Natalia Dueholm, Matthew Dueholm: Szkoły domowe w USA

W Polsce idea uczenia dzieci w domu zamiast posyłania ich do szkół nie jest szeroko znana. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, gdzie nikt się temu nie dziwi. Z roku na rok, wzrasta ilość rodziców, którzy mówią szkołom: „dziękuję za współpracę”.

W USA nikt też osoby, która zajmuje się edukacją domową nie uważa za dziwaka, co niestety jest normą w Polsce. Ruch zaczął się na skalę dość masową w latach 80-tych, kiedy to 50 tys. dzieci uczyło się w swoich własnych domach. Obecnie trudno oszacować ile ich jest, gdyż dane dotyczące tej formy edukacji są różne. Według Departamentu Edukacji jest ich około 850 tys. (2001 r.), za to organizacje promujące nauczanie domowe o 2 i pół miliona. W stanie Illinois, który jest bardzo przychylny tej formie nauczania, szacuje się, że 20 tys. rodzin uczy dzieci w domu. Jest to jednak bardzo trudne do ustalenia, gdyż rodzice nie mają obowiązku zgłaszania władzom szkoły faktu, że uczą dzieci. I dobrze, co to je właściwie obchodzi.

KTO, KOGO I JAK DŁUGO UCZY

Stereotypowa rodzina nauczająca w domu jest głęboko religijna, często chrześcijańska, są wśród nich menonici i inne wyznania. Większość rozmówców, rodziców-edukatorów mówi, że jednym z powodów do podjęcia decyzji o uczeniu w domu jest chęć nauczenia dzieci, że Jezus powinien być panem ich życia. Inni to libertarianie, także hipisi, czy po prostu ludzie z własnymi filozofiami na życie. Stereotyp głęboko religijnej rodziny uczącej swoje dzieci w domu powoli przestaje być prawdziwy.

W zależności od stanu wymagania dotyczące takich rodziców są różne: certyfikaty, obowiązkowe zgłaszanie szkołom faktu nauczania w domu, czy wymaganie konkretnego programu nauki. Stan Illinois jest rajem dla szkół domowych, trzeba spełnić tylko dwa wymagania: uczyć po angielsku i mniej więcej tego, co jest w szkolnych programach.

Teoretycznie możliwe jest uczyć dziecko w domu do poziomu uniwersyteckiego, czyli praktycznie przejść wszystkie szczeble nauczania, bo przecież nie każdy musi studiować na uniwesytecie. Wszystko zależy od stanu, i szkół, gdyż mogą one stawiać dodatkowe wymagania (egzaminy) dzieciom, które nie przeszły edukacji w szkołach. Niektóre uniwersytety w Illinois nie stawiają specjalnych wymagań kandydatom na studia, za to Northwestern University wymaga od dzieci po edukacji domowej zdania dodatkowych egzaminów. W Wheaton College w Illinois 10% studentów było przynajmniej przez jakiś czas nauczanych w domu.

Podobnie jest z liceami, do których nie ma w ogóle egzaminów. Niektóre z nich przyjmują za oceny ucznia z poprzedniej edukacji oceny wystawione przez jego rodziców ze szkoły domowej. Można więc uczyć dziecko w domu na etapie szkoły podstawowej, a potem posłać do liceum. Różne wariacje są teoretycznie możliwe.

DLACZEGO?

Oczywiście pierwszym powodem do podjęcia edukacji domowej jest skompromitowanie edukacji publicznej. Drugim powodem jest częste w amerykańskich szkołach zjawisko przemocy starszych dzieci w stosunku do młodszych (bullying). Niektórym rodzicom nie podoba się także, że dzieci są wypytywane w szkołach o to, czy myślały o samobójstwie, seksie i jak często. Także areligijność czy nawet wrogość do chrześcijaństwa, zbytnie przywiązywanie wagi do teorii Darwina i innego typu indoktrynacja polityczna decydują o takiej decyzji. Marnowanie czasu (np. na przechodzenie z klasy do klasy, na rzeczy nieistotne, etc.) i kontrolowanie uczonego materiału to kolejne powody.

TYPOWY DZIEŃ W SZKOLE DOMOWEJ

Praktycznie nie istnieje, wszystko wygląda różnie w zależności od domu. Czasami taki dzień zaczyna się od modlitwy, lektury Biblii, potem czytanie i pisanie wypracowań. W niektórych domach taka praca z dziećmi jest mniej zorganizowana. Jak opowiadała jedna z mam: „moja córka czytając gazetę natrafiła na termin orwellowski, no więc poszłyśmy wypożyczyć film Rok 1984 i potem o tym dyskutowałyśmy”. Nauka chemii czy fizyki odbywać się może podczas gotowania przy obserwacji procesów rozpuszczania się substancji, dyfuzji, parowania, zamarzania, etc. Dużo zależy od pomysłowości rodziców.

Jedna z rozmówczyni, Celeste Kostyniuk, mama nauczająca w domu powiedziała, że łatwo jest sprawdzić, czy rodzice dobrze uczą w domu: „Po prostu zadaj sobie cztery pytania: Czy kochasz swoje dziecko?, Czy chcesz żeby poznawało świat?, Czy jest ono szczęśliwe? I czy się czegoś nauczyło?”. Wszystko wydaje się takie proste kiedy kocha się swoje dziecko i chce dla niego jak najlepiej!

OCENIANIE

Pracownik zajmujący się rekrutacją na Uniwersytecie Loyola w Chicago April Hansen powiedział, że kiedyś większość rodziców dawała swoim dzieciom najlepsze stopnie. Teraz już tak nie jest, gdyż niektórzy rodzice są bardziej wymagający niż nauczyciele w szkołach i ma to odbicie w stopniach. Wygląda na to, że rodzice potrafią traktować ocenianie w sposób rozsądny, uczciwy i nie stosować szkodliwej protekcji.

ORGANIZACJE PROMUJĄCE NAUCZANIE DOMOWE

Takie grupy pokazują świetnie jak ludzie sami są w stanie stworzyć własną sieć grup nauczających, które z czasem stają się samowystarczalne. Często się zdarza, że dzieci czy nastolatki są uczone przez prawdziwych specjalistów w danej dziedzinie. Normalne jest przecież, że nie każda mama czy tato jest w stanie uczyć swoje dziecko całek czy innych skomplikowanych rzeczy. Do tego służą grupy samopomocy, gdzie rodzic może odesłać swoje dziecko na jakąś lekcję poza domem. I w tym wypadku właśnie ma ono szansę dostać się na lekcję do doktora matematyki, mikrobiologii czy fizyki jądrowej. Do tego takie grupy rodziców informują się także wzajemnie jakie wymagania mają licea czy uniwersytety dla dzieci po szkołach domowych. Także doradzają i służą wszelką możliwą pomocą osobom, które wahają się czy uczyć w domu czy nie. Liczne web sites oferują różnorodne materiały do uczenia w domu, chociaż są rodzice, którzy nie są zwolennikami zorganizowanych szkół domowych. Grupa adwokatów dba, aby prawa, które ruch sobie już wywalczył, nie zostały ukrócone. Można naprawdę pozazdrościć wyników organizacyjnych i praktycznych tego ruchu, za rozwój którego niektórzy rodzice zapłacili wysoką cenę – poszli nawet do więzienia (mniej więcej 15- 20 lat temu edukacja domowa była w większości stanów nielegalna).

ZALETY

Oprócz ewidentnej sprawy, którą jest fakt, że dzieci czują się dużo lepiej w domu, czy tego że rodzice mają prawo czy obowiązek do uczenia swoich pociech w sposób jaki uznają za właściwy, edukacja domowa uczy także rodziców odpowiedzialności. To nie jest tak, że za braki w niewiedzy rodzic może z czystym sumieniem winić szkołę, czy odesłać dziecko do nauczyciela, gdy nie potrafi lub nie chce odpowiedzieć na trudne pytania dziecka. Rodzice mają przecież oprócz prawa, także obowiązek żeby je przygotować do dorosłego życia.

KONTAKTY Z RÓWIEŚNIKAMI

Podstawowym zarzutem wobec szkół domowych jest twierdzenie, że dzieci takie nie będą potrafiły zachować się wśród ludzi. Jest to argument fałszywy z wielu powodów. Po pierwsze, dzieci takie często uczą się w grupach, więc wcale nie są pozbawione kontaktów z rówieśnikami. Po drugie, jeśli nie uczą się w grupach, często po lekcjach domowych uczęszczają na różego typu zajęcia sportowe czy artystyczne, gdzie spotykają inne dzieci. Po trzecie, dzieci uczą się jak się zachowywać od starszych, i to powinno być dla nich wzorem. Każdy wątpiący w korzyści płynące z tego, że dziecko jest częściowo izolowane od rozwydrzonych skupisk młodych ludzi powinien przejść się do pierwszej lepszej szkoły publicznej i zobaczyć, jak te dzieci zachowują się na korytarzach, w szatniach, co robią w ubikacjach, itp. Jeśli ktoś uważa, że edukacja domowa produkuje odludków czy dziwaków, niech popatrzy w koło siebie. O ile mi wiadomo praktycznie nikt w Polsce nie przeszedł przez szkołę domową, a i tak dziwaków pełno! Do tego, przecież dzieci potrafią się izolować w grupach, także w szkole. Relacja pomiędzy dzieckiem edukowanym w domu a jego tedencją do izolacji czy aspołeczności nie jest prawdziwa.

PROBLEMY

Obecnie ruch rozwinął się już tak szeroko, zdobył wielu zwolenników (nawet ci, co sami nie uczą w domu nie przeczą, że ma on wiele zalet) i udowodnił jak dobrze funkcjonuje, że problemy są coraz mniejsze. Są stany mniej lub bardziej przychylne szkołom domowym. Do najbardziej liberalnych pod tym względem należy stan Illinois i Teksas. Stąd też ludzie, którym bardzo zależy na spokojnym i bezproblemowym uczeniu własnych pociech często przeprowadzają się do tych stanów.

Rodzice często przyznają, że wadą jest, iż dzieciom, które ze szkoły domowej przeszły do szkół, trudno jest przyzwyczaić się do zorganizowanej i usystematyzowanego nauczania w szkołach. Jest to przecież nie wada, a raczej trudność do pokonania.

Oczywiście takie organizacje jak National Education Association czy Parents Teacher Association będą – jak mówią – sceptyczne jeśli chodzi o edukację domową. W rozmowie nie podają jednak żadnych konkretnych argumentów. Według nich brak standaryzacji szkół domowych jest minusem (pewnie wolą niski standard, bo zawsze to jakiś standard), a także brak dostatecznej socjalizacji. Uważają, że dziecko powinno się spotykać z jak najbardziej różnym środowiskiem, czyli spotykać różnego rodzaju rozwydrzone, zepsute, niebezpieczne, brutalne inne dzieci, bo to ma ich przygotować do dorosłego życia w społeczeństwie. Na szczęście rozsądni rodzice wiedzą, że jest to argument tych, którzy albo pewnie dzieci nie mają albo swoje posyłają do drogich szkół prywatnych.

Być może i w Polsce za 20 lat prawo będzie bardziej przychylne rodzicom, którzy zechcą sami uczyć swoje dzieci, być może na zasadzie uznania ich za szkoły prywatne. Mają przecież do tego prawo. Wszystko pozostaje w rękach rodziców i prawników, którzy będą bronić ich prawa rodzicielskiego do zajmowania się własnymi dziećmi.

Natalia i Matthew Dueholm

Tekst ukazał się w trochę innej formie w tygodniku „Najwyższy Czas!”, w nr. 24 (682)
z 14 czerwca 2003 r.
Artykuł publikujemy za zgoda Natalii Dueholm

One thought on “Natalia Dueholm, Matthew Dueholm: Szkoły domowe w USA

  1. „Inni to libertarianie, także hipisi, czy po prostu ludzie z własnymi filozofiami na życie. Stereotyp głęboko religijnej rodziny uczącej swoje dzieci w domu powoli przestaje być prawdziwy.”

    Bogu ( co go nie ma ) niech będa dzięki! :-)))

    „Oczywiście pierwszym powodem do podjęcia edukacji domowej jest skompromitowanie edukacji publicznej.”

    Tu się zgadzam! Widziałem ten system od środka. I jako uczeń i jako nauczyciel.

    „Drugim powodem jest częste w amerykańskich szkołach zjawisko przemocy starszych dzieci w stosunku do młodszych (bullying).”

    Też się zgadzam! A i Polska się nam coraz bardziej „amerykanizuje”. ;-(

    „Niektórym rodzicom nie podoba się także, że dzieci są wypytywane w szkołach o to, czy myślały o samobójstwie, seksie i jak często.”

    No cóż! Ma prawo się nie podobać.

    „Także areligijność czy nawet wrogość do chrześcijaństwa, zbytnie przywiązywanie wagi do teorii Darwina i innego typu indoktrynacja polityczna decydują o takiej decyzji. ”

    Oj bez przesady z tą wrogością wobec chrześcijaństwa. Gdy pracowałem w polskiej szkole publicznej od komuchów i Żydówek zwyzywano jedną nauczycielkę co NIE pocałowała biskupa w pierścień. Chrześcijanie moi drodzy. Obyście tylko takich „wrogów” mieli.
    Chyba już zapomnieliście jak wyglądają PRAWDZIWE prześladowania.

    „Marnowanie czasu (np. na przechodzenie z klasy do klasy, na rzeczy nieistotne, etc.) i kontrolowanie uczonego materiału to kolejne powody.”

    I tu się zgadzam!

    „Podstawowym zarzutem wobec szkół domowych jest twierdzenie, że dzieci takie nie będą potrafiły zachować się wśród ludzi. Jest to argument fałszywy z wielu powodów.”

    Zgadzam się.

    „W zależności od stanu wymagania dotyczące takich rodziców są różne: certyfikaty, obowiązkowe zgłaszanie szkołom faktu nauczania w domu, czy wymaganie konkretnego programu nauki. Stan Illinois jest rajem dla szkół domowych, trzeba spełnić tylko dwa wymagania: uczyć po angielsku i mniej więcej tego, co jest w szkolnych programach.”

    Z braku laku dobre i to. Co nie znaczy że nie marzą mi się innojęzyczne szkoły domowe.
    A co w praktyce oznacza „mniej więcej”?

    „Pracownik zajmujący się rekrutacją na Uniwersytecie Loyola w Chicago April Hansen powiedział, że kiedyś większość rodziców dawała swoim dzieciom najlepsze stopnie. Teraz już tak nie jest, gdyż niektórzy rodzice są bardziej wymagający niż nauczyciele w szkołach i ma to odbicie w stopniach. Wygląda na to, że rodzice potrafią traktować ocenianie w sposób rozsądny, uczciwy i nie stosować szkodliwej protekcji.”

    No cóż! Potrzeba czasu aby dojrzeć. Dlatego edukacja domowa ma sens w Polsce dopiero za 10-20 lat, kiedy „zejdą ze sceny” rodzice wymuszający lepsze oceny poprzez wyzywanie nauczycieli od Żydów i zmieni się charakter szkół prywatnych w Polsce. Na razie standardem jest „płacę i wymagam samych szóstek” i potrzeba czasu aż dotrze do ludzi że to droga donikąd. Jednak nadmierna surowość wobec własnych dzieci to też nie metoda.
    Już lepiej by było gdyby edukacji domowej towarzyszyła rozbudowana infrastruktura egzaminów eksternistycznych, i to wielostopniowych ( by zniweliwać zjawisko pecha/farta egzaminacyjnego ). To by pozwoliło na lepszą weryfikację jakości edukacji domowych.
    Oczywiście te egzaminy nie moga być zmonopolizowane przez Państwo, bo inaczej ideologia ( jakakolwiek! ) weźmie górę nad meritum.

    „Obecnie ruch rozwinął się już tak szeroko, zdobył wielu zwolenników (nawet ci, co sami nie uczą w domu nie przeczą, że ma on wiele zalet) i udowodnił jak dobrze funkcjonuje, że problemy są coraz mniejsze. Są stany mniej lub bardziej przychylne szkołom domowym.”

    I znowu tylko Stany…
    A może by tak brać libertariańska postawiła na tolerancję? Jesteśmy w UE. Trudno! Stało się!
    Lecz UE ma też swoje zalety. Może spróbować zawalczyć o edukację domową tam gdzie to najbardziej realne. A potem niech to się „rozleje” po całej Europie na zasadzie faktów dokonanych. I tu prośba do chrześcijańskich zwolenników E.D. Połączcie siły z „hippisami” i „bezbożnikami” w imię Wolności, która ( gdy stanie się faktem ) oby powszechną była i niedotyczyła tylko „Jedynie Prawdziwej Wiary” ani „Jedynie Pięknej Rasy”.

    Tylko tak można wprawić by Przyszła Wolność faktem się stała a nie tylko utopią wstrząsaną co czas jakiś rewolucjami do których przyłączają się zwolennicy „Niższych Kast”.
    Tak jak już kiedys wspomniałem tylko bioróżnorodność połączona z pluralizmem jest w stanie być skutecznym i wielowiekowym stabilizatorem Przyszłej Wolności.

    „Rodzice często przyznają, że wadą jest, iż dzieciom, które ze szkoły domowej przeszły do szkół, trudno jest przyzwyczaić się do zorganizowanej i usystematyzowanego nauczania w szkołach. Jest to przecież nie wada, a raczej trudność do pokonania.”

    Zgadzam się.

    „Oczywiście takie organizacje jak National Education Association czy Parents Teacher Association będą – jak mówią – sceptyczne jeśli chodzi o edukację domową. W rozmowie nie podają jednak żadnych konkretnych argumentów. ”

    Ludzie. Pogięło Was do reszty? Spodziewacie się „strzelistego aktu skruchy” od Urzędnika Państwowego? Możecie z takim samym skutkiem o miód prosić muchomora!
    Może lepiej by się stało, gdyby ruch libertariański zajął się czymś pożytecznejszym niż wymuszaniem „auto-da-fe” od „niewiernych”. Energia zostanie wtedy spożytkowana z lepszym skutkiem a i sami libertarianie będą się cieszyć LEPSZĄ reputacją co bez wątpienia poprawi skutecznośc tego ruchu.

    „Według nich brak standaryzacji szkół domowych jest minusem (pewnie wolą niski standard, bo zawsze to jakiś standard), a także brak dostatecznej socjalizacji.”

    Brak dostatecznej socjalizacji zależy do przypadku. Ale maksymalna bioróżnorodność wśród zwolenników Edukacji Domowej w przyszłości powinna rozwiązać i ten problem.

    „Uważają, że dziecko powinno się spotykać z jak najbardziej różnym środowiskiem, czyli spotykać różnego rodzaju rozwydrzone, zepsute, niebezpieczne, brutalne inne dzieci, bo to ma ich przygotować do dorosłego życia w społeczeństwie.”

    I ja uważam, że dzieci należy wychowywać w duchu „wrażliwości społecznej” bom chyba jednak libertarian-left. Uważam jednak, że uczenie tego w Szkole Publicznej zwłaszcza teraz nie ma sensu i prowadzi tylko do „parodii westernu” lub czegoś jeszcze gorszego.

    „Na szczęście rozsądni rodzice wiedzą, że jest to argument tych, którzy albo pewnie dzieci nie mają albo swoje posyłają do drogich szkół prywatnych.”

    No i widzicie? Urzędnicy sami się przyznali jak to jest poprzez wysłanie swoich dzieci do drogich szkół prywatnych. Czego Wam więcej potrzeba? Auto-da-fe?

    „Wszystko pozostaje w rękach rodziców i prawników, którzy będą bronić ich prawa rodzicielskiego do zajmowania się własnymi dziećmi.”

    Prawników. Hm! Tylko oby się potem nie okazało że E.D jest tylko dla bogaczy. Ale cała nadzieja w Społeczeństwie Obywatelskim które tworzy się w dojrzałych demokracjach, gdyż to właśnie ono pozwala się róznym ludziom bez większych przeszkód organizować.

    To i tyle,

    Pozdro,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *