Niecały miesiąc temu pisałem o obecnej sytuacji na światowym rynku. Tytułem wstępu pozwoliłem sobie napisać kilka słów o teorii pieniądza, co postanowiłem potraktować jako przedbiegi do bardziej konkretnego wpisu – tym razem już de facto o pieniądzu. W ostatnich dniach sporo czytałem o współczesnym systemie monetarnym i rozważaniach na jego temat. Postanowiłem, co niniejszym czynię, rozwiać kilka wątpliwości i dosyć przystępnie napisać, co wartowałoby zrobić. Pozwolę więc sobie przypomnieć to, co pisałem 25 stycznia, troszkę to rozszerzyć, by w dalszej części wpisu przejść do interesującego mnie zagadnienia.
Czym jest pieniądz?
Wbrew powszechnie rozpowszechnianych mitów, pieniądz nie jest żadnym miernikiem wartości dóbr. Pieniądz jest jedynie wspólnym mianownikiem, dzięki któremu możemy przeprowadzać kalkulację ekonomiczną. Dzięki niemu możemy określić poziom zysków i poziom strat. Pieniądz tylko ułatwia zmierzenie tej wartości.
W systemie przedpieniężnym, czyli w czasach gospodarki barterowej jakakolwiek działalność była nie dość, że prymitywna, to na dodatek niewydajna. Wynalezienie pieniądza służyło przede wszystkim rozwojowi cywilizacji. Nie ma potrzeby, ani sensu udowadniać, że wraz z likwidacją pieniądza, cofnęlibyśmy się do czasów gospodarki prymitywnej. Ten pośrednik wymiany, jakim jest pieniądz pozwala na rozwój.
By jakiś towar został powszechnie uznany pieniądzem, musi posiadać kilka cech. Zanim jednak przejdziemy do ich omówienia, musimy zwrócić uwagę na jeden istotny szczegół. Jak bowiem uczy nas historia, tylko wolny rynek może wykształcić pieniądz[i]. Wydaje się, że przejście od barteru, do wymiany pośredniej jest tak łatwe do zrozumienia i przedstawienia, że nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Przejdźmy nad tym do porządku dziennego i skupmy się na cechach pieniądza.
Pierwszą i najważniejszą cechą pieniądza jest fakt, że jest on towarem. Sprawa niby prosta, a jednak wciąż dochodzi do nieporozumień na ten temat, których źródłem jest współczesna analiza sytuacji monetarnej, bez odniesień do przeszłości. Przypomnijmy więc, że pieniądz musi być użytecznym towarem w systemie barterowym. Musi posiadać pewną „wartość”. Czas pokazał, że są dobra, które nadają się na pieniądz bardziej, niż inne. Do takich towarów użytecznych doskonale nadawało się złoto (ew. srebro, lub miedź, w Afryce sól, a w koloniach regionu Chesapeak Bay – tytoń). Jakie więc cechy miało złoto, by stać się uniwersalnym pośrednikiem wymiany? Długo można wymieniać, skupmy się więc na najważniejszych. Przede wszystkim niska podaż i rzadkość tego metalu powodują, że jego cena jest dosyć stabilna[ii]. Małe jest prawdopodobieństwo odkrycia nowych złóż, a ich eksploatacja jest kosztowna. Do innych kluczowych cech możemy zaliczyć wysoką wartość jednostki wagowej. Poza tym złoto jest wręcz „nieśmiertelne”, co jest ogromnie ważne. Trwałość złotych monet umożliwia posługiwanie się nimi przed dziesiątki, czy wręcz setki lat. Co jeszcze? Ot, choćby możliwość podzielenia na mniejsze jednostki, co jest użyteczne przy mniejszych transakcjach. Każda jednostka wagowa złota ma jednakową wartość, w przeciwieństwie do diamentów, dla przykładu. To dzięki tym wszystkim cechom złoto idealnie wręcz się nadawało na pełnienie funkcji pieniądza.
Złoty system i fiat
Zapanował więc standard złota, szyderczo określany mianem „barbarzyńskiego reliktu”, przez niedouczonych ekonomistów. „Sytuacja prezentowała się tak: złoto było składowane w magazynie. W zamian za to, firma magazynująca wystawiała pokwitowanie, że tyle-a-tyle złota znajduje się w magazynie. Tenże kwit magazynowy upoważniał właściciela do wypłaty swojego złota w dowolnym momencie. Z powodu wygody w korzystaniu z kwitów, okazało się, że lepiej w transakcjach przekazywać tylko kwit, niżli wciągać złoto z magazynu do obsługi każdej wymiany handlowej. Kwity składowe stały się więc również substytutem pieniądza. Z biegiem czasu do substytutów pieniądza zaliczone zostały noty bankowe (te nasze banknoty), czy czeki. Przy 100%-owych rezerwach w złocie sytuacja nie była groźna, gdyż suma substytutów złota, równała się jego ilości w magazynach. Nieczęste było tez zjawisko inflacji. […]Przyszedł jednak w końcu taki moment, że rządy zaczęły przejmować mennice, aż w końcu doprowadziły do monopolu na bicie monety. Niedługi czas potem, państwa odeszły od standardu złota. Wraz z tym posunięciem 100%-owe rezerwy stały się fikcją.”[iii]
Warto troszkę szerzej opisać, na czym polega owa zamiana. Przypomnijmy tylko na początku, jak było w XIX wieku. Przede wszystkim dolar określony był jako 1504,65 miligramów czystego złota, funt – jako 7,322 grany (1 gran=64,799 miligramów), a frank – jako 290,32 miligramy. Kursy walutowe po zaokrągleniu wyglądały następująco: 1 funt= 5 dolarów= 25 franków[iv]. Banknoty nie były wtedy pieniędzmi sensu stricto, a jedynie roszczeniami do wypłacenia odpowiedniej ilości złota. System złotej waluty gwarantował niezależność na bicie pieniądza od państwowego monopolisty. Był to więc system prywatnego bicia, a nie wolnego. Różnią się one tym, że w systemie prywatnym mennice znajdują się w rękach prywatnych i to od właścicieli zależy, ile pieniędzy wybiją; tymczasem w systemie wolnego bicia pieniądza, zajmuje się tym monopolistyczna, państwowa instytucja.
System taki miał bardzo wiele zalet, że wspomnieć tylko fakt, że od 1821 do 1869 roku maksymalne odchylenia cen złota wynosiły (…) 1% we Francji i 0,1% w Anglii[v]. Co więcej – system standardu złota i prywatnej waluty gwarantował stabilizację gospodarczą. Jest to o tyle ważne, że wielu przeciwników takiego systemu monetarnego podaje złoto za główną przyczynę fluktuacji gospodarczych. Jak Nataf pisze w jednej ze swoich książek[vi], centra finansowe, będące pod zwierzchnictwem banków centralnych znacznie cierpiały z powodu powtarzających się zawirowań gospodarczych, tymczasem miasta z systemem wolnej bankowości (Boston, Glasgow, Edynburg) nie musiały borykać się z takimi problemami.
Pierwsze poważne odejście od systemu złotej waluty nastąpiło w 1914 roku, wraz z nastaniem wojny. Rządy Francji, Anglii i Niemiec zawiesiły wymienialność swoich walut na złoto. W 11 lat później parytet złota został przywrócony, jednak w innej postaci. Można go nazwać systemem waluty sztabowo-złotej. Dolar był wymienialny na złoto, natomiast waluty europejskie – tylko na sztaby złota. Długo się i taki system nie utrzymał, a t oza sprawą Bank of England, który dolary postanowił włączyć w skład swoich rezerw. Za jego przykładem poszły inne banki centralne Europy i w skład rezerw włączyły funta. Powstała piramida, którą najkrócej można opisać w ten sposób: na szczycie było złoto. Pod nim dolar. Od dolara zależny był funt, a na samym dole, zależne od funta, były inne waluty europejskie. Niestabilność tego systemu ukazana została już kilka lat później. W ten sposób Anglia w 1931 roku odrzuciła istniejący system. Jak zwykle, inne kraje europejskie uczyniły to samo.
