Z dwóch rodzajów fantastyki – tej, która wprowadza do świata przedstawionego materialne elementy fantastyczne, i tej, która opisuje świat działający wedle fantastycznych idei – rodzaj pierwszy jest łatwiejszy do rozpoznania (smoki, Obcy i wampiry stanowią nieomylne znaki), natomiast o fantastyczność literatury drugiego rodzaju toczą się spory, ponieważ od czasu pierwszych filozofów nie ma zgody, wedle jakiej to idei działa nasz świat.
Fantastyką są bez wątpienia utopie i antyutopie ukazujące rzeczywistość odmienioną wedle założonej przez autora zasady, aż do pozytywnego lub negatywnego ekstremum. Czy jednak są fantastyką dystopie feministyczne, gdzie każdy mężczyzna naprawdę jest wrogiem każdej kobiety? Albo powieści socrealistyczne, w których świat naprawdę działa według teorii Marksa?
Jeśli odpowiemy na to pytanie twierdząco, to jedne z najbardziej radykalnych i konsekwentnych powieści fantastycznych w historii stworzyła Ayn Rand. W Polsce ukazały się ostatnio dwa główne jej dzieła: „Źródło” i „Atlas zbuntowany”. Na upartego można je zaliczyć do SF także wedle pierwszego kryterium (zwłaszcza „Atlasa”, gdzie występuje cudowny metal, silnik napędzany energią statyczną atmosfery itp. gadżety), jednak przede wszystkim jest to fantastyka idei: cały świat przedstawiony (USA pierwszej połowy XX w.) we wszystkich swych aspektach działa według filozofii Ayn Rand.
Rand nazywa ją „obiektywizmem”. Podstawowym jej założeniem jest prymat rozumu jednostki nad wszelkimi innymi źródłami poznania i sądu. Rozum czyni człowieka człowiekiem, rozum – nie autorytet innych ludzi, choćby i mędrców, choćby i świętych, i nie dyktatura większości – stanowi jedyny drogowskaz moralny, z rozumu pochodzi wszelka wartość, także ta reprezentowana przez dobra materialne, przez pieniądz. Żaden człowiek nie jest nic winny drugiemu człowiekowi i nie odpowiada za cudze czyny. Jedyną uczciwą formą relacji międzyludzkich jest wymiana wartości zrodzonych z pracy rozumu. W najczystszej formie praktykują ją kupcy, a osobami do głębi niemoralnymi są te żyjące z energii, z umysłów innych: złodzieje, żebracy, beneficjenci zasiłków pochodzących z przymusowych podatków, biurokraci, politycy głoszący programy „pomocy biednym i potrzebującym”.
Co za tym idzie, podstawowa dychotomia i zasada zasad, na której zbudowana jest psychologia i wszystkie stosunki społeczne, kulturowe, ekonomiczne i polityczne u Rand, przedstawia się następująco: są ludzie niepodlegli, niezależni od zewnętrza w swych sądach, ambicjach, zaletach i wadach, swej wartości i dumie, dzięki temu wolni (Wykup swój umysł z lombardu autorytetów!); i są ludzie „puści”, skorupy i opakowania dla tego, co nimi powoduje, a co nie pochodzi z nich samych, gotowi przyjmować rzeczy „na wiarę”, „bo tak wypada”, „bo wszyscy tak robią”, „bo nie da się tego zrozumieć”.
Różnicę stanowi siła ego.
Oto literatura traktowana jako środek dla przedstawienia filozofii, metoda na „zarażenie” czytelnika sposobem postrzegania rzeczywistości właściwym dla światopoglądu autorki. Aby maksymalnie uwypuklić ten światopogląd, Rand czyni bohaterów swoistymi reprezentantami idei – podobnie jak bohaterem sfabularyzowanego „Państwa” Platona byłby członek kasty władców-filozofów.
Głównym bohaterem „Źródła” jest architekt forsujący oryginalny styl w budownictwie, wbrew sprzeciwowi środowiska podległego tradycji i modom, wbrew praktyce projektanctwa kolektywnego. Chociaż doprowadzony do bankructwa i zmuszony do pracy w kamieniołomie, nie zarzuca swojej idei. Co go motywuje, skoro nie chęć zysku? Duma z własnego umysłu; ego. Bohaterami „Atlasa” są wielcy przemysłowcy i wynalazcy, krępowani, wykorzystywani i rujnowani przez społeczeństwo, które uległo propagandzie głoszącej, że „pieniądz to zło”, „dobre są tylko przedsięwzięcia niekomercyjne”, „potrzebujący mają prawo do bogactwa tych, którym lepiej się powodzi”, „racje serca stoją ponad racjami rozumu”. Jak werbalne wzruszenie ramionami, powtarza się w powieści pytanie: Kim jest John Galt? John Galt to pierwszy z owych „wyzyskiwaczy”, który zastrajkował: przestał produkować, przestał oddawać energię swojego umysłu jako haracz dla „potrzebujących”. Gdy strajkują kolejni przemysłowcy, bankierzy, twórcy – świat powoli popada w ruinę. Teza Rand jest jasna: jedynie przyzwolenie ofiar umożliwia funkcjonowanie systemów grabieżczych. Gdy na Ziemi pozostaną tylko altruistyczni zbójcy, kogo będą łupić?
Daje do myślenia, iż w USA, światowej stolicy hamburgerowej popkultury – taki obraz Europa chętnie sobie przedstawia – bestsellerem wszechczasów, wyprzedzanym jedynie przez Biblię, jest właśnie „Atlas zbuntowany”: książka otwarcie i szczegółowo dyskutująca niebanalną filozofię i stająca po stronie idei przez popkulturę ignorowanych/wyśmiewanych. A może właśnie dlatego pozostaje tam od dziesięcioleci takim przebojem?
Czy historia Romana Kluski, który, zgnębiony przez grabieżców, rzucił wielki biznes, by hodować owce, nie ukazuje w praktyce zasady strajku ludzi napędzających świat wobec wysysających z nich krew „dobroczyńców ludzkości”?
Co stanowi dobry powód dla popularyzacji myśli Rand w Polsce: przeciwwaga jest potrzebna, by ludzie się tak łatwo nie nabierali na ideologię Robin Hoodów; być może tragedia Kluski wówczas by nie miała miejsca. Albowiem literatura – właśnie ta popularna, trafiająca do mas – ma realny wpływ na dzieje narodów i państw. W USA to z czytelników Rand (a są ich miliony w każdym pokoleniu) wyrastają potem potentaci biznesu, których tak zazdrościmy Stanom.
Trzeba wszakże zauważyć, iż Rand pominęła w swych powieściach wiele problemów niewygodnych. Łatwo powstrzymać się od jałmużny dla zapitego żebraka, którego zgubiło jego własne lenistwo i głupota – trudno jednak pozostać „szlachetnym egoistą” wobec cierpienia niezawinionego, i to nie jednostek, którym można pomóc z własnej kieszeni, w imię ich rozumu („tego, co w nich najlepsze”), lecz milionów ludzi ginących np. w Afryce, „urodzonych do cierpienia”. Taka absolutna obojętność wymaga pewnego rodzaju emocjonalnego oderwania, osobowości z lekka socjopatycznej; i rzeczywiście, u bohatera „Źródła” widać także te strony charakteru.
„Źródło” napisane przed II wojną światową jest jednak zadziwiająco trafną krytyką dzisiejszej politycznej poprawności. Rand wyśmiewa beztreściowe zabawy formą wmawiane jako wysoka sztuka przez konformistyczne autorytety; obnaża dogmaty równości – ludzi, gustów, wartości, talentów – jako poniżające człowieka. Przepowiada także nowomowę political correctness: Słowa to rzecz względna. Symbole. Jeśli nie będziemy używać brzydkich symboli, brzydota nie będzie istnieć. Jest to także jeden z najostrzejszych ataków na relatywizm: negatywni bohaterowie, nazywający się „humanistami” (w odróżnieniu od „materialistów”, do których zaliczają się protagoniści), wygłaszają kwestie w rodzaju: Nic nie jest absolutne. Wszystko jest kwestią opinii.
Lata, w których Rand pisała „Źródło”, odpowiadają też za lęk przed komunizmem (choć nigdy nie pada to słowo). Czuje się ducha czasu kryzysów gospodarczych, ów podskórny pesymizm i przekonanie, że „kończy się pewna epoka” i „musi nadejść nowy świat”, niekapitalistyczny. Któremu Rand szła przeciw: „Źródło” zostało odrzucone przez tuzin wydawców, ona jednak się nie poddawała, bardzo w tym podobna swym bohaterom; i, jak oni, na koniec odniosła sukces.
W „Atlasie” nowy świat nadszedł: Rand przedstawia tu konsekwencje wprowadzenia dyktatury równości. Jest to jednak „rewolucja hipokrytów”: wszyscy się oszukują i unikają ogłoszenia celów, do których de facto zmierzają. Jedynie przedstawiciel związkowców, niewykształcony robotnik widzi sprawy jasno i nazywa rzeczy po imieniu: „jesteśmy grabieżcami”, „zmieniamy ludzi w niewolników”, „pod batem poczują się bezpieczni”. Intelektualistów natomiast nie trzeba się bać: będą całować rękę, która ich zniewala, i opluwać swoich wyzwolicieli.
Fragmenty „Atlasa” ukazujące dojrzałą formę społeczeństwa grabieżców (kolektywu żerującego na wykańczanych po kolei umysłach twórczych), a zwłaszcza warstwa obyczajowa powieści – zwyczaje klik rządzących, różne podpatrzone zachowania i bynajmniej nieoczywiste dla Amerykanów reakcje psychologiczne charakterystyczne dla takiego systemu – to wypada dobrze, brzmi prawdziwie, jak opisywane z doświadczenia autorki. Ayn Rand urodziła się w 1905 roku w Rosji jako Alicja Rosenbaum i na własne oczy widziała czerwoną rewolucję i jej skutki.
Zważywszy na stopień skonwencjonalizowania postaci i fabuły wypada zaliczyć te powieści do niższej literatury popularnej. Rand bez żenady wykorzystuje schemat „od pucybuta do milionera”. Bohaterowie pozytywni są piękni, szczupli, wysportowani, o surowej (mechanicznej, geometrycznej) urodzie; bohaterowie negatywni – niechlujni, nieatrakcyjni, prawie bez wyjątku posiadają fizyczne wady.
Wyraźna jest nuta nietzscheanizmu. I nawet nie tyle w warstwie bezpośrednich wykładni światopoglądowych (Rand odżegnywała się od filozofii Nietzschego), co właśnie w psychologicznym ustawieniu protagonistów na poziomie nadludzi, w epatowaniu ich doskonałością. Z kolei pełne fascynacji opisy osiągnięć możliwych dzięki potędze umysłu – niepokojąco przypominają stylistykę socrealistyczną. (Kogo jeszcze podniecał widok pracującej huty?)
Najsłabiej wypadają partie utopijne „Atlasa”, gdzie Rand stara się przedstawić ekstremum pozytywne swej filozofii. Także sama fabularna puenta „Atlasa” przypomina komiksową przygodówkę klasy C. Z drugiej strony wyraźnie widać, że starcia idei prezentowane w długich dialogach i monologach ważniejsze są dla autorki od opowiadanej historii. Charakterystyczna była odpowiedź Rand na sugestie redaktora: A czy skracałby pan Biblię?
Można by więc uznać te powieści za sprawną realizację formuł literatury popularnej (lektura niewątpliwie wciąga), gdyby nie to, że przekonują one czytelnika do myśli idących wbrew owym formułom. Robią więc dokładnie to, co najczęściej przyjmuje się za cechę odróżniającą literaturę wysoką od literatury niskiej: nie podlizują się czytelnikowi, nie starają się zaspokoić jego oczekiwań – lecz wyzywają go, by zmierzył się z czymś nowym, nierzadko nieprzyjemnym, narzuconym wedle arbitralnego zamysłu autora.
A to niestety wypada z kolei uznać za cechę rodzajową SF: najwyższe koncepty, najoryginalniejsze światy, najbardziej ambitne idee przekazuje ona w fabułach płytkich i banalnych, za pomocą schematycznych postaci i wytartych chwytów literackich. Tak, Ayn Rand pisała fantastykę.
Jacek Dukaj
Ayn Rand „Źródło”, tłum. Iwona Michałowska, Zysk i S-ka 2002, cena: 49.00 zł
Ayn Rand „Atlas zbuntowany”, tłum. Iwona Michałowska, Zysk i S-ka 2004, cena: 49.00 zł
***
Poniższa recenzja ukazała się pierwotnie w miesięczniku „Nowa Fantastyka” nr 280 (2006-01) oraz na stronie Jacka Dukaja
„Zważywszy na stopień skonwencjonalizowania postaci i fabuły wypada zaliczyć te powieści do niższej literatury popularnej. Rand bez żenady wykorzystuje schemat „od pucybuta do milionera”. Bohaterowie pozytywni są piękni, szczupli, wysportowani, o surowej (mechanicznej, geometrycznej) urodzie; bohaterowie negatywni – niechlujni, nieatrakcyjni, prawie bez wyjątku posiadają fizyczne wady.”
Dziękuję! I to mi wystarczy!
„Wyraźna jest nuta nietzscheanizmu. I nawet nie tyle w warstwie bezpośrednich wykładni światopoglądowych (Rand odżegnywała się od filozofii Nietzschego), co właśnie w psychologicznym ustawieniu protagonistów na poziomie nadludzi, w epatowaniu ich doskonałością.”
Sieg hail! :-((
„Z kolei pełne fascynacji opisy osiągnięć możliwych dzięki potędze umysłu – niepokojąco przypominają stylistykę socrealistyczną. (Kogo jeszcze podniecał widok pracującej huty?)”
Po dwakrośc sieg heil! :-((
To by było na tyle,
E tam Timurze, jakby nie było Rand wywarła znaczny wpływ na środowisko. Wiesz w bajkach żeby rozróżnić dobro od zła stosuje się takie chwyty. Rand w tych swoich książkach wage przykładała jednak do ideologii i pisanie które zostawiałoby jakiś margines niedomówienia, przedstawiało ułomności bohaterów itd pewnie mijałoby się z celem. Zresztą wiesz to chyba nie chodzi o to aby fałszować rzeczywistość a jedynie o to aby pokazać jakiś ideał. A jak wiesz do ideałów należy jednak dążyć, a co za tym idzie najpierw musimy sobie jej jakoś wyznaczyć. To że może nam zejść całe życie i ich nie osiągniemy jest bez znaczenia. Ważne abyśmy próbowali się do nich zbliżać.
Po to w bajkach takie chwyty.
A co do reszty – wiesz chyba jednak warto nie uprzedzać się do wszystkiego na podstawie subiektywnej oceny recenzenta i raczej samemu poznać a dopiero potem oceniać. Zresztą wiesz parafrazując Kałużyńskiego – w każdym dziele, nawet najbardziej kiczowatym można odnaleźć kilka mądrych rzeczy.
O! Pojawiłeś się Quatryku. Myślałem że masz sesję.
A do ideałow należy dążyć, z tym że opieranie ideałów na takim czy innym kanonie urody prowadzi do rasizmu albo nazizmu.
Zawsze istnieje ryzyko, że „władcy-filozofowie” z „Państwa” Platona czy inni „ubermensche” czy to ze stajni Nietschego czy Eyn Rand czy kogokolwiek innego będą wg swoich widzimisiów osądzać kto jest piękny a kto brzydki, kto powinien żyć a kogo należy eksterminować.
Kto powiedział że blondynka jest piękna a brunetka brzydka?
Kto powiedział że kobita przy kości jest gorsza a szczupła lepsza?
Kto powiedział że tylko zdrowi mają prawo żyć?
Uważam, że niepełnosprawny artysta malarz jest pełnowartościowym człowiekiem. Jeśli może wykonywać swój zawód i zarabia na siebie to co komu szkodzi, że nie jest piekny jak Apollo i utyka?
Ja osobiście lubię brunetki, a więc taka kobieta jest jak dla mnie pełnowartościową?
A obfita spiewaczka operowa? Póki na jej występy nie chodzi się pod przymusem i zarabia na siebie to o co chodzi? Trzeba ją rozstrzelać lub wysterylizować w imię „ochrony ludzkości przed degeneracją rodu ludzkiego”? A poza tym ja lubię kobity przy kości, więc nie uważam obfitych za zaniedbane( oczywiscie zależy od egzemplarza ). Dużo ciałka ma się z rozmaitych powodów.
Oczywiście wiem że to bajka. Ale nie może być tak, że bajki są robione na jedno aryjskie kopyto. Właśnie takie bajki podlane aryjsko-hollywoodzkim sosem powodują, że w praktyce jak się bardziej poskrobie libertarianina to wyskakuje nazista.
Nie jest moim zamiarem eliminacja aryjskiej rasy ale uważam, że we wszystkich warstwach społecznych powinna być jak największa bioróżnorodność po to by wolność pełniejszą była.
I niechaj o tym kto ma żyć a kto nie decyduje RYNEK a nie widzimisie jakiegokolwiek „filozofa” choćby obrytego w Arystotelesie i z imieniam najsłuszniejszego Boga na ustach.
Rozumiesz Quatryku o czym mówię?