Jeremi Libera “Oligarchia”

V kadencja sejmu szczęśliwie się zakończyła. Ale nie ma się czym cieszyć, już niedługo zaczyna się kadencja numer VI.

A ja pod sam koniec zauważyłem pewne pozytywy w partii rządzącej i premierze Kaczyńskim. Zupełnie takie same, jakie zauważyłem ostatnio u Karola Marksa.

Zarówno Jarosław jak i Karol charakteryzują się tym, że mają słuszne obserwacje, ale wyciągają zupełnie niesłuszne wnioski. U Marksa błąd dotyczył sposobu walki z wyzyskiem, którym miała być nacjonalizacja, a u Kaczyńskiego sposobu walki z oligarchią, którym ma być poszerzenie kompetencji państwa.

Pan premier zarzuca postkomunistycznej III RP, iż nie pomagając słabym, tworzyła jednocześnie przywileje dla najpotężniejszych. Całkowicie się z tym zgadzam. Tylko że proponując rozwój administracji jako narzędzie walki z kapitalistami, premier nie zdaje sobie sprawy z reguł działania państwa i choć zauważa genezę zjawiska akumulacji kapitału w rękach nielicznych we współpracy ekonomicznej z rządem, to boi się najprostszego z każdego względu rozwiązania – oderwania władzy od wszelkiej współpracy z przedsiębiorcami, choćby ta współpraca miała skutkować zanikiem bezrobocia czy czymś równie dobrym. Boi się, albowiem nikt nie chcę się pozbywać władzy a i społeczeństwo nie rozumie, że pasywność w jej użytkowaniu jest wszystkim na rękę.

Ale jak ze sprawą oligarchii poradziłaby sobie Platforma Obywatelska? Nie poradziłaby sobie, bo dla nich miliarderzy  to nic nadzwyczajnego, skutek rynku, nic więcej, a nazywanie tego problemem jest „nagonką na bogatych”. Przyszły rząd PO, o ile kiedykolwiek powstanie, na pewno nie zrobi nic, by odciąć najbogatszych od pomocy państwa i na pewno zrobi wszystko, by bronić ich przed nagonką.

Bo czym się różni liberalizm klasyczny od neoliberalizmu? W tym pierwszym państwo jest tylko nocnym stróżem, a w drugim przekupnym nocnym stróżem uzbrojonym w pałkę.

8 września 2007 r.

***

Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Jeremi Libera odrażający wolnościowiec

Autor artykułu prowadzi bloga Jeremi Libera odrażający wolnościowiec

12 thoughts on “Jeremi Libera “Oligarchia”

  1. Prosiłbym w takim razie o definicję neoliberalizmu, bo ja znam tylko taką:

    Neoliberalizm – kierunek poglądów ekonomicznych postulujących stosowanie zasad liberalizmu we współczesnej gospodarce rynkowej.

    Liberalizm klasyczny różni się przede wszystkim zakresem stosowania. Neoliberalizm jest kierunkiem myśli ekonomicznej.

  2. Gdyby definicja ta była prawdziwa , to Rothbard byłby neoliberałem, a Milton Friedman nie. A powszechnie uważa sie, że jest odwrotnie, co więcej, oni sami uważali, że jest odwrotnie. Friedman na przykład nie dopuszczał wolnego rynku w zakresie kreacji pieniądza.

    Wiem, że wikipedia doskonała nie jest, ale: Neoliberalizm – kierunek we współczesnej ekonomii przyjmujący za podstawę funkcjonowania gospodarki wolną grę sił rynkowych, lecz dopuszczający ingerencję państwa w określonym zakresie.

    W sumie ten „ograniczony zakres” nie różni się wiele od „ograniczonego zakresu” keynesistów na przykład.

    Poza tym, co nie wpisuje się oczywiście w definicję, ale warte jest odnotowania, dla neoliberałów najważniejszą wartością ekonomiczną jest mistyczny „wzrost gospodarczy” i większość swoich tez argumentują właśnie, że wzrost gospodarczy będzie wtedy wyższy. Gdyby iść tą drogą konsekwentnie, to najkorzystniejsze dla wzrostu gospodarczego byłoby ustalenie cen minimalnych na pewne artykuły, co jednak zaskutkowałoby biedą ludzi, którzy tych artykulów kupowaliby mniej.

  3. Definicja, którą podałem, pochodzi z ONETu (WIEM). Intencjonalnie nie zamieściłem cytatu z mojej ulubionej wikipedii, bo „określony zakres” jest bardzo nieokreślony a to w definicji zwykły błąd. Nie wiadomo czy kreacja pieniądza w tenże zakres wchodzi, czy może nie. A co z drogami?

    Dla neoliberałów „mistyczny wzrost gospodarczy” jest wartością i uważają, że będzie skutkiem uwolnienia rynku, co wg. nich jest najefektywniejszym sposobem alokacji zasobów.

    Różnica między Rothbardem a Friedmanem sprowadza się do stosunku do współczesnej gospodarki rynkowej. Neoliberalizm to pomysł na teraz a nie wizja przyszłości.

  4. Jednak Friedman był monetarystą, czyli koncentował swoją uwagę, na tym jak skutecznie kontrolować rynek, a nie jak skutecznie go uwalniać. Poświęcił obronie tej kontroli znaczną część swojej pracy, wiec nie można go uznać za kogoś, kto chce zwiększyć wzrost gospodarczy kosztem „uwolnienia rynku”.

    A argumenty za kontrolą podaży pieniądza opierały się właśnie na wzroście gospodarczym. Tak więc dla neoliberałów wzrost gospodarczy jest wartością i uważają, że będzie skutkiem uwolnienia rynku w niektórych sektorach i jak najsprawniejszej jego kontroli w innych (niestety najważniejszych!).

    W sumie wszystko zależy jaką definicję neoliberalizmu przyjmiemy, według niektórych chociażby Rothbard był neoliberałem. Jednak proponuję spojrzeć przede wszystkim na powszechnie obowiązujące skojarzenia. Z neoliberalizmem teoretycznym kojarzy sie Miton Friedman, a stosowanym Reagan, Thatcher i Pinochet. Z tych osób Reagan, który wprowadził modę na niczym nieograniczone wydatki i Pinochet (z oczywistych względów) liberalnie (w pierwotnym tego slowa znaczeniu) mi się nie kojarzą.

  5. Miałbym trudność z określeniem Rothbarda jako neoliberała tylko dlatego, że jego poglądy wykraczają znacznie poza ekonomię we „współczesnej gospodarce rynkowej”. On sięga znacznie dalej do anarchokapitalizmu.

    Natomiast jeden z wcześniejszych uczniów von Misesa (Friedrich August von Hayek) został ojcem (przynajmniej brytyjskiego) neoliberalizmu uosobianego właśnie przez Thatcher.

    Jeśli chodzi o monetaryzm Miltona Friedmana to bardzo trudno uznać go za przejaw poparcia dla interwencjonizmu państwowego, ale raczej poszukiwanie metod na ograniczenie „radosnej twórczości” w tym względzie: „Inflacja jest tą formą podatku, którą można nałożyć bez ustawy”.

    Przy okazji dorzucę jeden pozaekonomiczny cytat Friedmana:
    Jestem za legalizacją narkotyków i prostytucji. Powinny być one traktowane tak, jak obecnie odnosimy się do alkoholu. Ludzie powinni mieć możliwość swobodnego nabywania narkotyków, lecz poczucie odpowiedzialności winno ich powstrzymywać przed czynieniem szkód innym. Wiem, że narkotyki są okropne i wyrządzają ogromne szkody, jednak zakaz ich posiadania wyrządza jeszcze większe. Jest to bowiem główne źródło przestępstw w Stanach Zjednoczonych. Nie ma również jakiegokolwiek uzasadnienia, by Stany Zjednoczone przy pomocy swych sił zbrojnych atakowały obiekty w Kolumbii lub Peru. Gdybyśmy egzekwowali nasze prawo zakazujące użycia narkotyków, nie byłoby na nie zapotrzebowania i nie byłoby problemu z Kolumbią lub Peru. Ale ponieważ nie jesteśmy zdolni egzekwować u siebie praw tu ustanowionych, próbujemy winić innych, stosować wobec nich siłę i zabijać ludzi. Nasza polityka w dziedzinie narkotyków jest nie tylko nieefektywna, ale również niemoralna.

    Dla mnie neoliberałem jest każdy ekonomista, który uznaje nieefektywność interwencjonizmu państwowego oraz uznaje prawdziwość stwierdzeń:

    istnieje prymat produkcji, która jest podstawowym celem systemu ekonomicznego, gdyż zapewnia coraz wyższy poziom zaspokajania potrzeb
    rynek stanowi najefektywniejszy mechanizm optymalnej alokacji zasobów

    Słowem – ludziom się powszechnie kojarzy nieźle.

  6. Dla mnie to jest liberalizm klasyczny. A neoliberalizm czymś musi się różnić od liberalizmu klasycznego – gdyby był równoznaczny, niepotrzebna byłaby osobna nazwa. Nie przekonuje mnie, że różni się tym, iż chce być stosowany we współczesnej gospodarce. To liberałowie klasyczni nie chcieli wprowadzać swoich teorii we współczesnej (sobie) gospodarce? To za paręnaście lat trzeba będzie wymyślić nową nazwę, bo choć teoria będzie ta sama to czasy się zmienią i znowuż będzie inna współczesna gospodarka. Według mnie, języczkiem u wagi zmieniającym postać rzeczy jest właśnie ten „ograniczony zakres”, „strefa makro” którą trzeba kontrolować – ku Wzrostowi Gospodarczemu!

    Monetaryzm jako sposób na ograniczenie radosnej twórczości? Mógłbym się ewentualnie zgodzić, gdyby polegał na powiedzeniu: może to nie jest zbyt liberalne, ale żeby wam nie fałszowano pieniędzy i by nie było kryzysu związanego z przejściem na złoto, to my wam nakażemy tymi pieniędzmi obracać, ale oczywiście nie będziemy ich kreować – to dopiero byłoby fałszerstwo!
    Tyle że Friedman był właśnie za kreacją, czyli za dowolną twórczością w rękach rządu. Zawsze dzielnie dzierżyl sztandar inflacji. Bo to co on proponował zrobić z pieniądzem i co zrobione zostało to czysty interwencjonizm.

    I oczywiście zgadzam się z nim, że inflacja jest formą podatku, który można narzucić bez ustawy. Tym gorzej!
    Wolałbym już normalne podatki. Dlaczego?
    1. W zwykłym systemie podatkowym ludzie przynejmniej wiedzą, co im się zabiera. A mechanizmy inflacyjne są niezrozumiałe dla przeciętnego człowieka i nie będzie protestował, jak obniży się stopy procentowe, bo dla niego oznacza to tylko, że będą tańsze kredyty.
    2. Inflacja prowadzi do chaosu gospodarczego i promowania uprzywilejowanych grup, które bez niej nie zdobyłyby przewagi nad innymi, do błędnych decyzji gospodarczych, a także, co najważniejsze do cyklicznie występujących wzlotów i upadków gospodarki, na których cierpią ci o nieustabilizowanej sytuacji życiowej.
    3. Nie lubię okradania bogatych przez biednych, ale nie lubię także okradania biednych przez bogatych! Tak się składa, że pieniądze z podatków czasem przeznaczone są na cele pomocy biedniejszym i nauki, tymczasem pieniądze z inflacji trafiają zawsze do kieszeni bogatszych

  7. Liberalizm klasyczny jest pewnym zbiorem poglądów dotyczących różnych dziedzin życia. Neoliberalizm jest kierunkiem ekonomicznym we współczesnej (NAM) gospodarce, kierujący się ZMNIEJSZENIEM roli państwa i ZWIĘKSZENIEM wolności rynkowej.

    Zastosowanie klasycznych (czyli XIX wiecznych) pomysłów liberalnych w zetatyzowanej współczesnej gospodarce koncesjonistycznej mogłoby doprowadzić do silnych (początkowo) konwulsji. Stąd potrzebna jest „ekonomia przejścia” i właśnie tym jest neoliberalizm.

    @Faer:
    >Tyle że Friedman był właśnie za kreacją, czyli za dowolną
    > twórczością w rękach rządu. Zawsze dzielnie dzierżyl sztandar
    > inflacji. Bo to co on proponował zrobić z pieniądzem i co zrobione
    > zostało to czysty interwencjonizm.

    Prosiłbym o jakieś źródło stwierdzenia, że Friedman upatrywał źródła wzrostu gospodarczego w inflacji.

    btw:
    >Nie lubię okradania bogatych przez biednych, ale nie lubię
    > także okradania biednych przez bogatych! Tak się składa, że
    > pieniądze z podatków czasem przeznaczone są na cele pomocy
    > biedniejszym i nauki, tymczasem pieniądze z inflacji trafiają
    > zawsze do kieszeni bogatszych

    Oczywiście! Dlatego właśnie im więcej wolności tym lepiej. Ze sprzeciwu przeciw inflacji powstał neoliberalizm (nie mylić z neokonserwatyzmem).

  8. „Prosiłbym o jakieś źródło stwierdzenia, że Friedman upatrywał źródła wzrostu gospodarczego w inflacji.”

    Dowodem jest chociażby to, że Friedman popierał istnienie banku centralnego i rezerwy federalnej. I to nie jako tymczasowego środku w drodze ku lepszemu jutru, ale wiecznego niezmiennego strażnika pieniądza. A po co komu te rzeczy jak nie zwiększać inflacji? A po co komu inflacja jak nie po to aby w zamierzeniu prowadzić do wzrostu gospodarczego?

    Polecam: http://www.mises.pl/274 .

  9. Czytałem, ale tam jest opinia Rothbarda o „konkurencji” o dusze wolnościowców. Dużo mamy tam opinii o „szkole Chicagowskiej”, ale stosownego cytatu przedstawionej przez Ciebie myśli Friedmana nie ma.

    Dla ustalenia uwagi twierdzę, że Milton Friedman sprzeciwiał się stosowaniu „sztucznej inflacji” do wywoływania (chwilowego) wzrostu gospodarczego. Był zwolennikiem „stabilnego pieniądza” jakby był ze złota. Cytatów mogę w tym względzie dostarczyć.

  10. Stabliny pieniądz dla monetarysty to trochę co innego niż stabilny pieniądz dla Austriaka. Jeśli dobrze pamiętam, monetaryści są za tym, żeby podaż pieniądza rosła proporcjonalnie do reszty gospodarki, cokolwiek by to miało znaczyć.

  11. O to-to. Monetarystyczny jest na przykład program UPR w zakresie pieniądza. Wymyślili jakieś ceregiele, żeby istniała jakaś niezależna rada złożona z ekonomistów, która ustalałaby poziom wzrostu gospodarczego i tyle właśnie pieniędzy można by wykreować. Można samemu zobaczyć. Osobiście nie widzę racjonalnych przesłanek, aby tak było. Może powinienem czytać więcej Friedmana 😛
    Niestety żadnej z książek Friedmana nie mam, wiec cytatu niestety nie będzie. przepraszam 😉 W każdym razie skoro gość popierał istnienie Rezerwy Federalnej i Banku Centralnego to automatycznie musiał popierać kreację pieniądza w takim czy innym zakresie, prawda?

    Z wikipedii: „Friedman dowodził, że popyt na pieniądz jest ściśle zależny od kilkunastu zmiennych ekonomicznych i może być na ich podstawie stosunkowo łatwo obliczony. Stąd, jeśli państwo zwiększy emisję pieniądza ponad tę obliczoną wartość, spowoduje to szybki nadmiar pieniędzy w bilansach poszczególnych ludzi, który spożytkują oni w większości na dodatkową konsumpcję. Dodatkowa konsumpcja spowoduje tymczasowy wzrost standardu życia. Na dłuższą metę, ten chwilowy wzrost standardu nie będzie miał jednak pokrycia w podaży dóbr, która jest zależna tylko od potencjału wytwórczego, który przez sam fakt emisji pieniądza się nie zmienia. Tymczasowy wzrost spożycia powoduje jednak na dłuższą metę stały wzrost potrzeb, co pociąga za sobą stały nacisk na wzmożoną podaż pieniądza. W tej sytuacji państwo albo nadal zwiększa podaż pieniądza wywołując inflację, albo wywołuje niezadowolenie społeczeństwa obcinaniem jego dochodów. Pogląd ten stał w ostrej sprzeczności z obowiązującym wtedy keynesizmem, który głosił, że „ilość pieniądza w gospodarce jest sprawą drugorzędną” i że wzrost jego emisji nie powoduje automatycznie wzrostu spożycia.”

    Stąd wnioskować można, że państwo nie powinno kreować więcej pieniędzy niż wynosi popyt na pieniądz, natomiast powinno ten popyt zaspokajać. Bush wie, czemu to ma służyć. Będzie to taki sam podatek, tyle że mniejszy od kreacji pieniądza ponad ten tajemniczy „popyt na pieniądz”, ale większy od zupełnego braku takowego podatku. Może i przy maksymalnej ostrożności nie spowoduje on inflacji, ale będzie przeciwdziałał deflacji.

  12. Dodam jeszcze, że przeciwdziałanie deflacji jest zbrodnia o podobnej kwalifikacji co inflacja 🙂

    W końcu jak się coś komuś zabierze, to nazywamy to kradzieżą. A jak najpierw się wzbogaci, a potem sie mu to zabierze, w związku z czym ogólny bilans wyjdzie na zero to… o! też to nazywamy kradzieżą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *