Koncesje… To sztywny, biurokratyczny twór utrudniający rozpoczęcie działalności gospodarczej, lub wręcz ją uniemożliwiające. To utrudnianie osobom prywatnym i prawnym rozwoju. To ograniczanie praw każdego w imię partykularnych interesów.
Koncesje to przemoc wymierzona w działalność wolnego rynku; to niemoralny i niedopuszczalny zakaz działalności, mimo posiadanych środków i możliwości, aby tą działalność realizować; koncesje to również ograniczanie gospodarki swojego kraju, utrudnianie jej osiągania sukcesów i bycia konkurencyjną.
Działając przeciw koncesjom, należy atakować SYSTEM je narzucający, a nie konkretne urzędy, będące tylko wykonawcami woli zapisanej w ustawach i regulacjach.
Karanie (np. poprzez zamknięcie w więzieniu) osoby lub firmy, które działają bez uzyskania koncesji , to po prostu AKT BIUROKRATYCZNEJ TYRANII władzy, wymierzony przeciw społeczeństwu. To pokazanie „obywatelu, wychyl się trochę, a pokażemy Ci że jesteś niewolnikiem”. To naigrywanie się w żywe oczy Wolności przez duże „W”. To taki sam akt tyranii, jak więzienie dysydentów w krajach totalitarnych.
Koncesje to też źródło korupcji i działań pozaprawnych, w celu ich uzyskania; to umacnianie pozycji monopolistów kosztem rynku i, co za tym idzie – całego społeczeństwa, będącego grupą konsumentów dóbr i usług.
Czy uważam, że nie ma sytuacji, w której koncesje mogłyby być pożyteczne lub potrzebne ? Nie ma. I na pewno nie są one potrzebne w telekomunikacji, świadczeniu usług pocztowych, przewozach pasażerskich, turystyce, handlu, czy obrocie nieruchomościami.
No i to tyle. Jako wolnościowiec, działam na rzecz szybkiego obalenia całego systemu koncesji i licencji. Wiem również, iż wiele rządów, nawet tych etatystycznych, działa obecnie przeciw koncesjom i na rzecz uwolnienia i deregulacji rynku, gdyż widzą, że tak jest lepiej. I oby tak dalej …
Zaatakowałem koncesje również w moim CZP/FAQ – „Zero Tolerancji dla Koncesji!”, które niedługo umieszczę na swoich stronach. Do tego tematu na pewno będę jeszcze wracał. Laissez Faire! – Pozwólcie Działać!
Wasz Krzysztof „Critto” Sobolewski
(c) Copyright by Krzysztof „Critto” Sobolewski
Przedruk, kopiowanie, rozpowszechnianie i dystrybucja dozwolone bez żadnych ograniczeń w dowolnym celu. Modyfikacje dozwolone pod warunkiem ich wyraźnego zaznaczenia w tekście i poinformowania o tym, kto modyfikował, lub napisanie, iż modyfikacja jest anonimowa. W żadnym wypadku podpis autora, tj. wyrazy: Krzysztof „Critto” Sobolewski nie mogą być usunięte ani zmienione.
***
Tekst został wcześniej opublikowany na stronie autora http://liberter.webpark.pl/
Rzadko kiedy zgadzam się z jakimś artykułem w całej rozciągłości. A tak jest tym razem.
Pozdrawiam Drogich Forumowiczów.
Koncesje miałyby sens tylko w sytuacji, gdy prawo do ich wydawania miałoby wiele podmiotów o bardzo różnym pochodzeniu niepowiązanych ze sobą w jakikolwiek sposób. Gdyby takich ośrodków było np. 300 w Polsce i 250 byłoby w pełni prywatna posiadanie koncesji z jednego ośrodka dawałoby renomę a z innego nie. Co ułatwiłoby wycenę świadczonych usług. Oczywiście mam na myśli 300 ośrodków wydających koncesję na świadczenie tych samych usług.
Apfelbaum – no ale czy uważasz że bez koncesji któregokolwiek z tych nawet 300 ośrodków nie można by działać? Tzn nie mógłbym pójść do kogoś kto nie ma któejkolwiek koncesji? Koncesja jak dla mnie jest związana nieodłącznie z tym że bez niej nie mozna świadczyc danej usługi. Co innego certyfikaty – mam nadzieje że w tym sensie mówiłeś o tych ośrodkach.
W wypadku istnienia 300 takich ośrodków nie jest szczególnie istotne czy można działać poza nimi czy tylko w nich. O ile każde np. 5 osób posiadających koncesje z któregokolwiek z ośrodków może założyć nowy ośrodek. I w pierwszym i drugim wypadku korzystać z usług niekoncesjonowanych np. prawników nie będzie nikt poważny.
Czyli jednak masz na myśli certyfikaty 🙂
Nie po prostu podkreślam, że przy w pełni sprywatyzowanym i rozwiniętym rynku koncesji nie różnią się one od certyfikatów. Tym samym proponuję komuś, kto może będzie w rządzie inny sposób likwidacji monopolu cechowego. Na pewno dłuższy, lecz łatwiejszy do przyjęcia przez opinię społeczną, czyli dziennikarzy.