George Reisman “Bańka mieszkaniowa i kryzys kredytowy”

 

Zamieszanie na rynku kredytowym, wywodzące się z pęknięcia bańki mieszkaniowej, można łatwo zrozumieć w świetle teorii cyklów koniunkturalnych rozwiniętej przez Ludwiga von Misesa i F.A. Hayeka. Autorzy owi pokazali, że ekspansja kredytowa zniekształca strukturę wydatków i inwestycji kapitałowych w systemie ekonomicznym. To z kolei prowadzi do utraty kapitału na wielką skalę i w związku z tym tworzy okres następującej potem redukcji kredytowej, czyli dokładnie tego, co właśnie zaczyna się dziać. (Na użytek czytelników niezaznajomionych z tym wyrażeniem, ekspansja kredytowa to tworzenie nowych i dodatkowych pieniędzy przez system bankowy i pożyczanie ich po sztucznie zaniżonych stopach procentowych i/lub kredytobiorcom o niskiej wiarygodności kredytowej.)

Źródeł obecnego problemu należy szukać we wzroście bańki giełdowej w początkowych latach bieżącej dekady. By uniknąć skutków deflacyjnych, za wzrostem bańki giełdowej sukcesywnie podążały dokonywane przez Rezerwę Federalną cięcia w stopach procentowych, aż do niewielu więcej, niż 1% pod koniec 2003 roku.

Tych cięć w stopach procentowych dokonywano poprzez powtarzające się wprowadzanie nowych i dodatkowych rezerw bankowych. W tej kwestii najważniejszą stopą procentową była tak zwana stopa Funduszy Federalnych. Jest to stopa procentowa, jaką banki, które są członkami Systemu Rezerwy Federalnej, pobierają lub płacą przy pożyczkach z i dla rezerwy monetarnej, którą są zobligowane utrzymywać dla zabezpieczenia ich depozytów.

Ciągły napływ nowych i dodatkowych rezerw pozwolił systemowi bankowemu na tworzenie nowych i dodatkowych depozytów z korzyścią dla kredytobiorców. Nowe i dodatkowe depozyty były tworzone w ilości dziesięciokrotnie lub więcej przekraczającej nowe i dodatkowe rezerwy i umożliwiły zapewnianie nowych i dodatkowych kredytów w odpowiednio dużej skali. Ostry spadek stóp procentowych, który miał wtedy miejsce, zachęcił w szczególności do brania kredytów hipotecznych. Powodem tego był stromy spadek miesięcznych rat hipotecznych, który brał się z pierwotnego spadku stóp procentowych. Nowe i dodatkowe depozyty były pieniędzmi, stworzonymi z powietrza, które były pożyczane pod hipotekę kredytobiorcom o coraz słabszej wiarygodności.

Tak długo jak nowe i dodatkowe pieniądze napływają na rynek nieruchomości w przyspieszonym tempie, ceny mieszkań wzrastają i większość ludzi wydaje się prosperować.

Ale poczynając od 2004, przez cały 2005 i pierwszą połowę 2006, Rezerwa Federalna, bojąc się inflacyjnych konsekwencji swojej polityki, stopniowo podnosiła stopy procentowe. Robiła to by mieć możliwość redukcji swojej kreacji nowych i dodatkowych pieniędzy dla systemu bankowego.

Gdy tylko polityka ta odniosła sukces, powodując że ekspansja kredytów wchodzących na rynek mieszkaniowy ostatecznie przestała przyspieszać, podstawa dla dalszego wzrostu cen mieszkań zniknęła. To oznaczało wyrównanie popytu na nieruchomości. Popyt na nieruchomości musiał spaść na tyle, na ile upadła ekspansja kredytowa. Stało się tak, ponieważ dużym elementem popytu na domy były właśnie środki dostarczone przez ekspansję kredytową. Spadek tego elementu stworzył odpowiedni spadek w całkowitym popycie na domy. Oczywiście spadek popytu na domy poprzedzał z kolei spadek cen domów. Ceny domów musiały spaść również dzięki wypuszczeniu na rynek mieszkań, kupionych w oczekiwaniu ciągle rosnących cen, kiedy tylko stało się jasne, że te oczekiwania były błędne.

Spadek popytu i cen domów odsłonił olbrzymią ilość niemożliwych do spłacenia kredytów hipotecznych. Ujawnił również odpowiadającą ilość błędnie zainwestowanego, zmarnowanego kapitału: kapitału użytego na cel niespłacalnych pożyczek hipotecznych.

Utrata tej olbrzymiej ilości kapitału podminowała resztę systemu gospodarczego.

Banki i inni pożyczkodawcy, którzy udzielali tych pożyczek, nie są teraz w stanie kontynuować swoich operacji kredytowych na wcześniejszą skalę, a w niektórych przypadkach – na jakąkolwiek skalę. Na tyle, na ile nie zostali spłaceni przez kredytobiorców, sami cierpią na brak funduszy, dzięki którym mogliby udzielać kredytów albo odnawiać je. Nie tylko nie mogą pożyczać tyle co wcześniej, ale w niektórych przypadkach sami potrzebują kredytów, by sprostać zobowiązaniom finansowym zaciągniętym wcześniej, i na które przyszedł czas spłaty.

Tak więc, to z czym mamy do czynienia, to jednoczesna redukcja podaży pożyczalnych funduszy i wzrost popytu na te fundusze, sytuacja, którą celnie opisuje wyrażenie „załamanie kredytowe”.

Fenomen załamania kredytowego jest wzmacniany przez fakt, że ekspansja kredytowa, tak jak każdy inny wzrost w ilości pieniądza, służy wzrostowi płac i cen surowców. W związku z tym redukuje siłę nabywczą każdej ilości funduszy kapitałowych. To również prowadzi w rezultacie do załamania kredytowego, tak szybko jak tylko zostanie zakręcony kurek ekspansji nowych i dodatkowych kredytów. Dzieje się tak, ponieważ firmy potrzebują teraz więcej funduszy, niż to przewidywano, do ukończenia swoich projektów i w związku z tym muszą pożyczać więcej i/lub udzielać mniejszych kredytów, by zabezpieczyć swoje fundusze. (Taka, swoją drogą, jest obecna sytuacja przy budowie elektrowni i innej infrastruktury, gdzie koszty rosły dramatycznie w ciągu ostatnich kilku lat, w efekcie czego odpowiednio większe sumy kapitału są teraz potrzebne do dokończenia tych samych projektów.) Dodatkowo spadek na giełdzie i rynku finansowym, które nastąpiły po tym, jak wycofano wsparcie dla ekspansji kredytowej, oznaczał redukcję sum dostępnych dla finansowania aktywności biznesowej, a więc posłużył intensyfikacji załamania kredytowego.

Obecna sytuacja jest z istoty podobna do wszystkich poprzednich epizodów cyklu koniunkturalnego, uruchomionego przez ekspansję kredytową. Jedyna różnica jest taka, że w tym przypadku ekspansja kredytowa zasilała wzrastający popyt na nieruchomości i jednocześnie większość dodatkowych funduszy kapitałowych stworzonych przez ekspansję kredytową została zainwestowana w nieruchomości. Teraz, gdy popyt na mieszkania spadł w efekcie spowolnienia ekspansji kredytowej, większość z dodatkowych funduszy kapitałowych zainwestowanych w nieruchomości okazało się błędnymi inwestycjami. W najwcześniejszych przypadkach ekspansja kredytowa zasiliła dodatkowy popyt na dobra kapitałowe, szczególnie fabryki i wyposażenie, a większość z dodatkowych funduszy kapitałowych, utworzonych przez ekspansję kredytową, zostało zainwestowanych w produkcję dóbr kapitałowych. Gdy ekspansja kredytowa zwolniła, spadł też popyt na dobra kapitałowe i większość z dodatkowych funduszy kapitałowych zainwestowanych w ich produkcję okazała się błędnymi inwestycjami.

We wszystkich przedstawionych przypadkach ekspansji kredytowej mieliśmy do czynienia z wprowadzeniem do systemu ekonomicznego olbrzymiej ilości funduszy kapitałowych, które trwało tak długo jak ich obecność wydawała się rzeczywistym bogactwem i kapitałem i dostarczała podstawy do ostrego wzrostu kupna i sprzedaży i odpowiedniego wzrostu cen. Niestety, gdy tylko zwolniła ekspansja kredytowa, która wyprodukowała ten kapitał, podstawa dochodowości funduszy, stworzonych wcześniej przez ekspansję kredytową, zniknęła. Stało się tak, ponieważ fundusze te zostały zainwestowane w gałęzie, gdzie ich dochodowość zależy od popytu, który może dostarczyć jedynie kontynuacja ekspansji kredytowej.

W rezultacie ekspansji kredytowej, dziś nie mniej niż w przeszłości, system gospodarczy jest nabity dla prawdziwej implozji kredytu, pieniądza i wydatków. Duża ilość funduszy kapitałowych trafiająca do systemu ekonomicznego przez ekspansję kredytową szybko zaczyna wyparowywać (fundusze hedgingowe Bear Stearns są świetnym przykładem), co potencjalnie może później doprowadzić do zniknięcia olbrzymiej ilości funduszy kapitałowych.

W rezultacie załamania kredytowego, pojawiają się firmy ze zobowiązaniami, których po prostu nie są w stanie uregulować. Nie mogą odnowić ani zastąpić kredytów, które wzięły. Okazują się niewypłacalne i bankrutują. Próby uniknięcia losu takich firm mogą łatwo doprowadzić do procesu załamania finansowego i deflacji.

Dzieje się tak, ponieważ widmo niewypłacalności prowadzi do wzrostu popytu na gotówkę. Firmy potrzebują większej ilości gotówki, by mieć fundusze dostępne, w celu zbliżającej się spłaty kredytów. Nie mogą więcej liczyć na łatwe uzyskanie tych funduszy dzięki pożyczkom, tak jak mogły podczas ekspansji kredytowej, lub w ogóle na uzyskanie ich dzięki pożyczkom. Nie mogą też szybko i zyskownie zdobyć funduszy dzięki upłynnieniu zabezpieczeń i innych środków, które posiadają. Tak więc, oprócz jakichkolwiek funduszy, które wciąż mogą powiększyć w ten sposób, muszą próbować zgromadzić fundusze redukując swoje wydatki poniżej swoich wpływów. Jednak redukcja wydatków, prowadzi do redukcji dochodów ze sprzedaży i zysków i systemie gospodarczym, a więc dalszego obniżenia zdolności do spłaty długów.

W każdym punkcie tego schematu, proces bankructw skutkuje porażkami banków, dochodzi do redukcji ilości pieniądza w systemie gospodarczym, gdyż depozyty niewypłacalnych banków tracą charakter pieniądza i stają się bezwartościowymi zobowiązaniami, których nikt nie zaakceptuje jako zapłaty za dobra lub usługi.

Spadki w ilości pieniądza i wydatków, które częściowo zależą od podaży pieniądza, która zniknęła, skutkują większą ilością bankructw i niewypłacalności banków i jeszcze większym spadkiem ilości pieniądza, jak również późniejszym wzrostem popytu na gotówkę. Taki był obraz Wielkiego Kryzysu z lat 1929-1933.

Zakładając nieograniczoną możliwość kreowania pieniądza, jaką posiada dziś Rezerwa Federalna, wątpliwe jest, by doszło do jakiejś znaczącej deflacji podaży pieniądza. Jest to prawdą również odnoście załamania finansowego, spowodowanego przez wzrost zapotrzebowania na gotówkę. Na potwierdzenie tego The New York Times donosi w internetowym artykule z 11 sierpnia 2007, że „Rezerwa Federalna, próbując uspokoić zamieszanie na Wall Street, ogłosiła dziś, że wprowadzi do systemu finansowego tak dużo pieniędzy, jak potrzeba, by pomóc przezwyciężyć szkodliwe efekty rozszerzającego się kryzysu kredytowego… Fed przesunął dziś rano do systemu 38 miliardów dolarów w tymczasowej rezerwie, czyli więcej niż w podobnym posunięciu [24 miliardy dolarów] dzień wcześniej.” Co więcej, drukowane wydanie The Times, wydanie poprzedniego dnia, donosi na pierwszej stronie, że „Europejski Bank Centralny we Frankfurcie wypożyczył nocą ponad 130 miliardów dolarów po 4-procentowej stopie, by stłumić gwałtowny wzrost stóp, których banki żądają od siebie w zamian za krótkoterminowe pożyczki.”

Tak więc najbardziej prawdopodobnym skutkiem będzie przyszły gwałtowny wzrost wszelkich wydatków i cen, w oparciu o ekspansję podaży pieniądza, w ilości wystarczającej, by pokonać nawet bardzo potężny impuls do załamania i deflacji, który nadszedł jako rezultat pęknięcia bańki mieszkaniowej.

Jest niemal pewne, że kolejnym efektem będzie zatwierdzenie jeszcze większej ilości prawa i regulacji odnośnie działalności finansowej. Nieświadomi centralnej roli ekspansji kredytowej i roli rządu w jej istnieniu, politycy i media już próbują zrzucać winę za obecny kryzys na każdy aspekt gospodarki i działalności finansowej, który wciąż pozostaje wolny od rządowej kontroli.

To prawdopodobnie jest powód, dla którego w tym momencie jedyną rzeczą, która może zapobiec wielkiej depresji na pełną skalę jest kreowanie jeszcze większej ilości pieniądza. Ale ten nowy i dodatkowy pieniądz nie musi koniecznie przybierać formy pieniądza papierowego i czeków. Alternatywą mogłoby być ogłoszenie złotych i srebrnych monet i sztab legalnym środkiem spłaty długów liczonych w pieniądzu papierowym. Nie istnieje granica siły płatniczej, którą odnośnie pieniądza papierowego mogłoby mieć złoto i srebro. Zależy to tylko od ilości dolarów na uncję.

Z pewnością jest to skrajnie radykalna sugestia, ale coś w tym stylu będzie pewnego dnia konieczne, jeżeli świat miałby kiedykolwiek odejść od błędnego koła pieniądza papierowego, z niekończącymi się wzlotami i upadkami wzrostu i recesji, którym od 1933 towarzyszy ciągły spadek siły nabywczej pieniądza.

+++++

Copyright ©, by George Reisman. George Reisman jest autorem książki Capitalism: A Treatise on Economics i emerytowanym profesorem ekonomii w Pepperdine University. Jego strona internetowa: www.capitalism.net.

Oryginał: The Housing Bubble and the Credit Crunch. Tekst wykorzystano za zgodą autora.

Jeżeli chcesz wykorzystać ten tekst na swojej stronie kontaktuj się w tej sprawie bezpośrednio z Georgem Reismanem: g.reisman@capitalism.net.

***

Tłumaczenie: Paweł Witecki

Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Personalizm rynkowy

Autor tłumaczenia prowadzi bloga Personalizm rynkowy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *