przyczyn), oraz – z jakiegoś niezrozumiałego na pierwszy rzut oka powodu – również relacjonujących tę wiadomość dziennikarzy. Mniej zadowoleni są naturalnie kierowcy, którzy będą musieli na tym biopaliwie jeździć. Ale o tym za chwilę.

Przysłuchując się komentarzom dziennikarzy (popierających się opiniami różnorakich ekspertów), można się dowiedzieć, że biopaliwa wprowadzić musimy, bo tego chce od nas Unia Europejska, a to przecież, jak wiadomo, wyrocznia ostateczna. Ale pojawiają się również inne argumenty, jak np. czystsze powietrze, zmniejszenie uzależnienia od ropy naftowej, oraz argument, który skłonił mnie do napisania tego tekstu – nowe miejsca pracy. W sytuacji panującego dużego bezrobocia argument ten może się wydawać istotny (jeśli ktoś jest zwolennikiem rozwiązań przymusowych) – o ile jest słuszny, oczywiście.

Postanowiłem się więc przyjrzeć tej sprawie nieco bliżej. Swego czasu przeczytałem pewną mądrą książkę, napisaną przez pewnego mądrego człowieka – Frederica Bastiata. Była to książka pod tytułem „Co widać i czego nie widać”. Jej autor pokazywał ciekawy sposób analizy różnych decyzji polityczno-gospodarczych, których niektóre ekonomiczne skutki były widoczne od razu, zaś żeby dostrzec wszystkie skutki – również te, których nie było widać od razu – trzeba było się trochę bardziej zastanowić.

Frederic Bastiat dawno już nie żyje, lecz jego metoda może być zastosowana w przypadku biopaliw. Zacząłem się więc zastanawiać, co w tej sprawie widać, a czego nie widać.

Rozważania można rozpocząć od tego, co najprostsze – czyli od tego, co widać od razu. Ekolodzy od razu zauważyli np. fakt, że rozpowszechnienie się biopaliw przyczyni się do zmniejszenia emisji różnych szkodliwych spalin do atmosfery, a od tego nasze powietrze będzie czystsze. Czystsze w takim sensie, że zmniejszenie się emisji spalin spowoduje w dłuższej perspektywie czasu spadek liczby zanieczyszczeń w powietrzu. Z argumentem tym mogę się zgodzić.

Innym argumentem, podnoszonym głównie przez różnych polityków i ekspertów (współpracujących z tymi politykami), a powtarzanym przez dziennikarzy w łże-telewizji, jest większe uniezależnienie się od dostaw ropy naftowej. Tutaj sytuacja też jest dosyć oczywista: zdecydowaną większość ropy naftowej importujemy, i to od państw, z którymi stosunki nie są na tyle dobre, aby spodziewać się z ich strony miłych gestów (delikatnie rzecz ujmując). Zastosowanie biopaliw zmniejszy zawartość ropy w paliwie (kosztem biokomponentów), a więc zmniejszy nasze zapotrzebowanie na ropę naftową. Argument ten również jest więc słuszny.

W końcu pojawia się również argument powstania nowych miejsc pracy, szczególnie mocno akcentowany przez polityków, wspomnianych już ekspertów, no i przez dziennikarzy. Tutaj sprawa też jest stosunkowo prosta: skoro zacznie się dodawać biokomponenty do paliw, to trzeba będzie je skądś brać. Zwiększy się więc zapotrzebowanie na biokomponenty, co w sposób oczywisty przełoży się na powstanie nowych miejsc pracy w przemyśle związanym z ich produkcją oraz w rolnictwie. Tak więc również ten argument jest słuszny.

Nie pojawił się jednak jeden argument, który również widać od razu. Mianowicie nasze środki transportu są przystosowane do pracy na zwykłym paliwie, bez żadnych domieszek, więc domieszanie do niego biokomponentów wpłynie niekorzystnie na ich pracę. Silniki będą się szybciej zużywać, pracować z mniejszą mocą, a to spowoduje z kolei wzrost kosztów eksploatacji środków transportu, a te poniosą oczywiście ich właściciele (czyli wszyscy właściciele samochodów, na przykład). To również widać, choć o tym jakoś mniej chętnie mówi się w łże-telewizji (prawdę mówiąc, to jakoś sobie nie przypominam, abym gdzieś o tym ostatnio usłyszał, przy okazji dyskusji nad biopaliwami…)

Po takiej analizie widać, że wszystkie wymieniane w łże-telewizji argumenty zaliczają się do tych skutków wprowadzenia biopaliw, które widać. Widać również jeszcze jeden skutek (negatywny, dla odmiany), o którym już jednakże się nie wspomina.

Po zastanowieniu się nad tym, co widać, przyszła pora na to wszystko, czego nie widać, czyli na te wszystkie skutki, które wystąpią w efekcie tych już wymienionych, w dłuższej perspektywie czasu.

Jak już stwierdziłem, po wprowadzeniu biopaliw wzrosną koszty transportu. Koszty te w pierwszej kolejności uderzą we właścicieli środków transportu, czyli w zwykłych kierowców oraz we właścicieli firm transportowych i w drobnych przedsiębiorców, którzy sami zajmują się transportem (choć nie jest on ich główną branżą). Jakie będą tego efekty? Zwykli kierowcy – konsumenci jeżdżący na zakupy, w odwiedziny do rodziny i znajomych, do pracy – stwierdzą, że muszą na transport wydawać więcej pieniędzy, niż poprzednio. A to przełoży się albo na zmniejszenie konsumpcji w innych dziedzinach (np. nie starczy już na kino, bo pieniądze zostały wydane na zakup większej ilości potrzebnego biopaliwa), albo na zmniejszenie konsumpcji biopaliw (czyli zrezygnowanie z zakupu biopaliwa i tym samym np. z odwiedzin u rodziny).

Dla branży transportowej oraz dla drobnych przedsiębiorców zwiększenie kosztów transportu będzie oznaczało, że będą oni musieli w końcu podnieść ceny oferowanych przez siebie usług czy towarów. Ten wzrost cen odbije się z kolei na konsumentach. Nie tylko zmniejszy się popyt na te usługi i towary (zjawisko normalne w sytuacji wzrostu cen), ale również zmniejszy się ich konsumpcja. A to oznacza, że konsumentom (czyli nam wszystkim, również rolnikom i producentom biokomponentów, bo każdy z nas jest również konsumentem na rynku) będzie się żyło gorzej (bo lepiej jest konsumować więcej, niż mniej).

Mniejsza konsumpcja oznacza coś jeszcze – utratę miejsc pracy. Dokładnie na tej samej zasadzie, na jakiej wzrost konsumpcji (zwiększenie popytu) powoduje pojawienie się nowych miejsc pracy, tak jej zmniejszenie (zmniejszenie popytu) powoduje utratę istniejących miejsc pracy. Mniejsze zapotrzebowanie na usługi transportowe spowoduje, że w tej branży nastąpi redukcja zatrudnienia. Podobna redukcja nastąpi również wszędzie tam, gdzie ceny wzrosły, w wyniku czego popyt zmalał (czyli generalnie – w całej gospodarce). Efekt ten będzie najbardziej widoczny w tych branżach, które oferują towary najbardziej „luksusowe”, i najmniej niezbędne do życia (towary zazwyczaj drogie, jak np. elektronika, biżuteria, motoryzacja; bez odtwarzacza DVD, naszyjnika z brylantów czy samochodu jest się łatwiej obejść, niż bez chleba).

Ale to jeszcze nie wszystko. Przyjrzyjmy się dokładniej samej branży motoryzacyjnej. Oczywiście branżę tę dotkną wspomniane już powyżej negatywne skutki ogólnego wzrostu cen, zmniejszenia popytu i utraty miejsc pracy (związanej ze zwiększonymi kosztami wytwarzania towarów i usług przy zmniejszonych zyskach z ich sprzedaży), ale na tym się nie skończy. Otóż prędzej czy później producenci pojazdów samochodowych pokuszą się o rozpoczęcie prac nad nowymi modelami silników, które będą już lepiej dostosowane do nowych paliw. Te dodatkowe badania (i związane z nimi prace) oznaczają oczywiście kolejne zwiększenie kosztów działania w tej branży. A to przełoży się albo na zwiększenie cen samochodów, albo na zmniejszenie płac ludzi zatrudnionych w tej branży, albo na redukcję zatrudnienia (względnie na jakieś połączenie wszystkich tych zjawisk).

Po wymienieniu wszystkich skutków wprowadzenia biopaliw, pora na podsumowanie. Trzeba się realnie zastanowić, jakie korzyści i jakie straty poniesiemy w wyniku tej decyzji, i sprawdzić ich bilans, aby znaleźć odpowiedź na pytanie, czy to się nam (mam tutaj na myśli konsumentów) opłaci.

Do korzyści można zaliczyć niewątpliwie zmniejszenie ilości zanieczyszczeń w powietrzu (wynikające zapewne nie tylko z powodu mniejszej emisji spalin, ale również z powodu zmniejszenia się produkcji przemysłowej w wyniku zmniejszonego popytu na towary i zmniejszenia się zatrudnienia w przemyśle). Inną korzyścią jest zmniejszenie stopnia uzależnienia naszej gospodarki od dostaw ropy naftowej. Będzie to jednak efekt niewielki, gdyż ilość biokomponentów dodawanych do paliwa będzie stosunkowo mała (5.75%). Wobec tego zmniejszenie naszej zależności od innych państw, które nie są nam zbyt przychylne, będzie w zasadzie żadne. Ponadto będzie to efekt, którego skutki odczują raczej politycy oraz związani z nimi przedsiębiorcy, niż zwykli konsumenci.

I tyle korzyści, teraz trzeba zająć się stratami. Jak widać z przeprowadzonej analizy, pogorszy się generalnie wszystkim – wzrosną ceny, zmniejszy się popyt, konsumpcja (obniżenie poziomu naszego życia). Co do miejsc pracy – to powstaną nowe w rolnictwie i w przemyśle zajmującym się produkcją biokomponentów (przynajmniej z początku), natomiast w dalszej perspektywie inne, już istniejące miejsca pracy w innych branżach ulegną zlikwidowaniu. Nie można wykluczyć, że powstałe w początkowej fazie nowe miejsca pracy w rolnictwie i wspomnianym przemyśle ulegną później redukcji w wyniku opisanych zmian zachodzących w gospodarce.

Korzyści i straty już wymienione, pora zająć się ich bilansem. Jeśli wolimy mieć czystsze powietrze, nieco zmniejszyć uzależnienie gospodarki naszego kraju od ropy naftowej i jesteśmy gotowi zapłacić za to spadkiem poziomu naszego życia oraz zlikwidowaniem niektórych istniejących miejsc pracy, to powinniśmy wprowadzenie biopaliw poprzeć. Jeśli natomiast wolimy nasz obecny (lub nawet większy) poziom życia oraz naszą obecną pracę, to wprowadzenie biopaliw będzie miało negatywny skutek.

Ja osobiście wolę mój obecny poziom życia i moją obecną pracę, niż czyste powietrze. Powietrzem mogę jakoś oddychać (choć mieszkam na Górnym Śląsku, gdzie czasami lepiej jest nie otwierać okien na zbyt długo…), nie zamartwiam się zbytnio uzależnieniem gospodarki od dostaw ropy naftowej – więc zdecydowanie wolę stan obecny, bez biopaliw. Z mojego punktu widzenia wprowadzenie biopaliw będzie niekorzystne.

Naturalnie nie zdziwiłbym się, gdyby do takiego samego wniosku doszła zdecydowana większość ludzi. I to nawet bez tak złożonych analiz. (W istocie analizy te pokazałem tylko po to, by dobitnie pokazać, o czym nie mówi „nasza” łże-telewizja.)

Pewien wybitny ekonomista, Ludwig von Mises, stwierdził, że każde ludzkie działanie (czyli wszystko to, co człowiek robi) ma na celu doprowadzenie do stanu, który ma być, ze stanu, który jest. Innymi słowy wszystko to, co robimy, ma na celu dążenie do poprawy naszego życia. To proste stwierdzenie pozwala dojść do takich samych wniosków w znacznie prostszy sposób.

W myśl tego oczywistego (i genialnego zarazem) stwierdzenia gdyby wprowadzenie biopaliw było dla ludzi (ogółu konsumentów) korzystne, to oni sami by się tego domagali – i to na tyle głośno i skutecznie, że producenci paliw musieliby na ich wymagania zareagować (oferując biopaliwa w sprzedaży). Producenci pojazdów samochodowych zapewne też nie pozostaliby obojętni na wymagania swych klientów. Nie trzeba by było w tym celu stosować żadnych nakazów, tak jak się to robi obecnie.

Skoro jednak ludzie wolą używać paliwa bez biokomponentów, to znaczy, że bardziej niż czyste powietrze czy zmniejszenie uzależnienia gospodarki od ropy naftowej cenią sobie istniejący status quo. A ci wszyscy, którzy domagają się zmian (wprowadzenia biopaliw), mają w tym po prostu interes – chcą się oni wzbogacić kosztem tych ludzi.

„Nasza” władza, ingerując w rynek (którego nie ośmielę się nazwać wolnym, gdyż byłoby to oczywiste nadużycie), ogranicza swobodę ludzi, którym ten rynek służy. Ingerencja ta zmusza nas wszystkich do podejmowania niekorzystnych ekonomicznie decyzji (do korzystania z towarów droższych i o gorszej jakości), co prowadzi do zmniejszenia poziomu naszego życia. A najbardziej perfidne w tym wszystkim jest to, że próbuje się nam wmawiać, że to wszystko dla naszego własnego dobra, że na tym zyskamy.

Ja wierzę w to, że „nasza” władza chce naszego najlepszego. Tylko że ja wolałbym moje najlepsze zachować dla siebie.

Tomasz Primke

17 luty 2006 r.

***

Tekst został wcześniej opublikowany w blogu A życie mija

Autor artykułu prowadzi bloga A życie mija

2 thoughts on “Tomasz Primke “Biopaliwa okiem laika”

  1. Z tego, co słyszałem produkcja danej ilości biopaliwa zużywa więcej energii niż wynosi watość energetyczna tej ilości biopaliw. I jest jeszcze bardzo dużo innych problemów z biopaliwami, o których się nie wspomina. A dlaczego się nie wspomina? Bo biopaliwa to są TONY KASY do wzięcia przez pewne firmy. Nie oczekujmy więc w najbliższym czasie zmniejszenia naporu biopaliwowej propagandy.
    vide: http://carnival-of-anarchy.blogspot.com/2007/07/state-subsidized-dead-zones.html

    Z drugiej strony podobno biopaliwa produkowane lokalnie są nieco bardziej korzystne, ale to jest grubo poza moim obszarem wiedzy.

  2. „Z drugiej strony podobno biopaliwa produkowane lokalnie są nieco bardziej korzystne, ale to jest grubo poza moim obszarem wiedzy.”

    Oczywiście! W warunkach lokalnych biopaliwa są BARDZO dobrym wyjściem.
    Dlatego jestem przeciwnikiem WSZELKIEGO „przesadyzmu”

    I nie zgadzam się zarówno z tymi co traktują biopaliwa jak wybawienie, jak i z tymi co traktują biopaliwa jak wynalazek szatana.

    Jako wiejski chłopak widziałem ponad 100-letnią lokomobilę która mogła byc napędzana słomą i innymi odpadami organicznymi. Nawet w komplecie do tej maszyny była ręczna prasa do produkcji brykietów słomianych.
    Maszyna ta była rosyjska pamiętająca Cara Aleksandra a zatem bolszewicy nie mieli z nią nic wspólnego. Po prostu była to dobra maszyna w warunkach rosyjskich stepów gdzie nie dosyć że nie ma drzew to jeszcze ze względu na fatalne drogi transport węgla byłby zupełnie nieopłacalny.
    A słomy i łętów od słonecznika było za to pod dostatkiem.

    Jedne z pierwszych dwusuwowych diesli wyprodukowanych przez Ursus ( wówczas Posag 7 Panien ) z początku UBIEGŁEGO stulecia był przystosowany do spalania oleju bawełnianego, bo miał zasilać tadżyckie i uzbeckie przędzalnie bawełny które były za daleko od żródeł ropy.

    I dziś choć transport nie jest takim problemem jak onegdaj uważam, że biopaliwa mają przyszłość. Jestem pod wrażeniem wydajności Wierzby Energetycznej aczkolwiek jestem przeciwnikiem monokultury. wierzba nadaje się raczej na tereny podmokłe. Uważam że nieduże jednoblokowe elektrownie cieplne ( tak ze 200 MW ) zasilane drewnem rzeczonej wierzby względnie jeszcze pelletami ze ślazu pelsylwańskiego ( błędnie zwanego malwą pelsylwańską ) ma sens ale pod warunkiem, że taka elektrownia będzie stała na terenie gdzie jest sporo nieużytków do obsadzenia roślinami energetycznymi.

    Jestem też za „agrolasami” gdzie uprawia się w kilkuletnich cyklach kultywary topoli ( byle dobrze dobrane odmiany pod względem siedliskowym ) które moga byc surowcem papierniczym a ścinki idealnie nadają się do spalenia w małej elektrowni. Oczywiscie takie plantacje trzeba sadzić z głową i nie przesadzać z areałem bo to też niszczy środowisko.

    no i nie mam nic przeciwko by budowano lokalne biogazownie, które zbierałyby obornik i gnojowicę a także inne odpady organiczne by je przerobić na metan co zamiast do atmosfery ( a metan jest gazem dużo bardziej cieplarnianym niż CO2 ) będzie cennym paliwem.

    Oczywiście jestem przeciwny temu by Państwo do tego dopłacało, ale kiedy ropa zdrożeje do 200 USD za baryłkę a gaz do 300 USD/1000 metrów sześciennych to takie inicjatywy stana się w pełni rentowne bez żadnych dotacji. Wtedy nie będzie to już „wymysł socjalistów i Szatana” a po prostu życiowa konieczność.

    I to na razie tyle.

    Pozdro

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *