Radosław Tryc “Wenus – czyli o straszeniu piekłem”

Mówić o wolności uczyłem się od Eryka Raymonda, autora „Libertarian FAQ”, w którym na pytanie jak libertarianie rozwiązują problemy, odpowiedział krótko – prywatyzując je.

Na początek wyobraźmy sobie, że mamy ogromny globalny problem, którego nijak sprywatyzować się nie da. Ludzkość produkuje gazy cieplarniane poprzez spalanie paliw kopalnych. Robi się ich na tyle dużo, że globalny klimat ociepla się, zwiększa się powierzchnia pustyń, maleją uprawy, topnieją lodowce. W końcu przez coraz większy przyrost liczby ludności, którą trzeba wyżywić, ochłodzić, ubrać i przewozić, problem narasta tak bardzo, że Ziemia staje się „drugą Wenus” z 400 stopni Celcjusza na powierzchni, atmosferą z metanu i dwutlenku węgla i deszczami z kwasu siarkowego. Ludzkość byłaby chorobą planety, potrzebowalibyśmy lekarstwa, które utrzymałoby przyrost naturalny w ryzach, zabijało niepotrzebnych i kontrolowało działalność każdego człowieka z osobna. Najlepiej jeszcze jakby wszystkich skoszarować …

Szczęśliwie tak nie jest, mimo że próbują nam to wmówić chętni na rolę kapo w tym obozie. Wódz (a może apostoł?) „globalnej walki z ociepleniem” Al Gore również w to nie wierzy, o czym świadczy choćby jego styl życia w jego własnym domu.

Zmiana klimatu?

Prawdą jest, że produkujemy gazy cieplarniane (jak wszystkie zwierzęta). Nie ulega też wątpliwości, że potrafimy pozyskiwać paliwa kopalne i przez to wydzielać do atmosfery więcej dwutlenku węgla, pary wodnej (i innych) niż zwierzęta ale mniej niż na przykład wulkany. Jedna erupcja Kratakau uwolniła do atmosfery przed kilkunastu laty więcej dwutlenku węgla niż ludzka cywilizacja w ciągu całej swej historii (tak przynajmniej twierdzi Robert Tekieli). Niektórzy „ekologiczni klimatolodzy” udają, że zapominają o potężnych mechanizmach stabilizacyjnych, w jakie wyposażony jest ekosystem naszej żywej planety. Na Wenus go nie ma dlatego, że to martwy glob. Podstawowym mechanizmem usuwania dwutlenku węgla jest tworzenie się węglanów wapnia w głębiach oceanów (asymilacja jest drugorzędna ponoć). Większość uczciwych obserwacji klimatycznych prowadzi raczej do wniosku, że tlenu w atmosferze jest zbyt dużo, bo lasy pirofityczne płoną bardziej intensywnie niż w okresach przedlodowcowych. Być może współczesne rośliny są zwyczajnie efektywniejsze od tych kiedyś.

Paliw kopalnych nie jest wcale dowolnie dużo, czyli ludzkość nie będzie w stanie produkować tą metodą w sposób ciągły dwutlenku węgla (i innych gazów cieplarnianych). Jeśli nawet uznalibyśmy tego rodzaju działalność za szkodliwą, w skali planety nie może być długotrwała.

Mówiąc o przyczynach globalnego ocieplenia rzadko kiedy w sposób jakkolwiek poprawny weryfikuje się jego rzeczywiste istnienie. Od dziesięciu tysięcy lat klimat w Europie ociepla się, bo zaczął płynąć Golfstrom (ktoś wie dlaczego?). Śladów cofającego się lodowca jest w Polsce pełno. W czasach historycznych mieliśmy średniowieczne ocieplenie, które było znacznie większe niż obecne, o czym świadczą choćby ślady osadnictwa na Grenlandii. Potem nadeszła „mała epoka lodowcowa” (XVII wiek), kiedy to na środku Bałtyku budowano co roku na lodzie miasteczko targowe. Od tamtej pory jest coraz cieplej, z niewielkimi wahaniami. Czy to na pewno wina ludzkości i obecnego kierunku postępu technicznego?

Człowiek a ziemia

Nie ulega wątpliwości, że człowiek potrafi „kształtować środowisko”. Np. makia w obszarze śródziemnomorskim jest efektem zniszczenia dębowych lasów przez Rzymian. Równie dobrym przykładem jest zalesienie naszych gór w czasach austro-węgierskich świerkiem alpejskim, który wyparł rodzime buki i sosny (limbę). Miasta i ośrodki przemysłowe mogą być przykładem miejsc zupełnie różnych niż naturalne. Każde zwierzę i roślina potrafi kształtować swoje środowisko, człowiek czyni to jedynie na skalę większą niż pozostałe gatunki. Przeciwstawianie człowieka naturze ma swoje uzasadnienie jedynie wtedy, gdybyśmy się uparli twierdzić, że nie jesteśmy jej częścią.

Jeśli uznajemy prawo do własności ziemi (rozumianej jako kawałek lądu) to musimy zaakceptować wycinanie drzew, sadzenie drzew, budowanie dróg, kopanie dołów i osuszanie bagien. Cóż to byłaby za własność, jeśli tego nie można byłoby robić. Problem zaczyna się wtedy, jeśli nasz sąsiad zakupi sobie żyzną ziemię i postanowi (przykładowo) zamienić ją w pustynię, stosując różne środki chemiczne. Tak długo jak one nie spływają na moją działkę – nie widzę problemu, ale jeśli jednak – mamy do czynienia (ze świadomym lub nie) niszczeniem cudzej własności, co wymaga stosownego odszkodowania i oczywiście zaprzestania stosowania takich praktyk.

Każdy właściciel znacznie lepiej dba o swoje niż cudze. Praktyka wykazuje, że „dobro wspólne” jest raczej niczyje niż należy do wszystkich. Znany przykład amerykańskich papierni najpierw dzierżawiących a potem nabywających państwowe lasy jest widomym dowodem prawdziwości tego twierdzenia. Drzewa zamiast surowcem, stały się majątkiem korporacji, wymienianym w raportach dla udziałowców.

Prawdziwe zagrożenia

Pole buraków wydziela tyle samo tlenu, co łąka (las, szczególnie podmokły – mniej). Trudno powiedzieć, co dla słabego człowieka, który potrafi jednak kształtować swoje otoczenie, stanowi stan naturalny – „przecież nie nagość i dzikość”. Już na początku lat 90-tych XX wieku zwrócili na to uwagę sygnatariusze Apelu Heidelberskiego. Kilkudziesięciu laureatów nagrody Nobla napisało w nim, że „największym zagrożeniem dla Ziemi jest ignorancja i ucisk, a nie nauka, technologia – ani nawet przemysł. Te ostatnie są natomiast niezastąpionymi narzędziami, zdolnymi do ukształtowania przyszłości ludzkości, wolnej od głównych problemów świata, takich jak przeludnienie, głód i choroby.” Zrobili to w bezpośrednim nawiązaniu do tzw. Szczytu Ziemi (1992) – podwaliny dla Protokołu z Kioto. Wciąż większość państw świata woli słuchać naukowców a nie ekofanatyków i odmawia niszczenia swojej gospodarki i kolejnego ograniczania wolności ludzi.

Czy nie odnosicie wrażenia, że wizja Ziemi przekształcającej się w gorące Wenus pod wpływem gazów cieplarnianych, ma coś w sobie ze straszenia piekłem? Jeśli nas nie posłuchasz, będziesz się smażył, Ty i dzieci Twoje.

***

Autor prowadzi bloga Freedom Fighter

10 thoughts on “Radosław Tryc “Wenus – czyli o straszeniu piekłem”

  1. „eśli uznajemy prawo do własności ziemi (rozumianej jako kawałek lądu) to musimy zaakceptować wycinanie drzew, sadzenie drzew, budowanie dróg, kopanie dołów i osuszanie bagien.”

    oczywiście nie, jeżeli nie uznajemy absolutnego prawa własności prywatnej do kawałka lądu.

  2. Witajcie Drodzy Forumowicze!

    >a dlaczego mielibyśmy nie uznawać?:>

    No właśnie! Dlaczego mielibysmy nie uznawać?

    Mnie też onegdal wkurzało jak babcia w dobie niedoborów węgla musiała pisać specjalne podanie o pozwoleństwo wywiezienia i zużycia w celach opałowych wiatrołomów z WŁASNEGO lasu.
    A ponieważ zezwolenia nie dostała wiatrołomy okazały się idealnym rozsadnikiem opieńki miodowej.
    Owszem fajny to grzyb zwłaszcza w marynecie ale mimo wszystko pasożyt który „rzucał się” na sąsiednie drzewa i nieco nam las zdewaloryzował.
    Gdyby się dało na bieżąco go trzebić to pojedyncze wiatrołomy i opieńki nie zrobiłyby lasowi zbytniej krzxywdy, bo OD ZAWSZE istniały w puszczańskim ekosystemie będąc najpierw przysmakiem żubrów a potem ludzi.

    A zatem jestem jak najbardziej za Własnością ale nie potrafię się przyłączyć na przykład to tych libertarian którzy uważają biopaliwa za wynalazek szatana.
    Co do biopaliw to oczywiscie ubolewam nad tym, że Państwo próbuję na tym położyć łapę i kreuje się na Zbawcę Ludzkości.

    to na razie tyle

    Pozdro,

  3. „a dlaczego mielibyśmy nie uznawać?:>”

    a czemu nie? i choćby dlatego, że np. skażenie gleby nie dotyka tylko aktualnego właściciela, ale też przyszłych, potencjalnych.

  4. jasiu, oki. Ale przyszły właściciel będzie musiał kupić tę ziemie, a przez to że będzie zanieczyszczona jej wartość spadnie. No chyba że zakładasz że od tak sobie można komuś ziemie zabrać i dać ją komuś innemu.
    Inna sprawa to czy zanieczyszczenia z mojej ziemi nie skażą np. twojej. No ale wtedy chyba sprawa jest jasna.

  5. „jasiu, oki. Ale przyszły właściciel będzie musiał kupić tę ziemie, a przez to że będzie zanieczyszczona jej wartość spadnie. No chyba że zakładasz że od tak sobie można komuś ziemie zabrać i dać ją komuś innemu.
    Inna sprawa to czy zanieczyszczenia z mojej ziemi nie skażą np. twojej. No ale wtedy chyba sprawa jest jasna.”

    nie bardzo rozumiem. jasne, że wartość ziemi może spaść, nie wiem tylko czy to ma cokolwiek do tego, że jest skażona. równie dobrze ktoś może zapłacić dokładnie tyle samo, co za ziemię nieskażoną, bo wali go skażenie. nie chodzi o to, czy wartość ziemi spada wraz ze skażeniem. tylko, że wyłączna własność ziemi dotyka tych, którzy nie posiadają. i to może być argument przeciw.

    i nie argumentuje za ograniczeniami z tego powodu, tylko piszę, że to może być argument za ograniczeniem własności. jak każdy inny zresztą. nie chodziło mi to to, że nie powinno być nieograniczonej i prywatnej własności ziemi. chodziło tylko o to, że jak najbardziej można być zwolennikiem funkcjonowania własności prywatnej w ziemi i nie być zwolennikiem funkcjonowania prywatnej własności absolutnej ziemi.

  6. > choćby dlatego, że np. skażenie gleby nie dotyka tylko aktualnego właściciela, ale też przyszłych, potencjalnych.

    Jasiu, ten argument prowadzi na przykład do tego: co prawda to Twój samochód ale nie możesz nim wozić psa bo na tapicerce zostaje sierść, być może nie doczyścisz tego a przyszły jego właściciel może sobie tego nie życzyć.

    Już…? 🙂

  7. Jasiu, właśnie akurat zaprezentowałeś argument PRZECIW innej niż czysto prywatna własności ziemi, bo jeśli ktoś traci prawa do ziemi z chwilą, gdy ją opuszcza, to go nie obchodzi, w jakim ta ziemia jest stanie. Z drugiej strony, jeśli ktoś ma własnoś w ziemi tak czy inaczej, zależy mu choć trochę na tym, by utrzymywać ją w jakim takim stanie, żeby móc ją później sprzedać.

  8. Kuskowski – moim zdaniem można i tak, i tak argumentować. i ziemia nie jest tylko towarem na zbycie, jeśli jest rolna, an pewno nie. jej skażenie może bardziej sie opłacać, niż sprzedaż nieskażonej.

    Przemek – ziemia jak dotąd jest ważnym składnikiem produkcji pożywienia. samochody trochę mniej.

    nie zrozumcie mnie źle – nie postuluję braku prywatnej własności ziemi. twierdzę, że można go uargumentować.

  9. Jakoś ten tekst umknął mej uwadze , ale nie mogę pozostać obojętny wobec bzdur jakie się wypisuje w tym artykule na temat GO :

    „Nie ulega też wątpliwości, że potrafimy pozyskiwać paliwa kopalne i przez to wydzielać do atmosfery więcej dwutlenku węgla, pary wodnej (i innych) niż zwierzęta ale mniej niż na przykład wulkany. Jedna erupcja Kratakau uwolniła do atmosfery przed kilkunastu laty więcej dwutlenku węgla niż ludzka cywilizacja w ciągu całej swej historii (tak przynajmniej twierdzi Robert Tekieli).”

    Bzdura , emisja CO2 z wulkanów to ok. 300 mln ton tego gazu rocznie , Polska wyemitowała w 2008 ok. 350 mln ton , natomiast ogólnoludzka emisja w ostatnich latach to ok. 35 MLD ton CO2 !!! Więcej tutaj : http://doskonaleszare.blox.pl/2009/04/Wulkany-i-CO2.html

    „W czasach historycznych mieliśmy średniowieczne ocieplenie, które było znacznie większe niż obecne, o czym świadczą choćby ślady osadnictwa na Grenlandii.”

    Nie było , ten mit jest oparty na badaniach IPCC sprzed 20 lat , nowsze badania nie wykazały by w średniowieczu było cieplej niż dzisiaj , więcej tutaj : http://doskonaleszare.blox.pl/2009/04/Moberg-Loehle-i-wyjatkowosc-globalnego-ocieplenia.html oraz tu : h ttp://doskonaleszare.blox.pl/2009/04/Kto-co-i-kiedy-napisal-o-sredniowiecznym.html

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *