Patryk Bąkowski “Jak zgadzam się z Foltynem”

Łukasz Foltyn (to ten Pan, co to stworzył GG i stwierdził, że nikt więcej nie powinien czegoś takiego wymyślić) postanowił bawić się w politykę. Kiedyś Jeremi Libera wymienił z nim kilka uprzejmości ( tu i tu), co raczej nie przemówiło naszemu Panu Gadu-Gadu do rozumu no i dalej próbuje on przekonywać do swoich wizji rynku, ekonomii i świata. Znalazłem sobie właśnie bloga Pana Foltyna a tam między innymi jego program jako jedynki z listy pselu. I bardzo on mnie zafascynował. Jest w miarę krótki, więc bez urazy, bo to co zrobię zaraz można pewnie zrobić z większością tego typu programów. Najpierw go zacytuję a potem powiem, dlaczego mógłbym się z Panem Foltynem nawet zgodzić, gdybym oczywiście nie wiedział, że ten jego program to zwykły plan zniewolenia. Ale do rzeczy:

(blablabla) Poniżej przedstawiam moje główne postulaty programowe:

1. Wprowadzić świadczenie na każde dziecko w wysokości 300 zł miesięcznie

2. Zapewnić darmowe posiłki dla dzieci i młodzieży w szkole

3. Podnieść wydatki na służbę zdrowia z 4.25% PKB do 6% PKB, zapewniając tym samym bezpłatny dostęp do wszystkich procedur medycznych niezbędnych do zachowania życia i zdrowia

4. Podnieść wydatki na edukację z 4% PKB do 6% PKB, zapewnić bezpłatną naukę angielskiego dla wszystkich dzieci, zwiększyć ilość zajęć dodatkowych, kół zainteresowań.

5. Podnieść płacę minimalną do 1200 zł netto

6. Zlikwidować składkę ZUS i składkę zdrowotną- wprowadzić finansowanie świadczeń ZUS i służby zdrowia bezpośrednio z budżetu.

7. Rozwinąć budownictwo socjalne szczególnie dla młodych osób z dziećmi, oraz dla rodzin żyjących na wsi nie mających tam gospodarstw zapewniających odpowiednio wysokie dochody. Czynsz w mieszkaniach komunalnych i socjalnych uzależnić od dochodów.

8. Wprowadzić prosty przejrzysty system podatkowy, ze stawkami progresywnymi- od 30% do 50%, zamiast obecnych 19%,30%,40% i składki ZUS. Dochody z działalności gospodarczej, dywidendy ze spółek kapitałowych oraz dochody kapitałowe byłyby opodatkowane na zasadach ogólnych. W razie potrzeby należy rozważyć podniesienie podatku VAT, w związku z czym nie należy jednak spodziewać się wzrostu cen, gdyż wzrost VAT będzie w większości przypadków sfinansowany przez przedsiębiorstwa. Dzięki tym zmianom uzyska się finansowanie wydatków wymienionych w punktach 1-7

Zanim zacznę – wszystkie te punkty mają jedną wadę – za cholerę Pan Łukasz nie chwali się jak ma je zamiar wprowadzić w życie. To znaczy niby wymienia źródełko w ostatnim punkcie, no ale Panie Łukaszu toż to pójście na łatwiznę. Dlatego będę dobry i podpowiem Panu jak je zrealizować:

ad 1. Wystarczy że zrezygnujemy z podatków i do kieszeni każdego rodzica trafi znacznie więcej aniżeli te 300 zł. Oczywiście są ludzie którzy nie pracują, ale podatki to nie tylko podatek dochodowy. Podatek np. mamy w chlebku, masełku, powidłach, srajtaśmie, sweterkach, śliniaczkach itd. Rezygnacja z podatków pozostawia nam de facto w kieszeni ponad 80% owoców naszej pracy, które dziś są bezlitośnie łupione na ten etatystyczno urzędniczy system. Oczywiście w tym momencie pozbawimy tych, którzy nie pracują wszelkiej państwowej pomocy. Ale czy tak naprawdę coś takiego istnieje? No cóż śmiem twierdzić, że wszelkie zasiłki, które idą do ludzi – idą do dwóch grup:
-tych, którzy zarabiają cokolwiek łapiąc od czasu do czasu fuchy, ale mimo to ledwo wiążą koniec z końcem m.in. dzięki temu że chlebek, masełko, powidełka, bilet tramwajowy itd składają się w dużej mierze z podatków przez co to co ci ludzie z trudem zarabiają państwo im najzwyczajniej w świecie podpierdala,
-oraz ludzi, którzy są zwykłymi darmozjadami i cwaniakami żerującymi na tym powalonym systemie. I ja się tym ludziom nie dziwie – proszę też nie myśleć, że w jakikolwiek chciałbym tych ludzi obrazić – w końcu mój ś.p. tatko długie lata zasilał swe wątpliwe fundusze rentą, którą dostawał za to że kompletnie nie szanował swego zdrowia.
Grupa osób na której panu Foltynowi najbardziej prawdopodobnie zależy nie dostaje od państwa nic. NIC. Żyją w kompletnej stagnacji, nie wiedzą co z sobą robić i wielu z nich ma szanse na przetrwanie jedynie dzięki fundacjom a przede wszystkim innym ludziom. Ja bynajmniej twierdze że zdelegalizowanie tej kradzieży jaką są podatki wszystko zmieni. Nie – istnieje jeszcze wiele innych zamordystycznych cech państwa które ograniczają ludzi i wdeptują ich w glebę. Ale jest to jeden z warunków koniecznych, jeżeli chcemy aby ludzie mogli żyć a nie egzystować.
Dziś człowiek, który mógłby zarabiać 3000 zł jest okradany w ten sposób że de facto zawierając umowy (kupując chlebek, masełko etc.) z innymi ludźmi jest w stanie dysponować 1000 zł z tych środków. To, co w zamian za te ukradzione 2000 zł oferuje mu państwo jest warte prawdopodobnie góra 500 zł. Pomyślmy, jakie usługi moglibyśmy otrzymać gdybyśmy dysponowali sami tą kwotą?

ad 2. W pełni się zgadzam. Uważam zresztą, że nie tylko dzieci ale każdy powinien chodzić najedzony. Tylko tu znów problem z tym jaką drogę obierzemy. I żeby nie wchodzić już jakby to pewnie Pan Foltyn nazwał w moje utopie – prosty sposób na to aby te dzieciaki nie siedziały w szkole głodne. Niech Pan Foltyn zamiast podnosić podatki do 90% całości mojego dochodu, zainteresuje się np. armią. Że tak się wyrażę na chuj siłą zaciąga się co roku do armii ileś tysięcy młodych ludzi którzy mogli by w tym czasie płacić tę złodziejską daninę jaką są podatki? Ile to kosztuje – czy może nie przypadkiem tyle że starczyłoby na posiłek dla każdego dzieciaka? A czego uczy wojsko – jak być zwierzęciem?

ad 3. PKB to fajna rzecz. Można napisać podnieśmy sobie wydatki z x% do y% PKB. Ale co to oznacza? Kto z czego ma te wydatki podnosić?
Za wikipedią – „PKB opisuje zagregowaną wartość dóbr i usług finalnych wytworzonych na terenie danego kraju w określonej jednostce czasu (najczęściej w ciągu roku)”.
Czyli to nie jest tak, że PKB to leży sobie w kasie państwo i czeka aż przyjdzie Salomon Foltyn i sprawiedliwie rozdzieli bogactwa. PKB wskazuje jedynie ile w ciągu roku wszyscy sobie razem zarobiliśmy. I teraz ktoś chce to podzielić – czyżby trochę było to nie fair że ktoś sobie wpada i mówi oki to od jutra, sorry Winetou, trochę więcej ci podprowadzimy?
Wracając do meritum. W sumie mógłbym się nawet zgodzić że warto by było wydawać więcej na opiekę zdrowotną. Lubię wielu ludzi i wolałbym aby pożyli dłużej niż krócej, a im medycyna będzie lepiej rozwinięta tym pewnie i łatwiej będzie pożyć dłużej. Tylko że dlaczego ja nie mam zadecydować o tym ile przeznaczę na tę opiekę zdrowotną? Dlaczego jakiś urzędnik wie lepiej ile MOJEJ kaski trzeba wydać na MOJE zdrowie? Panie Łukaszu aby podnieś wydatki na opiekę medyczną trzeba zadbać o to aby po pierwsze ludzi było stać na to aby płacili więcej, a po drugie żeby mogli sami decydować gdzie te pieniądze popłyną. Wtedy nie tylko usługi medyczne poprawią znacznie swą jakość, ale i ludzie chętniej będą wydawali pieniądze. I pana upragnione wydatki na opiekę zdrowotną spokojnie przekroczą nawet i ten magiczny próg PKB, który Pan raczył wyznaczyć.