Pod koniec II wojny światowej odbyła się konferencja w Bretton Woods (1944), której celem miało być przywrócenie stabilnego systemu monetarnego, opartego na złocie. Był on bardzo podobny do systemu międzywojennego, z tą tylko różnicą, że jedyną walutą kluczową został dolar. Tylko on mógł być wymienialny na złoto (ale tylko przez banki centralne!). Wydawało się, że system będzie stabilny: jeszcze w 1957 roku amerykańskie zapasy złota wynosiły 25 miliardów dolarów, a zagraniczne roszczenia: niecałe 10 mld. Jednak w latach 60. liczba dolarów w obiegu znacznie wzrosła, czemu nie towarzyszył wzrost zasobów złota. Wkrótce zagraniczne roszczenia wynosiły już 80 mld. dolarów, podczas gdy zasoby złota: tylko 10 miliardów. Czarno na białym widać było, że system nie jest w stanie się utrzymać. Prezydent Nixon postanowił więc dokonać największego szwindlu w dziejach świata i zawiesił wymienialność dolarów na złoto. Był to rok 1971. Już dwa lata później, Nixon ostatecznie zerwał ze standardem złota. Nad dolarem wisiała już niczym nieograniczona inflacja monetarna.
W Europie sytuacja prezentowała się trochę inaczej. W 1979 roku utworzono Europejski System Walutowy, a w jego ramach Europejską Jednostkę Walutową (ECU). Te działania miały zagwarantować trwanie sztywnych kursów wymiany. W 1993 roku ustalono, że wahania między poszczególnymi europejskimi walutami mogą wynosić +/- 15%. Szybko jednak zaniechano tej konstrukcji (głównie poprzez nierealność takiego rozwiązania) i postanowiono o wprowadzeniu wspólnego pieniądza dla państw Wspólnoty Europejskiej. Oto główny cel wprowadzenia euro: zachowanie sztywnych kursów walut, które ułatwiać mają handel międzynarodowy. Trzeba, po prostu trzeba tutaj przypomnieć, że płynne kursy spowodowane są odejściem od parytetu złota.
Co jednak zrobić, by pieniądz przestał być jedynie pustym papierkiem, drukowanym przez bank centralny, a stał się znaczącym towarem rynkowym? Propozycji powrotu do systemu stabilnego jest kilka. Pora więc przyjrzeć się kilku z nich.
Optymalne rozwiązania
Prywatyzacja pustej waluty
Niewątpliwie jedną z ciekawszych propozycji złożył Friedrich August von Hayek, laureat Nagrody Nobla z 1974 roku. Przyznam, że nie za bardzo podobają mi się poglądy Hayek’a, którego uważam za największego statystę spośród Austriaków. Warto jednak przyjrzeć się jego propozycji, gdyż jest dosyć oryginalna. Hayek opisał ją w swojej broszurze z 1978 roku (Denacjonalizacja pieniądza). Hayek nawołuje w niej do prywatyzacji pustego, papierowego pieniądza. Postuluje dopuszczenie prywatnych firm, osób do produkcji pieniądza, bez związku z jakimś towarem. Propozycja może wydawać się o tyle kuriozalna, że zrywa z misesowskim teorematem regresji. Teoremat ten dowodził, że wszystkie waluty, niezależnie, czy oparte na złocie, czy puste, muszą wywodzić siłę nabywczą od dobra, które w wymianie barterowej było dobrem użytecznym. Przyjrzyjmy się bliżej rozwiązaniom proponowanym przez Hayek’a.
Nie powinno budzić wątpliwości stwierdzenie, że prywatne przedsiębiorstwa lepiej wywiązują się ze swoich zadań, niż monopolista. Rozumując w ten sposób Hayek proponuje niejako zerwanie z monopolem na „bicie” monety. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy prywatna firma drukuje milion kawałków papieru z podobizną Hayek’a (oczywiście trudnych do podrobienia)[vii]. Firma zobowiązuje się, że każdy swój banknot w dowolnym momencie wymieni na 10 dolarów (lub 80 juanów, które są sztywno powiązane z dolarem). Przy założeniu, że firma ma aktywa, które umożliwiają płynną wymienialność waluty, można przystąpić do rozprowadzania jej. Prywatna waluta może więc być sprzedawana za więcej, niż 10 US$ (ponieważ można przewidywać, że w przyszłości będzie więcej warta: choćby poprzez aprecjacji juana). Sprzedajemy więc nasza walutę za 12 dolarów banknot. Tuż jednak przed wyprzedażą waluty niezbędne jest określić jego siłę nabywczą, niezależnie od dolara (czym bowiem różniłaby się ta waluta, od państwowego środka płatniczego?). Tworzony jest więc koszyk dóbr, który niezależnie od wartości dolara, może być zakupiony za niezmienną ilość naszej waluty. Załóżmy, że koszyk wart jest 60$ w supermarkecie. Tymczasem my gwarantujemy, że za nasze pieniądze, będzie można go kupić za 5 banknotów. Problem pojawiłby się dopiero wraz z inflacją monetarną dolarów, co spowodowałoby, że nasze banknoty, powiązane z państwową walutą, również traciłyby wartość. By temu zapobiec – i dalej gwarantować kupno określonego koszyka za 5 not – możemy wykupić część naszej waluty od posiadaczy. W ten sposób ograniczymy podaż, przez co utrzymamy siłę nabywczą naszej prywatnej waluty.
Ta propozycja spotkała się z wieloma słowami krytyki ze strony Austriaków. Do głównych problemów, które były jej przypisywane były: wspomniane już wcześniej odrzucenie teorematy regresji, możliwość nieograniczonego druku nowych banknotów, i inne, mniej istotne dla naszych rozważań. Warto przyjrzeć się tym zarzutom. O ile o teoremacie już mówiliśmy kilka słów, o tyle o możliwości inflacji monetarnej – nie, a jest to dosyć ważna sprawa. Istnieje bowiem ryzyko, że nasze prywatne pieniądze będą tworzone na potęgę. Teoretycznie pozwoli to na zakup wielokrotnie większej ilości naszego koszyku dóbr. Trzeba jednak przy tym pamiętać, że wymienialność naszej waluty na dolary (1:10) będzie stanowił minimalną granicę wartości. Nie wolno zapominać też, że dopuszczamy istnienie wielu prywatnych walut. W ten sposób system kontroli jest na tyle skuteczny, by dławić w zarodku inflacyjne pomysły. Ludzie w każdej chwili mogliby przenieść swoje oszczędności na inne waluty, a my byśmy zbankrutowali i stracili reputację. Łatwo można dojść do wniosku, że na inflacji więcej zyskaliby posiadacze naszych banknotów, niż my, którzy emitujemy walutę.
Pamiętajmy też, że niektóre z firm, drukujących pieniądze zapewne postawiłyby na standard złota, platyny, srebra, czy choćby tytoniu. Jednym słowem Hayek proponuje konkurencję między walutami i prywatne tworzenie pieniądza, jednak za najlepszy pieniądz uważa fiat money.
Zniesienie pieniądza papierowego
Joerg Guido Huelsmann trochę inaczej widzi projekt reformy walutowej[viii]. Zanim przejdziemy do jej omówienia, musimy określić, w jaki sposób państwo łamie prawo własności poprzez papierowy, monopolistyczny pieniądz. Cofając się do historii możemy stwierdzić, że pierwotnie banknoty były jedynie pokwitowaniem za pieniądz towarowy, w postaci złota. Każdy banknot był pokwitowaniem no określoną wagę złota. Nikt nie zgodziłby się na zapłatę zwykłym świstkiem papieru, który nie gwarantowałby odpowiedniego towaru pieniężnego. Pusty papierowy pieniądz może być wprowadzony do obiegu tylko w jeden sposób: poprzez przymus i złamanie praw własności. Jest to jedyny przypadek, kiedy pokwitowanie na pieniądz staje się samo w sobie pieniądzem. Pieniądz papierowy na wolnym rynku przepadłby w konkurencji z pieniądzem towarowym, dlatego też musi zostać zadekretowany, jako jedyny prawny pieniądz.
W związku z tym Huelsmann postuluje likwidację pieniądza państwowego. Reforma taka powinna posiadać kilka cech: (1) musi odwrócić wszelkie łamanie prawa własności w zakresie produkcji pieniądza, (2) musi zapobiec teraźniejszemu łamaniu prawa własności, (3) nie może prowadzić do łamania prawa własności w przyszłości, (4) musi gwarantować wolność w produkcji pieniądza osobom prywatnym i przedsiębiorstwom, (5) musi zostać wprowadzona bezwzględnie, bezzwłocznie i unilateralnie.
Pierwszym krokiem reformy jest zniesienie monopoli walutowego i banku centralnego. Krok ten musimy rozumieć bardzo szeroko – zarówno poprzez produkcję, handel, jak i prawem do posiadania pieniądza. Każdy człowiek powinien mieć prawo do stania się producentem pieniądza. Każdy powinien mieć też prawo do eksploatacji metali szlachetnych i do ich przetwarzania na monety. W produkcji tej ma panować absolutna dowolność. Każdy też ma prawo korzystać z takich pieniędzy, z jakich chce, handlować nimi, wymieniać, czy wrzucać do fontanny. Państwo z kolei nie może mieć prawa do jakiejkolwiek interwencji w rynek pieniężny. Musi przyjmować wszystkie pieniądze, które znajdują się w obiegu i jako takie ma prawo się nimi posługiwać (kwestie „prawa” do pobierania podatków i redystrybucji bogactwa odłóżmy na inny wpis). Państwo nie może dyskryminować kogokolwiek, niezależnie od tego, jakim pieniądzem się posługuje. Wszystkie te kroki powinny zostać wprowadzone natychmiastowo.
Jaki będzie skutek tych wszystkich kroków? Uwolniony rynek pieniężny spowoduje rozkwit w handlu i eksploatacji metali szlachetnych. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy założyć, że złoto i srebro będą używane do transakcji i staną się wiodącym (aczkolwiek nie jedynym) środkiem płatniczym. Srebro będzie używane do obrotu mniejszymi wartościami, złoto z kolei bardziej nadaje się do handlu na wielką skalę. O tym, że lepiej być prekursorem w takiej reformie, nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy tylko stwierdzić, że jako pionier, samemu można określić konkretne jednostki wagowe złota. Przy okazji można je kupić po dużo niższych cenach, niż państwa naśladujące (zwiększony popyt na złoto spowoduje wzrost jego ceny).
Oczywiście taka reforma doprowadzi do początkowego podziału na zwycięzców i przegranych. Ale taka jest każda reforma. A jej skutki – te dalekosiężne skutki – daleko przewyższą hipotetyczne straty. Trzeba tutaj podkreślić, że reforma ta nie musi być wprowadzana we wszystkich krajach jednocześnie. Absolutnie nie jest przeszkodą, by jedno państwo zrezygnowało ze swojego monopolu na tworzenie pieniądza, a inne go zachowały. Mnogość walut na danym terenie zapewne skusi inne państwa, by weszły ze swoją walutą w ten rynek, nie jest to jednak żadna wada. Sama konkurencja w tej dziedzinie wyeliminuje najsłabsze pieniądze. Zaniechanie przyjęcia obcych walut na swój grunt doprowadziłoby do zaniku handlu międzynarodowego i kompletnej autarkii, co w konsekwencji wiązałoby się z ruiną gospodarki.
Ostatnim problemem tej reformy jest sprawa banku centralnego. By i ten problem dobrze rozwiązać, ważne jest, by przypomnieć, na jakiej zasadzie powstają ci monopolistyczni producenci pieniądza. Ich siłą sprawczą jest pierwotne naruszenie prawa własności. Ważne jest, by pamiętać, że banki centralne powstają poprzez kryminalne działanie państwa. Dlatego bank centralny jest instytucją, z którą trzeba coś zrobić. Huelsmann zadaje sobie pytanie, czy można pozwolić działać bankom centralnym, po przeprowadzeniu liberalnej reformy walutowej? Na to pytanie odpowiedź musi być przecząca, a to dlatego, że BC nie ograniczają się do pierwotnego złamania prawa własności, ale czynią to nieprzerwanie – choćby poprzez działania inflacyjne i ekspansję kredytową. Poza tym banki centralne ograniczają prawa obywateli do wolności wyboru środków pieniężnych, którymi obywatel chce się posługiwać. Wszystko to powoduje, że jedyna odpowiedź na postawione pytanie, musi być negatywna. By reforma się powiodła, niezbędnym jest, by bank centralny zwrócił pieniądze wszystkim osobom, które posiadały towar pieniężny w chwili pierwotnego rabunku. Oczywiste jest, że ten krok jest niezmiernie trudno do zrealizowania, a to głównie z powodu, że bardzo niewiele osób może dać dowody, że oni, lub ich przodkowie posiadali pieniądze w banku centralnym, lub poprzedniku. Gdyby zdarzyła się sytuacja odwrotna (rozważmy czysto hipotetycznie), musielibyśmy zastosować zwykłe zasady likwidacyjne: majątek banku centralnego byłby dzielony po równo, między osoby uprawnione do roszczeń. Pozostaje jeszcze jedna kwestia, mianowicie jak sprywatyzować resztę majątku banku? W grę wchodzą samochody, budynki, wyposażenie biurowe i prasy drukarskie. W związku z tym, że nie istnieje ich pierwotny właściciel, sprzedaż nie wchodzi w grę. Jedyna możliwość, w efekcie której zostanie on wyłoniony, to zasada pierwotnego użytkowania. Jednym słowem: właścicielami konkretnych dóbr zostawaliby ci, którzy aktualnie na nich pracują. Szofer otrzymałby samochód, zatrudnieni w biurze – biuro, prasy drukarskie: mechanicy, inżynierowie etc. Być może to rozwiązanie nie wszystkim się podoba, jednak nie o podobanie tu chodzi. Wystarczy, że wspomnimy, że ci ludzie stracą pracę.
Prywatny standard złota
Na zakończenie rozważań nad sposobem zreformowania systemu monetarnego zostawiłem sobie dwie propozycje powrotu do standardu złota i wolności monetarnej. Pierwsza z nich, sformułowana przez Philippe’a Natafa[ix], skupia się na projekcie konkurencji z europejską walutą.
Głównym punktem całej reformy jest doprowadzenie do swobody kontraktów na płaszczyźnie monetarnej. Pod tym hasłem rozumiemy zniesienie ochrony prawnej walut narodowych, jako jedynych środków płatniczych. Niezbędnym byłoby zniesienie podatku na handel złotem, swobodę zawierania kontraktów w złocie (kupno, sprzedaż) i prawo do trzymania depozytów w złocie. Wiązałoby się to z tym, że złota moneta wystąpiłaby konkurencyjnie do euro i stopniowo podbijała europejski rynek. Dzięki temu prywatny złoty pieniądz stałby się uniwersalną walutą, równoległą do euro.
Kolejnym krokiem reformy jest swoboda do wybijania złotych monet przez prywatnych właścicieli w istniejących (państwowych) mennicach i prawa użytkowników do swobodnego wybierania jednostek wagowych, które by im najlepiej odpowiadały. Spowodowałoby to powstanie realnej konkurencji dla euro, wydawanego przez ECB. Wpłynęłoby to na jego stabilność – każda próba zwiększenia jego podaży wiązałaby się z osłabieniem jego siły nabywczej i coraz większym przywiązaniem ludzi do stabilnego złota. Ten system byłby świetnym hamulcem dla nieograniczonych zapędów inflacyjnych pieniędzy fiducjarnych.
Ta konkurencja monetarna stopniowo doprowadziłaby do „odpolitycznienia” euro, czyli oderwania go od decyzji politycznych. Wystarczy, że przy takiej konkurencji euro zostałoby zdefiniowane, jako określona waga złota, korespondująca z kursem rynkowym. Umożliwiłoby to rywalizację waluty z ECB z walutami prywatnymi, opartymi na metalach szlachetnych, a przez to znacznie stabilniejszych, niż fiat money. Nic nie stoi też na przeszkodzie, by w dalszej części reformy, euro nie stało się wymienialne na złoto – państwa UE są największym na świecie dysponentem złota – w ich skarbcach leży 11 894.6 ton złota[x]. Euro stałoby się w ten sposób prawdziwą, realną i silną walutą.
Ostatnią, omawianą przeze mnie propozycję, opisał Murray Rothbard[xi]. Pierwotnie postuluje on „uwolnienie” ceny złota w dolarach (magiczna cena 42,22$ za uncję w Forcie Knox). Po uwolnieniu okazałoby się, że rezerwy złota w dolarach są znacznie większe, niż formalnie się podaje (na przykładzie Ameryki: zamiast 11,1 mld$, wartość skoczyłaby do 92 mld.).
Głównym problemem tej reformy jest uznanie, jaką wagę złota określa dana waluta. Cały zapas złota w uncjach zostałby zużyty do produkcji złotych monet o określonej wadze, które zastąpiłyby wszystkie puste pieniądze, obecnie znajdujące się w obiegu. W ten sposób złoto ponownie stałoby się środkiem wymiany, a bank centralny, nie pełniący żadnej roli, przestałby istnieć. Wymagałoby to utrzymywanie 100%-owych rezerw złota w bankach. Klasyczny standard złota uniemożliwiałby zastosowanie rezerw cząstkowych, gdyż niewypłacalność nie byłaby chroniona przez aparat przymusu i przemocy.
Jak widać, koncepcji zerwania z systemem rezerw cząstkowych i państwowym monopolem jest wiele. Warto szerzej rozważyć wszystkie w odniesieniu do Polski. Ale to już temat na osobny wpis.
[i] M. Rothbard, Złoto, banki, ludzie – krótka historia pieniądza, Warszawa http://www.mises.pl/pliki/upload/Murray_Rothbard-Co_rzad_zrobil_z_naszym_pieniadzem.pdf[ii] Współcześnie to nie złoto jest bajecznie drogie, a dolar bajecznie tani (vide: ceny ropy naftowej). Cena złota jest negatywnie skorelowana z dolarem; im ten jest słabszy, tym cena złota wyższa.
[iii] http://www.smootny-clown.salon24.pl/58052,index.html
[iv] Philippe Nataf, Przed i po Euro: strategie walki o solidny pieniądz w XXI wieku, http://www.mises.pl/106
[v] Boyer-Xambeu, [w] Philippe Nataf, Przed i po Euro…
[vi] Za Philippe Nataf, Przed i po Euro…
[vii] Cały przykład i analiza propozycji Hayek’a za Robert P. Murphy, Hayek’a plan prywatyzacji pieniądza, http://www.mises.pl/205
[viii] Joerg Guido Huelsmann, Projekt liberalnej reformy walutowej, http://www.mises.pl/199
[ix] Philippe Nataf, Przed i po Euro…
[x] Dane za Word Gold Council, http://www.gold.org/
[xi] Murray N. Rothbard, Złoto, banki, ludzie…
Filip Paszko
17 luty 2008 r.
***
Tekst został wcześniej opublikowany na blogu smootny-clown
a jak by pan przywrócił standard złota w Polsce , gdyby pojawiła sie taka możliwość ??? większość tych propozycji dotyczy USA a co z krajami typu Polski ???
Srebra ci w Polsce dostatek.
Lubińsko-głogowskie rudy miedzi mają większą domieszkę srebra niż te z Katangi.
Wiele szlamów anodowych ( pozostałych po elektrolizie miedzi a zawierających cenne pierwiastki ) zostało zadołowanych. Możnaby z nich odzyskać i srebro i trochę złota a takoż rod i selen.
Banknoty mające pokrycie w gąskach selenu? Ciekawa perspektywa.
Jeszcze do tego jakby pozbierać na chłopskich podwórkach stare puszki po konserwach zawierające mase cyny to też mógłby być cenny metal depozytowy.
Tym bardziej, że teraz cyna bardzo droga a do konserw częsciej używa się albo blachy aluminiowej a dla tych co się boją Altzheimera puszka gdzie cyny jest tylko parę mikronów.
Można też jako metali depozytowych używać lantanowców. Wystarczy poprzetapiać felgi ze starych „maluchów” ( tych z felgami motylkowymi z czasów Gierka ),
Czyli zamiast złota „koszyk kruszców”. Nic lepszego na polskie realia się nie wymyśli.
to i tyle,
Chcialem wlaczyc sie do dyskusji i przedstawic swoj punkt widzenia; chcialem ale wyrosla mi z odpowiedzi chaotyczna kolumbryna. Postaram sie wiec skrocic (zainteresowanych odsylam na prova: GG:4480519 / JID:hogor@jabber.cz / mail: m.wiatroszak(et)gmail.com).
Zalozmy, ze podstawowa funkcja pieniadza jest posredniczenie w wymianie towarow a jego towarowy aspekt jest zabezpieczeniem anty-inflacyjnym. Wychodzac z tego zalozenia oraz majac na uwadze aksjomat o nieagresji, jedyna sprawiedliwa i skuteczna droga prowadzaca do przywrocenia standardu pieniadza kruszcowego jest zainicjowanie alternatywnego obiegu pienieznego i zdanie sie na katalaksje.
Problemy do rozwiazania:
a) stworzenie rynku gdzie srodkiem wymiany bylby kruszec (jakas platforma aukcyjna),
b) zabezpieczenie tego rynku przed wplywami panstwa (silne szyfrowanie, anonimowosc, rozproszona architektura, autonomia podsystemow),
c) dywersyfikacja dostawcow certyfikatow kruszcowych (zapewnienie wystarczajacej ich liczby, audyt rezerw).
pozdrawiam,
M.W. aka H.
Ostatnio obliczałem, jak ze złotem związany by była złotówka, gdyby całkowitą podaż pieniądza M3 w Polsce chcieć oprzeć na naszych rezerwach złota.
Polska całkowita podaż pieniądza (na 31.01.2008) wynosi 569.305.000.000 złotych.
Polskie rezerwy złota wynoszą 102,9 ton. Daje to 3.629.632,9 uncji. To z kolei 102 898 333.10 gramów. Na grany wychodzi to tyle: 1.742.223.792.
Gdyby każdą pojedyńczą złotówkę oprzeć na całych naszych rezerwach, to:
1 zł = 1/327 grana 327 zł = 1 gran.
[możemy to porównać z sytuacją dolara, który w 1900 roku był ustalony na ~23 grany złota, a obecnie jest 25 razy słabszy…]
Pewnikiem tak wlasnie jest. Problem stanowi jednak system. No bo co znaczy Smootny z Wiatroszakiem przeciw 36 milionom majacym to w dupie i jakims 3 tysiacom, ktorzy zapieraja sie rekami i nogami przed zlotym standardem? Hoppe pisal, ze kazda tyrania ostatecznie opiera sie na zgodzie (chocby milczacej) tyranizowanych. Te 36 mln ludzi to armia pod rozkazami 3 tys., ze uzyje tego brzydkiego slowa, oligarchow. Jesli bedziemy domagac sie restytucji standardu zlota; jesli nawet przedstawimy najgenialniejszy projekt te 3 tys. tak ustawi telewizje i radio, ze pozostale 36 mln bedzie mialo nas za zbrodniazy. Nie podniesiemy sie przed Ragnarokiem 🙂
Tu trzeba przebieglosci. Nie wazne jaki system propagandy rzadzi ludzmi – nie bedzie on w stanie wyeliminowac tej skazy ludzkiego istnienia jaka jest egoizm. Zeby wprowadzic standard zlota trzeba go uczynic oplacalnym. Ludzi trzeba skusic.
H.
a nie lepiej by było na początku zatrzymać wzrost podaży pieniądza i nie drukować więcej , a potem zrobić denominację waluty ( np w stosunku 1 :10 ) i przywiązać ją do koszyka metali szlachetnych ?
ale czy każda reforma polegająca na powstrzymaniu podaży pieniądza nie doprowadzi do kryzysu ??? zatrzymanie inflacyjnej machiny nie jest chyba bezbolesne ???
Nakama – zapewne bez kryzysu by się nie obeszło, możliwe, że byłby on nawet dosyć głęboki… Co ja mówię, móżliwe.. Z pewnością byłby głęboki. Na szczęście – stosunkowo krótkotrwały (a już w porównaniu z tym, do czego może doprowadzić obecna polityka…:)
Jeszcze jeden poważny problem. Przypominam, że zoto II Rzplitej ukradli Francuzi, ewakuowane do Francji w wyniku klęski wojennej. Prywatny pieniądz którego emitent nie jest suwerenny, jest mało wart, bo w każdej chwili rząd może zdecydować że go unieważni i skonfiskuje. Przytrafiło się to np. Liberty Dolarowi w USA (skądinąd mało poważny projekt, jego emitent ośmieszył się dewaluując własną walutę (redukując wagę później bitych monet) odpowiednio do… spadku wartości papierowego dolara rządowego, he he he szyderczo; bał się drażnić rząd rozwieraniem się nożyc wartości. Nie pomogło, pewnego dnia rząd kolbami agentów FBI zapukał do jego drzwi, złoto zabrał, faceta zgnoił). Nie tak wiele więcej wart jest pieniądz państwa które może być wojną pokonane przez inne państwo, jeśli to drugie uzna że rezerwy złota tego pierwszego stały się warte zajęcia. Widać zatem, że cząstkowo rozważane, propozycje złotej reformy są dywagacjami akademickimi. Poważny projekt musiałby być cząstkowym aspektem planu (czy choćby teorii) budowy państwa sprawiedliwego istotnie suwerennego; musiałoby ono być tzw. supermocarstwem. Odnotujmy jeszcze, że pozornie niezasłużenie wysoka pozycja papierowej waluty jaką stał się US dolar, brała i bierze się w dużym stopniu z rachuby iż USA są istotnie suwerenne, tj. żaden obcy podmiot (jakaś Rosja, Chiny itd.) w zasadzie nic im nie mogą zrobić.