Bartłomiej Kozłowski: Czy w Stanach Zjednoczonych można zakazać słowa „nigger”?

W języku polskim nie ma podobno słowa tak obraźliwego, jakim w języku angielskim – a ściślej mówiąc angloamerykańskim – jest słowo „nigger”. Dosłownie tłumacząc, znaczy ono tyle, co „czarnuch” – ale do tego znaczenia trzeba dorzucić jeszcze wielką dawkę nienawiści, pogardy i niechlubne dziedzictwo trzystu lat niewolnictwa.

Słowo „nigger” pochodzi od hiszpańskiego „negro” – czyli po prostu Murzyn. Tym właśnie słowem biali pogardliwie określali murzyńskich niewolników. Wraz ze zniesieniem segregacji rasowej i uzyskaniem przez Murzynów pełni praw obywatelskich w latach 50. i 60. słowo to praktycznie znikło z publicznego języka – stało się wyklęte. W latach 70. powróciło jednak – tym razem w ustach samych czarnych. Zaczęli go używać murzyńscy komicy, tacy jak legendarny Richard Pryor, którzy postanowili to słowo „zawłaszczyć” i odebrać mu przez to jego niszczącą moc. Obecnie murzyńscy raperzy i autorzy popularnych filmów i seriali używają słowa „nigger” by podkreślić swą autentyczność. Również w języku codziennym słowo to pojawia się całkiem często – wielu amerykańskich Murzynów używa go w niemal co drugim zdaniu.

Tak się więc dziwnie składa, że słowo „nigger” jest obecnie w Ameryce czymś w gruncie rzeczy normalnym i nie wywołującym protestów – jeśli zostanie wypowiedziane przez Murzyna. Ale zupełnie inaczej jest, gdy tego słowa użyje biały – tu reakcją jest powszechne potępienie i oskarżenia o rasizm. Toteż gdy w listopadzie 2006 r. stacje telewizyjne pokazały, jak rozłoszczony obraźliwym zachowaniem grupy czarnoskórych widzów biały komik Michael Richards wrzeszczy na nich, kilkakrotnie używając słowa „nigger”, Ameryka dosłownie zatrzęsła się z oburzenia. Przeciwko zachowaniu Richardsa zaprotestowała m.in. największa organizacja walcząca przeciwko dyskryminacji Murzynów – NAACP. Niektórzy z protestujących nie ograniczyli się do wyrażenia zwykłej dezaprobaty. Jak napisał waszyngtoński korespondent „Gazety Wyborczej” Marcin Gadziński, kilku polityków – w tym murzyński pastor, były kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych Jessy Jackson – wezwało do wprowadzenia „embarga” na słowo „nigger”. Swój apel skierowali oni przede wszystkim do świata masowej kultury – koncernów płytowych, artystów hiphopowych itp. Ale nie tylko – zapowiedzieli oni także, że będą w federalnym parlamencie USA – Kongresie – walczyć o wydanie ustawy zabraniającej używania tego słowa.

Czy jednak w Ameryce można zakazać używania słowa „nigger” bez łamania obowiązującej tam Konstytucji, która chroni przecież swobodę wypowiedzi? O tym będzie poniżej. Rozważania nad tym problemem są dobrą okazją do napisania kilku słów na temat gwarantowanego przez amerykańskie prawo zakresu wolności wypowiedzi.

Pierwsza Poprawka

Jak wielu czytelników zapewne się orientuje, prawną podstawą ochrony wolności słowa w Stanach Zjednoczonych jest uchwalona w 1789 r. i ratyfikowana w roku 1791 tzw. Pierwsza Poprawka do Konstytucji, która w tłumaczeniu na język polski brzmi tak:

Kongres nie może stanowić ustaw wprowadzających religię albo zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, albo naruszających prawo do spokojnego odbywania zebrań i wnoszenia do rządu petycji o naprawienie krzywd”.

W okresie ratyfikacji I Poprawki w roku 1791 i jeszcze długi czas później uważano, że ten fragment Konstytucji – podobnie jak inne postanowienia tzw. Karty Praw (Bill of Rights) czyli pierwszych dziesięciu poprawek, gwarantujących rozmaite prawa obywatelskie (prawo do posiadania i noszenia broni, prawo do nietykalności osobistej i nienaruszalności mienia, prawo do sprawiedliwego procesu itd.) – wiąże jedynie władze federalne. Współczesna, powszechnie przyjęta od kilkudziesięciu lat doktryna prawna stoi jednak na stanowisku, że ta część amerykańskiej Ustawy Zasadniczej chroni wolność słowa – podobnie jak wolność wyznania, zrzeszania się (prawo do zrzeszania się nie jest w sposób wyraźny zapisane w Pierwszej Poprawce, ale uważa się, że w sposób logiczny z niej wynika), pokojowych zgromadzeń i składania petycji – przed ingerencją ze strony wszelkich władz publicznych. Instrumentem prawnym który – jak przyjmuje się w doktrynie i orzecznictwie sądowym – rozciąga obowiązywanie Pierwszej Poprawki na poszczególne Stany jest §1 XIV Poprawki, który mówi m.in., że

Żaden stan nie może wydawać ani stosować ustaw, które by ograniczały prawa i wolności obywateli Stanów Zjednoczonych

oraz że

żaden stan nie może pozbawić kogoś życia, wolności lub mienia bez prawidłowego wymiaru sprawiedliwości ani odmówić komukolwiek na swoim obszarze równej ochrony prawa”.

Zakazy „prywatne” – jak najbardziej

Czy jednak istnienie w amerykańskim systemie prawnym czegoś takiego, jak Pierwsza Poprawka wyklucza możliwość wprowadzenia jakichkolwiek zakazów używania słowa „nigger”? Od razu trzeba odpowiedzieć, że nie. Słowa tego, przede wszystkim, mogą zakazywać – korzystając z prawa do dysponowania własnością – osoby i organizacje prywatne. Np. właściciel klubu młodzieżowego – kierując się względami poprawności politycznej lub czymkolwiek innym – może zabronić używania w swoim klubie słowa „nigger” – i zarządzić, że każdy, kto użyje w nim tego słowa zostanie natychmiast wyrzucony przez ochronę za drzwi i nie będzie wpuszczony już nigdy więcej. Podobnie, używania słowa „nigger” mogą zakazać swoim pracownikom redakcje gazet, serwisów internetowych oraz stacji radiowych i telewizyjnych. Jest tak z tego prostego względu, że Pierwsza Poprawka wiąże wyłącznie władze publiczne. Osoby i organizacje prywatne mogą „ograniczać wolność słowa” bez względu na jej postanowienia.

Jeśli jednak zaczynamy mówić o kwestii ewentualnego zakazania słowa „nigger” przez władze publiczne w postaci np. uchwalonej przez Kongres lub parlament stanowy ustawy przewidującej karę grzywny – czy nawet więzienia – za jego używanie, to sprawa wygląda już zupełnie inaczej. Tu akurat Pierwsza Poprawka – rozciągnięta przez XIV Poprawkę na poszczególne stany – ma znaczenie podstawowe. Czy jednak z istnienia I Poprawki na pewno wynika to, że wprowadzenie ustawowego zakazu używania słowa „nigger” byłoby w Stanach Zjednoczonych niedopuszczalne?

Wolność mimo wszystko ograniczana

Pierwsza Poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych mówi m.in., że „Kongres [….] nie może stanowić ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy”. Dla każdego chyba jednak jest jasne, że zapis ten – jak każdy inny – nie ma jakiejś magicznej mocy, naprawdę „uniemożliwiającej” Kongresowi stanowienia takich ustaw. W ciągu przeszło dwustuletniej historii Stanów Zjednoczonych Kongres niejednokrotnie uchwalał ustawy, o których naprawdę trudno byłoby powiedzieć, że nie ograniczały one wolności wypowiedzi.

W roku 1798 r. – siedem lat po ratyfikacji Pierwszej Poprawki – Kongres uchwalił tzw. Ustawę o Obcych i Działalności Wywrotowej (Aliens and Sedition Act), która zawierała przepis przewidujący karę do dwóch lat więzienia za publikowanie „fałszywych, skandalicznych i złośliwych pism przeciwko rządowi Stanów Zjednoczonych, którejkolwiek z izb Kongresu lub Prezydentowi” (ciekawe, że ustawa ta nie chroniła osoby nr 2 w państwie, czyli wiceprezydenta – wynikało to z tego, że stanowisko to zajmował będący w opozycji wobec prezydenta Johna Adamsa Thomas Jefferson).

W 1873 r. Kongres ustanowił prawo zwane popularnie „ustawą Comstocka”, które w swej oryginalnej wersji przewidywało karę do 5 lat więzienia nie tylko za publikowanie i przesyłanie pocztą „obscenicznych, sprośnych, lubieżnych, nieprzyzwoitych, plugawych i podłych” artykułów, książek czy fotografii – ale także za rozpowszechnienie drogą pocztową jakichkolwiek informacji na temat aborcji i antykoncepcji.

W 1918 r. – jeszcze w okresie I wojny światowej – uchwalona została poprawka do i tak ograniczającej wolność wypowiedzi Ustawy o Szpiegostwie z 1917 r. zwana popularnie Sedition Act of 1918. Na jej podstawie każdy, kto w sposób „nielojalny, wulgarny, grubiański lub obelżywy” wyrażał się o Konstytucji lub formie rządu Stanów Zjednoczonych, o fladze amerykańskiej, o armii i mundurach żołnierzy i marynarzy mógł – jeśli jego wypowiedź miała miejsce w czasie, kiedy Stany Zjednoczone zaangażowane były w wojnę – pójść do więzienia nawet na 20 lat (jako ciekawostkę zob. pełny tekst wspomnianej ustawy).

Taka sama kara groziła według uchwalonej w 1940 r. Ustawy o Rejestracji Obcych – zwanej popularnie Ustawą Smitha każdemu, kto wyraził pogląd, że rząd amerykański powinien zostać obalony w drodze przemocy.

Wreszcie, w czasach całkiem współczesnych, bo w 1996 r. – czyli za prezydentury Billa Clintona – Kongres uchwalił tzw. „Ustawę o przyzwoitości w komunikacji”, która przewidywała karę do dwóch lat więzienia za rozpowszechnianie „nieprzyzwoitych” treści w Internecie. (1).

Rzecz jasna, wolność słowa bywała też wielokrotnie ograniczana przez władze stanowe. Niektóre z praw ograniczających swobodę wypowiedzi były – trzeba powiedzieć – zupełnie już kuriozalne, np. w okresie istnienia niewolnictwa w którymś z południowych stanów obowiązywała ustawa przewidująca karę więzienia za mówienie i publikowanie czegokolwiek, co mogłoby zasugerować niewolnikom, że ich los jest daleki od luksusu.

Decydują sądy

Czy znaczy to jednak, że w Stanach Zjednoczonych władze federalne i stanowe mogą ograniczać wolność słowa w sposób dowolny? Oczywiście nie – oprócz organów władzy ustawodawczej i wykonawczej są jeszcze sądy. To do nich właśnie należy decydowanie o tym, czy takie lub inne prawa oraz decyzje i działania władz publicznych są – czy też nie są – zgodne z Konstytucją.

Ostatecznym arbitrem w tego typu kwestiach jest – rzecz jasna – składający się z Prezesa (Chief Justice) i ośmiu sędziów (z których każdy zwyczajowo tytułowany jest „justice”) Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych z siedzibą w Waszyngtonie. Do niego właśnie należy ostatnie słowo w kwestii tego, jakie ograniczenia wolności słowa uznawane są za sprzeczne, a jakie za zgodne z Konstytucją.

Amerykański Sąd Najwyższy nie zawsze – jeśli można się tak wyrazić – stawał na wysokości zadania, jeśli chodzi o ochronę wolności słowa przed cenzorskimi zapędami władz ustawodawczych, wykonawczych i sądów niższej instancji. Przez cały wiek XIX i jeszcze kawałek XX sąd ten nie rozpatrzył właściwie żadnej sprawy, w której chodziło o to, czy takie lub inne ograniczenie swobody wypowiedzi jest, czy też nie jest zgodne z I Poprawką – sprawy takie po prostu do niego nie trafiały. W okresie tym nie było w ogóle jasne, czy Pierwsza Poprawka w jakikolwiek sposób ogranicza możliwość karania za wypowiedzi, czy też jedynie zakazuje cenzurowania wypowiedzi jeszcze przed ich publikacją – większość ówczesnych prawników była zdania, że zabrania ona tylko tego drugiego. A nadto, powszechnie przyjmowana doktryna prawna stała na stanowisku, że Pierwsza Poprawka wiąże jedynie władze federalne. Panował pogląd, że władze poszczególnych stanów mogą z jej punktu widzenia robić, co chcą (choć oczywiście należy pamiętać, że konstytucje stanowe zawierały postanowienia o ochronie wolności słowa).

I kiedy w okresie tuż po wojnie światowej Sąd Najwyższy USA po raz pierwszy tak naprawdę zajął się problemem tego, czy represjonowanie ludzi za pewne wypowiedzi nie jest sprzeczne z Konstytucją, sprawy nie zaczęły wyglądać dużo lepiej. Przeciwnie, amerykański Sąd Najwyższy – mimo kategorycznego brzmienia Pierwszej Poprawki – uznał, że władzom w tej kwestii wolno może nie wszystko, ale mimo to wiele.

W artykule „Wyrok Sądu Najwyższego USA w sprawie Schenk versus United States” (3 marca 1919) (2) była już mowa o decyzji, w której amerykański Sąd Najwyższy – stosując wykoncypowany przez sędziego Holmesa „test bezpośredniego i wyraźnego niebezpieczeństwa” – jednomyślnie utrzymał w mocy wyrok skazujący sekretarza generalnego partii socjalistycznej na karę więzienia za rozesłanie 15 000 antywojennych ulotek do potencjalnych poborowych (ulotki te, żeby było jasne, nie wzywały do żadnych przestępstw – a jedynie do działań, które nawet w czasie wojny były zgodne z prawem, nie było też żadnych dowodów na to, by któryś z ich odbiorców posunął się do jakichkolwiek mogących być wynikiem ich wpływu bezprawnych czynów).

Ale to nie wszystko. W tydzień po wydaniu orzeczenia w sprawie Schenka Sąd Najwyższy USA – jednomyślnie znowu – podtrzymał wyrok 10 lat więzienia przeciwko autorom dwunastu artykułów prasowych, których treścią było potępienie wojny jako prowadzonej wyłącznie w interesie wielkiego kapitału i skazanej na nieuchronną – ich zdaniem – klęskę. Charakterystyczną rzeczą w tej sprawie było to, że artykuły te napisane były w języku niemieckim, którego olbrzymia większość poborowych zupełnie nie rozumiała – tak, że prawdopodobieństwo, by ich treść mogła któregokolwiek z nich skłonić do zakazanych prawem działań było absolutnie znikome.

Większość sędziów Sądu Najwyższego dała pokaz swego rozumienia wolności słowa w sprawie Gitlow versus New York (dotyczącej skazania za rozpowszechnianie manifestu propagującego rewolucję komunistyczną), stwierdzając, że wolność ta nie zabrania władzom stanowym wtrącania ludzi do więzienia za wypowiedzi „szkodliwe dla dobra publicznego, mogące przyczyniać się do psucia moralności publicznej, zachęcać do popełnienia przestępstwa lub zakłócania spokoju publicznego” (jednocześnie jednak Sąd uznał, że Konstytucja – za pośrednictwem XIV poprawki – chroni wolność słowa także przed ingerencją ze strony władz stanowych – wolności tej jednak, jego zdaniem, nie musiało być zbyt wiele).

Pierwsza Poprawka dzisiaj

To wszystko należy dziś jednak do zamierzchłej przeszłości. Obecne rozumienie „klauzuli wolności słowa i prasy” Pierwszej Poprawki do Konstytucji USA jest niezwykle szerokie. Uważa się, że ten fragment amerykańskiej Ustawy Zasadniczej zabrania władzom wprowadzania zakazów wypowiedzi, nawet takich, które w innych – powszechnie uważanych za demokratyczne i liberalne – krajach są czymś zupełnie powszechnym.

Zakres wolności słowa w Ameryce dla niektórych ludzi może być wręcz szokujący. Amerykanie – dzięki I Poprawce – mogą bezkarnie lżyć, wyszydzać i poniżać swoje państwo, jego ustrój, naród i wszelkie organy władzy. Mogą publicznie palić flagę narodową, mogą maszerować pod sztandarami ze swastyką lub znakiem sierpa i młota, mogą propagować nazizm, komunizm i fundamentalizm islamski, mogą wysławiać ludobójcze wyczyny Hitlera i Stalina, mogą obrażać takie czy inne grupy narodowe, rasowe, etniczne, religijne, mogą propagować nienawiść wobec takich grup, mogą wyszydzać wszelkie możliwe świętości, mogą głosić, że najlepszym rozwiązaniem problemów kraju jest zbrojna rewolucja albo ludobójstwo, mogą wreszcie rozpowszechniać pornografię (choć tu są pewne ograniczenia) i „nieprzyzwoite” treści w Internecie. Mogą też – co chyba jest oczywiste – propagować także pokój, tolerancję i w ogóle te wszystkie poglądy, które wzbudzają powszechną aprobatę i pochwały. Jest tak dlatego, że Pierwsza Poprawka – jak stwierdził swego czasu amerykański Sąd Najwyższy – „ponad wszystko inne oznacza to, że władze nie mogą powstrzymywać ekspresji z powodu zawartego w niej przekazu, idei, tematu lub treści”. Inaczej mówiąc – jak uznał kiedyś ten sąd – „rząd musi pozostać neutralny na rynku idei”.

Takie akurat stanowisko nie opiera się, rzecz jasna, na przekonaniu, że wszelkie idee są równie dobre (lub równie złe) ale na przekonaniu, że właściwym środkiem zwalczania „złych” idei i zapobiegania ich potencjalnym skutkom jest przeciwstawianie im innych – „dobrych” – idei (a także działanie prawa, karzącego za przestępcze czyny, motywowane takimi czy innymi ideami), a nie zakazywanie wypowiedzi propagujących „złe”, „obraźliwe” czy „niebezpieczne” poglądy.

Jak w oddającym w najbardziej być może pełny – a zarazem zwięzły – sposób ducha I Poprawki zdaniu zawartym w orzecznictwie amerykańskiego Sądu Najwyższego stwierdził w 1974 r. sędzia Louis Powell „jakkolwiek zgubnym nie wydawałby się jakiś pogląd, nadzieję na jego poprawienie pokładamy nie w sumieniu sędziów i przysięgłych (a także, trzeba dodać, członków władzy ustawodawczej) lecz w konkurencji idei”. (3)

Gdzie są granice?

Jednak w żadnym cywilizowanym kraju – nawet w Ameryce – wolność słowa nie może być wolnością absolutną, wykluczającą jakąkolwiek możliwość pociągnięcia kogoś do odpowiedzialności cywilnej lub karnej za pewne – jakby nie było – akty ekspresji. Z twierdzeniem tym zgodzi się chyba każdy, kto nieco bliżej zastanawiał się nad kwestią granic wolności słowa. Czy ktokolwiek twierdzi, że wolność wypowiedzi – wbrew temu, co w najsłynniejszym chyba zdaniu na temat granic swobody ekspresji napisał wspomniany już sędzia Holmes – powinna chronić przed odpowiedzialnością karną i cywilną kogoś, kto w pełnym ludzi teatrze krzyczy „pali się!” – wiedząc o tym, że żadnego pożaru nie ma – i wywołuje w ten sposób groźną dla bezpieczeństwa widzów panikę? Czy ktokolwiek uważa, że swoboda wypowiedzi oznacza dopuszczalność „żartów” polegających na dzwonieniu do szpitala z informacją o podłożonej tam rzekomo bombie? Czy ktoś jest zdania, że w kodeksie karnym nie powinno być takich przestępstw, jak oszustwo, szantaż, fałszywe oskarżenie o popełnienie przestępstwa i składanie kłamliwych zeznań w sądzie – gdyż sposobem popełnienia wszystkich tych czynów może być wypowiedzenie lub napisanie pewnych słów? Brzmi to jak banał, ale nawet w najbardziej tolerancyjnym systemie prawnym wolność słowa musi mieć pewne granice.

Niechronione wypowiedzi

Jakie jednak ograniczenia swobody wypowiedzi uznaje się obecnie w USA za niesprzeczne z Pierwszą Poprawką? Otóż, amerykański Sąd Najwyższy na przestrzeni wielu lat uznawał, że pewne kategorie wypowiedzi – mimo bezwzględnego brzmienia Pierwszej Poprawki – nie są objęte konstytucyjną ochroną, a wypowiedzi należące do takich kategorii mogą być przedmiotem prawnych zakazów. Zakres tych „niechronionych” kategorii wypowiedzi stopniowo ulegał zawężeniu. Obecnie wolność słowa jest w USA chroniona w sposób nieporównanie silniejszy, niż kilkadziesiąt lat temu – jednak również i teraz owe „niechronione” kategorie wypowiedzi stanowią ważną część amerykańskiego prawa dotyczącego zakresu wolności słowa. Do niechronionych – zdaniem Sądu Najwyższego USA – rodzajów wypowiedzi należą:

Zniesławienia (przy czym zakres odpowiedzialności prawnej za zniesławiające wypowiedzi jest bardzo ściśle ograniczony, gdy wypowiedzi te tyczą się polityków i innych „osób publicznych” – osoba zaliczana do tej grupy może uzyskać odszkodowanie za zniesławiającą wypowiedź tylko wówczas, gdy wykaże, że autor takiej wypowiedzi zdawał sobie sprawę z fałszywości zawartej w niej informacji lub nie podjął elementarnych kroków w kierunku jej sprawdzenia; jeśli chodzi o wypowiedzi zniesławiające osoby „prywatne” to zakres dopuszczalnych ograniczeń jest większy, lecz i tu – przynajmniej, gdy inkryminowana wypowiedź tyczy się spraw leżących w sferze zainteresowania publicznego – potencjalny zakres bezkarności autorów takich wypowiedzi jest spory – autorowi takiej wypowiedzi trzeba udowodnić, że wypowiedź ta zawierała fałszywą i zniesławiającą powoda informację i że dopuścił się on jakiegoś zawinienia – np. niezachowania należytej staranności – jeśli chodzi o sprawdzenie, czy informacja taka jest prawdziwa, czy fałszywa); (4)

Napaści słowne („fighting words”) – do kategorii tej zalicza się obelgi kierowane bezpośrednio „twarzą w twarz” do drugiej osoby w sytuacji, gdy mogą one skłonić tą osobę do natychmiastowego użycia przemocy wobec ich autora. (5)

Prawdziwe groźby („true threats”) – czyli wypowiedzi, których celem jest zastraszenie innej osoby lub grupy osób poprzez wywołanie u nich przekonania, że autor takiej wypowiedzi ma zamiar dokonać lub spowodować dokonanie aktu bezprawnej przemocy na ich szkodę. (6)

Oszukańcza reklama handlowa i reklama usług i produktów, które same w sobie są nielegalne (ograniczenia treści reklam są poza tym dopuszczalne tylko wówczas, gdy zmierzają one do osiągnięcia jakiegoś bardzo ważnego celu – takiego, jak np. ochrona zdrowia – faktycznie prowadzą do jego osiągnięcia i nie są szersze, niż jest to konieczne dla osiągnięcia takiego celu); (7)

Obsceniczność” – według definicji sformułowanej w 1973 r. w sprawie Miller versus California „dzieło” (film, numer czasopisma, książka) ma charakter „obsceniczny” i nie podlega ochronie ze strony Pierwszej Poprawki jeżeli „dzieło” to jednocześnie spełnia trzy warunki:

Wzięte pod uwagę jako całość, odwołuje się do sprośnych (prurient) zainteresowań
W sposób oczywiście rażący przedstawia lub opisuje zachowanie seksualne specyficznie zdefiniowane przez mające zastosowanie prawo stanowe; i
Wzięte pod uwagę jako całość, nie posiada poważnej wartości literackiej, artystycznej, politycznej lub naukowej.
Wyłączenie „obsceniczności” spod ochrony I Poprawki jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych aspektów orzecznictwa Sądu Najwyższego USA w sprawach dotyczących wolności wypowiedzi. „Obsceniczność” jest tak właściwie jedynym rodzajem ekspresji, odnośnie którego amerykański Sąd Najwyższy uznał, że władze mogą jej zabronić bez większego wnikania w to, czy rzeczywiście jest ona szkodliwa. Tak właściwie, to trudno nawet tak do końca powiedzieć, dlaczego Sąd Najwyższy USA stwierdził, że „obsceniczność” może być zakazana.

*Bo twórcy Konstytucji uważali, że pornografia nie jest rodzajem wypowiedzi, który zasługuje na konstytucyjną ochronę? – nie ma na to dowodów. (8)
*Bo pozbawiona jest istotnej wartości społecznej? – na temat „wartości” takich czy innych wypowiedzi, dzieł sztuki itp. można się spierać w nieskończoność.
*Bo przyczynia się do szkodliwych zjawisk w życiu społecznym – przestępstw seksualnych, dyskryminacji kobiet, rozpadu rodziny? – na coś takiego nie ma poważnych dowodów – a gdyby nawet były, to warto zauważyć, że Sąd Najwyższy USA generalnie stoi na stanowisku, że właściwą metodą zapobiegania potencjalnie szkodliwym skutkom wpływu jakichś rodzajów ekspresji nie są ograniczenia wolności słowa.
*Bo jest czymś etycznie i estetycznie obrzydliwym i rażącym wrażliwość wielu osób? – gusta i wrażliwość poszczególnych ludzi bywają bardzo różne – a poza tym, dlaczego ludzi w wolnym kraju mają nie mieć prawa do oglądania tego, co chcą? – zauważmy też, że Sąd Najwyższy USA bardzo kategorycznie stwierdził, że pewne wypowiedzi nie mogą być zakazane z tego tylko powodu, że są one obraźliwe dla niektórych odbiorców.
Zakazy „obsceniczności” trudno jest więc uzasadnić na jakimś gruncie analitycznym. Prawa przeciwko „obsceniczności” w USA są tak właściwie pewnym dziwactwem – pozostałością purytańskich w znacznej mierze korzeni kulturowych tego kraju. Trzeba też dodać, że decyzje Sądu Najwyższego USA w sprawach dotyczących „obsceniczności” nigdy nie były jednomyślne – co bardziej „liberalni” sędziowie byli zdania, że nawet „obsceniczna” ekspresja zasługuje na konstytucyjną ochronę – przynajmniej wówczas, gdy nie jest ona narzucana ludziom, którzy nie chcą mieć z nią do czynienia lub prezentowana dzieciom. (9)

Pornograficzne zdjęcia i filmy z udziałem dzieci (w przypadku pornografii dziecięcej Sąd Najwyższy USA większością 6 głosów do 3 uznał, że władze mają prawo zabronić nie tylko jej produkcji i rozpowszechniania, ale także posiadania na własny, czysto prywatny użytek). (10)

Wypowiedzi, które mają na celu spowodowanie – i faktycznie mogące spowodować – bezprawne działania innych osób w najbliższym czasie (incitement to imminent lawless action). Zauważmy od razu, że ta ostatnia kategoria niechronionych przez Pierwszą Poprawkę wypowiedzi jest bardzo wąska – Sąd Najwyższy USA w sposób wyraźny orzekł, iż sam fakt, że treścią danej wypowiedzi jest propagowanie przemocy lub łamania prawa nie jest wystarczającym powodem do tego, by wypowiedź taka była zabroniona pod groźbą odpowiedzialności karnej. (11)

Wąskie są też inne kategorie niechronionych wypowiedzi – np. pojęcie „napaści słowne” jest bez porównania węższe, niż znane z prawa polskiego pojęcie zniewagi, pojęcie obsceniczności jest – mimo wszystko – węższe od pojęcia pornografii (znakomitej większości „dorosłej” pornografii nie uznaje się obecnie w USA za „obsceniczność”, zupełnie inaczej jest natomiast w przypadku „pornografii dziecięcej” – ale tu przynajmniej powód istnienia zakazów jest jasny – chodzi o ochronę dzieci przed krzywdą, wyrządzaną im wskutek wykorzystywania ich jako aktorów czy modeli w pornograficznych filmach i fotografiach).

Co ma słowo „nigger” do „niechronionych” kategorii wypowiedzi?

A jak do tego wszystkiego ma się słowo „nigger”? Czy słowo to można zaliczyć do którejś ze wspomnianych powyżej „niechronionych” przez Pierwszą Poprawkę kategorii wypowiedzi? Od razu widać, że do takich rodzajów ekspresji, jak zniesławienie, oszukańcza reklama handlowa i obsceniczność i pornografia dziecięca ma się ono nijak.

Jeśli chodzi o „napaści słowne” i „podburzanie do natychmiastowego bezprawnego działania” – to w wypowiedziach należących do tych akurat kategorii słowo to może się oczywiście pojawiać – zwrócenie się do kogoś z tekstem w stylu „you stupid dirty nigger” („ty głupi, brudny czarnuchu”) mogłoby stanowić niechronioną przez I Poprawkę „napaść słowną” zaś biały rasista, który zwracając się do grupy agresywnych i uzbrojonych w noże, kije bejzbolowe czy inne niebezpieczne przedmioty „skinów” pokazałby palcem na przechodzącego Murzyna i krzyknął „kill this fucked nigger” („zabić tego pieprzonego czarnucha”) niewątpliwie byłby winien „podburzania do natychmiastowej przemocy”. Nie ulega jednak wątpliwości, że użycie słowa „nigger” samo w sobie nie jest ani napaścią słowną, ani „podburzaniem do popełnienia przestępstwa” – i niewątpliwie też wypowiedzi należące do tych ostatnich kategorii nie muszą zawierać w sobie słowa „nigger”.

Warto też zauważyć, że Sąd Najwyższy USA uznał, że nawet te wypowiedzi, które należą do „niechronionych” przez I Poprawkę kategorii ekspresji, nie mogą być zakazywane przez władze w sposób dowolny. Czymś niedopuszczalnym jest zakazywanie takich tylko „zniesławień”, „napaści słownych”, „gróźb” itp., które wyrażają idee i punkty widzenia szczególnie potępiane przez społeczeństwo (np. nienawiść na tle rasowym) przy jednoczesnym tolerowaniu (czy karaniu w sposób łagodniejszy) tych wszystkich, które takich akurat idei i punktów widzenia nie wyrażają. Coś takiego uważane jest za „dyskryminację ze względu punkt widzenia” (viewpoint based discrimination) i zdaniem Sądu Najwyższego USA jest prawnie niedopuszczalne. (12)

Czemu miałoby to służyć?

Jasne jest więc, że zakaz używania słowa „nigger” byłby sprzeczny z I Poprawką – rozumianą tak, jak pojmuje ją amerykański Sąd Najwyższy i co najmniej znakomita większość amerykańskich prawników zajmujących się kwestią granic wolności słowa.

Oczywiście, ewentualni zwolennicy wprowadzenia ustawowego zakazu słowa „nigger” mogliby chcieć ograniczenia bardzo szerokiego obecnie zakresu swobody ekspresji. Podobne próby miały miejsce wielokrotnie – i zdarzają się właściwie ciągle – np. na przełomie lat 80. i 90. toczyły się w Sądzie Najwyższym boje o to, czy władze mają prawo zabronić „fizycznego bezczeszczenia” amerykańskiej flagi. Trzeba jednak powiedzieć, że szanse na to, by amerykańskie sądy uznały zakaz używania słowa „nigger” za zgodny z Konstytucją są – co tu dużo mówić – żadne. Przede wszystkim – sądy z pewnością wymagałyby dowiedzenia, że zakaz taki – podobnie, jak inne zakazy wypowiedzi z powodu ich treści (a nie tylko czasu, miejsca czy głośności) – spełnia kryteria surowego testu konstytucyjności, zwanego „strict scrutiny test”. Ci, którzy chcieliby udowodnić, że zakaz taki jest zgodny z Konstytucją, musieliby wykazać, że zakaz ten służy jakiemuś niezwykle ważnemu celowi i że równie skuteczne osiągniecie tego celu nie będzie możliwe bez wprowadzenia takiego zakazu. Jakiemu zaś celowi mógłby służyć zakaz używania słowa „nigger”?

Zapobieżeniu obrazie uczuć niektórych osób z powodu ich przynależności rasowej? – jeśli chodzi akurat o to, to trzeba jeszcze raz przypomnieć, że Sąd Najwyższy USA w sposób nader dobitny stwierdził, że żadne wypowiedzi nie mogą być zakazane z tego tylko powodu, że są one obraźliwe dla niektórych czytelników lub słuchaczy.

Zapobieganiu aktom przemocy? – to niewątpliwie dopuszczalny cel ograniczania wolności słowa, ale doprawdy trudno byłoby wykazać, że zakaz używania słowa „nigger” jest niezbędny dla jego osiągnięcia. Przede wszystkim – użycie tego słowa w olbrzymiej większości przypadków z pewnością nie powoduje niebezpieczeństwa bezpośredniego wzniecenia przemocy – a jeśli są jakieś przypadki, w których takie niebezpieczeństwo może wystąpić – to w odniesieniu do nich zupełnie wystarczające są istniejące prawa, zabraniające „podburzania do natychmiastowych bezprawnych działań” i „napaści słownych”.

A jeśli ktoś chciałby bronić zakazu używania słowa „nigger” na podstawie karkołomnego – bo niemożliwego do udowodnienia – argumentu, że obecność tego słowa w publicznym dyskursie może się przyczyniać do przemocy czy dyskryminacji rasowej w sposób jakiś bardziej pośredni – poprzez np. wywoływanie rasistowskich myśli i emocji u niektórych słuchaczy – to tu z kolei trzeba stwierdzić, że Sąd Najwyższy USA w sposób dobitny uznał, że czymś niedopuszczalnym z punktu widzenia I Poprawki jest zakazywanie pewnych wypowiedzi z tego powodu, że mogą one zwiększać prawdopodobieństwo dokonania bezprawnych czynów w jakimś bliżej nieokreślonym, przyszłym czasie. (13)

Jak była już mowa, współczesna doktryna prawna w USA zdecydowanie stoi na stanowisku, że właściwą metodą zapobiegania przestępstwom i innym szkodliwym czynom wynikającym w jakiś sposób z wpływu, jaki na niektórych ludzi mogą mieć „złe” idee jest krytyka takich idei i przeciwstawianie im innych – „dobrych” idei (słowa „złe” i „dobre” są ujęte w cudzysłów, jako że co do pewnych idei w nieskończoność można się spierać, czy są one złe, czy też dobre) – oraz oczywiście istnienie i egzekwowanie prawa, karzącego za przestępcze czyny motywowane „złymi” (czy też „dobrymi”) ideami – nie za propagowanie „niebezpiecznych” poglądów. Jak w uważanym nieraz za najważniejszą opinię w kwestii granic wolności słowa, jaka sformułowana została w orzecznictwie Sądu Najwyższego USA zdaniu zbieżnym (concurring opinion) w sprawie Whitney versus People of State of California pisał w 1927 r. sędzia Louis Brandeis

„Żadne zagrożenie wynikające z wypowiedzi nie może być uznane za bezpośrednie i wyraźne, chyba, że niebezpieczeństwo spodziewanego zła jest tak bliskie, że może się ono spełnić zanim będzie możliwość pełnej dyskusji. Jeśli jest czas na wyłożenie poprzez dyskusję fałszów i zwodniczości, na odwrócenie zła poprzez proces edukacji, remedium, które należy zastosować jest pomnożenie wypowiedzi, a nie zmuszenie do milczenia. Tylko sytuacja nagłego zagrożenia (emergency) może usprawiedliwiać represje”. (14)

W interesującym nas tu najbardziej przypadku jasne jest jednak, że takiego niebezpieczeństwa nie ma.

Takiego zakazu nie będzie

I bądźmy spokojni – Kongres nie zakaże używania słowa „nigger”. Zakaz taki byłby zresztą nie do przyjęcia nawet w systemie prawnym znacznie mniej tolerancyjnym dla skrajnej, obraźliwej, szokującej, czy potencjalnie niebezpiecznej ekspresji, niż ten, który obecnie istnieje w USA. Czy wyobraża ktoś sobie, by nie można było używać słowa „nigger” np. w filmach, których akcja dzieje się na amerykańskim południu w czasach, gdy słowa tego używano tam powszechnie? Czy wyobraża ktoś sobie ściganie każdego, kto użył tego słowa podczas dyskusji? Jaki wreszcie parlament wydałby ustawę zakazującą używania jednego, ściśle określonego wyrazu (a gdyby zresztą – jaka jest gwarancja, że na tym by się skończyło – słów i zwrotów całkiem powszechnie postrzeganych jako obraźliwe jest przecież mnóstwo)?

Informacji o tym, że Ameryka zastanawia się nad tym, czy nie zakazać słowa „nigger” w ogóle nie można traktować poważnie. Jedynym pożytkiem, jaki wynika z takiej informacji jest to, że pobudza ona do myślenia i dyskutowania o takich sprawach, jak rasizm, poprawność polityczna, język – i wreszcie – wolność słowa.

1. Ustawa ta – w zakresie, w jakim zabraniała ona rozpowszechniania w Internecie treści „nieprzyzwoitych” (indecent) lecz nie obscenicznych – została uznana przez Sąd Najwyższy USA za sprzeczną z I Poprawką w sprawie Reno versus ACLU (1997) – w decyzji tej amerykański Sąd Najwyższy podtrzymał orzeczenie sądu federalnego niższej instancji, który również uznał tą ustawę za niekonstytucyjną.

2. Zob. wersję tego samego artykułu z przypisami na prywatnej stronie autora.

3. Stwierdzenie to pochodzi z opinii sędziego Powella w sprawie Gertz versus Robert Welsh (1974).

4. Reguła, że urzędnik publiczny może wygrać proces o zniesławienie w związku z zarzutami dotyczącymi sprawowania przez niego powierzonej mu funkcji tylko wówczas, gdy udowodni, że pozwany wykazał co najmniej karygodne niedbalstwo, jeśli chodzi o sprawdzenie prawdziwości lub fałszywości wysuniętych przez niego zarzutów sformułowana została przez Sąd Najwyższy USA w sprawie New York Times Co. versus Sullivan (1964). Rozciągnięcie tej reguły na „osobistości publiczne” – czyli ludzi mających znaczny wpływ na bieg spraw publicznych i cieszących się znaczną sławą w społeczeństwie – nastąpiło w sprawie Curtis Publishing Co. v. Butts (1967) (Sąd Najwyższy USA był w tej sprawie co prawda bardzo podzielony, ale generalny sens tego orzeczenia jest właśnie taki).

5. Zob. orzeczenie w sprawie Gooding versus Wilson (1972). Krótka historia pojęcia „fighting words” przedstawiona jest w artykule What is the Fighting Words Doctrine?

6. Zob. sprawy Watts versus United States (1969) i Virginia versus Black (2003).

7. Zob. Bruce E. H. Johnson Advertising & First Amendment

8. Zob. zdanie odrębne (dissenting opinion) sędziego Williama O. Douglasa w sprawie Roth versus United States (1957). Zob. też artykuł prof. Erica M. Freedmana A Lot More Come into Focus When You Remove the Lens Cap: Why Proliferating New Communications Technologies Make it Particularly Urgent for the Supreme Court to Abandon its Inside – Out Approach to Freedom of Speech and Bring Obscenity, Fighting Words and Group Libel Within the First Amendment.

9. Zob. zdania odrębne sędziów Brennana, Douglasa, Marshalla i Stewarta w sprawach Miller versus California i Paris Adult Theatre I et all. versus Slaton (decyzje w obu sprawach zostały wydane 21 VI 1973 r.). Dość obszerna krytyka wyjęcia “obsceniczności” spod ochrony I Poprawki zawarta jest też w moim artykule Pornografia i gwałty – usprawiedliwienie dla cenzury?

10. New York versus Ferber (1982). Zakaz prywatnego posiadania pornografii dziecięcej został uznany za zgodny z I Poprawką w sprawie Osborne versus Ohio (1990).

11. Zob. orzeczenie w sprawie Brandenburg versus Ohio (1969).

12. Zob. orzeczenie w sprawie R.A.V. versus City of Saint Paul, Minnesota (1992).

13. Zob. orzeczenie w sprawie Ashcroft versus Free Speech Coalition (2002)

14. Zob. też niepublikowaną do 2006 r. opinię sędziego Brandeisa w sprawie Ruthenberg versus Michigan

Bartłomiej Kozłowski
***
Artykuł opublikowany pierwotnie (pod innym tytułem i bez końcowych przypisów) w ramach działu „Kartka z kalendarza” na portalu Polska.pl
Tekst pochodzi ze strony Bartłomieja Kozłowskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *