Właśnie wpadłem przez przypadek na blog Krytyki Politycznej, i się przeraziłem. Nie, nie tekstem bo ja tamtejszych tekstów kompletnie nie kumam. Wolę Foltyna:)
Przeraził mnie tytuł tego bloga: “Zanim Zwyciężymy”. Zawsze przeraża mnie retoryka wojny. Zanim zwyciężymy jest właśnie taką retoryką – zmiażdżymy wroga, śmierć przeciwnikom, do ostatniej kropli krwi i takie tam.
Chciałem tylko zwrócić uwagę że historia jedyne czego uczy to tego że zwycięzcy prędzej czy później ponoszą porażkę. Od kurna Troi po ostatnie wybory zwycięzcy okazywali się zwyciężonymi.
Porażki albo kompletnie niszczą albo uczą pokory. Niszczą tych którzy nie rozumieją że gdy zwyciężali nie przynosiła im tego idea i jej słuszność, nie przynosiła im tego ciężka praca ale porażka poprzedników, wrogów. Tych którzy też kiedyś zwyciężali. Niszczy ich gdy nie potrafią dostrzec własnych błędów, nie potrafią pogodzić się że to w co wierzą zawodzi.
Socjalizm odradza się dziś na całym świecie po tym gdy nabrał pokory, gdy zrozumiał że ekonomii nie da rady pokonać, gdy doszedł do wniosku że argumenty o powszechnym dobrobycie upadł i już nie powstanie. Dziś socjaliści odwołują się do argumentacji serca – nawet za cenę mniejszego bogactwa kraju, regionu, świata każdy człowiek powinien żyć na ludzkim poziomie (cokolwiek to znaczy).
Prawica błąd popełniła gdy klasyczny liberalizm, a także po trosze konserwatyzm przekształciły się w neoliberalizm, który ponad człowieka postawił kapitał, a tak de facto rozwój lewiatana. Albo raczej hybrydy którą można by nazwać lewiatanem korporacyjnym. Czyli tak naprawdę gdy socjalizm ubrała w klasyczną retorykę, i troszkę bardziej go pokomplikowała tak aby lud się nie zorientował że dzieje się to samo co za słusznie minionych lat.
Po trosze dziś można zaobserwować że choć socjalizm wciąż się umacnia to już nie ma takiego impetu jakim charakteryzował się jeszcze kilka lat temu. I choć ta złowroga wróżba zwycięstwa socjalizmu prawdopodobnie niestety się spełni natomiast prawicowe zacietrzewienie, ignorowanie człowieka i narzucanie mu moralności brnie nieuchronnie ku upadkowi, wiara w kolektyw, wiara w społeczeństwo, wiara w naród, a przede wszystkim wiara w to że ktoś jest zdolny zadbać o zbiorowość odchodzi do lamusa.
Dziś mało kto pokłada nadzieje w rządach, królach, dyktatorach. Większość ludzi uświadamia sobie tę prawdę starą jak świat – że jedyne na co można liczyć to na samego siebie. Ludzie jako jednostki przegrywali od zarania dziejów. Dzięki temu nauczyli się pokory, dystansu którego ideom braknie i będzie zawsze brakowało.
Idea gdy upada nie zauważa swych błędów. Idee swe przegrane tłumaczą populizmem konkurencji. I tak w koło. Co najwyżej dostosowują się do otoczenia ale nie rewidują w żaden sposób tych swoich cech które prowadziły i będą zawsze prowadzić je do porażki.
Zatem niech idee zwyciężają – to prowadzi je do nieuchronnego upadku.
A każdy z nas niech przegrywa – jedni polegną, upadną, inni wyjdą silniejsi, pewniejsi siebie. Co więcej przegrywanie uczy pokory. Uczy mądrości. Pokazuje że nie warto grać, bo ta gra jest jednym wielkim oszustwem – zawsze prowadzi do przegranej.
Ideologie tego nie pojmą – będą żądały krwi, zwycięstwa, ofiar. Ideologie są narzędziem oszustów. Mentalnych impotentów którzy przegrali w życiu to co najważniejsze, zatracili poczucie rzeczywistości, stracili zachwyt nad pięknem świata i pragną zawładnąć umysłami. Pragną w żałosny sposób władzą rekompensować sobie swe nieudacznictwo i życiowy niefart. Władzy się nie ufa. Władza chce korzyści tylko dla siebie – frazesy którymi zalewa nas od zarania dziejów służą jedynie temu abyśmy powierzali im swój los, abyśmy dawali im siłę do tego aby mogli nas w dowolnym momencie niszczyć.
Dlatego niech ideolodzy toczą wojny miedzy sobą – niech zwyciężają i niech przegrywają. My za każdym razem przegrywamy. Ale przyjdzie dzień gdy już nie będziemy musieli grać. Bo gry ideologii pozostaną zabawą dla nielicznej garstki mentalnych nieudaczników i nikt na nie nie zwróci uwagi. Umrą jak zapomniani bogowie.
Kupa w tym co pisze sprzeczności, kupa pustej wiary, kupa niespójnych myśli – wiem. Ale na tym chyba skończę…
Patryk Bąkowski
11 listopada 2007 r.
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Qatrykowe boje
Autor artykułu prowadzi bloga Qatrykowe boje
Myślę, że pojmowanie debaty politycznej w kategoriach „wojny” jest popularne zarówno wśród lewicy, jak i wśród prawicy.
Młodzi ludzie z krakowskiego UPR, którzy przyszli na debatę o faszyzmie organizowaną przez Zielonych nie po to, by przekonać oponentów, publiczność, społeczeństwo do swoich racji, ale po to by tę debatę „zakłócić” i „rozstroić”, są tego przykładem.
No i strzelili UPR i prawicy w ogóle marketingowego „samobója”. A o być może jakichś ich słusznych racjach nikt się nie dowiedział.
Ale jak się piśnie, że choć demokracja wygrała, to prędzej czy później w jej obecnym kształcie przegra, to…
Faer: to co?:>