Kilka dni temu kandydatka na ministra zdrowia Ewa Kopacz (PO) zapowiedziała w materiale Faktów reformę w ochronie zdrowia (zwanej częściej służbą zdrowia). Dziennikarz TVN, Marek Nowicki niemalże bezkrytycznie uznał te zapowiedzi zmian za wolnorynkowe…
Jedyne jego wątpliwości wzbudził fakt, że w wyniku reformy, która ma utworzyć, rzekomo konkurujące ze sobą, fundusze wydzielone z NFZ, powstanie także osobny fundusz dla rolników. Podejrzeń obiektywnego dziennikarza nie wzbudził fakt, że głównym kandydatem na prezesa NFZ jest… zaufana osoba pani Kopacz.
Mniejsza jednak o to, ważniejsze są inne sprawy: otóż wmawia się ludziom, że reform, które zamierza przeprowadzić pani Kopacz (przedstawicielka liberalnej, niemalże wolnościowej PO, nieprawdaż?) będą stanowić przełom i doprowadzą do powstania konkurencji na rynku usług medycznych. Będziemy budować opiekę medyczną dla pacjenta, a nie dla urzędników, nie dla polityków – z dumą twierdzi pani Kopacz.
Jakaż to konkurencja? Przyszła pani minister nawet nie zająknęła się na temat likwidacji/obniżenia składki zdrowotnej (stawiam duże pieniądze, że zostanie ona wkrótce podwyższona). To jej likwidacja (w mniejszym stopniu obniżenie) przyniosłaby realne zmiany, a przede wszystkim wycofywanie się państwa z działalności w obszarze, w którym wyjątkowo sobie nie radzi.
Ale przecież chodzi o to, by dać ułudę wolności wyboru, nie naruszając podstaw systemu (podobnie jest w przypadku Otwartych Funduszy Emerytalnych). PO robi to znakomicie – państwo nadal będzie wyciągać pieniądze (i już niedługo może być to więcej niż 9% naszych dochodów!), jednocześnie wmawiając, że to my decydujemy o tym, na co przeznaczamy nasze pieniądze.
To mniej więcej tak, gdyby co miesiąc podchodził do nas nieznajomy i mówił: Pan mi da 100 złotych i powie mi, co mam sobie za to kupić…
***
Krzysztof Adamczyk
13 listopad 2007 r.
Tekst został wcześniej opublikowany na stronie Krzysztofa Adamczyka