Robert Gwiazdowski: Nowa wojna o telewizję

Przeczytałem właśnie, że telewizja publiczna to poza Pałacem Prezydenckim, najważniejszy szaniec obrony wpływów PiS-u. I trzeba koniecznie go odbić z rąk prezesa Urbańskiego.

No ale do do tego trzeba zmienić ustawę o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która swoimi decyzjami wywołuje kolejne burze od początku swojego istnienia. Jest to organ tak istotny dla polskiej demokracji, że nadano mu nawet status konstytucyjny.

Jako że KRRiT z lubością powołuje się na swoje „konstytucyjne uprawnienia” pozwoliłem sobie zerknąć do Konstytucji, którą uchwalono, jak głosi jej preambuła, „w trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny, odzyskawszy w 1989 roku możliwość suwerennego i demokratycznego stanowienia o Jej losie, my, Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł, równi w prawach i w powinnościach wobec dobra wspólnego – Polski, wdzięczni naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami, za kulturę zakorzenioną w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach, nawiązując do najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej, zobowiązani, by przekazać przyszłym pokoleniom wszystko, co cenne z ponad tysiącletniego dorobku, złączeni więzami wspólnoty z naszymi rodakami rozsianymi po świecie, świadomi potrzeby współpracy ze wszystkimi krajami dla dobra Rodziny Ludzkiej, pomni gorzkich doświadczeń z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane, pragnąc na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność, w poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem”.

Miejsce KRRiT w porządku prawnym RP odzwierciedlone zostało w rozdziale IX Konstytucji – organy kontroli państwowej i ochrony prawa – obok Najwyższej Izby Kontroli i Rzecznika Praw Obywatelskich. O ile w przypadku NIK art. 202 Konstytucji jednoznacznie stwierdza, że Izba jest naczelnym organem kontroli państwowej, o tyle w przypadku KRRiT światli autorzy Konstytucji jakoś nie kwapili się nic napisać, w związku z czym można jedynie domniemywać, czy jest to organ kontroli państwowej czy ochrony prawa, czy też może jednego i drugiego. Zgodnie z komunistyczną zasadą – „kto ma telewizję ten ma władzę” – postanowiono nadać rangę konstytucyjną instrumentowi cenzury. Co prawda chodziło głownie o cenzurę rynku, a nie słowa, ale przecież w III RP to właśnie rynek miał być ważniejszy niż sława. Jak tworzono KRRiT to głosy sprzeciwu traktowane były jak głoszenie idei podatku liniowego, a jak umocowywano istnienie KRRiT w Konstytucji, to głosy sprzeciwu traktowane były jak głoszenie, że ziemia jest płaska.

Art. 213 Konstytucji stanowi, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji stoi na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji i wydaje rozporządzenia, a w sprawach indywidualnych podejmuje uchwały. W art. 214 stwierdzono, że jej członkowie są powoływani przez Sejm, Senat i Prezydenta Rzeczypospolitej i nie mogą należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej nie dającej się pogodzić z godnością pełnionej funkcji. Co do zasad i trybu jej działania oraz szczegółowych zasad powoływania jej członków art. 215 Konstytucji odsyła już do ustawy o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Nie można oprzeć się wrażeniu, że jedynym celem tych zapisów było spowodowanie, aby KRRiT mogła po prostu trwać jak najdłużej. Do zmiany Konstytucji i wykreślenia z niej KRRiT potrzebna jest kwalifikowana większość, której nie uda się pewnie osiągnąć w polskim parlamencie jeszcze przez wiele lat. Wydaje się zatem, że jedyną szansą na to, żebyśmy się przestali kompromitować nie tylko pomysłami zawartymi w strategii.., ale samym istnieniem KRRiT jako organu konstytucyjnego, jest… uchylenie ustawy o KRRiT. Jak mawiał Stefan Kisielewski nastąpi „obalenie socjalizmu bez obalania słowa socjalizm”. Zlikwiduje się KRRiT bez likwidacji jej samej. Siedzibę będzie można przenieść gdzieś na warszawską Pragę, albo jeszcze lepiej gdzieś w Bieszczady – ostatecznie Konstytucja nie stanowi, że jej siedziba musi znajdować się w stolicy. Wynagrodzenie jej członków ustalić można na poziomie wynagrodzenia minimalnego. Z całą pewnością nikt „pragnący na zawsze zagwarantować prawa obywatelskie, a działaniu instytucji publicznych zapewnić rzetelność i sprawność” nie będzie zainteresowany wymyślaniem kolejnych abonamentów…

A jak potrzebny jest to organ niech świadczy „Strategia Państwa Polskiego w dziedzinie mediów elektronicznych na lata 2005-2020” uchwalona pewnie w „trosce o byt i przyszłość naszej Ojczyzny” względnie jeszcze „w poczuciu odpowiedzialności przed własnym sumieniem”, no bo chyba raczej nie Bogiem. Zgodnie z nią najważniejsze dla Polski ma być udzielanie przez KRRiT koncesji na nadawanie programów radiowych i telewizyjnych przez Internet oraz wprowadzenie abonamentu na posiadanie komputerów oraz telefonów komórkowych 3G umożliwiających odbiór takich programów!!!

Ale okazało się, że SLD już rozmawia z PiS o tym, żeby nie dopuścić do opanowania telewizji prze PO, a Grzegorz Napieralski ogłosił, że podatek od posiadania telewizora, nazywany abonamentem, powinien być uzależniony od dochodu i być pobierany przy rozliczaniu PIT…

A PO jakoś zamilkło na temat zniesienia abonamentu, nie mówiąc już, nie daj Boże, o prywatyzacji TVP.

Robert Gwiazdowski

03.01.2008

***

Tekst był wcześniej opublikowany na blogu Roberta Gwiazdowskiego

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *