Między wolnorynkowymi libertarianami a dystrybutystami trwa ciągła dysputa. Na przykład Mises.org ma kilka antydystrybutystycznych tekstów (w szczególności autorstwa Thomasa Woodsa). Po stronie dystrybutystów John Médaille – który uprzejmie poprosił mnie o napisanie tego gościnnego posta – popełnił według mnie błąd traktowania pozycji prawego skrzydła Mises.Org jako powszechnej dla całego wolnorynkowego libertarianizmu.
W rzeczywistości wierzę, że między dystrybutystami a lewym skrzydłem wolnorynkowego libertarianizmu jest duże pole dla potencjalnego porozumienia oraz miejsce dla owocnej współpracy.
Zdecydowanie zbyt duża część libertariańskiego mainstreamu ma tendencje do pro-korporacyjnej apologetyki i miesza zasady wolnego rynku z interesami wielkiego biznesu i bogatych. Zwykle nazywam to „libertarianizmem potocznym” (vulgar libertarianism). Ale ta tendencja nie jest koniecznym rezultatem zasad wolnego rynku. W rzeczywistości, jak podkreśla wielu z nas na wolnorynkowej lewicy, reprezentuje ona właściwie perwersję zasad wolnego rynku.
Większość wzajemnych animozji między dystrybutystami i wolnorynkowcami bierze się nie z integralnych zasad obu ideologii, ale z kulturowych przesądów, które mają niewiele wspólnego z tymi zasadami. Po stronie (niektórych) misoidów, bierze się to z instynktownej sympatii dla wielkiego biznesu i bogatych oraz pragnienia obrony koncentracji bogactwa i wzrostu ilości pracowników związanych z istniejącymi formami przemysłowego kapitalizmu, jako produktu wolnego rynku. Po stronie dystrybutystów – z nieusprawiedliwionego przyjęcia takiego potocznego libertarianizmu jako reprezentatywnego dla libertarianizmu w całości.
W rzeczywistości, daleki od rozpoczynania z pozycji konserwatywnych, wolnorynkowy liberalizm wczesnych ekonomistów politycznych – Smitha, Ricardo i Milla – był doktryną rewolucyjną skierowaną na zniesienie przywilejów ekonomicznych, jak tych u merkantylistów i wigowskiej ziemskiej oligarchii. Jest niemoralnym, że tak wielu z libertariańskiego mainstreamu zaczęło być identyfikowanych z współczesnymi odpowiednikami merkantylistów i latyfundystów: wielkimi korporacjami.
Ale znaczący nurt wolnorynkowego libertarianizmu odwołuje się do radykalnego, oryginalnego podejścia. Część radykalnych odmian klasycznego liberalizmu, włączając w to część samozwańczych socjalistów, wyprowadziła radykalne wnioski z obserwacji Ricarda, że dochód latyfundystów i kapitalistów pochodzi z wartości wytworzonej przez pracę. Radykalny kierunek, w którym zwrócili swoją wolnorynkową filozofię był taki: jeżeli naturalną tendencją wolnego rynku jest, by praca otrzymywała swój pełen produkt, to fakt, że praca nie otrzymuje swojego pełnego produktu w istniejącym kapitalizmie może być jedynie rezultatem przywilejów. Kapitalizm, w odróżnieniu od wolnego rynku, jest systemem, w którym państwo reprezentuje właścicieli kapitału i ziemi oraz interweniuje w rynek na ich korzyść. To narzucenie specjalnych przywilejów utrzymuje ziemię i kapitał sztucznie rzadkimi i drogimi w porównaniu z pracą, więc praca musi płacić haracz za dostęp do środków produkcji. Niech więc państwo zniesie swoje gwarancje dla przywilejów i niech dostawcy ziemi i kapitału konkurują na wolnym rynku bez barier wejścia, a ziemia i kapitał przestaną dostarczać monopolistyczny dochód; zapłata za pracę będzie rosnąć, aż osiągnie swój pełen produkt.
Niektóre wersje tego rozumowania zostały przyswojone jako podstawa dla mutualizmu Proudhona, radykalnie wolnorynkowej myśli Thomasa Hodgskina w Anglii, indywidualistycznych anarchistów w Ameryce, począwszy od Josiaha Warrena, przez Benjamina Tuckera (osobę mającą na mnie największy wpływ) i georgistów.
Pomimo że nie przyjął tak dosłownego radykalizmu, Murray Rothbard (prawdopodobnie najbardziej prominentna gwiazda na anarchokapitalistycznym nieboskłonie) postrzegał obecny system jako taki, w którym nasze państwo korporacyjne używa władzy przymusowego opodatkowywania albo do akumulacji korporacyjnego kapitału, albo obniżenia korporacyjnych kosztów. U szczytu swojego strategicznego sojuszu z Nową Lewicą, Rothbard entuzjastycznie wydobył radykalną historię Gabriela Kolko i Williama Applemana Williamsa, z myślą, że może być inkorporowana do wolnorynkowej krytyki państwowego kapitalizmu. Dziś Sojusz Libertariańskiej Lewicy kontynuuje rozwijanie tych lewicowych aspektów myśli Rothbarda.
Główna, istotowa różnica między dystrybutystami i lewicowymi wolnorynkowcami dotyczy, jak sądzę, nie tyle naszych sympatii czy celów, co naszego rozumienia przyczyn. Jeżeli spojrzymy na większość dystrybystycznej retoryki, to wydaje się twierdzić, że obecna koncentracja bogactwa i kapitału bierze się z leseferyzmu i jest naturalnym rezultatem wolnego rynku, i w związku z tym pewna forma państwowych interwencji jest konieczna, by zapobiec koncentracji bogactwa w coraz mniejszej ilości rąk. Z drugiej strony, lewicowi wolnorynkowcy postrzegają naturalną tendencję rynku jako egalitarną i decentralistyczną, a obecny system władzy korporacyjnej i skoncentrowanego bogactwa, jako rezultat masowej interwencji państwa na rzecz bogatych i potężnych. Lewicowi wolnorynkowcy mówią te same rzeczy, co ich radykalni wolnorynkowi poprzednicy: znieśmy wszystkie państwowe subsydia dla wielkiego biznesu i wszystkie specjalne przywileje, chroniące go przed konkurencją, a rynek zadziała jak dynamit u podstaw władzy korporacyjnej; pozwólmy działać dynamitowi rynku, a ujrzymy zdecentralizowaną gospodarkę małoskalowego przemysłu, produkującego na lokalne rynki, z rozpowszechnioną własnością kooperacyjną i samozatrudnieniem.
+++++
Artykuł po raz pierwszy pojawił się na blogu The Distributist Review. Kevin Carson, autor artykułu, prowadzi również stronę Mutualist.Org oraz bloga Mutualist Blog: Free Market Anti-Capitalism.
***
Tłumaczenie: Paweł Witecki
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Personalizm rynkowy
Autor tłumaczenia prowadzi bloga Personalizm rynkowy