ad 4. Pominę w tym punkcie kwestie finansowe, bo powyżej trochę o nich pisałem. Oczywiście tu jest trochę inny problem z finansami, ale celnie Pan Foltyn zauważa, że z edukacją to nie tylko problem pieniędzy mamy. To, że na edukacje nie ma kasy mnie nie dziwi – to że prywatne szkolnictwo jest dla mnie remedium oczywiście nie jest w tym miejscu ważne.
Jednak na co innego chciałbym zwrócić uwagę panu Foltynowi. Otóż jak wszędzie z wszystkim wokół edukacji wiążę się kupa przepisów. Chłopaki z podwórka nie mogą sobie zrobić boiska na pobliskim skwerze, bo musieliby mieć zezwolenie. W opuszczonej piwnicy nie mogą sobie zrobić klubu, w którym by się spotykali i nie wysiadywali na ławkach przed blokiem. Bo na to wszystko musi się zgodzić jakiś urzędnik. I nawet jak już się zgodzi to inny urzędnik musi wydać zezwolenie, a kolejny stwierdzić czy przypadkiem dwaj poprzedni nie złamali zasad BHP. I tak w koło. W ten sposób kilku gości, którzy siedząc na ławce wykombinuje sobie jakiś cel, zaraz oberwie po łbie i jeszcze ktoś policje na nich naśle. Więc po co mają cokolwiek próbować robić skoro siedząc na ławce mogą spokojnie walnąć w łeb jakiegoś przechodzącego jelenia i na piwko będzie. Tu się problemy zaczynają. Potem mamy szkołę, która także jest regulowana kupą przepisów, które zabraniają, nakazują, wskazują, zalecają od dyrekcji na uczniu kończąc jak każde z nich ma postępować. I zamiast tworzyć wspólnotę i podkręcać wszelkie inicjatywy, których wśród młodych ludzi nie brak, tworzą konflikt nakazując przeważnie dyrekcji walnąć obuchem takich niesfornych w łeb. No i takich przykładów można znaleźć kupę, mnie już całe szczęście one nie dotyczą, ale wystarczy zapytać kilku młodych ludzi, co ich tak naprawdę ogranicza – nie stwierdzą że brak kasy, to jest rzecz drugorzędna. Ograniczają ich wszelkiej maści urzędasy, których tworzy się dla ich dobra całą masę. Ten system jest apatyczny, brak w nim serca i ducha, przez to między innymi, że pan minister w ministerstwie wie lepiej.

ad 5. Tu pojadę Korwinem – wystarczy wolny rynek a każdy, kto będzie chciał pracować będzie dostawał nawet więcej. To temat na zupełnie oddzielny watek, więc na razie zostawię.

ad 6. „Zlikwidować składkę ZUS i składkę zdrowotną- wprowadzić finansowanie świadczeń ZUS i służby zdrowia bezpośrednio z budżetu.” … z budżetu domowego każdego obywatela.

ad 7. Tu mamy zdaje się trzy różne problemy. Młodzi rodzice, ludzie ze wsi i ogólnie kwestia tego kto, ile i za co powinien płacić. Zacznijmy od końca. Również uważam, że w zależności od dochodów każdy powinien płacić inaczej za to gdzie mieszka. Jeżeli ktoś zarabia dużo, mieszka w mieszkaniu o wysokim standardzie naturalnym jest, że będzie płacił więcej od kogoś, kto mieszka w mieszkaniu o standardzie niższym i niższych zarobkach. Dziwne byłoby to wtedy gdyby było na odwrót – mam nadzieje, że tego Pan Łukasz nie postuluje, bo chyba rozumie to, że nikomu nie opłacałoby się zarabiać dużo, a to implikowałoby to, że któregoś dnia nie za bardzo mielibyśmy z czego finansować ten wysoki standard dla wszystkich.
Co do ludzi na wsi. A może by tak zacząć od takich prozaicznych rzeczy jak deregulacja rynku ziemi? Zniesienie czegoś takiego jak klasyfikowanie ziemi, pozwolenia na bycie rolnikiem, dofinansowywanie nierentownych gospodarstw, czyli wszystkich tych regulacji przez które ludzie nie są w stanie po pierwsze pozbyć się niepłodnej ziemi a po drugie reformować swoich gospodarstw tak aby przynosiły większe zyski. To wystarczy i wtedy dochody tych ludzi zwiększą się i nie będą musieli uciekać do znienawidzonych miast i tworzyć slumsy, jako ludzie nieprzystosowani do realiów życia w metropoliach.
I teraz problem ludzi młodych. Jeżeli chcemy, aby mieli oni mieszkania trzeba im pozwolić na nie zarobić. Wielu deweloperów tylko czeka na klientów i okazję do tego, aby sprzedać kolejne mieszkanie. I tu są dwie strony medalu.
Z jeden jest deweloper, który jest gnębiony przez państwo i każdy dom, który mógłby wybudować w ciągu dwóch lat, tak naprawdę powstaje w naszych realiach przez lat dziesięć. Liczba zezwoleń, które musi zdobyć deweloper powoduje to, że czas budowy od zakupu ziemi do zamieszkania pierwszego mieszkańca wydłuża się kilkukrotnie a to w konsekwencji powoduje znaczne podrożenie kosztów.
Z drugiej strony młody człowiek, aby pójść do pracy i zarobić na mieszkanie znów spotyka się z całym mnóstwem ograniczeń, które ponoć mają pozwolić mu uniknąć wyzysku. I tak młody człowiek nie może każdego ze swych drobnych pomysłów realizować, bo musi najpierw zarejestrować się w odpowiednim urzędzie, a przede wszystkim ze wszystkiego spowiadać się przed fiskusem. Co więcej, jeżeli pomysł jego nie wypali w niczym go to nie usprawiedliwia i tak musi państwu zapłacić haracz.
Więc, po co młody człowiek ma podejmować ryzyko? Nie tylko może stracić pieniądze, ale co śmieszniejsze w naszym systemie karnym za nie zapłacenie podatku można trafić do więzienia. Za to np. że chciało się zarobić pieniądze na mieszkanie dla swojej rodziny, państwo ma prawo zamknąć człowieka pozbawiając go możliwości jakiejkolwiek próby zapewnienia lepszej przyszłości rodzinie.

Co do ostatniego punku wypowiedziałem się na początku tych rozważań.

Panie Łukaszu – teraz jeszcze bardziej na serio – ja naprawdę uważam, że cele, które sobie Pan stawia są całkiem sensowne. Ale droga, która Pan proponuje prowadzić może tylko w stronę degeneracji społeczeństwa, kompletnego rozpadu wartości i pozbawienia wielu ludzi resztek moralności, które tlą się jeszcze w ich sercach.
Ktoś kiedyś powiedział coś w tym stylu: boje się ludzi, którzy kierują się w życiu tym, co przeczytali w jednej książce. Wydaje mi się, że krytykując wolnorynkowe podejście do ekonomii krytykuje pan tak naprawdę zastaną rzeczywistość i swoje wyobrażenie zaczerpnięte z lewicowych czytanek a nie prawdziwy wolny rynek. Bo Pan najwyraźniej nie wie, na czym tak naprawdę polega wolny rynek – patrzy Pan na niego przez pryzmat tego, co widzi, na co dzień i to nazywa wolnym rynkiem. Jednocześnie będąc człowiekiem empatycznym pragnie Pan dobra dla wszystkich w koło. I Oki. Ale rzeczywistość nie jest tak prosta i łatwa w sterowaniu jak Pan twierdzi. Każdy państwowy ruch, każda regulacja, powoduje reakcję, której nie jest Pan w stanie przewidzieć. Ja też nie jestem, ale historia pokazuje, że każda próba regulowania zwiększa w innych obszarach poziom deregulacji i wytwarzając w nim nienaturalny chaos. A to wcale nie powoduje powstania obok państwa samodzielnej struktury. Obszar tworzący się obok państwa przyciąga bandziorów i męty, co znów powiększa zagrożenie dla zwykłego człowieka. Nie dość że, z jednej strony uciskany jest przez państwo, z drugiej musi obawiać się tego że próbując uwolnić się spod państwowych restrykcji natknie się na jakiś gang.
Oczywiście w większości ludzie radzą sobie doskonale mimo tych wszystkich przeciwności i szara strefa jest jednym z głównych fundamentów każdej społeczności. Obawy zwiększają się gdy państwowe regulacje zaczynają wchodzić w coraz większe obszary ludzkiego życia, przez co i te jeszcze zdrowe obszary rynku zaczynają wpadać w ręce coraz silniejszych grup paramafijnych.
Wydaje mi się, że zarówno Pan jak i każdy polityk, żyjecie w kompletnym oderwaniu od rzeczywistości. Nie zdajecie sobie sprawy, że świat funkcjonuje nie dzięki Wam ale pomimo Was i waszych pomysłów. Już dziś większość obywateli każdego dnia nieświadomi popełnia zapewne kilka przestępstw. To, w jaki sposób chciałby Pan wprowadzać powszechne szczęście może prowadzić jedynie do tego że najpierw będzie musiał Pan pobudować mnóstwo więzień, potem każdego po kolei powsadzać, a będąc bezkompromisowym w tym o czym Pan mówi, zapewne na końcu będzie Pan musiał wsadzić sam siebie.

Konkludując – z egoizmem, chęcią zysku i pragnieniem szczęścia każdego człowieka nie ma co walczyć. Te cechy ludzi nigdy nie znikną. Trzeba jedynie pamiętać, że jak pisał Adam Smith:

„To nie z życzliwości rzeźnika, właściciela browaru czy bankiera możemy spodziewać się obiadu, ale z ich troski o własny interes. Zwracajmy się zatem nie do ich człowieczeństwa, ale do ich samouwielbienia i nigdy nie mówmy im o naszych potrzebach, lecz o ich zyskach. (…) Goniąc za własnym interesem jeden człowiek częściej wspiera innych bardziej skutecznie, aniżeli wtedy, gdyby naprawdę zamierzał ich wspierać. Nigdy nie spotkałem zbyt wiele dobra uczynionego przez tych, którzy handlowali dla dobra publicznego”.

Patryk Bąkowski
2 październik 2007 r.

***

Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Qatrykowe boje

Autor artykułu prowadzi bloga Qatrykowe boje

9 thoughts on “Patryk Bąkowski “Jak zgadzam się z Foltynem”

  1. „Ktoś kiedyś powiedział coś w tym stylu: boje się ludzi, którzy kierują się w życiu tym, co przeczytali w jednej książce.”

    A ja się boję wszelakich fundamentalistów co kierują się w życiu tym co przeczytali w dwóch ksiązkach. Na przykład Biblia + Arystoteles.

    Oczywiscie tak na marginesie zgadzam się, że podatki powinny być niższe. I że powinno być jak najmniej urzędniczych regulacji. z tym że nie uważam za coś dobrego wymianę ludzi co przeczytali wszystko w jednej książce ( Marks ) na tych co przeczytali wszystko w dwóch ksiązkach.

    To na razie tyle,

    Pozdro

  2. a możesz rozwinąć myśl, bo jakoś nie skumałem? Raczej przez tę jedną książkę rozumiem postrzeganie rzeczywistości jednostronnie bez skonfrontowania tego z drugą stroną. Pan Sierakowski daj my na to pewnie przeczytał wiele książek ale co z tego jak zapewne nigdy nie sięgnął po dajmy na to Misesa albo chociaż Friedmana. Od razu widać że ma zdaje się jakąś alergie…

  3. „Szablę w dłoń, konserwatywnego liberała goń, goń, goń, goń!”

    Taki podtekst niestety daje się zauważyć w większości Twoich wypowiedzi 🙂 Trochę jak fanatyk, który całą swoją wiedzę opiera na jakiejś książce krytykującej kolibów. Bez obrazy, ale takie odniosłem wrażenie 😉

    Z Foltynem nie ma co polemizować, jest tak zapatrzony w Szwecję, jak niegdyś lewicowi intelektualiści w ZSRR. To jeszcze bardziej kliniczny przypadek niż niektórzy „myśliciele” zapatrzeni w USA.

  4. dobre:> no może tak trochę faktycznie przesadzam, ale to naprawdę z czystej sympatii.
    Zresztą Faer ja tam nie to że nie lubię konlibów ino po prostu nie lubie jak ktoś uważa że jest najmądrzejszy. Nie zależnie kim jest. No i przy tym wszystkim wydaje mi sie że dość często mówię że mogę nie mieć racji.

  5. Przepraszam za nieporozumienie, to było do Timura 🙂 U Ciebie widziałem raczej chęć dialogu z innymi wolnościowcami, przy ewentualnej dyskusji z poglądami niektórych z nich a nie potępianiu całego odlamu, co zaobserwowałem u Timura.

    Ale żeby nie bylo to czyste sprostowanie: jak ktoś przedstawia jakąś tezę, to jest mi absolutnie obojętne czy wieńczy ją stwierdzeniem „oczywiście mogę nie mieć racji”. Bo moja odpowiedź i tak będzie potwierdzeniem, skorygowaniem albo zaprzeczeniem tej tezy. Nie odpowiem przecież „Nie masz racji, ale jesteś fajny, bo przynajmniej wziąłeś pod uwagę taką możliwość.” To dotyczy raczej wzajemnego poklepywania sie po plecach a nie dyskusji.
    Dlatego wolę ostrą dyskusję bez owijania w bawełnę. Żeby to była dyskusja a nie względy emocjonalne czy chęć przypodobania się rozmówcom. Nieco żałosną byłaby dla mnie rozmowa „Anarchia jest chyba najlepszą możliwością, ale mogę się mylić…” – „No, chyba jednak nie jest, ale może jest.”. Jak już się ktoś decyduje na konfrontację poglądów, to niech przedstawia tezy (zakłada się samo przez się, że tezę można obalić więc pisanie tego jest niepotrzebne), a nie możliwości.

    Oczywiście mogę się mylić… 😉

  6. nie no oki. zgadzam sie całkowicie – o to mi mniej więcej chodziło. Czasem jednak wiesz możesz sie z kims kłócić i to powiedzenie „moge sie mylić” jest raczej na zasadzie na kazdy twój argument w sporze ja odpowiadam kontrargumentem i nie klepie tę sama mantrę. I taka dyskusja pokazuje właśnie że nie jest się gburem który na wszystko ma jedna odpowiedź i że gdy dostanie sie odpowiednie argumenty można nie mieć kontry a przez to w jakiś posredni sposób polec.
    W skrócie – mogę się mylić oznacza jedynie to że mam jakieś zdanie i jestem otwarty na dyskusje – przekonaj mnie że sie mylę jeśli masz inne zdanie.

  7. Wydaje mi się, że „mogę się mylić” nie znaczy nic, bo rozumie się samo przez się 😉 Bo w dyskusji także rozumie się samo przez się, że ma się jakieś zdanie (inaczej po co by się w nią wchodziło?) i że jest się na nią otwartym (inaczej po co ją rozpoczynać?).

  8. Zaraz zaraz drogi Fear.

    Nie wymieniłem z nazwy żadnych konlibów. Więc skąd ty ich wziąłeś? A ci co czytali tylko Biblię i Arystotelesa to raczej mieszkańcy Pasa Biblijnego w USA i wszelacy neokonserwatyści. Konlibowie jeszcze do tego czasem czytują Platona a to już daje 3 ksiązki.
    Co nie zmienia faktu że są równie fanatyczni i nie do życia.

    Dyskutować trzeba ale oczywiscie pod warunkiem że z druga stroną da się dyskutować. Problem w tym, że z konlibami i neokonserwatystami dyskutowac się nie da. I że choć deklarują niechęć do totalitaryzmu to sami ten totalitaryzm uosabiają na przykład traktując automatycznie jak wroga, komunistę lub w najlepszym przypadku użytecznego idiotę każdego co ma choć na mikrometr inne zdanie niż oni i … na przykład nie lubi amerykańskich samochodów, a przecież nie każdemu one musza się podobać.

    Kto zna z reala jakiegoś konliba ten wie o czym mówię. No chyba że ma szczęście poznać innych konlibów, ale ja takiego szczęścia nie miałem. Oczywiscie dopuszczam do siebie myśl że tacy konlibowie istnieć mogą.

    A co do Fołtyna. Cóż! to przegięcie w drugą stronę. Mnie się też onegdaj podobała Szwecja a jeszcze bardziej Finlandia ale miałem tu na myśli raczej ichnią tolerancję w system podatkowy nie wnikając.
    Mając rodzinę w Szwecji ( a było to jeszcze za komuny ) zazdrościłem im pluralizmu i możliwości dyskutowania na wszystkie tematy bez żadnego tabu. Nawet jeśli tam były wysokie podatki to podobalo mi się, ze tamtejsi bez żadnego skrępowania MOGLI na nie narzekać i za to narzekanie do mamra nie wsadzali ( jak w „twardym totalitaryźmie” ).
    Oczywiście wiem, że ten system się przeżył gdy poprawiła się jakość azjatyckiej tandety na tyle, że niska cena przestała być jej jedynym atutem.
    niemniej jednak podziwiam Szwedów że pomimo że mieli u siebie jakiś parasocjalizm nie zepsuli szweckiej stali ani takich marek jak Volvo czy Saab. Tak samo jak podziwiam Francuzów, którzy pomimo socjalistycznych eksperymentów nie posunęli się do tego, by znacjonalizować winnice czy zakłady serowarskie bo to by było gorsze od Katynia.
    Ukatrupić kulturę radości życia to gorzej niż kogoś zabić.

    Dlatego też często byłem uważany za „komunistę” bo nie przyłączałem się do zachwytu nad USA.

    Uważam że podatki powinny być niższe i powinno być więcej wolnosci gospodarczej. Recepta Fołtyna raczej mi nie pasi. Co do jego pomysłów edukacyjnych to dobry pomysł ale na okres przejściowy, z tym, że ja chętniej widziałbym bony edukacyjne by pieniądze szły za uczniem. Jestem też za tym aby szkoła oprócz funkcji edukacyjnej zajmowała się też dożywianiem. Byłem nauczyciela i szlag mnie trafiał gdy widziałem jak głodnym dzieciakom nic do głowy nie wchodziło co powodowało że kasa przeznaczona przez Państwo na edukacją dziecka szła w gwizdek. To tak jakby za oszczędności całego życia kupić samolot bez silnika który będzie sobie stał w ogrodzie jako wątpliwa ozdoba.
    Jeszcze większy szlag mnie trafiał gdy słyszałem o przypadkach „sieroctwa socjalnego”. Gdy na przykład dzieci PGR-owskie nie chodziły do szkoły z powodu braku kasy na bilet miesięczny i były odbierane rodzicom za niewywiązywanie się z obowiązku szkolnego. Trafiały do „bidula” gdzie ich utrzymanie ( a także utrzymanie bidulowej biurokracji ) kosztuje co najmniej równowartośc 30 biletów miesięcznych.

    Dlatego nabrałem niechęci do kurczowego trzymania się zasad i do wszelkiego dogmatyzmu.

    Uważam, że jesli nie stać nas na dożywianie dzieci w szkołach to powinno się w imię humanitaryzmu znieść obowiązek szkolny. Bo jego utrzymywanie powoduje nie oszczędność tylko generowanie dalszych kosztów. Poza tym dziecko gdy zamiast chodzic do szkoły kopie ziemniaki u sąsiada albo zbiera butelki ma wieksze szanse na przeżycie i często mimo straszliwego położenia jest dumne że może nakarmić siebie i siostrę na przykład. W szkole takie dziecko jest zawsze skazane na kompleksy. Czy to jego wina że nie ma na ksiązki i zeszyty?

    A idealnych rozwiązan nie ma. Ani wolnościowych ani niewolnościowych.

    I jescze jedno Fear. Przeczytałem masę ksiązek. Nie przeczytałem ani jednej takiej co by potepiała konserwatywny liberalizm. A jest wogóle taka ksiązka?

    Ja swoją opinię na temat konlibów wyrobiłem sobie na podstawie doświadczeń z reala.

    To na razie tyle,

    Pozdro

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *