Dużo ostatnio widzę tekstów, które rzekomo ukazują nierealność istnienia bezpaństwowego. Na samym Salonie coraz częściej widuję notki, czy komentarze, które starają się wykazać, że system anarchokapitalistyczny (bo jakoś każdy inny punkt libertariański jest zamilczany) jest zwykłą utopią. To w najlepszym razie, bo zdarzają się już wpisy, mówiące, że anarchokapitaliści chcą nas zepchnąć do społeczeństwa wczesnostarożytnego, czy jeszcze gdzieś dalej. Najlepsze, że mówią to ludzie, którzy sami o sobie twierdzą, że są KoLibrami, czy po prostu liberałami. Nieraz już starałem się prostować wszystko, tłumaczyć, na czym polega system społeczeństwa libertariańskiego. I za każdym razem trafiam w mur. Jak krew w piach tłumaczenie. Gdy już mi się wydaje, że doszliśmy do punktu, gdzie wszystko jest jasne, nagle okazuje się, że „u nas biją Murzynów” – bo do tego sprowadzają się główne uwagi. Naprawdę, ciężko tłumaczyć od samych podstaw, na czym opiera się system – nawet ludziom, którzy powinni coś – niecoś pojmować. Nie mam zamiaru tego prostować po raz n-ty. Jeżeli ktoś chce libertarianizmu od podstaw, polecam „Rynek i wolność” państwa Tannehill. Po coś więcej, serdecznie polecam „Ekonomię dla normalnych ludzi” Callahana. Dla ludzi młodych, którzy chcą się zapoznać z podstawami, serdecznie polecam „Przygody Januszka Poczciwego” Schollanda (e-tekst tutaj). Gdy ktoś po tych lekturach będzie chciał czegoś bardziej konkretnego, lekturą obowiązkową jest „O nową wolność” Rothbard. Do tych pozycje będę kierował wszystkich, którzy będą chcieli wiedzieć wszystko od początku. Czemu nie na blogu? Nie to miejsce, nie ten czas.
Teraz też nie mam zamiaru wszystkiego tłumaczyć. Na wątrobie leży mi bowiem coś innego. Całe nieporozumienie dot. anarchokapitalizmu odnosi się do samych podstaw. Ludziom bowiem pasuje część „kapitalistyczna”, natomiast anarchizm już nie. Pomijam już fakt, że anarchizm ma wypaczone znaczenie i stąd te nieporozumienia. Problem jest moim zdaniem inny.
Cóż bowiem znaczy, być anarchistą? Przeciw państwu? Przeciw władzy? Tylko pośrednio. Anarchia nie jest antypaństwowa (tzn. ta anarchia socjalistyczna, to może i tak, nie wgłębiałem się w ten system). Cały kapitalizm anarchistyczny odnosi się do jednego zagadnienia: uznania tego, że agresja w stosunkach międzyludzkich jest niedopuszczalna pod żadnym pozorem. Nakładanie podatków jest agresją. Zmuszanie do korzystania z publicznego sądu jest agresją. Kradzież telewizora jest agresją. Pobór do wojska jest agresją. Gwałt jest agresją. A agresja jest niedopuszczalna w żadnym wypadku. Agresji się nie da usprawiedliwić. Tu tkwi sedno anarchizmu. Przy okazji warto dodać, że nijak ma się to do pacyfizmu, który jest ideologią nonsensowną i destruktywną.
Oto anarchizm – sprzeciw wobec jakiekolwiek formie przemocy. Jeżeli nie jesteś anarchistą, to zadaj sobie pytanie: czy agresja jest usprawiedliwiona? oraz: czy są państwa, które agresji nie stosują? Z góry możemy wykluczyć pytanie drugie; samą istotą państwa jest agresja. Jeżeli zaś uważasz, że agresja jest usprawiedliwiona, czekam, aż mi powiesz dlaczego? Nie chcę wiedzieć w jakich wypadkach, bo w odpowiedzi bym musiał przepisać książkę, odesłałbym do lektury (ew. tekstu dostępnego w necie). Chcę wiedzieć DLACZEGO agresję uważasz za usprawiedliwioną?
Dopiero stąd możemy wywnioskować sprzeciw wobec państwa. Państwo jest jedyną organizacją, która jakikolwiek dobra czerpie z przemocy. O tym nie wolno zapomnieć. Cała reszta to tylko dodatki. Całym sensem anarchokapitalizmu jest bezustanne przypominanie, że państwo trzyma broń. Każdy argument libertariański można sprowadzić do jednego zdania: „Odłóż broń, to porozmawiamy!”
Pozwolę sobie na koniec przywołać tekst Harry’ego Browna. Otóż jestem libertarianinem, ponieważ nie używam broni, by zmusić sąsiada do udziału w danym czynie społecznym. Nie zatrudniam uzbrojonego gangu w tym celu. Nie używam władz, by na nim to wymusić. Nie powstrzymuję bronią dwóch ludzi, którzy zawarli między sobą jakąś umowę. Nie wynajmuje gangu, by ich porwać, albo „nakłonić” do posłuszeństwa. Nie używam do tego władz. Dlatego jestem libertarianinem.
A Ty? Musisz sobie odpowiedzieć na jedno pytanie: czy jakakolwiek agresja jest usprawiedliwiona?
Filip Paszko
24 grudzień 2007 r.
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu Ostry, k…a, jak brzytwa
Autor artykułu prowadzi bloga Ostry, k…a, jak brzytwa
Bardzo, bardzo dobry artykuł.
A dziękuję:)
„Gwałt jest agresją. A agresja jest niedopuszczalna w żadnym wypadku. Agresji się nie da usprawiedliwić.”
Czyli gdy ktoś gwałci moją żonę i zabija moje dzieci mam stać i czekać aż mnie zabije by nie dokonać niedopuszczalnego aktu agresji.
„Czyli gdy ktoś gwałci moją żonę i zabija moje dzieci mam stać i czekać aż mnie zabije by nie dokonać niedopuszczalnego aktu agresji.”
Emocji nie opanujesz. I dobrze:) Dlatego trudno rozstrzygać o „etyczności” zabójstwa w afekcie, czy samoobronie. Sądzę, że smootnemu, jak i większośći libertarian chodzi o przemoc instytucjonalną, uzasadnioną ideologicznie na drodze wątpliwej dedukcji.
A zresztą, sam nie wiem, za dużo pytań mam ostatnio w głowie.