Cenię go za pogląd, zgodnie z którym ludzie będący przedstawicielami państwa są takimi samymi ludźmi, jak inni. To jest bardzo przydatna myśl. Odkąd tak myślę, widzę ciekawiej politykę. Niekoniecznie muszę uważać, że każdemu to samo wolno, choć taki pogląd jest dla libertarian chyba nierozerwalnie związany z poprzednim. Raczej uważam, że np. jeśli mnie wolno kogoś uderzyć, a jemu nie, to to jest nierówność. W niektórych przypadkach popieram takie nierówności. Chciałbym np. by taka nierówność była zapewniona w moim domu względem włamywaczy.
Cenione przeze mnie zdanie ma dla mnie zupełnie inną wartość – pozwala mi postrzegać politykę jednostkowo – jako grę jednostek, czy unikatów, które są nietożsame z wszystkim, oprócz siebie. Jeśli mówię, że państwo działa, mam na myśli to, że ktoś coś robi. Jeśli więc określam państwo jako monopol terytorialny przemocy, mam na myśli to, że kilku ludzi (czyli co najmniej jeden), w porozumieniu lub bez niego, ale zawsze zgodnie ze swoimi celami, potrafią korzystać z przemocy wobec osób, które tego robić nie mogą.
Jeśli anarchizm to sprzeciw wobec istnienia takich monopoli, to jestem anarchistą umiarkowanym i w zasadzie wszyscy anarchiści są. Skoro anarchokapitalista chce, by właściciel mógł skutecznie odzyskiwać kontrole nad własnością za pomocą przemocy, a komunista wolnościowy chce, by o stosowaniu przemocy decydowała wspólnota, w której panuje demokracja bezpośrednia, to i anarchokapitalista i komunista są zwolennikami państw. Zazwyczaj chcą po prostu, by te państwa były dosyć małe, jeśli chodzi o terytorium i władza w nich była pozbawiona wyraźnych centrów. Cenią też dużą dobrowolność poddawania się ich władzy, ale jakoś nie spotkałem sie z poglądem u jednych, czy drugich, zgodnie z którym zawsze można sprzeciwiać się władcom. Zwłaszcza, gdy już się raz podjęło jasną, niewymuszona decyzje o posłuszeństwie, anarchokapitalista i komunista wolnościowy mogą wymagać posłuszeństwa w przyszłości.
Ze mną jest tak samo – jak już napisałem, włamywaczy chciałbym mieć we swojej władzy w pewnych miejscach. O innych przypadkach raczej wolałbym sie nie wypowiadać, uważam, że musiałbym doświadczyć problemów, by próbować je rozwiązywać, choć jestem generalnie nastawiony na brak monopolów poza moim domem. Znaczy to tyle, że poza domem zgodziłbym się na dużo mniejszą swobodę moją wobec innych ludzi, należących do szerszych klas niż włamywacze.
Jeśli anarchizm jest tym, o czym piszę, to znaczy, że wcale nie jest tak diametralnie różny od polityki głównego nurtu. Zarówno jedno, jak i drugie, to przede wszystkim pewne wizje, która podobają się jednostkom. Podoba mi się ta perspektywa właśnie. Bo wydaje mi się trudne uzasadnianie w takiej sytuacji jakiegokolwiek poglądu politycznego w taki sposób, by pominąć moje zdanie w dyskusji. Jeśli demokracja parlamentarna mi nie odpowiada, to znaczy, że dla mnie jest zła – w końcu, jak już napisaliśmy, polityka to gra jednostek. A jednostki wybierają sobie, co im szkodzi, a co nie. Zwolennikowi jakiegoś poglądu politycznego niezgodnego z moim pozostaje albo wziąć sobie do serca moją krytykę i uzgodnić nasze poglądy (przekonując mnie, albo siebie), albo zignorować mnie. Może nawet poprzeć prześladowanie mnie. Człowiekowi, który nie chce się ze mną liczyć pozostaje wybranie zła. Ludzie tego nie lubią [1].
To drugi plus. Trzeci to ten, zgodnie z którym że to ja rządzę „moją polityką”, nie ona mną. Jeśli zawsze prezentuję moimi poglądami po prostu mój wybór jako jednostki, zamierzam wybierać tak politycznie, jak mi się podoba. Podobają mi się zazwyczaj tylko kawałki gotowych pomysłów. Wybieram wiec często tylko skrawki cudzych poglądów, dodaje też wiele moich własnych postulatów. Gdy kolega na forum pyta mnie, co zrobiłbym z facetem montującym atomówkę w garażu, to nie zaglądam do tablic anarchistycznych po wzór rozwiązujący problem. Mówię w zgodzie ze sobą, że pewnie bym za****ał skurczybyka, o ile tylko bym mógł. Niezależnie od tego, jak bardzo to autorytarne.
_____________
[1] Choć są to w stanie wybrać. Trudno odróżnić tutaj pogląd polityczny od każdej innej chęci. A skoro tak, to przecież ja wybieram zło dla włamywacza.
Innymi słowy jest pan przeciwnikiem wszelkim formą kazuistyki, jeśli dobrze zrozumiałem.
Błędne podejście do anarchokapitalizmu. Przede wszystkim nie jest tak że nie wolno pod żadnym pozorem używać przemocy. Tutaj chodzi o inicjacje przemocy, jeśli ktoś dokonał inicjacji przemocy tak jak przykładowy włamywacz to można użyć wobec niego przemocy aby ochronić swoją własność, jednym słowem po prostu działanie w obronie własnej. Ten kto inicjuje przemoc stawia się poza prawem. Przykład z bombą u sąsiada jest nieco inny. Tu należałoby ustosunkować się do opinii niezależnego sędziego. Pamiętajmy – jeśli ktoś wybudował koło nas lotnisko to hałas narusza naszą własność tak samo kiedy sąsiad wypuszczałby trucizne na swoje pole i ta trucizna przeszłaby na nasze, wtedy można go podać do sądu. Podobnie z bombą jeśli eksplozja naruszyłaby nasz teren to jak najbardziej będziemy mogli domagać się odszkodowania lub jeśli wcześniej wiemy o bombie to domagać się by sąsiad ją usunął z naszego otoczenia oczywiście na drodze sądowej nie na zasadzie że robimy mu wjazd na chate.
Poza tym anarchokapitaliści są przeciwnikami państwa w 100%, nie wiem skąd pomysł że są zwolennikami jakiegoś szczególnego przypadku państwa.
Nie zrozumiał pan tekstu. Chodzi o to, że taki np. latyfundysta jest jak król i może określać prawa panujące na jego działce. Podobnie właściciel fabryki czy biurowca. Mieszkańcy bloku stanowią natomiast coś jak państwo demokracji bezpośredniej, jako wspólnota mieszkańców.
„Cenione przeze mnie zdanie ma dla mnie zupełnie inna wartość – pozawala” – powinno być: pozwala.
„Cenią też dużą dobrowolność poddawani sie ich władzy, ale jakoś nie spotkałem sie z poglądem u jednych, czy drugich, że” – zamiast „że” ma być: zgodnie z którym.
„To drugi plus plus.” – wystarczy jedne plus, nie dwa :).
„Trzeci to ten, zgodnie z którym że to ja rządzę “moja polityką”” – ma być moją.
„Jeśli zawsze prezentuje” – chyba powinno być prezentuję.
przepraszam za błędy, dziękuje za cierpliwość. pomimo mojej korekty i pomocy nie zauważyłem.
„“Cenią też dużą dobrowolność poddawani” – ma być” poddawania.
Co do niewolnika prywatnego czy publicznego to ja niespecjalnie widzę różnicę? Jeśli państewko ma np. 500 obywateli i wszyscy prócz I sekretarza są niewolnikami i z drugiej strony latyfundysta ma 499 kupionych niewolników. I tak i jeden i drugi będą wykorzystywać jednych niewolników, by kontrolować drugich. Kwestią istotną jest, co jest rzeczą pana, a co jest rzeczą niewolnika. Gdzie leżą granice niewoli i wolności czy umowa jest stała czy pan może ją zmieniać powołując się na dobro niewolników? Czy wszyscy niewolnicy wiedzą, że są niewolnikami a pan jest panem czy też wmawia się im, że są wolni i równi i każdy teoretycznie może być panem? Czyli istotą jest to czy znają swoje położenie. Czy żyją w prawdziwym świecie czy iluzji? Uważam, że to nie publiczność lub prywatność niewolników wpływa na ich byt, ale system ich kontroli i to, jakim człowiekiem jest pan.
Pana teza o słabszej kontroli publicznych niewolników nad prywatnymi jest w gruncie rzeczy tezą propaństwową. Ja tej kwestii oczywiście nie rozstrzygam bez potwierdzenia historycznego. Ale wracając do kwestii. Jeśli w państwowy niewolnik jest bardziej wolny od publicznego (gorzej pilnowany) to są dwie możliwości uzasadnienia tego:
1. Publicznych niewolników raczej jest więcej niż jeden prywatny właściciel mógłby posiadać.
2. Publiczny niewolnik należy do monopolisty prawa do posiadania niewolników, a monopole są z natury mniej sprawne w zapewnianiu usług.
Pierwsza teza wymagałaby raczej odcięcia się od podziału na niewolników prywatnych i publicznych, więc jem odrzucam. I jeśli teraz zapytam się, jaka zorganizowana przemoc jest najlepsza to będę musiał odpowiedzieć, że ta najmniej sprawna, czyli zmonopolizowana. Takie myślenie nakazuje powołanie państwa.
ERRATA:
Ją odrzucam
„Nie zrozumiał pan tekstu. ”
Nie nie nie. Po prostu nie podobają mi się wnioski płynące z niego.
„Innymi słowy jest pan przeciwnikiem wszelkim formą kazuistyki,”
I zamiast tego samowola? Od czego są sądy?
Pisząc kazuistyka nie miałem na myśli tą jezuicką potępioną przez Kościół. Molina i jego uczniowie tworzyli takie argumentację usprawiedliwiania grzechów przez wyszukiwanie wszelkich okoliczności jak nawet pełniona funkcja, poziom życia itd. To właśnie ona oczyszczała ludzi z winy. Zamiast prostych jasnych zasad proponowała miliony casusów zapominając, do czego służy sąd. W podejściu do ludzi i instytucji nie powinno się używać innej miary, a jeśli już to na korzyść prostego człowieka a nie głowy państwa. Pisząc ‘wszelkich’ podkreślałem radykalizm autora, którego w tej kwestii nie podzielam.
A przy okazji wyszło szydło z worka. I wygląda na to, że kazuistykę wymyślili jezuici. Ci co zwykle byli łaskawi dla możnych a za to bardzo surowi dla plebejuszy.
A Ignacy Loyola żył na długo przed Marksem czy Heglem, co potwierdza, że nie da się zwalić winy za zło całego świata na lewaków jakkolwiek zdefiniowanych.
„Trzeci to ten, zgodnie z którym że to ja rządzę “moją polityką”” – powinno się oczywście z tego tekstu wyrzucić „że”.
nie kłóćcie się. chciałem przede wszystkim napisać, że najpierw jest anarchizm moim osobistym marzeniem, a dopiero potem poglądem. i że pogląd układam swój tak, by wyrazić najlepiej to marzenie. mniej dbam więc o to, by moje marzenia były zgodne z pewnymi zewnętrznymi wzorcami. więcej, by mnie cieszyły.
i oczywiście propaguje takie podejście. skoro widzę więc niepotrzebne elementy w poglądzie anarchokapitalistycznym, to je wskazuje. a te, które mi sie podobają, też zostają pokazane.
Kazuistyka ma źródła w Pelagianizmie, Arystotelesie szczególnie przez pryzmat komentarzy Awerroesa. Głównymi jej wrogami byli dominikanie i kalwini.
Dzięki za info Apfelbaum 🙂