Patryk Bąkowski “Skopiuj i zostań złodziejem”

kradzież, przestępstwo polegające na zaborze cudzego mienia ruchomego w celu przywłaszczenia; wg prawa pol. odpowiedzialność sprawcy zależy od: wartości i rodzaju mienia, sposobu dokonania k.

kopiowanie [łac.], proces otrzymywania kopii, tj. odtwarzania obrazów oryginałów (tekstów, rysunków, fotografii) na różnych podłożach; zwykle dotyczy niewielkiej liczby kopii oryginału, w odróżnieniu od procesu drukowania; najczęściej fotochem. lub fotofiz. (elektrofotografia); termin „kopiowanie” oznacza także wytwarzanie przedmiotów o kształcie wzornika za pomocą kopiarki, a w technice inform. — przenoszenie zapisu danych pozostawiające jego nie zmienioną treść (postać fiz. zapisu może się różnić od postaci pierwotnej).

Powyższe to hasła z encyklopedii PWN.

W świecie coraz częściej spotykamy się z podmianą definicji kopiowania na tę dotyczącą kradzieży. Mówiąc wprost – dzięki temu że kopiowanie staje się proste i powszechne przez co model marketingowy który sprawdzał się przez wiele lat staje się delikatnie mówiąc nieudolny w nowych realiach, wielu ludziom zależy na zachowaniu status quo, co najprościej czynić nie zmieniając siebie tylko innych. A jak najprościej zmienić innych? Powiedzieć im że źle czynią, popełniają grzech i są przestępcami. A najbardziej oczywiście dotkliwe jest gdy nazwie się kogoś złodziejem.
Nie będę się zagłębiał tym razem w same argumentowanie i kontrargumentowanie zwolenników praw autorskich. Coby jeszcze raz wyrazić sens mylności i wyrafinowania jakim posługują się wszyscy obrońcy systemu korporacji, przytoczę za artykułem „Wolność i własność w Internecie” Jana Szymona cytat z Tomasza Jefferson:

Jeśli istnieje jakaś rzecz, którą natura uczyniła mniej niż inne podatną na wyłączne posiadanie, to jest nią działanie władzy myślenia zwanej ideą. Jednostka może ją posiadać jako swoją wyłączną własność dopóty, dopóki zachowuje ją dla siebie. Atoli w chwili, kiedy wyjawi ją innym, idea narzuca się im i przechodzi w ich posiadanie. Ten zaś, który ją otrzymuje, nie może się jej pozbyć. Cechą charakterystyczną idei jest to, iż nie można posiadać jej w części, bowiem każdy posiada ją w całości. Człowiek, który otrzymuje ją ode mnie, sam zdobywa wiedzę, nie pomniejszając mojej; wszak jeśli ktoś zapala ode mnie swój kaganek, otrzymuje światło, wcale nie umniejszając mojego. Idee winny zatem swobodnie rozprzestrzeniać się pomiędzy ludźmi dla ich moralnego i wzajemnego zbudowania, poprawy ich warunków życia, tak bowiem — jak się wydaje — w swej łaskawości zrządziła natura. Ona to sprawiła, że idee rozchodzą się wzdłuż i wszerz jak ogień, nigdzie nie tracąc nic ze swej intensywności. Są one jak powietrze, którym oddychamy, w którym poruszamy się i jesteśmy; nie ograniczają i nie zezwalają na wyłączne przywłaszczenie. Wynalazki zatem, z natury, nie mogą być przedmiotem [wyłącznej] własności. [tłum. Jan Kłos]

Pozostawiając całe rozważania na temat słuszności i mylności takiego czy innego podejścia do sprawy, należy też jasno i wyraźnie powiedzieć że wiele osób podszywając się pod idee liberalizmu w sprawach praw własności intelektualnej, po prostu kradną. Inną rzeczą jest kopia i swobodne korzystanie z osiągnięć kultury, które jak powiedział Jefferson, z chwilą ujrzenia światła dziennego stają się własnością społeczną, a zupełnie inną uznanie autorstwa danej idei i myśli ludzkiej. Nie jest bowiem tak że dzieło niematerialne w którego posiadanie wchodzi każdy jednocześnie pozbawione jest autora. Idee zawdzięczamy ludziom i im należy się uznanie. Tak jak temu który pierwszy rozpalił ogień.

Niewątpliwie jest jednak tak iż ludzie walczący o swobodny przepływ dóbr niematerialnych są myleni z tymi którzy nie szanują cudzych osiągnięć. Przyczyna tkwi głęboko. W Polsce istniej od dawna akceptacja przywłaszczania sobie pracy innych. Co gorsza najbardziej widoczna jest ona w środowiskach akademickich gdzie plagiat jest normą. Co więcej w języku polskim istnieje osobne słowo które pozwala na wytłumaczenie się i zdezawuowanie oszustwa i złodziejstwa. W języku angielskim nie występuje słowo „ściąganie”. Tam na taki czyn mówi się po prostu cheating. A co z tego wynika? Ano tylko to że gdy plagiat stał się czymś na skale masową, grupy w które najbardziej to uderzało coraz silniej zaczęły dopominać się swoich praw do uznawania ich autorstwa. To w dużej skali zostało wykorzystane przez firmy które skupiały od autorów ich prawa, i w „trosce” o dobro autorów zaczęły się dopominać ich praw. I tu pojawia się problem bo oszuści wcale nie dostali po nosie. Najbardziej na swojej skórze odczuwa to zwykły obywatel. Już teraz każdy kto posiada komputer i nagrywarkę w wielu krajach jest podejrzany i inwigilowany. Oszuści wcale a wcale nie mają się gorzej. Z jednej strony zamiast pracy na rzecz zapobiegania i zmiany modelu marketingowego sprzedaży i dystrybucji takich dzieł jak muzyka, film czy książka, podejrzani stają się wszyscy, z drugiej powszechna akceptacja dla przywłaszczania sobie cudzego wysiłku intelektualnego w postaci choćby badań i tekstów sprawia że prawdziwi złodzieje wciąż mogą czuć się bezkarnie. O wiele trudniej jest wykryć skutecznie przestępstwo niż podejrzewać o takowe każdego kto ma możliwość jego popełnienia.
Dlatego przy walce o powszechność dzieł kultury i przeciwstawianiu się wykorzystywaniu haseł o własności intelektualnej , należy też mocno odseparować się od takich negatywnych praktyk jak kradzież i oszustwo w postaci podpisu pod cudzą pracą.
Z drugie strony z całą stanowczością trzeba namawiać ludzi do refleksji i zgłębiania wszelkich za i przeciw, zwolenników i przeciwników praw autorskich i patentów w obecnym kształcie i kształcie jaki rysuje się na przyszłość. Mroczną przyszłość. Tylko wtedy porównując oba punkty widzenia można zdemaskować słabe punkty socjotechniki stosowanej przez takie instytucje jak ZAiKS.

Patryk Bąkowski
22 stycznia 2007 r.

***

Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Qatrykowe boje

Autor artykułu prowadzi bloga Qatrykowe boje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *