Wywiad z Maciejem Miąsikiem

O świecie bez praw autorskich i patentów, swojej politycznej drodze oraz polskim przemyśle gier komputerowych, którego jest jednym z ojców, opowiada Maciej Miąsik

– Jest pan znany ze swojej bezkompromisowej postawy wobec tzw. własności intelektualnej.Wiele osób nie może sobie wyobrazić świata bez praw autorskich i patentów. Jak pan widzi sytuację po takiej „kopyrajtowej rewolucji”? Kto zyska a kto straci?

Nie chciałbym rozpatrywać tego w kategoriach zysków i strat. Pewne rzeczy należy po prostu zmienić, bo tak jest słusznie, a nie dlatego, że stoi za tym jakiś rachunek zysków i strat. Jak zauważył Kinsella, utylitaryzm nie jest dobrą argumentacją, zarówno za prawami autorskimi, jak i przeciw nim. Niemniej jednak mogę wyobrazić sobie sporo pozytywnych aspektów takiej rewolucyjnej zmiany.

Wiem jedno, zyskalibyśmy wszyscy, a stracili nieliczni, głównie ci, którzy nie potrafiliby przystosować swojego modelu biznesowego do świata bez praw autorskich. Reszta dawałaby sobie dobrze radę – rynek załatwia takie sprawy we właściwy dla siebie sposób, czyli niewidzialną ręką. Wystarczy pozwolić mu działać.

Aby jakoś przekonać tych przerażonych wizją świata bez „własności” intelektualnej, właśnie wpadłem na takie przejściowe prawo autorskie – tożsame z licencją Creative Commons Uznanie Autorstwa. Po prostu takie prawo mówiłoby, że można kopiować, eksploatować komercyjnie i przetwarzać dowolne dzieło pod warunkiem oznaczenia autora oryginału. Myślę, że taki mechanizm pozwoliłby autorom dość swobodnie czerpać zyski ze swoich dzieł, choć być może w odmienny od obecnego sposób. Tak naprawdę ja, przecież też twórca, chciałbym tylko takiego powiązania ze swoim dziełem – resztę możliwości zostawiłbym chętnie innym.

– Jakie korzyści przyniósłby brak patentów i praw autorskich?

Likwidacja patentów to wyłącznie korzyści – dotychczasowa historia patentów jasno pokazuje, że nie służą niczemu innemu niż hamowaniu postępu technicznego i gnębieniu konkurencji. Bez patentów kwitła by konkurencja, która jest największym motorem innowacji, znacznie lepszym niż najuczciwszy nawet system patentowy (który nigdzie nie istnieje).

Jeśli chodzi o prawa autorskie, to po pierwsze, miliony ludzi przestałoby być przestępcami. Naprawdę, nie znam żadnej w miarę nowoczesnej osoby (czyli korzystającej z nowoczesnych technologii i nowoczesnych urządzeń technicznych), która nie łamie praw autorskich. A tym samym jest przestępcą, piratem, godnym osadzenia w najcięższym łagrze i złupienia z ostatniego grosza. Praktycznie 100% ludzi, których znam, to przestępcy. I to tylko dlatego, że korzystają z narzędzi techniki zgodnie z ich przeznaczeniem. Fajnie byłoby nie obracać się ciągle wśród kryminalistów.

Po drugie, miliony ludzi otrzymałoby dostęp do olbrzymich zasobów ludzkiej kultury. Po raz pierwszy w dziejach ludzkości, internet i technika cyfrowa pozwala prawie każdemu na tym globie korzystać z całego dziedzictwa kulturowego ludzkości. możliwości są, chętni do digitalizacji wszystkiego także, niestety, monopoliści trzymają na tym łapę (kłopoty Google Print są dobrym przykładem). I biedne dzieci w Afryce nie mogą korzystać z wiedzy i dorobku kulturalnego krajów rozwiniętych.

Po trzecie, miliony twórców otrzymałoby wolny i nieskrępowany dostęp do milionów potencjalnych odbiorców swoich dzieł – to też nie było dotychczas możliwe. Ta możliwość oczywiście istnieje także w sytuacji istnienia praw autorskich, ale widząc podejście monopolistów do kolejnych nowinek pozwalających na jeszcze efektywniejsze wymienianie się wiedzą, wkrótce może napotkać pewne bariery. Poza tym, twórcy rzadko kiedy tworzą w kompletnej próżni – ich dzieła powstają na bazie tego, co powstało wcześniej. Muszą mieć kompletną swobodę przetwarzania i przekształcania tego, co stworzyli inni, bez potrzeby oczekiwania 70 lat po śmierci autora (czy ile tam ustali kolejna nowelizacja prawa autorskiego).

– Co myśli pan o libertariańskich zwolennikach praw autorskich? Dlaczego ich argumenty są złe? Czy zdradzają ideały?

Cóż, nie we wszystkich rzeczach libertarianie się zgadzają i kwestia praw autorskich to jedna z takich spornych spraw. Ja uważam, że libertariańscy zwolennicy praw autorskich po prostu błądzą i kiedyś wreszcie pojmą, że są w błędzie. Proszę pamiętać, że wśród libertarian jest sporo ludzi czerpiących z obecnego systemu monopolu praw autorskich, a to zaciemnia spojrzenie.

Co do ich argumentacji – jest zła, bo kłóci się z rzeczywistością. Naprawdę, nie jestem w stanie uznać argumentacji, że można posiąść ideę na własność – jak można wyjąć coś komuś z głowy?

– Czy ktoś oprócz pana promuje w Polsce infoanarchizm? Czy można się wzorować na „copyfighterach” z zachodu?

Z pewnością kilku moich przyjaciół libertarian wyznaje podobne poglądy do moich w tej kwestii. Jak przykład mogę podać Jacka Sierpińskiego czy Krzyśka Waszka. Co do promowania inforanarchizmu, to Jacek i ja próbujemy propagować go w złagodzonej formie poprzez blog copyfight.pl, być może z czasem nasza skromna grupa powiększy się o nowych ludzi. Bardzo dobrą robotę robi też Piotr Waglowski w swoim serwisie VaGla.pl, na dodatek bardzo profesjonalnie, czego o sobie powiedzieć nie mogę.

Co do zachodnich copyfigherów, uważam, że powinniśmy się na nich wzorować – zdecydowanie potrzebujemy więc ludzi, który chcą wpłynąć na zluzowanie reżimu praw autorskich w kraju, bo trendy są raczej niepokojące. Dlatego też założyłem blog copyfight.pl i liczę, że pojawią się na nim ludzi nie tylko ze środowiska wolnościowego. Na razie jest z tym kłopot, ale może z czasem będzie lepiej.

– Jaka jest szansa na ograniczenie prawa do własności intelektualnej w Polsce i na Świecie?

Szczerze – marna szansa na pozytywne zmiany. Chyba musi być jeszcze dużo gorzej, aby wreszcie zrobiło się lepiej. Ja mam nadzieję, że prawodawcy nie będą, podobnie jak to jest obecnie, nadążali za rozwojem technologicznym, więc po prostu technika wygra z reżimem. Ale nie obejdzie się bez ofiar, które poniesiemy na ołtarzu monopolu – co jest o tyle przykre, że ludzie ci naprawdę nie zrobią nic złego.

– Zejdźmy na chwilę z tego tematu. Jak to się stało że z pozycji konserwatywnych przeszedł pan na anarchistyczne? Mało jest takich przypadków, ale się zdarzają, żeby przypomnieć choćby Karla Hessa.

Może dlatego, że nigdy nie zaszedłem zbyt daleko w konserwatyzm. Byłem raczej konserwatywnym liberałem, z dużą przewagą liberalizmu, a małą szczyptą konserwatyzmu. A od liberalizmu do libertarianizmu niedaleka droga. Poza tym, konserwatyści też czasem mają rację i ja się w wielu sprawach z nimi zgadzam – różni mnie jednak od nich to, że ja swoich racji nie chcę narzucać innym siłą, nawet jeśli jestem przekonany o ich słuszności. Wolałbym, aby wiele konserwatywnych idei wygrało w swobodnej grze rynkowej, bo wtedy dowiodłyby swojej wyższości.

– Na pańskim blogu ( www.miasik.net ), możemy znaleźć tekst Stephana Kinselli pt. „Co to znaczy być anarchokapitalistą?”. A co to znaczy dla pana?

Anarchokapitalizm dla mnie jest prostym wnioskiem z uznania wolnościowego aksjomatu o nieagresji. Nie bardzo widzę możliwość pogodzenia tego aksjomatu i państwa, nawet minimalnego. Zgadzam się z Kinsellą, że szanse na zwycięstwo anarchizmu są praktycznie zerowe, ale przecież nie oznacza to, że trzeba rezygnować z idealistycznych celów – im dalszy cel sobie wyznaczymy, tym dalej mamy szanse zajść, nawet jeśli utkniemy w połowie drogi.

– Czy według pana jest szansa na rozpropagowanie idei libertariańskiej w naszym Polskim, roszczeniowym społeczeństwie?

Mała, wystarczy zobaczyć jaką złą prasę ma w Polsce liberalizm. Kilkadziesiąt lat realnego socjalizmu plus kilkanaście lat socjalizmu demokratycznego poczyniło straszliwe spustoszenia w umysłach naszych rodaków. Poza tym, brakuje faktycznych politycznych alternatyw – obywatele RP dokonują pozornych wyborów politycznych, bo podsuwane im opcje tak naprawdę niewiele się różnią. Wszystkie naprawdę ideowe partie polityczne, zarówno z lewa jak i prawa (jeśli bazujemy na tradycyjnym podziale), stanowią margines, cała reszta to w zasadzie środek, różniący się jedynie pewnymi detalami. Ludzie myślą, że dokonują jakichś dramatycznych wyborów, a tak naprawdę, to dokonują zmian kosmetycznych.

A jeśli spojrzymy na podziały polityczne wzdłuż drugiej osi, czyli pomiędzy wolnością i zamordyzmem, to po stronie wolności mamy garstkę krajowych libertarian, trochę dalej UPR, a potem wielką przepaść i praktycznie całą pozostałą scenę polityczna przesuwająca się dość żwawo w kierunku coraz większego zamordyzmu. To nie jest dobra atmosfera dla propagowania idei wolności – bo najwyraźniej potrzeba wolności gdzieś nam zanikła.

Jest ciężko, ale nie upadam na duchu. Na szczęście mamy internet, którego siłom zamordyzmu nie udało się jeszcze opanować. Być może technika jest ostatnią nadzieją dla wolnościowców? Polecimy na Księżyc i zbudujemy sobie tam libertariańską społeczność. Jak u Heinleina.

– Jest pan jednym z twórców polskiego przemysłu gier komputerowych. Czy Polska może stać się potentatem w tej branży?

Nie sądzę. Branża ta na świecie powoli przekształca się w coś rodzaju drugiego przemysłu filmowego, czyli takiego, który wymaga naprawdę dużych pieniędzy. Tak, jak w Polsce nie możemy mierzyć się z amerykańskim przemysłem filmowym, tak raczej nie staniemy się konkurencyjnym producentem gier. Inna sprawa, że nasze produkcje w dziedzinie gier są znacznie lepsze niż polskie filmy. Jeśli udaje się w Polsce zrobić dobrą grę, to jakościowo nie odbiega od porównywalnych produkcji amerykańskich. Z pewnością polscy producenci gier mają większe szanse na zaistnienie na rynkach światowych niż polscy filmowcy. Niemniej jednak, nie widzę większych szans na istnienie więcej niż paru producentów gier w Polsce, chyba że pojawią się jacyś większy inwestorzy, a wtedy zabraknie po prostu fachowców.

– Bierze pan udział w jakimś projekcie? Mam na myśli zawód.

Tak, jestem szefem produkcji gry Wiedźmin (The Witcher), jednego z dwóch dużych krajowych produkcji. Spore wyzwanie, bo jest sporo oczekiwań ze strony zarówno graczy, jak i producentów. Moja działalność polityczno-blogowa sporo na tym cierpi, bo to wymagający projekt i bardzo odpowiedzialne stanowisko.

– Dziękuję za rozmowę.

Proszę bardzo, było mi bardzo miło.

rozmawiał Jeremi Libera

21 maja 2005 r.

***

Wywiad został wcześniej opublikowany w portalu Liberator

One thought on “Wywiad z Maciejem Miąsikiem

  1. Od czasu wywiadu – trochę się zmieniło na gorsze. Powstało i rozprzestrzeniło się kilka standardów promujących technologie DRM (chociażby HDMI). Oczywiście wszystkie zabezpieczenia są już złamane i (faktycznie) nie stanowią przeszkody dla kopiowania zawartości. Z drugiej strony – będą nam jeszcze przez długi czas poważnie utrudniać życie.

    http://wolnakultura.info/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *