Karol Wyszyński “Czy rośnie pokolenie interwencjonistów?”

To pytanie zaczęło zaprzątać mi głowę po dyskusjach, jakie odbyłem z wieloma kolegami i koleżankami. Wielu z nich bardzo twardo broniło idei interwencjonizmu w sferze międzynarodowej, tzn. idei protekcjonizmu. Tłumaczyli, że owszem „trochę wolnego handlu jest potrzebne, ale tam gdzie rynek działa źle potrzebne jest państwo”. Często dodawali jeszcze, że „wolny rynek” pięknie brzmi w teorii, ale praktyka jest czym innym.

W związku z tym postanowiłem przypomnieć poglądy jednego z najbłyskotliwszych polityków i ekonomistów XIX-wiecznej Francji – Frederica Bastiata i posługując się jego argumentami wykazać, że wolny handel pięknie działa nie tylko w teorii.

Frederic Bastiat dostrzegał absurdy wynikające z doktryny protekcjonizmu. Przeprowadzał analizy, a następnie trafnie argumentował. Zawsze podkreślał, że najpierw musimy dowiedzieć się co jest sprawiedliwe, kolejno co przynosi dobrobyt, a potem czy te dwie zasady są ze sobą kompatybilne. Słynął z ostrego pióra, a jego komentarze sprawiały, ze Francja trzęsła się ze śmiechu. Gdy budowano kolej z Francji do Hiszpanii, jeden z deputowanych zaproponował, by w Bordeaux zrobią w tej linii przerwę. Dzięki temu, przekonywał, zyskają tragarze, hotele itp.

Jak na taki absurd odpowiedział Bastiat? Świetnie, stwierdził, ale czemu mamy ograniczać się tylko do Bordeaux? Jeśli przerwa w torach generuje zyski, to Angouleme, Poitiers, Tours, Orléans i wszystkie inne miejscowości znajdujące się na trasie tez powinny zażądać przerwy w torach. W ten sposób powstanie kolej składająca się z całej serii przerw w torach, tzn. kolej negatywna.

Nasze rozważania zacznijmy od zdefiniowania pojęć. Czym jest wolny handel? Najprościej mówiąc jest to wolność dysponowania swoją własnością, czyli wymieniania jej na „cokolwiek” właściciel sobie zażyczy, pod warunkiem nie naruszania własności innych. Działania ludzkie można podzielić na dwa typy: przemoc i dobrowolna współpraca. Wolny handel zawiera się w tej drugiej kategorii. Gdy człowiek spostrzega, że nie jest w stanie produkować tego, co produkują inni, lub też inni robią coś lepiej czy taniej niż sam byłby w stanie (to z kolei jest wynikiem różnorodności wśród ludzi i warunków w których żyją), dochodzi do wniosku, że lepiej jest coś nabyć taniej drogą kupna, niż drożej produkować. Czym jest protekcjonizm? Niczym innym jak utrudnianiem bądź zabranianiem takich wymian. Pojawia się pytanie: dlaczego protekcjoniści chcą tego zabronić innym? Jaką mają etyczną podstawę do tego?

W tym miejscu warto zauważyć, że utrudnianiem handlu zajmuję się także np. WTO, ustalająca normy techniczne i promująca „handel kierowany”, objawiający się w postawie: „Ty mi obniżysz cła, to i ja ci obniżę?” – nie ma to nic wspólnego z wolnym handlem.

A czy wolny handel rzeczywiście tylko „pięknie brzmi w teorii, ale z praktyką nie ma wiele wspólnego”. Jeśli tak, to „praktyka” protekcjonistów wyglądać winna tak: „lepiej jest zrobić coś drożej samemu, niż nabyć coś taniej drogą kupna”. Czy aby na pewno tak to wygląda? Parafrazując Bastiata powiem tak: A co jest powszechną praktyką: czy informatyk robi sobie buty i ubrania? Czy szewc zajmuje się produkcją okien? Czy szklarz produkuje długopisy? Czy krawiec zajmuje się produkcją żywności?

Czy raczej w ramach podziału pracy każdy zajmuje się swoim fachem? Czy cala gospodarka społeczeństwa nie zależy od podziału pracy, tzn. od wymiany? A czymże jest wymiana, jeśli nie rachunkiem, który skłania nas, tak dalece jak to możliwe, do zaprzestania bezpośredniej produkcji, kiedykolwiek nabycie umożliwia nam w efekcie oszczędność czasu i wysiłku?

Podsumowując, czy nie jest uniwersalną praktyką ludzi kupowanie towarów jak najtaniej? Czy takimi praktykami nie są również w swoim życiu protekcjoniści?

Tylko dlaczego chcą tego zabronić innym? I wreszcie mały paradoks ? skoro protekcjoniści działania, których dokonują na co dzień, nazywają niepraktycznymi, a jednocześnie uważają swoje teorie za praktykę, to przeczą samym sobie! Jak odnosił się do protekcjonistów Bastiat: „to nie wy jesteście ludźmi praktycznymi, ponieważ nie potraficie wskazać ani jednej osoby na powierzchni Ziemi, która działa wedle waszej zasady”.

A dlaczego rzekome korzyści wynikające z protekcjonizmu mają miejsce tylko na poziomie międzynarodowym? Czy logicznie z doktryny protekcjonizmu nie wynika, że powinno się wprowadzić cła między województwami, o ile politycy i ekonomiści uznają to za korzystne? Z drugiej strony, czemu zatrzymywać się tylko na województwach?

Co z miastami, wioskami, dzielnicami albo nawet gospodarstwami domowymi? Piękny byłby świat, w którym województwo podlaskie wprowadziłoby cła na import soków z południa Polski, województwo mazowieckie chroniłoby swoich producentów kiełbas przed „zalewem” tego towaru ze wschodu kraju. Albo warszawskie Bemowo chroniące swoich producentów przed „zabójczą” wprost konkurencją ze strony Ochoty i Marymontu? Ktoś powie, ze to bzdura, ale jakoś tak się dziwnie dzieje, że gdy zamiast Marymontu wstawimy Chiny, a Bemowo zastąpimy np. Niemcami, Polską, Francją, to nagle te same osoby zaczną przebąkiwać o „korzyściach społecznych”, „ochronie miejsc pracy”, itp.

Zwolennicy protekcjonizmu często podają jako argument: „cło się sprawdziło i przyczyniło do wzrostu dobrobytu”. Popełniają tu błąd post hoc ergo propter hoc – czyli: potem a wiec w skutek tego. Nie. Historyczna korelacja dwóch zjawisk nie oznacza, ze jedno spowodowało drugie. Na taki argument można by jeszcze odrzec, że jeśli ograniczenie handlu powiększa dobrobyt to najbardziej rozwiniętymi regionami świata powinny być te najbardziej „od świata odcięte” czy to barierami naturalnymi, jak ocean, góry, pustynie czy politycznymi, jak właśnie cła, normy techniczne itp. Jak wskazuje praktyka jest zupełnie odwrotnie: najbardziej rozwinięte miejsca to te znajdujące się na szlakach handlowych.

Słynną maksymą Bastiata są słowa, że „ważne jest nie tylko to co widać, ale również to, czego nie widać”, a między dobrym a złym ekonomistą jest ta różnica, że tylko pierwszy potrafi dostrzec to, czego nie widać. Jak to rozumieć? To co zasadniczo mówił Bastiat to fakt, że ma znaczenie w jaki sposób używa się własności. I że określone dysponowanie własnością pociąga za sobą konsekwencje. I tak, dobrowolne decyzje właścicieli powodują alokacje zasobów zgodną z ich życzeniami – jednym słowem na wolnym rynku alokacja zasobów dokonywana jest w sposób A, natomiast interwencjonizm państwowy sprawia, że środki alokowane są w sposób B, niezgodnie z decyzjami właścicieli, ale zgodnie z decyzjami rządu, słowem alokacja zasobów dokonywana jest w sposób inny niż miałoby to miejsce na wolnym rynku.

To jest klucz do zrozumienia metafory o tym co widać, a czego nie – ktoś patrząc na efekty interwencji dostrzega xyz, a nie dostrzega, ze na wolnym rynku byłoby to ijk: Bastiat mówi nam, że interwencja prowadzi do określonej, innej niż chcą właściciele, alokacji zasobów, i na podstawie tej analizy porównawczej wyciąga wnioski odnośnie polityki gospodarczej. Przykładowo, cła powodować będą większy dochód dla „chronionych” producentów niż osiągnęliby na wolnym rynku, kosztem konsumentów i innych producentów.

Najgenialniejszym dziełem Bastiata, w którym wykłada argumenty przeciwko protekcjonizmowi jest słynna „Petycja” producentów świec i innych działów tego przemysłu do członków francuskiej Izby Deputowanych. Jak Bastiat obalił argumenty przeciwników wolnego handlu? Użył środka zwanego reductio ad absurdum i w imieniu producentów „wszystkiego, co się wiąże z oświetleniem” zażądał ochrony rynku przed rujnującą konkurencją „zagranicznego rywala, który najwyraźniej pracuje w warunkach tak dalece dla produkcji światła lepszych niż nasze, że zalewa nim nasz krajowy rynek po niesłychanie niskiej cenie.(…) Rywal ten, którym jest nie kto inny niż Słońce, prowadzi przeciw nam wojnę tak bezlitośnie, że podejrzewamy, iż został podburzony przeciw nam przez perfidny Albion (obecnie znakomita dyplomacja!), zwłaszcza, że ma dla tych wyniosłych wyspiarzy wzgląd, którego nie okazuje nam”. Spróbuję przenieść argumentacje Bastiata w dzisiejsze czasy.

Głównym argumentem za protekcjonizmem jest to, że przez konkurencję cierpią producenci krajowi. Rzeczywiście przez Chińczyka oferującego ubrania polski sprzedawca może cierpieć, czuć się niepewnie, zostać zmuszonym do obniżania kosztów i polepszania jakości, szukania możliwości rozwoju. Gdy wprowadzi się protekcjonizm to skończy się ten zły czas dla polskiego producenta ubrań. Co więcej gospodarka „ruszy z kopyta” i powstanie mnóstwo miejsc pracy. Stanie się tak, gdyż polski producent będzie więcej zarabiał, więc będzie więcej produkował, a jak będzie więcej produkował, to będzie potrzebował więcej pracowników i materiałów. A przez to nastąpi rozwój polskich fabryk, a do fabryk ktoś musi dowozić materiały – nastąpi rozwój gałęzi trans

Ktoś mógłby zauważyć, że o ile zyska polski producent ubrań, to inni Polacy nie, ponieważ „konsument będzie musiał zapłacić rachunek”. Ale czy rzeczywiście ktoś zauważy? Parlamenty nie odwołują się do „dobra konsumenta”, ważniejsze jest dobro producenta, bo dzięki temu „gospodarka ruszy” i powstaną „nowe miejsca pracy”. Jak wygląda mechanizm protekcjonizmu z perspektywy producenta, a jak konsumenta?

Pan Protektowski jest producentem ubrań, sprzedaje t-shirty po 10 zł, robi tak ponieważ jego sąsiad pan Otwartyński sprzedaje t-shirty sprowadzane z Chin, również za 10 zł. Protektowski chciałby zarabiać więcej, dlatego wpada na pomysł, że zamiast polepszać jakość, promować się, obniżać koszty uda się do zaprzyjaźnionego parlamentarzysty i powie mu tak: Chciałbym sprzedawać swoje koszulki po 15 zł, ale przez te od Chińczyków, nie mogę. Jeśli wraz z kolegami ustanowisz cło będę mógł zarabiać więcej, a dzięki temu zwiększę zatrudnienie, będę więcej kupował, moi robotnicy tak samo i te 5 zł. jak jedna kostka domino przyczyni się dobrobytu w całym naszym kraju. Nagrodzony uśmiechem i uściskiem dłoni drogiego przyjaciela poseł Kupowalski, dzięki swoim wpływom we władzach wprowadza pomysł w życie.

Jak to robi? Wśród swoich władczych przyjaciół mówi: wprowadźmy cła na chińskie ubrania. Najpierw uzyskamy z podatków 25 mln zł. na zapewnienie godnego życia celnikom, a Franek sprawdzi się na stanowisku ich szefa. Potem uzyskamy 5 mln z ceł, a grupa Krzyśka będzie odpowiadać za ich rozdysponowanie. Poza tym zyskamy nowy elektorat: ludzi Franka, Krzyśka, drogiego Protektowskiego i wielu od Zygmunta, tych zatroskanych o zalew „bcymi towarami”

Plan wprowadzono w życie, po pewnym czasie dodano małą korektę wprowadzając urząd kontroli ludzi Krzyśka i Franka, oraz zwiększono liczbę więzień i sądów zajmujących się przemytnikami, środki również się znalazły. Jak teraz wyglądała i jak się zmieniła cena t-shirtu u Protektowskiego? Możemy powiedzieć, że może on sprzedawać swoje t-shirty drożej, niż sprzedawałby w sytuacji, jaka miała miejsce w sytuacji wolnego handlu. Otwartyński staje sie teraz niekonkurencyjny, konsumenci nie mogą kupować jego tshirtów, bo z powodu cła są dla nich za drogie.

Oznacza to, że za tą samą sumę pieniędzy, Kowalski może kupić mniej. Tracą więc konsumenci, bankrutuje Otwartyński, który staje się zapewne klientem państwowej opieki społecznej, rozrasta się państwowa biurokracja, gospodarka traci swą różnorodność, dochodzi do „nienaturalnej specjalizacji”, tzn. firma Protektowskiego, która normalnie musiałaby udowodnić swą wyższość na rynku jest teraz sztucznie promowana. Za jakiś czas znów pojawi się jakiś konkurent, i o ile nie zostanie przemocą wykluczony z rynku, to zapewne konsumenci zaczną kupować jego towary. Firma Protektowskiego znajdzie się na skraju bankructwa. Cały problem polega na tym, że dostosowanie się do tej nowej sytuacji na rynku będzie dla niej bardzo trudne. W pierwszej chwili pan Protektowski zapewne znów zechce użyć swych wpływów politycznych. Jeśli mu się uda, to znów dochodzi do tej samej sytuacji – ponownie jego firma żyje na rachunek społeczeństwa przez jakiś czas. A jeśli nie? Cóż, wówczas zbankrutuje.

Zauważmy tu, że:

1. Zostały zmarnowane rzadkie zasoby, które przemocą skierowano do tej firmy.

2. Jej pracownicy przez długi czas pracowali w tej firmie pogłębiając swoją specjalizację w tej dziedzinie ? Dostosowanie się do tej sytuacji będzie dla nich dużo trudniejsze niż byłoby gdyby firma zbankrutowała od razu.

Podsumowując: Czy Kowalski mogąc nabyć t-shirt i książkę jest bogatszy od Kowalskiego z samym t-shirtem? Tak! Jak to więc jest według protekcjonistów, że cła przyczyniają się do wzrostu bogactwa? Cóż, świadomie czy też nie, protekcjoniści promują zdobywanie bogactwa środkami politycznymi, czyli monopolizacją, łapówkarstwem, wykluczaniem z rynku zbyt efektywnych firm (gdyż mogą zagrozić pozycji silnych politycznie przedsiębiorstw). Jednym zdaniem: promują politykę, która prowadzi do tego, że silni, bezwzględni i już bogaci rosną w sile i bogactwo, a biedni biednieją, czyli do zjawisk, które ich rzekomo tak bardzo niepokoją.

Karol Wyszyński

Artykuł ukazał się w numerze 3 (14) 2007 Gońca Wolności, pisma Stowarzyszenia KoLiber

2 thoughts on “Karol Wyszyński “Czy rośnie pokolenie interwencjonistów?”

  1. Miło mi się czytało :), ładnie i zgrabnie zebrane… pozwolę sobie używać w dyskusjach bo twoje lekkie pióro dobrze wkłada do głowy.
    Dziękuję i pozdrawiam

  2. Gdyby na całym świecie zlikwidować wszelkie cła, poziom płac w tych samych branżach by się wyrównał i to do poziomu znacznie poniżej tego z Polski. Oszczędzanie nie jest modne w epoce coraz wydajniejszych drukarek, więc spowodowałoby to bunt społeczny.

    W tej chwili, gdy masz jakąś fabrykę to w ekonomicznym sensie (możliwości podejmowania co do niej decyzji i czerpania z niej dochodów), nie należy ona w całości do Ciebie, a do polityków, Twoich pracowników i alkoholika z osiedla. W ten sposób mają oni pewien substytut własności. Państwo w ten sposób w kółko zabiera jednym i daje innym, przez co niczyja własność nie jest pewna i nikt o nią nie dba. Jednak zmiana tego stanu rzeczy będzie trudna (chyba, że wywłaszczy się przedsiębiorców i odpowiednim osobom rozda część ich majątku w ramach rekompensaty), bo wszystkie te osoby będę reagować tak, jakby im zabierano coś, co należy do nich.

    Druga metoda to stopniowe przekonywanie coraz większej części społeczeństwa do nieuznawania statusów własności nadawanych przez państwo, co powodowałoby stopniowy spadek wagi tych statusów.

    Co Wy na ten temat sądzicie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *