Często słyszy się, że wolność gospodarcza jest kluczowa w rozwoju danego kraju. Słyszymy też, że wolność obyczajowa jest równie ważna, a to ze względu na „ucywilizowanie” danego kraju. Co prawda ciężko jest ustalić, gdzie znajduje się granica, między jedną a drugą – nie przeszkadza to jednak w posługiwaniu się oboma pojęciami. Warto się zastanowić, co odróżnia wolność gospodarczą, od wolności społecznej, obyczajowej, czy jakiej jeszcze tam innej.
Wolność od, czy wolność do?
Zanim jednak przejdziemy do sedna, warto zastanowić się nad pojęciem wolności per se. Ciężko zresztą podać dokładną definicję, bo – jak powiedział Abraham Lincoln – „świat nigdy nie znalazł dobrej definicji dla słowa >wolność<”. Narody słowiańskie – nie wiem, jak inne – mają taki ładny synonim tego słowa, mianowicie „swoboda”. Wolność – jakkolwiek by ją nazywać – jest możliwością czynienia (ew. pisania, mówienia, myślenia…) tego, na co mamy ochotę. Czy raczej – co uważamy za właściwe. Wolność oznacza niezależność w działaniu, myśleniu i mówieniu od czegokolwiek i kogokolwiek. Trzeba w tym momencie uszczegółowić, że wolność nie jest pojęciem nieograniczonym – kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Moja pięść kończy się tam, gdzie zaczyna się twój nos – można powiedzieć. Już Edmund Husserl powiedział, że wolność jest to prawo do czynienia wszystkiego, co nie szkodzi innym. Wydawałoby się, że żadnego z czytelników nie muszę do tego przekonywać, czemu więc to robię?
Wierzę w zasady. Zasady, które są nienaruszalne w żadnej sytuacji. Gdy ktoś ukradnie krowę Kalemu, to jest źle, a gdy Kali ukradnie – to dobrze? Nie. Niekonsekwencja jest pierwszym krokiem do kompromitacji wyznawanych idei. I piszę to nie od parady – gdy morderstwo uważamy za złe, to nie możemy uważać go za dobre, gdy odbywa się w majestacie prawa. Gdy uważamy, że przymus jest czymś złym, nie możemy ludzi zmuszać, by myśleli tak, jak my. Przykładów można mnożyć, ja na razie ograniczę się do tych dwóch. Z terminu „wolność” można dojść do aksjomatu nieagresji, aksjomatu odpowiedzialności i wielu, wielu innych. Aksjomaty te są absolutne i mają zastosowanie w każdej możliwej sytuacji.
Czy można określić, czy „wolność” odnosi się do możliwości DO czynienia czegoś, czy wolności OD pewnych zagrożeń? Z pewnością nie – czy wyobrażamy sobie sytuację, gdy człowiek wszystkie swoje oszczędności ładuje w ryzykowną inwestycję, by po wtopieniu domagać się odszkodowania? Oczywiście w imię wolności OD odpowiedzialności za własne czyny. Dlatego też niemożliwe jest rozdzielenie wolności na dwa różne zakresy.
Wolność gospodarcza, czy obyczajowa?
Skoro już stwierdziliśmy, że wolności się nie da rozdzielić, przynajmniej w takim ujęciu, to powróćmy do sprawy wolności obyczajowej i gospodarczej. Powszechnie twierdzi się, że możliwe jest takie rozczłonkowanie. Do kwestii gospodarczych – co oczywiste – zaliczymy jak najmniejszą ingerencję państwa w gospodarkę, czy niskie podatki. Z kolei w aspektach obyczajowych dochodzimy do wniosku, że wolność słowa, wyznania, lub nawet brak dyskryminacji (z którą problem jest znacznie bardziej złożony) są niezaprzeczalnymi prawami człowieka i tylko „faszysta” może twierdzić inaczej.
Posługując się modelowym przykładem Misesa: czy może istnieć wolność słowa, gdy państwo kontroluje wszystkie media? Albo, czy może istnieć wolność wyznania, gdy to państwo decyduje co, gdzie wybudować? Nie może. A jednak wielu utopistów uparcie utrzymuje, że możliwy jest ustrój powszechnej szczęśliwości, gdzie ludzie są równi i mogą wszystko. „Żeby ludziom było równo, trzeba wszystkich wdeptać w g***o”, mawiał klasyk i ciężko mu racji nie przyznać. W każdym razie – jasno udowodniłem, że wolność jest jedna i nie można się nią posługiwać wedle własnego uznania.
Przymus i wolność razem?
Zapewne wielu UPRowców uzna to za nierealne. Ja natomiast uważam, że ogromnie się mylą. Mało tego – uważam, że popierają partię, która sama – głosząc wolność jednostki – nie opiera się przeciwko przymusowi. Pan Tomasz Sommer popełnił książkę, w której twierdzi, że (przynajmniej tyle dowiedziałem się z tekstu p. Staniszkis) nie można w racjonalny sposób usprawiedliwić podatków. Co nie zmienia faktu, że UPR wcale nie sprzeciwia się opodatkowaniu jako takiemu. Uczciwie przyznam, że nie wiem, czy p. Sommer jest członkiem UPR, czy nie; jest jednak rednaczem tygodnika, uznawanego za organ prasowy partii. Skupiając się na Unii Polityki Realnej nie sposób nie wspomnieć o jedynej twarzy, którą widać w telewizji (od święta, ale to i tak częściej, niż pan prezes Popiela). Pan Janusz Mikke, z herbu Korwin jedną ze swoich książek zatytułował „Wolność do trzymania za mordę”. W innym miejscu – bodajże na blogu – stwierdził, że Polskę może uratować tylko silna władza prezydenta, co w domyśle miało oznaczać system prezydencki. Nie chcę się za bardzo rozpisywać, ale ośmielę się stwierdzić, że jest to bardzo socjalistyczne myślenie. Wziąć wszystkich za mordę i urządzić po mojemu, tak? Nie ma to, jak ludziom narzucać swój sposób myślenia i swoje poglądy. Jak sprzeciwiamy się demokracji, bo dwóch meneli ma więcej głosów, niż inteligent i mogą nim rządzić, to warto się zastanowić, czy aby na pewno lepiej będzie, gdy system będzie działał odwrotnie?
Nie będzie. W zasadzie niczym nie będzie się to różnić, od obecnej sytuacji, gdzie też rządzi mniejszość – z bierną akceptacją większości. Zamiast krytykować demokrację za to, że wydaje się nieuczciwa, może lepiej będzie zwracać uwagę na to, że jest systemem notorycznie narzucanym. Zaraz ktoś odpowie, że możemy głosować na monarchistów (w domyśle UPR). Wow, aż spadłem z krzesła, jak o tym usłyszałem: prawdę mówiąc, mam gdzieś, jaki ustrój jest obecnie, a jaki może być – ja się nie godzę na to, by KTOŚ – nieważne jaka większość – narzucał mi cokolwiek.
Państwo jest tą instytucją, która zawsze coś narzuca. Państwo jest synonimem przymusu. A dla mnie – wolnościowca – przymus musi zostać zlikwidowany.
_____________________________
Tekst został wysłany do redakcji “Najwyższego Czasu!”, ale jak do tej pory nie doczekał się jakiejkolwiek odpowiedzi.
Filip Paszko
3 grudzień 2007 r.
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Anarchokapitalista naszych czasów
Autor artykułu prowadzi bloga Anarchokapitalista naszych czasów oraz Ostry, k…a, jak brzytwa