Libertarianizm z reguły nie zajmuje się oceną dobrowolnych stosunków międzyludzkich, sprzeciwia się tylko przymusowi i postuluje zorganizowanie społeczeństwa na wolontarystycznych zasadach. Każdy wolnościowiec nosi jednak w sercu moralne prawa, którymi posługuje się w życiu codziennym i wierzy, że byłoby dobrze, gdyby wyznawali je także inni ludzie.
Istnieją dwa rodzaje zasad etycznych – dotyczące stosunków międzyludzkich (przymusowe – złe, wolne – dobre) i wszystkich decyzji, czynów i słów w ramach przyrodzonej wolności. Libertarianizm jest ideą polityczną, ale, co często powtarzam, wynika z etyki, a dokładniej z pierwszego typu zasad etycznych wykluczających przymus. Moralność nie jest więc dla libertarian czymś obcym – w końcu swoje przekonania opierają na dość restrykcyjnych dla zwykłego człowieka regułach. Dla mnie wynika z tego oczywisty wniosek, że równie restrykcyjny kodeks moralny powinien obowiązywać w pokojowych działaniach każdego człowieka.
To może się wydać dziwne, ale moje osobiste przekonania w tej sferze również osadzają się na idei wolności. Jest tak mimo tego, iż uznaję samoograniczenie za najlepszy sposób na szczęście. Oznacza ono, że nie należy poddawać się pokusom i uzależnieniom – aby duch i rozum wolne były od ciała. Nie jest to możliwe, gdy jesteśmy uzależnieni od np. alkoholu czy narkotyków, gdy poddajemy się emocjom (gniewu, złości, ale także nieuzasadnionej brawury). Wolnością nie jest więc dla mnie robienie wszystkiego tego, co dyktują mi emocje, ale co podpowiada mi umiar i rozsądek.
Mój kodeks wartości wynika poniekąd z wyznawanej przeze mnie – wciąż twierdzę, że zbyt mało gorliwie – religii chrześcijańskiej, którą pojmuję uniwersalistycznie. Zasady te – poniekąd stoickie, można uogólnić tak, aby mogły być wyznawane tak przez muzułmanina jak i ateistę. Wspomniałem o religii, więc trudno nie wyrazić mojego zdania na temat instytucji religijnych, w szczególności kościoła katolickiego. Choć mój stosunek do władz religijnych jest krytyczny ze względu na współpracę z władzami, wierzę, że kościół tworzą wyznawcy, a nie hierarchia. Opierając się na tej doktrynie uczęszczam do rzymsko-katolickiego kościoła, staram sie odprawiać wszystkie obrzędy, a w przyszłości chciałbym działać na rzecz powstania jednego, zdecentralizowanego chrześcijańskiego kościoła. Widzę także możliwość ogromnego wpływu związków wyznaniowych na ewentualne wolnościowe społeczeństwo – kościoły mogłyby przejąć wiele z funkcji dzisiejszych państw, w szczególności tych związanych z pomocą socjalną, opieką nad chorymi itp.
Jeśli zaś idzie o zasady współpracy w dobrowolnym społeczeństwie, to powinny one opierać się na trzech regułach: indywidualizmie, równości i kooperacji. należy oczywiście podkreślić, że jest to jedynie moja wizja, a nie ściśle obowiązujący dogmat. Indywidualizm oznacza, że najważniejsza jest jednostka, jej potrzeby i swobody i w ten sposób należy postrzegać i rozwiązywać wszelkie problemy. Nie do przyjęcia jest stosowanie odpowiedzialności zbiorowej, zaliczanie przez „autorytety” naukowe do grup i podgrup społecznych, uogólnianie itd.
Mimo uznania wyższości pojedynczego człowieka nad bezosobowym tłumem, związki międzyludzkie powinny się rozwijać, a nie zanikać. Oprócz własnego interesu powinniśmy interesować się także interesem i sprawami naszych sąsiadów, okolicy, miejsca pracy czy stowarzyszenia, do którego należymy. Współpraca między towarzystwami, firmami i jednostkami dająca obopólną korzyść winna być czymś zupełnie intuicyjnym i powinna zapewniać ludziom wszelkie potrzeby. Aby jednak współpraca, kooperacja mogła się rozwijać, nikt i nic nie może tłumic inicjatywy jednostek – a więc indywidualizmu.
Równość uważam natomiast za najbardziej humanistyczną zasadę wspomnianej wyżej współpracy. W egalitarnych związkach, przedsiębiorstwach, gdzie każdy może znaleźć szacunek i oparcie u innych atmosfera współpracy jest lepsza, a lojalność wobec lubianych współpracowników powoduje lepszą efektywność i wzmaga kreatywność. Znajdą się pewnie tacy, którzy wybiorą silne przywództwo, ale przecież w libertariańskim świecie nikt im tego nie zabroni. Mnie osobiście jednak zupełnie obca jest konserwatywna wiara w wielkość elit, które są predysponowane do zajmowania wyższych miejsc w hierarchii. Gdy tak się dzieje, zawsze występuje możliwość ogłupiania reszty ludzi stojącej niżej. Równość to także tolerancja dla mniejszości i odmiennych postaw. Przez tolerancję rozumiem głównie szacunek, a nie akceptację, bo np. aktywność homoseksualną uważam za grzech. Oprócz tego każdy wolnościowiec powinien walczyć o równy status płci, które, choć odmienne, mają prawo do bycia traktowanymi równo w rodzinie, związku uczuciowym, pracy czy przekazie medialnym. I choć każdy ma prawo dyskryminować kogo chce i uznawać innych za gorszych od siebie, to jednak – chyba sami przyznacie – dużo przyjemniej żyje się wśród osób pełnych szacunku i zrozumienia niż wśród homofobów i mizoginów.
Przedstawione wartości: etyczne, społeczne i kulturowe , sprawiają , że żyje sie po prostu łatwiej i szczęśliwiej. I choć możemy je kultywować już dziś, wzrostu popularności i znaczenia mogłyby nabrać tylko w warunkach pełnej wolności. Wolność jest bowiem tylko przestrzenią, a dopiero w jej ramach realizują się wartości, idee i działania.
Jeremi Libera
16 grudnia 2007r.
Ja jestem homofobem. Boję się tego samego, a przynajmniej odczuwam niechęć. Nudzi mnie słuchanie n-razy tej samej piosenki itp.
Staszek ale że co? Boisz się że cie jakiś zajdzie od tyłu, czy jak…