Jeremi Libera “Żyć wolnym albo umrzeć? Chyba jednak lepiej żyć. Tylko jak?”

Czas najwyższy wziąć się do roboty. Długo mnie nie było i dałem się przeskoczyć w statystykach bblog.pl Jerzego Hausnera. Co za wstyd! Wasze stany psychiczne też pewnie ucierpiały.

Zacznę od kwestii praktycznej. Pytanie na dziś brzmi: jak żyć?

Tak, wiem, być miłym dla sąsiadów, chodzić na spacery i oglądać mało telewizji. Nie o to mi jednak chodzi. Pytania nie stawiam w odniesieniu do całego społeczeństwa, a do tej nielicznej mniejszości, która bardzo lubi wolność i na sam dźwięk słowa „przymus” dostaje drgawek połączonych z gęsią skórką. Jak bowiem wytrzymać na świecie, w którym przymus jest używany częściej od rozumu i stawia się znak równości między wolnością a zepsuciem, wyzyskiem, samowolą i szatanem?

Odpowiedź numer jeden: nie dać po sobie poznać załamania nerwowego. Nie ma nic gorszego niż zły nastrój i popadnięcie w apatię. Ale jak to zrobić? To proste, należy przybrać taką postawę, która przymus, w szczególności ten państwowy (bo z nim można w ten sposób walczyć najłatwiej), pozwoli ignorować.

I tu chciałbym zadać pytanie pomocnicze: czy państwo istnieje?

Pytanie na pozór absurdalne – bo niby kto zabiera nam tyle kasy i zamyka w więzieniach np. za posiadanie niektórych nielegalnych roślin? No państwo, nie ulega przez to żadnym wątpliwościom jego istnienie. Ale czy jest ono jakimś wielkim, groźnym, wielogłowym potworem wielkości Opery w Sydney? Nie, na państwo składają się ludzie – ci, którzy tworzą jego administrację i ci, którzy tej administracji się podporządkowują.

To, że się podporządkowują, to pół biedy. Gorzej, gdy istnienie państwa uważają za naturalne, a niekiedy nawet metafizycznie uzasadnione. Jeszcze gorzej, gdy tegoż państwa używa się, aby uzyskać własne korzyści lub przeszkodzić innym w spokojnym życiu np. informując urząd skarbowy o „nielegalnych dochodach”. Do tego wszystkiego może prowadzić fakt wiary w istnienie państwa.

No bo gdyby nagle wszyscy „współtwórcy” państwa przestali w nie wierzyć i uznali za pasożyta będącego czymś pomiędzy stonką ziemniaczaną a organizacją przestępczą, czy nadal by ono istniało. A czy istniałaby np. firma Sony, gdyby jej pracownicy i klienci uznali ją za niebyłą i ignorowali wszelkie jej działania?

Nie wymagam od wszystkich jakichś daleko posuniętych działań rewolucyjnych, nic z tych rzeczy. Namawiam tylko do zmiany stylu życia. Do przestania traktowania państwa jako pół – bóstwo, którego nie tyczą się zasady matematyki, ekonomii i socjologii (a tak trzeba uznać, aby przewidzieć sukces jakiegokolwiek programu rządowego). Jeśli swoją postawą i świadomością nie możemy zmienić świata, to chociaż poprawmy sobie humor.

Jeremi Libera

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *