Jędrzej Kuskowski “Ideologia i kontekst”

Rzeczywistość to skomplikowana sprawa. Dlatego ludzie czasem dziwnie na nas patrzą, gdy mówimy, że największe problemy świata da się rozwiązać podążając za prostą zasadą: nie krzywdź innych ludzi, o ile oni nie skrzywdzą cię pierwsi i stosując ją konsekwentnie we wszystkich sferach, także politycznej.

Każdy Chrześcijanin potrafi docenić to, że nie zawsze najlepsze zasady to te najbardziej skomplikowane. Nie w zasadzie zatem leży problem. Libertarianie cierpią jednakże niejednokrotnie na pokrewną przypadłość, która może nas bardzo dużo kosztować – spłycanie rzeczywistości. Prostota Zasady Nieagresji nieczęsto przekłada się na prostotę jej stosowania i wyodrębniania z rzeczywistości jasnych granic pomiędzy dobrem a złem.

Prawdopodobnie główną przyczyną tego zjawiska jest to, że główne korzenie libertarianizmu leżą w filozofiach kładących nacisk na racjonalizm i aprioryzm – obiektywizm, Szkoła Austriacka, prawo naturalne itd. Pewne przyzwyczajenia po prostu nam zostały – np. nierzadko zwolennicy Szkoły Austriackiej spieszą przypominać, że użyteczności nie da się porównywać. Cóż, w austriackim paradygmacie, według którego ekonomia ma być nauką tak ścisłą, jak to tylko możliwe, jest to rzeczywiście prawda. Ale w życiu codziennym jest to wierutna bzdura.

Takie przekładanie ścisłej metody na życie codzienne może być bardzo niebezpieczne. Libertarianie często są wyalienowani od potrzeb zwykłych ludzi, bo nie potrafią spojrzeć poza swoje ideologiczne, przeintelektualizowane podejście do życia. Klasycznym przykładem jest Walter Block, który w swojej książce „Defending the Undefendable” broni alfonsów albo szantażystów. Bo w teorii z takimi ludźmi z czysto libertariańskiego punktu widzenia rzeczywiście nie ma nic złego. Ale po pierwsze, libertariańskie zasady to nie jedyne zasady, jakim można – i należy – hołdować, a po drugie, no właśnie – w teorii.

A konkretniej co mam na myśli?

Dobrym przykładem są sweatshopy. Choć są autorzy libertariańscy, którzy wzięli je w ryzy i pokazały, że nie są one tak niewinne, jak mogłoby się wydawać, to jednak są ludzie, którzy ciągle nam przypominają, że są one „najlepszym z możliwych wyborów,” kolejna Austriacka mantra. I całkiem prawdziwa. Gorzej, jeśli służy ona temu, by zasłaniać szerszy obraz sprawy. Jeśli sweatshop jest dla kogoś „najlepszym możliwym wyborem” to nie trzeba wiele filozofować, by stwierdzić, że ta osoba jest zdesperowana i pozbawiona podstawowych środków utrzymania się.
Nikt nie zadaje pytania: dlaczego tak jest? Rzeczywiście, na krótką metę powstrzymywanie firm przed tworzeniem sweatshopów przyniosłoby pewnie więcej szkody niż pożytku, ale problem sam nie odejdzie jeśli nie zastanowimy się nad głębszymi przyczynami takiego stanu rzeczy, jaki mamy. Nie można z góry założyć, że sweatshopy są wspaniałe i tak dalej, bo są tworem wolnego rynku – z tego prostego powodu, że nie ma nigdzie na świecie wolnego rynku. Tak więc stosowanie zasady nieagresji może być nieco bardziej skomplikowane.

Innym konkretnym przykładem sytuacji, w której libertarianie niekoniecznie dostrzegają szerszy kontekst problemu jest „niewolnictwo najemne.” Lewicowcy i socjaliści chętnie o nim mówią – w końcu to przykład nieludzkiego wyzysku wolnych rynków. Libertarianie często – dla kontrastu – udają, że problem w ogóle nie istnieje, że w końcu „ma się wybór.” Ale takie podejście ignoruje kontekst sytuacji, jakim jest silnie regulowany rynek, na którym konkurencja na rynku pracy pomiędzy konsumentami jest sztucznie ograniczana. Taka sytuacja ma w ekonomii swoją nazwę – oligopson. Dzięki niemu pracodawcy mają korzystniejszą sytuację na rynku i mogą – że użyję niepopularnego słowa – wyzyskiwać pracowników.
Lewicowcy również nie są bez grzechu, oczywiście, zakładając, że to, co krytykują jest wolnym rynkiem. Brakuje im odpowiedniego aparatu narzędziowego, jak aprioryczna ekonomia, by móc poprawnie analizować tego typu zjawiska. Ale ich błędna diagnoza nie powoduje, że wolno nam chować głowę w piasek. Trzeba zrozumieć, że sytuacja na rynku pracy nierzadko przypomina analogię Brada Spanglera, w której polityczny kapitalizm to napad, gdzie Państwo trzyma pistolet, a biznes trzyma worek na łupy. Na pierwszy rzut oka biznes nie łamie tutaj zasad libertarianizmu – ale czy na pewno?

Albo weźmy bardziej kontrowersyjny przykład. Dwie osoby, które ukradły bochenek chleba – jedna bogata, druga biedna i głodująca – abstrakcyjny przykład, wiem, ale ilustruje pewne zasady. Z czysto libertariańskiego punktu widzenia nie ma żadnej różnicy pomiędzy tymi postępkami. Nie wierzę jednak, że jest ktoś, kto stwierdziłby, że te czyny są sobie moralnie równe. Oczywiście, jest źle kraść, nie zamierzam tu odwracać oczywistych prawd do góry nogami. Ale jedną rzeczą jest kraść dla wygody, inną jest kraść, by przeżyć.
Oprócz bycia libertarianinem, każdy z nas jest też żyjącym, myślącym, czującym człowiekiem – i nie możemy postawić tu znaku równości nie działając wbrew naturalnemu instynktowi współczucia. Dlatego, oczywiście, źle jest, jeśli kradnie się, by rozdawać biednym. Ale czy nie jest o wiele gorzej, gdy kradnie się, by rozdawać bogatym? Korupcja, korporacjonizm, merkantylizm – to są właśnie te przypadki, o których powinniśmy krzyczeć najgłośniej, nie czepiać się emerytów i bezrobotnych.

I co z tego?

A co to wszystko ma do libertariańskiej propagandy?

Przede wszystkim to, że pozwalając sobie na abstrakcyjną, przeintelektualizowaną retorykę, alienujemy od siebie ludzi. I choć wiem, że czasem jest strasznie pociągające argumentować na przekór, rzucić jakąś politycznie niepoprawną myśl i pokazać tym wszystkim grzecznym, ułożonym demoliberałom, że ich grzeczna, ułożona filozofia ma swoje rysy. W końcu i tak walczymy pod górę, więc co nam szkodzi angażować się w jeszcze kilka niewygrywalnych wojen?

Jedyny problem jest taki, że angażowanie się w te poboczne wojenki szkodzi naszej głównej wojnie, a to od niej zależy przyszłość świata. To od niej zależy, czy ludzkość przetrwa wolna czy zniewolona – albo nawet czy w ogóle przetrwa. To ogromny ciężar, ogromna odpowiedzialność – i marnowanie ograniczonych zasobów, jakimi dysponujemy, na puste spory, „polityczną niepoprawność” i kłócenie się o rzeczy, które albo nikogo nie obchodzą, albo wszystkich obrażają, jest po prostu nieodpowiedzialne. I może kosztować nas, jako ludzi, więcej, niż możemy sobie wyobrazić.

Bo co po naszym libertarianizmie, co po Nockowskiej „resztce” i naszych intelektualnych sporach, jeśli nie przekonamy do siebie ludzi. A nie przekonamy ich, jeśli nie będziemy w stanie im pokazać, że libertarianizm jest w ich interesie. I to właśnie ich egoizm powinien stać w centrum naszych zainteresowań, bo tylko dzięki niemu możemy osiągnąć sukces.

Dlatego jest kluczowym, byśmy patrzyli na konkretne problemy, z jakimi szerokie rzesze społeczeństwa muszą się mierzyć i szukać sposobów, dzięki którym nasze przesłanie może im nieść nadzieję. Dziś za sprawą działania Państw na całym świecie garstki ludzi są uprzywilejowane kosztem całej reszty. Czas wskrzesić tradycje klasycznego liberalizmu jako ruchu przeciwko przywilejom, przeciwko neomerkantylizmowi, wyzyskowi, dyskryminacji. Geje uciskani przez heteroseksualistów, kobiety uciskane przez mężczyzn, pracownicy uciskani przez pracodawców – to są grupy ludzi, które z radością powitają każdą pomocną dłoń. I to są też problemy, które – w przeciwieństwie do prawicowych widm ucisku heteroseksualistów przez „homofaszyzm” albo mężczyzn przez „feminazistki” – istnieją i przynoszą wielu ludziom dużo cierpienia (z pracodawcami i związkami zawodowymi różnie bywa, ale nie nazwałbym stosunków na tej linii „uciskiem”).

Dlatego…

Powinniśmy się starać rozumieć ludzi i dlaczego robią to, co robią. Dlaczego wybierają socjaldemokratów, neokonserwatystów i neoliberałów zamiast wolność. Bo mogę Was zapewnić, że nie przybliżamy do siebie ludzi wyzywając ich od leni, pasożytów albo bydląt – nie tylko dlatego, że nikt nie chce być tak nazywany, ale też dlatego, że większość z nich na to nie zasługuje. Każdy próbuje przeżyć tak jak może w dzisiejszym świecie, a to nie jest takie łatwe, szczególnie gdy Państwo i jego korporacyjno-intelektualno-medialne elity się na nas wszystkich żywią. Prawda jest taka, że głodnego nie obchodzą niuanse teorii etycznych albo ekonomiczne dywagacje – obchodzi go chleb. I ciężko go za to winić.

A na pierwszym miejscu w libertarianizmie stoi przecież nie abstrakcyjna ideologia lecz człowiek. Jesteśmy ruchem tworzonym przez ludzi i dla ludzi i jest w nas potencjał, który może odmienić świat. Nieśmy więc naszą dobrą nowinę tym, którzy są niej najbardziej spragnieni.

Nie tylko po to, by przekonać do siebie innych. My sami, jako ludzie, możemy na zrozumieniu innych tylko skorzystać.

***

Autor prowadzi bloga Rusz Sumieniem!

Artykuł na karnawał postów “Propaganda Wolnościowa: Jak Pociągnąć za Sobą Masy.”

16 thoughts on “Jędrzej Kuskowski “Ideologia i kontekst”

  1. „albo weźmy bardziej kontrowersyjny przykład. Dwie osoby, które ukradły bochenek chleba – jedna bogata, druga biedna i głodująca – abstrakcyjny przykład, wiem, ale ilustruje pewne zasady.”

    taki znów nie abstrakcyjnym znam dziecko lekarzy nieźle zarabiających, kradnące z supermarketów. urocze :].

  2. „Libertarianie często są wyalienowani od potrzeb zwykłych ludzi, bo nie potrafią spojrzeć poza swoje ideologiczne, przeintelektualizowane podejście do życia. ”

    Lepiej bym tego nie sformuował Jędrzeju!

  3. Zdecydowanie dystansuję się od skrajnie konserwatywnego (i arystokratycznego w źródłach) poglądu Jędrzeja, że ludowi należy zapewnić „chleb i igrzyska” a rozważanie dylematów – elitom (najlepiej w zaciszu gabinetów).

  4. Ja też się dystansuję od konserwatywnego i arystokratycznego poglądu Jędrzeja, że (itd. itp.). Szkoda tylko, że nie znam tego Jędrzeja o którym mówisz.

    Zdaje się, że nie do końca zrozumiałeś to, o czym jest ten artykuł. Po pierwsze, nie przeciwstawiam „ludu” z „elitami” (a przynajmniej nie tutaj i jeśli już to z dokładnie odwrotnymi sympatiami) tylko „libertarian” z „nielibertarianiami.” A to jest, przyznasz sam chyba, dość konkretny podział.
    Po drugie, nie mówię, że my (libertarianie) będziemy się zajmować problemami, a całej reszcie przedstawimy tylko „gotowce” i „chwyty.” Mówię, że powinniśmy się zajmować takimi problemami, z jakimi się mierzą „nielibertarianie” (albo lud, czy jak tam wolisz), a mniejszy nacisk kłaść na dyskusje, które w większej części pozostają bez znaczenia dla przeciętnego człowieka.

    Nie wdaję się tutaj w to, dlaczego tak jest, że libertarian to interesuje, a innych ludzi rzadziej – może to dlatego, że libertarianie są zwykle lepiej wykształceni, lepiej zarabiają i mogą sobie pozwolić na abstrakcyjne dyskusje, może po prostu to jest cecha samego „bakcyla” libertarianizmu. To, że mamy większą tendencję się zajmować takimi problemami nie czyni nas lepszy ani gorszymi, ale może powodować, że gorzej komunikujemy się z innymi ludźmi. A czy chcemy tego, czy nie, powinniśmy znajdować takie środki przekazu, które pozwolą nam się najlepiej komunikować z innymi.
    Podstawą argumentu jest oczywiście to, że rzeczywiście nielibertarian abstrakcyjne spory interesują w mniejszym stopniu niż libertarian. Mogę się w tym poglądzie mylić, przyznaję to i jeśli uważasz, że tak nie jest, to z chęcią wysłucham Twoich doświadczeń w tym względzie.
    Ale nie wydaje mi się, by było uczciwe z Twojej strony nazywanie moich poglądów arystokratycznymi albo przedstawianiem ich jakio jakiejś dychotomii „my, elita” a „oni, motłoch,” bo to jest po prostu nieprawda.

  5. Napisałeś:
    „Prawda jest taka, że głodnego nie obchodzą niuanse teorii etycznych albo ekonomiczne dywagacje – obchodzi go chleb. I ciężko go za to winić.”

    W całości zgadzam się z tym, co napisałeś (tzn. to prawda, fakt), ale nie zgadzam się z takim podejściem do ludzi. Zwyczajnie uważam je za tyleż oczywiste, co nieuczciwe i manipulacyjne.

    Jednych ludzi abstrakcyjne spory interesują bardziej, innych – mniej, ale to nie kwestia postaw czy poglądów politycznych, ale stopnia rozwoju intelektualnego i nie sądzę, żebym się w tym względzie mylił. Propagandą trzeba trafiać do wszystkich, co nie znaczy, że z paternalistyczną pobłażliwością wypada pomijać potencjalne trudności. Libertarianizm jest w interesie ludzi (szczególnie najbiedniejszych!), ale nie można go reklamować jako supercudownego darmowego leku na wszystkie możliwe choroby społeczne.

    Napisałeś również:
    „A na pierwszym miejscu w libertarianizmie stoi przecież nie abstrakcyjna ideologia lecz człowiek.”
    Czy to nie jest traktowanie innych z góry? Nie tylko tych, którzy budując konstrukcje teoretyczne, chcą oszczędzić bólu rzeczywistych eksperymentów społecznych. Wiesz świetnie, że ideologie są tworzone przez człowieka, dla człowieka i dlatego mogą być błędne (nie działać) powodując różne cierpienia. Przeciwstawianie dzieła swojemu twórcy tchnie demagogią a demagogia poczuciem wyższości i pogardą.

    Dlatego z mojej strony to uczciwe, żeby tak określić ten pogląd i się od niego zdystansować. Oczywiście nie wiem jakie masz naprawdę przekonania, ale próbuję je wyłuskać z tekstu. Napisałeś, że głodny potrzebuje chleba i nie zrozumie związku między jego brakiem a obowiązującą ideologią (i ciężko go za to winić). Tak zrozumiałem, ale mogę się mylić.

  6. Nie twierdzę ani że mamy pomijać jakieś trudności, ani że uważam, że głodny nie zrozumie związku między brakiem chleba a obowiązującą ideologią. Twierdzę, że powinniśmy mówić głodnemu o tym właśnie, dlaczego obowiązująca ideologia go pozbawia chleba, a nie ciągle karmić go frazesami o tym, że zasiłki to kradzież i innymi rzeczami, które by go najprawdopodobniej nie obchodziły. Nie twierdzę, że mamy mu tego nie mówić albo przed nim ukrywać. Po prostu uważam, że nie jest to główny sens naszego przesłania.

    Taki jest mój pogląd. Jeśli wciąż nazywasz to arystokratyzmem, trudno. Ja to nazywam dyplomacją.

  7. Mówienie komuś tego, co chce usłyszeć po to, żeby osiągać swoje cele nazywam raczej manipulacją a nie dyplomacją.

    Dzielenie ludzi na „równych”, z którymi się rozmawia i „motłoch”, któremu się wciska gładkie formułki bez znaczenia nazywam wciąż właśnie arystokratyzmem lub elitaryzmem.

    Zgadzam się z Tobą, że główny sens przesłania wolnościowców jest miły dla ucha większości ludzi, również i szczególnie najbiedniejszych, ale nie o to przecież tu chodzi tylko o stopień i sposób „polukrowania” idei. Obiema rękami podpisuję się też pod: „powinniśmy znajdować takie środki przekazu, które pozwolą nam się najlepiej komunikować z innymi”. Mi chodzi o te środki właśnie, żeby było najlepiej.

    btw: Dlaczego zasiłki to kradzież? Tu się trochę zgubiłem.

  8. Czy mógłbyś przestać przypisywać mi poglądy, jakich nie wyznaję? Bo już powiedziałem, i to bardzo jednoznacznie, że nie uważam, i nic w tym co napisałem nie sugeruje, że uważam, że mamy uważać kogoś za motłoch i im wciskać jakieś formułki.
    Nie chcę naszej idei lukrować ani wazelinować ani upiększać. Dla mnie jest piękna taka, jaka jest i głęboko wierzę w to, że inni ludzie też tak by sądzili, gdyby się z nią zapoznali.
    Co nie zmienia faktu, że:
    1. Można tę samą piękną ideę przekazać przystępnie lub nieprzystępnie (i żeby nie było uważam że nieprzystępne podejście jest nie tylko nieprzystępne, ale i fałszywe) – szczególnie chodzi o to w artykule, że czasem wolnościowcy nie zauważają szerszego kontekstu, w jakim się rzeczy dzieją, który jest oczywisty dla większości ludzi, ale którego libertarianie wolą nie dostrzegać, bo to by zbytnio skomplikowało zastosowanie analizy libertariańskiej – a czasem taką właśnie, BARDZIEJ skomplikowaną i BARDZIEJ uwzględniającą kontekst analizę należy ludziom przedstawiać i
    2. (co jest drugą tezą artykułu, o której nie wspomniałem wcześniej) Libertarianizm nie jest jeszcze w pełni rozwinięty i są pewne perspektywy, które pozwalają go wzbogacić i jeszcze dobitniej pokazać, że będzie on korzystny dla większości ludzi

    Tak więc reasumując:
    1. NIE uważam (i to już wcześniej powiedziałem, ale najwyraźniej nie bardzo chce Ci się czytać to, co piszę), że mamy upiększać i lukrować nasze przesłanie
    2. NIE uważam, że powinniśmy przedstawiać ludziom MNIEJ złożoną analizę, ale wręcz przeciwnie: BARDZIEJ złożoną, bo uwzględniającą skomplikowane realia codziennego życia – co jest WYRAŹNIE powiedziane w tekście
    3. I co chyba najważniejsze – zauważ, że pod koniec artykułu zaznaczam, że na takim podejściu, jakie tutaj przedstawiam sami moglibyśmy skorzystać. To znaczy że nie chodzi o to, żebyśmy z zewnątrz się zachowywali tak a w swoim kręgu inaczej – tylko właśnie o to, żebyśmy sami spróbowali patrzeć na te problemy z perpektywy innych ludzi

    Nie wiem, jak mogę jaśniej wytłumaczyć, że nie wyznaję żadnego z poglądów, jakie mi przypisujesz…

  9. Nie przypisuję Tobie żadnych poglądów. Po prostu sobie czytam uważnie co napisałeś. Zastanawiałem się co to znaczy i tak mi wyszło.

    Pierwszym pomysłem było, że czegoś nie rozumiem, ale …

    Mam prośbę:
    „Nie wiem, jak mogę jaśniej wytłumaczyć, że nie wyznaję żadnego z poglądów, jakie mi przypisujesz”
    Wystarczy, że wyjaśnisz mi, prostemu człowiekowi jak chciałbyś zlikwidować sweatshopy. Wziąłem pierwszy przykład z brzegu.

    Czy wprowadzenie wolnego rynku samo automagicznie je skasuje? Czy należy jakoś (jak?) ich „administracyjnie” zakazać w okresie przejściowym? Chciałbym się nie bać, że Twój pomysł mówienia o wolności sprowadza się do pokazania palcem i powiedzenia z pogardą „a fe”.

  10. >> Nie przypisuję Tobie żadnych poglądów. Po prostu
    >> sobie czytam uważnie co napisałeś. Zastanawiałem się
    >> co to znaczy i tak mi wyszło.
    >>
    No chyba niezbyt uważnie na to wychodzi…

    >> Wystarczy, że wyjaśnisz mi, prostemu człowiekowi
    Bez takich, proszę. Znowu próbujesz sugerować, że ja się uważam za jakąś elitę albo coś. Ale tak nie jest. Co piszę po raz chyba czwarty.

    >> Czy wprowadzenie wolnego rynku samo automagicznie
    >> je skasuje? Czy należy jakoś (jak?) ich
    >> “administracyjnie” zakazać w okresie przejściowym?
    >> Chciałbym się nie bać, że Twój pomysł mówienia o
    >> wolności sprowadza się do pokazania palcem i
    >> powiedzenia z pogardą “a fe”.
    >>
    Pisałem o tym w artykule. Nie widzę potrzeby się powtarzać.

    Po prostu nie rozumiem, dlaczego wciąż chcesz atakować mnie za poglądy, których nie wyznaję i powiedziałem to jasno i wyraźnie – cholera, przecież to, co pisze w artykule to jest prawie dokładna ODWROTNOŚĆ tego, co Twoim zdaniem jest moimi poglądami. Dlatego nie mam pojęcia, dlaczego jesteś taki pewien, mówiąc, że mam arystokratyczne poglądy. Rozumiem, że może piszę niezbyt jasno albo ogólnikami, ale zamiast w kółko oskarżając mnie o coś jak zdarta płyta, mogłeś po prostu zapytać, co mam na myśli.
    W każdym razie jeśli to Cię naprawdę tak bardzo interesuje, jakie ja mam poglądy, to pozwolę sobie na małe wynurzenia z historii mojego życia. Otóż swego czasu rzeczywiście byłem klasycznym UPR-owskim konserwatywnym liberałem – z gatunku aroganckich elitarystów właśnie. Od tego czasu zrozumiałem, jak fałszywe i krzywdzące są moje poglądy, więc powziąłem mocne postanowienie poprawy i podchodzić do życia z pokorą. I sporo nad tym pracowałem i lubię myśleć, że mi się to w pewnym stopniu udało. Dlatego możesz chyba zrozumieć, że ten punkt jest dla mnie wrażliwy. Może to prawda, że ten wysiłek poszedł na marne i wciąż mam przed sobą długą drogę. Jeśli tak jest, to przywitam każdą krytykę z Twojej strony, bo może mi ona tylko pomóc.
    Tym niemniej nie uważam, by poglądy, jakie zaprezentowałem w tym artykule na to wskazywały. Sporo nad tym myślę, wierz mi, i nadal nie rozumiem, dlaczego tak myślisz. Nadal nie rozumiem, dlaczego nawoływanie, by próbować zrozumieć innych ludzi i sytuacje, w jakich się znajdują jest elitaryzmem.
    No i powtórzę jeszcze raz, powiedziałem w tym artykule jakie są moje poglądy i jednoznacznie to uściśliłem w komentarzach. Mimo to Ty upierasz się przy atakowaniu mnie za poglądy, których nie wyznaję. Próbuję zrozumieć, dlaczego to robisz i nie mogę. W zasadzie wszystko, co mógłbym dalej powiedzieć w tej sprawie to powtarzanie tego, co już powiedziałem – Twoja opinia o tym, jakie poglądy wyznaję jest błędna. Koniec. Kropka.
    Tak więc albo przestań mnie bezpodstawnie atakować – albo wytłumacz dokładnie, o co Ci tak naprawdę chodzi.

  11. @ Jędrzej Kuskowski

    Jędrzeju. Naprawdę byłeś kiedyś kimś w rodzaju UPR-owskiego konliba? Zupełnie tego po Tobie nie widać.

    Ja osobiście zrozumiałem Twój tekst jak „należy się odwalić od zwykłych ludzi, gdy ci nie mają chleba i przestać ich zanudzać w takiej sytuacji libertariańskimi wynurzeniami bo to takie samo chamstwo jak zrzucić staruszkę ze schodów i pytać ją „dokąd lecisz stara””

    Zrozumiałem także jak „należy się odwalić od prostej wiejskiej kobiety za to że nie zna każdej mysli Arystotelesa czy innego Platona a już tym bardziej jej za to nie rozstrzeliwać.”

    Moim zdaniem to nie żaden elityzm tylko człowieczeństwo.

    Tak na marginesie, wielu libertarian by mnie chętnie rozstrzelalo za to, że onegdaj byłem nauczycielem w szkole publicznej. wiadomo. Praca ta jest finansowana z podatków.
    Tak uważać może tylko ktoś kto nigdy nie musiał pracować by utrzymać się przy życiu, bo miał wpływowych rodziców którzy „grzeszyli za niego”. Ja byłem nauczycielem poniekąd z konieczności. Nie miałem tatusia ani wujka po którym odziedziczyłbym firmę. Uważam za szczyt chamstwa i buty zapluwanie się w stylu „całe życie byłem płatnikiem brutto”.

    A tak na marginesie, uważam że wiele się nauczyłem będąc nauczycielem i ucząc dzieci w różnych szkołach i z różnych środowisk.

    Jędrzeju. Słyszałęś może o ostatniej wrzawie wokół Janusza Korwina Mikke? Chodzi o incydent we Wrześni.

    To na razie tyle,

    Pozdro,

  12. Nie krytykuję Cię Jędrzeju, ani nie atakuję, próbuję zrozumieć Twoje poglądy i jak je rozumiem, to się od nich odcinam (jak napisałem). Z elitarystów zostało Ci być może przelatywanie nad trudnościami na dużej wysokości (moim zdaniem). O to właśnie mi tak naprawdę chodzi i o nic więcej.

    Nie było moim celem obrażanie Cię, ani dotykanie Twojej godności. Jeśli tak się stało – przepraszam.

    Być może (tak sądzę) rozumiem Ciebie źle i dlatego właśnie proszę o wyjaśnienie jednej szczegółowej kwestii sweatboxów. To ważne, bo ustawia całe rozumowanie w jakimś kontekście związanym z rzeczywistością. Sweatboxy to nie tylko Birma …

    Czy uważasz, że wolny rynek ich (z istoty rzeczy) nie wytworzy?
    Pytam chyba jasno i prosto jak uważasz.

    Z artykułu nie potrafiłem tego wyczytać mimo usilnych starań a zawsze sądziłem iż radzę sobie z tekstem pisanym. Napisałeś, że sweatboxy istnieją (i są niedobre) a na świecie nie ma wolnego rynku. Z tego nie wynika, że gdyby był, toby nie istniały. Dlatego pytam. Narzuca się również pytanie dlaczego by nie istniały.

  13. >> Z elitarystów zostało Ci być może przelatywanie nad
    >> trudnościami na dużej wysokości (moim zdaniem).
    >>
    Masz rację w tym względzie, niestety.

    >> Nie było moim celem obrażanie Cię, ani dotykanie
    >> Twojej godności. Jeśli tak się stało – przepraszam.
    Nie ma sprawy 🙂

    >> Czy uważasz, że wolny rynek ich (z istoty rzeczy) nie
    >> wytworzy?
    Nie uważam, że ich z istoty rzeczy nie wytworzy, ale uważam, że w praktyce będzie dążyć do ich wyeliminowania – bo sweatshopy, nędzne warunki pracy itd. są najprawdopodobniej rezultatem nędzy i pozbawienia możliwości samodzielnego utrzymania się – które to efekty prawdopodobnie rynek by zmniejszał. Ale nawet, gdybym tak nie uważał, i tak myślę, że powinniśmy zwracać uwagę na ten problem, bo są libertarianie, którzy traktują problem, jakby nie istniał (np. ludzie z LvMI czasami).

  14. Dobrze, ja mam w takim razie pytanie, jak uzasadnić „zwykłym ludziom” akapistyczne postulaty zniesienia podatków czy nawet minarchistyczny wprowadzenia pogłównego albo subliniowej progresji?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *