Mateusz Machaj „Mit Keynesa”

Szkoła austriacka ma się naprawdę dobrze. Dzięki internetowi można ją przedstawiać jako ekonomię odmienną od głównego nurtu. Jednocześnie, ponieważ cieszy się coraz większym zainteresowaniem i ma coraz więcej zwolenników, naturalną konsekwencją jest pojawianie się krytyki jej koncepcji. I dobrze – bo cóż może być bardziej stymulującego i rozwojowego od poważnej dyskusji na temat słuszności poszczególnych teorematów ekonomicznych – zwłaszcza, że szkoła austriacka nie zaprezentowała w pełni spójnego i zamkniętego systemu ekonomicznego, zawierającego odpowiedzi na wszystkie możliwe pytania. Niewątpliwie jej system zbudowany przez Mengera i rozwijany przez Boehm-Bawerka, Misesa i Rothbarda ma jednak mnóstwo zalet w porównaniu z teoriami głównego nurtu, w którym jeden model ściga drugi model. Już choćby to, że teoria austriacka obejmuje kilkakrotnie większy zakres zagadnień gospodarczych niż jakakolwiek teoria mainstreamu, wydaje się wystarczającym powodem, by tę tradycję kultywować, studiować i ulepszać.

Artykuł ten nie ma charakteru teoretycznego, lecz stricte historyczny. Austriacy toczą boje teoretyczne ze zwolennikami głównego nurtu (może należałoby powiedzieć „głównych nurtów” – w końcu sam główny nurt nie jest homogeniczny, co już jest wystarczającym dowodem na to, że „koniec teorii” nastąpi nieprędko). Czasem jednak zdarza się, że w trakcie debat teoretycznych przytacza się dane sprzeczne z faktami historycznymi. Takie błędy można wskazać łatwiej niż błędy tkwiące w teoriach. Na przykład niedawno natrafiłem na mit, że Keynes był teoretykiem niezwykle światłym, uczciwym i okazywał ogromny szacunek swoim oponentom, szczególnie w debatach z Hayekiem.

Do miana legendy urosła już opowieść, że Keynes zrecenzował niemiecką książkę Misesa, mimo że nie znał dobrze tego języka. Czas zmienić legendę w czyste fakty. Sprawa nie jest błaha, ponieważ dotyczy książki Theorie des Geldes und der Umlaufsmittel z 1912 roku. Mises przedstawił w niej po raz pierwszy zalążki poprawnej teorii pieniądza i „austriackiej teorii cyklu koniunkturalnego”. Była to chyba najoryginalniejsza pozycja w dorobku Misesa i jedna z oryginalniejszych książek dotyczących teorii ekonomii, jakie powstały w XX wieku. Tymczasem Keynes był łaskaw zrecenzować ją tak:

„Traktat doktora Misesa (…) jest raczej krytyczny niż konstruktywny; to mało odkrywcza polemika. Autor unika wprawdzie typowych pułapek, lecz osiąga to przez ograniczenie się do wskazania błędu i rezygnację z jego przezwyciężenia. Dr Mises sprawia na czytelniku wrażenie doskonale wykształconego ucznia szkoły, której niegdysiejsza wielkość zaczyna właśnie przygasać. Jego książce brakuje „siły nośnej” (lift). Jednocześnie wiele fragmentów zaciemnia temat zamiast go wyświetlić. Czytelnik zamyka więc książkę z uczuciem rozczarowania, że autor tak inteligentny, otwarty i oczytany tak mało pomógł w klarownym, konstruktywnym wyjaśnieniu podstawowych zagadnień dotyczących przedmiotu, którym się zajmuje” (Keynes 1914, s. 417).

Dosyć zaskakująca ocena jak na oryginalną książkę. Oczywiście można się z tezami Misesa nie zgadzać. Dziś nie ma wątpliwości, że krytyczne podejście jest uzasadnione, zwłaszcza że po kilkudziesięciu latach sam Mises poprawił swoje koncepcje w Ludzkim działaniu. Jednak stwierdzenie, że książka jest nieoryginalna, to już zwykła aberracja. Dlaczego zatem Keynes tak oryginalne dzieło nazywa nieoryginalnym? Otóż książka była wydana po niemiecku, a Keynes sam po jakimś czasie przyznał, że w tym języku rozumie tylko to, co już wie. Innymi słowy, rozumie w tym języku tylko rzeczy nieoryginalne. A zatem książka Misesa jest nieoryginalna nie dlatego, że zawiera nieoryginalne tezy, lecz dlatego, że Keynes nie mógł zrozumieć z niej nic, co było faktycznie oryginalne. Doprawdy dość osobliwy sposób wyrokowania o oryginalności czyjejś pracy. No, ale może Keynes antycypował późniejszą publikację Wittgensteina, z której dowiadujemy się, że granice naszego języka są granicami naszego świata (rzecz jasna Wittgensteinowi chodziło o inny aspekt tego zagadnienia).

Chociaż Keynes był kiepskim teoretykiem ekonomii, to na pewno nie można mu odmówić elokwencji, inteligencji, sprytu czy umiejętności prowadzenia polemiki. Wprost przeciwnie, znakomicie sobie radził w potyczkach słownych. Kiedy napisał książkę o teorii pieniądza, Hayek, czołowy przeciwnik keynesizmu, dołożył starań, by poddać ją rzetelnej, konstruktywnej analizie krytycznej i wskazać jej słabe punkty (nota bene Milton Friedman uwielbiał tę książkę Keynesa). W odpowiedzi na tę krytykę Keynes zamiast odnieść się do zarzutów adwersarza dużą część tekstu poświęcił odniesieniom do książki Hayeka Prices and Production, posuwając się na przykład do takich stwierdzeń:

„Czytelnik zapewne zauważył, że zająłem się recenzowaniem Prices and Production dr. Hayeka. Jeśli wydawca pozwoli, to chciałbym jej poświęcić jeszcze nieco uwagi. Książka ta jest najbardziej bałaganiarską pracą, jaką znam. Od strony 45. nie pojawia się w niej właściwie żadne sensowne zdanie, a mimo to czytelnikowi wydaje się dość interesująca i zapewne pozostawi w jego umyśle trwały ślad. Jest to zadziwiający przykład tego, że drobny błąd w początku rozumowania może zaprowadzić zdyscyplinowanego logika do domu wariatów. A jednak dr Hayek miał we śnie wizję, i choć po przebudzeniu przedstawił relację pełną nonsensów, gdyż nadał błędne nazwy obiektom, które się w niej pojawiły, to jego wizja może być inspirująca; zostawia w umyśle czytelnika zalążki pewnej idei” (Keynes 1931, s. 394).

Różnie można nazwać taką wypowiedź zawartą w publikacji naukowej autora, który odpowiada na zarzuty wobec jego książki, ale z pewnością nie jest ona nacechowana szacunkiem dla adwersarza. Zapewne wynikało to z faktu, że Hayek był niezwykle uzdolnionym makroekonomistą, jednym z najlepiej oczytanych (a może najlepiej oczytanym) w tej dziedzinie. W London School of Economics Hayek, mimo młodego wieku, górował nad innymi ekonomistami. Jedyną skuteczną metodą, którą mógł zastosować Keynes w walce z Austriakiem, były potyczki słowne i erudycyjne, hermeneutyczne gadulstwo, pozbawione wprawdzie istotnej wartości poznawczej, ale oddziałujące niczym hipnoza na młode wilki nowego paradygmatu, zapatrzone w błyskotliwego ekonomistę. Jakiś czas później Hayek zrewanżował się Keynesowi za jego tupet, wytykając mu jego dyletantyzm w ekonomii:

„Jego idee były głęboko osadzone w Marshallowskiej ekonomii, która była jedyną ekonomią, jaką znał. Chociaż był wszechstronnie oczytany, to jego wykształcenie ekonomiczne było ograniczone. Nie znał dobrze żadnego obcego języka oprócz francuskiego. Jak sam kiedyś stwierdził, z niemieckiego tekstu był w stanie zrozumieć tylko to, co już wcześniej znał. Ciekawe jest, że przed pierwszą wojną światową zrecenzował Theory of Money L. von Misesa dla Economic Journal (podczas gdy A. C. Pigou zrecenzował niewiele wcześniej Wicksella) i niczego się z tej książki nie nauczył. Obawiam się, że zanim zaczął rozwijać swoje teorie, nie miał solidnego wykształcenia w teorii ekonomii. Zaczynał od dość elementarnej ekonomii Marshalla, a dorobek Walras, Pareto, Austriaków i Szwedów stanowił dla niego zamkniętą księgę. Mam powody wątpić, czy w pełni opanował teorię handlu międzynarodowego; nie sądzę, by kiedykolwiek gruntownie przemyślał teorię kapitału; nawet w teorii wartości pieniądza, którą zajmował się we wczesnych pracach (by później ją krytykować) równania wymiany ilościowej teorii pieniądza interpretował w sposób uproszczony, a nie bardziej wyrafinowany jak u Alfreda Marshalla” (Hayek 1966, s. 284-285).

(Interesujące i ważne z dzisiejszego punktu widzenia jest to, że Milton Friedman traktuje Keynesa prawie jak geniusza ekonomii, a Hayek jak amatora. Tymczasem powszechnie się sądzi, że Hayek i Friedman są sobie bliscy!)

Sprawa jest istotna, ponieważ spod pióra Keynesa wyszła też Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza, która wywołała „rewolucję teoretyczną”, dając początek nowoczesnej makroekonomii. Konstrukcja książki jest bardzo przemyślna. Na początku Keynes tworzy fikcyjnego przeciwnika, „klasyków” (nie jest jasne, kto się do nich zalicza), by następnie owego wymyślonego przeciwnika nękać seriami zręcznych słownych zabiegów i znaków zapytania. Konkluzją tej krytyki jest nowa, niejasna teoria, która ma zastąpić teorię „klasyków” (raz chodzi w niej o oczekiwania stóp zysku, kiedy indziej o faktyczne stopy zysku, raz o wielkości realne, raz nominalne; mamy tu do czynienia z klinicznym mętlikiem, którego jedynym produktem może być podział współczesnego keynesizmu na trzy szkoły, które się ze sobą nie zgadzają).

Nie wdając się w szczegóły, warto zauważyć, że książka Keynesa ignoruje opracowania Hayeka i Misesa, które odpowiadają w dużej mierze na pytania postawione w dziele Keynesa. Dlaczego książka ignoruje Misesa, to już wiemy od samego Keynesa – ponieważ nie mógł zrozumieć jego tez ze względu na barierę językową (a kiedy ukazało się tłumaczenie, widocznie nie przestudiował go starannie). Dlaczego jednak pomija Hayeka? Jednym z powodów mogło być to, że publikacje Hayeka rzeczywiście były trudne. Jednak zignorowanie przeciwnika to także skutek strategicznej decyzji, by nie odnosić się do jego tez. Gdyby Keynes podjął rzetelną polemikę z Hayekiem i Austriakami, to nie mógłby zastosować uproszczonego podziału na „klasyków” i nową falę, którą on sam chciał reprezentować. Mark Blaug, wybitny historyk myśli ekonomicznej, uznał to posunięcie za mistrzowskie. Ze strategicznego punktu widzenia posunięcie to było z pewnością mistrzowskie; zjednywało Ogólnej teorii przychylność rzeszy ekonomistów, choć opierało się tylko na przebiegłym zabiegu marketingowym, a nie na solidnej argumentacji, która powinna cechować naukowe przełomy. Zabieg okazał się skuteczny. Książka odniosła sukces, mimo że jej teoretyczny poziom był mierny. Dziś w głównym nurcie już się właściwie nie liczy. Nic dziwnego, że Robert Lucas odradza w ogóle sięganie po ten środek hipnotyczny, skoro współczesny keynesizm już po niego nie sięga. A jednak trzeba dodać, że współczesne keynesizmy, Keynes czy ich intelektualni poprzednicy merkantyliści, Gesell, Douglas, Hobson, Foster i Catchings (a także inni zwolennicy teorii podkonsumpcji) budują na wspólnym fundamencie, choć posługują się odmiennymi narzędziami – wszystkie te nurty są „nauką”, która szuka uzasadnień dla interwencjonizmu państwowego polegającego na pompowaniu w gospodarkę pieniędzy budżetowych albo wykreowanych przez system bankowy. Nieważny jest środek, lecz cel: wszyscy drukują i wydają, a ty?

Rewolucja keynesistowska nie była oszałamiającym wydarzeniem teoretycznym, lecz z pewnością intrygującym z punktu widzenia socjologii wiedzy. Przyczyniła się do rozprzestrzenienia się w nowej formie starych interwencjonistycznych postulatów o konieczności „poprawiania” kapitalistycznej wyceny. Warto przy tym pamiętać, że bezbożnie kanonizowany lider owej rewolucji nie należał do grona wybitnych teoretyków, lecz był bardzo bystrym i inteligentnym strategiem o przeciętnej wiedzy ekonomicznej. Niezależnie od mitu wielkości, który próbują wykreować jego ideowi następcy.

Bibliografia

1. Hayek, Friedrich A. 1966. „Personal Recollections of Keynes and the ‘Keynesian Revolution’”, w: Hayek, Friedrich A. 1978. New Studies in Philosophy, Politics, Economics and the History of Ideas. London: Routledge and Kegan Paul.
2. Keynes, John Maynard. 1914. „Review of Theorie des Geldes und der Umlaufsmittel by Ludwig von Mises”, Economic Journal, Vol. 24, No. 95. (Sep.).
3. Keynes, John Maynard. 1931. „The Pure Theory of Money. A Reply to Dr. Hayek”, Economica, No. 34. (Nov.).

***

3 lutego 2008 r.

Tekst pochodzi ze strony Instytutu Misesa 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *