Tomasz Primke “Kradzież jest kradzieżą”

Internet jest ciekawym narzędziem (zjawiskiem? jak to w ogóle nazwać?). Właśnie znalazłem ciekawą stronę, na której można znaleźć takie oto słowa (tłumaczenie własne):

„(…) Jego [Hitlera – TP] podstawowe zasady były następujące: nigdy nie pozwól publice ochłonąć; nigdy nie przyznawaj się do porażki; nigdy nie przyznawaj, że w twoim wrogu może być jakaś cząstka dobra; nigdy nie zostawiaj miejsca na alternatywy; nigdy nie akceptuj winy; skup się na jednym wrogu na raz i obwiniaj go o całe zło; ludzie prędzej uwierzą w wielkie kłamstwo, niż w małe; a jeśli będziesz powtarzał to kłamstwo wystarczająco często, ludzie prędzej czy później w nie uwierzą. (…)”

Ciekawe wydaje mi się być to, iż byłem przekonany, że to dr Goebbels sformułował zasadę, że „każde kłamstwo, powtórzone odpowiednio wiele razy, staje się prawdą”, co należy rozumieć oczywiście w taki sposób, że ludzie po prostu zaczynają w takie kłamstwo wierzyć i przyjmować je za prawdę. Oraz, co gorsza, zaczynają odrzucać wszystko to, co nie jest zgodne z tym kłamstwem – w szczególności nawet tę prawdę, którą próbuje się przed nimi ukryć.

Ale mniejsza o to, kto tę maksymę sformułował i w jakiej dokładnie postaci. Czy był to Hitler, czy Goebbels – żadna różnica, skoro i tak miał rację… Niestety.

Dlaczego wspominam o Hitlerze czy Goebbelsie? Właśnie z powodu ich poglądów na prawdę, kłamstwo i na coś, co chyba można określić mianem ludzkiej natury. Jako wolnościowiec wielokrotnie już dyskutowałem o naturze ludzi i relacjach pomiędzy państwem, społeczeństwem i człowiekiem z innymi ludźmi. Dyskusje te pozwoliły mi wyciągnąć parę wniosków. Jeden jest taki, że ludzie chcą wierzyć w wygodne dla nich (z różnych powodów) kłamstwa.

W każdym słowniku języka polskiego można znaleźć definicję kradzieży: jest to bezprawne przywłaszczenie sobie czyjegoś mienia. Nasz język ma swoją specyfikę i dlatego wyraz „kradzież” kojarzony jest z przywłaszczeniem sobie czyjegoś mienia materialnego – np. samochodu, portfela czy książki.

Nie znam nikogo, kto by nie stwierdził, że odebranie mu jego portfela bez jego wiedzy i zgody nie jest zwykłą kradzieżą. Podobnie nikt nie miałby chyba żadnych wątpliwości i nazwał mnie złodziejem, gdybym skorzystał z jego samochodu bez jego wiedzy i zgody.

Gdybym zaś spróbował odebrać komuś jego własność, stosując różne groźby, czy wręcz uciekając się do przemocy (stosując siłę fizyczną, czy też jakąś broń), to chyba nikt nie miałby żadnej wątpliwości z nazwaniem mnie po imieniu: rabusiem i bandytą. A gdybym tak zorganizował grupę ludzi, która by mi w tym procederze pomagała, to chyba każdy określiłby nas mianem mafii, zorganizowanej przestępczości.

Taka postawa ludzi bardzo mnie cieszy, gdyż świadczy ona o jednym: na nic zdają się wysiłki różnych „postępowców”, którzy próbują wmawiać ludziom, że przestępcy (złodzieje, rabusie, bandyci itp.) są w gruncie rzeczy niewinni, że powinno się ich traktować jak ludzi, że to społeczeństwo ponosi winę za ich zbrodnie i tym podobne ecie-pecie. Postępowcy mogą wygadywać takie bzdury, a jednak większość ludzi odrobinę zdrowego rozsądku, jak widać, ma.

Jako wolnościowcowi trudno jest mi jednak zrozumieć zdziwienie ludzi, kiedy nazywam nasze państwo złodziejem, rabusiem czy bandytą. Moja argumentacja jest zaś prosta: nie godzę się na oddawanie państwu części moich zarobków (w formie podatku) na niektóre cele, np. na różne przymusowe ubezpieczenia (zdrowotne, emerytalne). Nie godzę się na oddawanie państwu części moich zarobków, w formie podatku, z tego tylko powodu, że jestem obywatelem tego państwa i zapewnia mi ono ochronę przed różnego rodzaju agresją z zewnątrz (wojsko), czy też przed przestępczością (policja, straż miejska) oraz świadczy jeszcze parę innych usług. Owszem – chcę z takich usług korzystać, jednak uważam, że jakość tych usług świadczona mi przez państwo jest niska i wolałbym zapłacić za świadczenie tych usług na moją korzyść komuś innemu. Państwo zaś, niczym bandyta, grozi mi użyciem siły w przypadku, kiedy odmówię oddania mu części moich dochodów w postaci podatku. Ponieważ zaś państwo to zorganizowało cały aparat służący ściąganiu podatków i do zmuszenia obywateli do ich płacenia może użyć policji (przymus fizyczny), to można śmiało mówić o mafii.

Powyższe przykłady są zgodne z wszelkimi definicjami słownikowymi kradzieży, złodziejstwa, bandytyzmu, mafii, zorganizowanej przestępczości. A jednak kiedy przedstawi się takie argumenty zwykłemu człowiekowi, to zaczyna on patrzyć na tego, kto mu to wszystko tłumaczy, jak na umysłowo upośledzonego. Chociaż jeszcze przed chwilą sam się zgadzał z faktem, że przywłaszczenie sobie czyjegoś mienia jest kradzieżą, rabunkiem!

Zjawisko to dotyczy nie tylko dóbr materialnych, w przypadku których mówi się o kradzieży, ale również usług. Można przyjąć, że wykonanie usługi wiąże się z zawarciem umowy pomiędzy dwiema stronami: wykonawca podejmuje się zrobić coś na rzecz konsumenta, za odpowiednią opłatą ze strony tego drugiego. Gdybym więc poszedł do fryzjera, pozwolił się ostrzyc, a następnie uciekłbym nie płacąc, to chyba każdy by stwierdził, że wyłudziłem usługę strzyżenia. Rozumując całkowicie analogicznie łatwo jest stwierdzić, że przejechanie się środkiem komunikacji „na gapę”, czy też niezapłacenie ekipie remontowej za zrobienie remontu mieszkania jest po prostu wyłudzeniem. Każdy chyba człowiek zgodzi się z tym, iż jest to czyn naganny i w dodatku niezgodny z prawem, powinien więc być karalny.

Osobiście uważam, że pomiędzy wyłudzeniem a kradzieżą istnieje bardzo silny związek – kradzież jest bezpośrednim przywłaszczeniem sobie czyjegoś mienia (materialnego), zaś wyłudzenie jest po prostu pośrednim przywłaszczeniem sobie czyjegoś mienia (do którego dochodzi w wyniku niewywiązania się z dobrowolnie zawartej umowy).

A gdyby tak ktoś zaoferował komuś wykonanie jakiejś usługi i zmusił go do przyjęcia takiej oferty, stosując np. szantaż, czy też siłę? No to większość ludzi nazwałaby go po prostu bandziorem, całkiem słusznie zresztą.

Pamiętam, jak niegdyś jadąc wraz z rodzicami samochodem, zbliżając się do skrzyżowania zauważyliśmy młodych chłopców „myjących” szyby w pojazdach stojących na czerwonym świetle. Usługa ta była w zasadzie wymuszana, bo żaden z kierowców się o nią nie prosił, a poza tym „woda”, której używali ci chłopcy, była bardzo brudna i efekt owego „mycia” był wprost przeciwny do oczekiwanego. Moi rodzice byli tym faktem bardzo oburzeni i wyrazili chyba nawet przekonanie, iż kierowcy płacą nie za samo mycie, ale za to, by chłopcy ci dali im już spokój i poszli sobie poszukać innej ofiary.

Oczywiście całkowicie zgodziłem się z taką interpretacją tej sytuacji, po cichu ciesząc się, że tym chłopcom nie spodobał się mój samochód, zdecydowanie tańszy niż inne oczekujące wówczas na zielone światło.

W dalszej drodze jednak coś mnie podkusiło, aby podjąć ten właśnie temat. Upewniwszy się, że postawa tych chłopców, oraz ich działania wywarły na moich rodzicach negatywne wrażenie, napomknąłem o negatywnej roli państwa w naszym życiu. I tutaj się zaczęło: przecież państwo nam zabiera pieniądze, ale w zamian oferuje różne usługi! No to, ripostowałem, postępuje dokładnie tak samo, jak ci chłopcy – którzy przecież zabierają pieniądze, ale również wykonują za nie pewne usługi. Tutaj moi kochani rodziciele zaczęli tłumaczyć swemu, dorosłemu już, synowi, że usługi ze strony państwa są przez nich pożądane, w przeciwieństwie do „usług” oferowanych przez tych chłopców kierowcom oczekującym na zielone światło. Zapytałem wówczas, co z tymi ludźmi, którzy wcale tych usług ze strony państwa nie chcą, ale dowiedziałem się jedynie, że moje poglądy są „nieżyciowe”, „nierozsądne” i w ogóle jakieś „dziwaczne”. Innymi słowy mym kochanym adwersarzom zabrakło logicznych kontrargumentów.

Podobnie ma się sprawa z większością ludzi. Wyłudźcie od nich usługę pod przymusem, a nazwą was po imieniu – bandytami. Ale kiedy to państwo zmusza ich do korzystania z różnych usług (za które pobiera określone przez siebie opłaty), to już mowy o żadnym bandytyzmie być nie może.

Skąd się bierze owa dwuznaczność poglądów ludzi, przykładanie innej miary do ludzi wówczas, kiedy działają na własną rękę i innej wówczas, kiedy stoi za nimi państwo?

Tutaj właśnie pora jest powrócić do podglądów tych postaci, które wymieniłem na początku tego artykułu – do Hitlera i do dra Goebbelsa. To oni bowiem dają odpowiedź na pytania postawione powyżej. Odpowiedź prostą i oczywistą.

Państwowa indoktrynacja. Kłamstwo, powtarzane tyle razy, tak nachalnie, na każdym niemal kroku, że w końcu zaczęło być traktowane jako prawda, jako coś oczywistego i naturalnego.

Kradzież pozostaje kradzieżą, niezależnie od tego, kto tej kradzieży dokonuje – czy będzie to Jan Nowak, czy też urzędnik państwowy. Kradzież dokonana pod groźbą użycia siły jest rabunkiem niezależnie od tego, kto tego rabunku dokonuje. Podobnie jest z wymuszaniem korzystania z określonych usług.

Żeby ukryć ten prosty i oczywisty fakt, państwo stosuje po prostu indoktrynację swoich obywateli, wyśmiewając argumenty strony przeciwnej (wolnościowców) przez nazywanie ich „nieżyciowymi” czy „naiwnymi”, sugerując umysłową niedojrzałość swych adwersarzy. Jeśli to państwo ma rację, to dlaczego nie poda jakichś rozsądnych i logicznych argumentów? Takich argumentów, po których my, wolnościowcy, będziemy zmuszeni złożyć broń i uznać się za pokonanych w tej dyskusji?

Jeśli jakaś grupa ludzi postanowi wspólnie dokonywać kradzieży, wymuszać korzystanie z jakichś usług, i będzie używała siły i gróźb (np. pozbawienia wolności, czy konfiskaty mienia) do „skłonienia” ludzi do skorzystania z tych usług, to należy ją nazwać po prostu mafią – niezależnie od tego, czy jest to banda pod dowództwem Jana Nowaka, czy też państwo. Nie można pozbawiać nikogo owoców jego pracy bez jego zgody, niezależnie od celu, na który środki te zostałyby przeznaczone przez złodzieja. Państwo, które opodatkowuje obywateli, wymusza na nich korzystanie ze swoich usług i nie dopuszcza żadnej konkurencji, jest złodziejem, bandytą i zorganizowaną mafią, zgodnie ze słownikowymi definicjami tych słów.

Ja wiem, że to się może ludziom nie podobać. Nikt z nas nie lubi być ofiarą. Żadna to przyjemność zostać okradzionym, okazać się zbyt słabym, aby móc się obronić przed przemocą, okazać się tchórzem, który ulękł się gróźb użycia siły i dobrowolnie oddał część swego majątku jakiemuś bandycie (choćby na niewiadomo jak zbożny cel). To jest kolejny powód, dla którego argumenty dotyczące bandytyzmu i złodziejstwa instytucji państwa z takim trudem trafiają do tzw. szarego obywatela.

Niestety, mam dla tych szarych obywateli złą wiadomość. Dwa razy dwa jest cztery, choćby niewiadomo ile ludzi twierdziło, że pięć. Prawda leży tam, gdzie leży, a nie po prawej, po lewej, czy pośrodku. Kradzież jest kradzieżą – niezależnie od tego, czy jest dokonywana skrycie przez kieszonkowca, poprzez rozbój w biały dzień przez rabusia, czy też na masową skalę w przypadku podatków przez państwo.

Okradany jest każdy, kto kiedykolwiek czuł potrzebę uniknięcia płacenia jakiegoś podatku, czy jakiegokolwiek ukrycia dochodu. A wiem, że taka sytuacja zdarzyła się wielu szarym ludziom.

Zwykli ludzie – jesteście okradani, padacie ofiarą przestępstwa ze strony waszego państwa, jesteście indoktrynowani, wmawia się wam, że to wszystko dla waszego dobra, czy się to wam podoba, czy nie. I nie – nie zamknę się, nie przestanę o tym pisać i głośno o tym mówić dla waszej wygody psychicznej. To właśnie ze względu na was wypisuję tak oczywiste prawdy, jak ta, że kradzież jest kradzieżą niezależnie od tego, kto jest złodziejem, tak samo jak dwa razy dwa jest cztery niezależnie od tego, kto będzie to obliczał.

Jestem wolnościowcem i brzydzę się przemocą. Uważam, że nie można nikogo zmusić siłą, aby przyjął jakąś umowę, czy aby podzielił się swoimi pieniędzmi. Nie zmuszę was, zwykli ludzie, abyście przyjęli mój światopogląd – i wcale mi na tym nie zależy. Wprost przeciwnie – uważam, że powinno się wam pozwolić żyć tak, jak tego chcecie – dokładnie tak samo, jak mnie i każdemu innemu człowiekowi.

Wybór należy więc do was – albo prawda, albo dalsze posłuszeństwo uczniom Hitlera i Goebbelsa.

Tomasz Primke

26 marca 2006 r.

***

Tekst został wcześniej opublikowany w portalu A życie mija

Autor artykułu prowadzi bloga A życie mija

One thought on “Tomasz Primke “Kradzież jest kradzieżą”

  1. Witajcie Drodzy Forumowicze!

    W zasadzie nie mam zastrzeżeń merytorycznych odnośnie artykułu. Jednak chciałbym napisać parę słów o pewnej POZORNIE niezwiazanej z tematem głownym kwestii.

    Otóż po raz setny przypominam, że w szeregach libertariańskich ( a zwłąszcza konserwatywnych liberałów ) roi się od wszelakich świrów.

    Świrów dla których „Umiłowanie Prawdy” sięga granic absurdu i którzy lubią tą prawdą ludzi ZAMĘCZAĆ.

    Znałęm onegdaj jednego libertarianina, przy którym nie można było nawet SWOJEJ kobiecie powiedzieć, że słonko wyszło z za chmurek specjalnie DLA NIEJ aby poodbijać się w jej brązowych oczach i na pięknych ząbkach.

    Ten libertarianin robił wtedy taką awanturę jakby od tego miał skończyć się świat i Lenin miał wstać z mauzoleum.
    Bo to co powiedziałęm swojej kobiecie to przecież KŁAMSTWO!
    A dla niego wszelkie kłamstwo = socjalizm.

    A zatem apeluję. Kochajmy prawdę byle BEZ PRZESADY!
    I od wszelakich świrów ( zwłąszcza tych co mienią się wojownikami za wolność ) zachowaj nas Panie ( co Cię nie ma )

    To na razie tyle Drodzy Forumowicze!

    Pozdro

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *