Bartłomiej Kozłowski „Czy można poważnie twierdzić, że palenie flagi nie jest wypowiedzią?”

Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych kilkakrotnie zajmował się kwestią tego, czy palenie flagi narodowej i inne formy znieważania tego niezwykle szanowanego przez olbrzymią większość Amerykanów symbolu są formą ekspresji chronioną przez Pierwszą Poprawkę do Konstytucji – czy też są to zachowania, które władze – zarówno stanowe, jak i federalne – mogą zasadnie traktować jako przestępstwo.

Najbardziej chyba znaną decyzją w kwestii konstytucyjności karania za zbezczeszczenie flagi był wyrok w sprawie Texas v. Johnson z 21 czerwca 1989 r., w którym Sąd Najwyższy USA uznał, że skazanie działacza Rewolucyjnej Partii Komunistycznej Gregory Lee Johnsona na rok więzienia za spalenie flagi amerykańskiej podczas demonstracji ulicznej towarzyszącej konwencji Partii Republikańskiej w 1984 r. w Dallas naruszyło jego prawo do swobody wypowiedzi, gwarantowane przez I i XIV Poprawkę do Konstytucji. Było to swego czasu bardzo głośne orzeczenie, które mocno podzieliło opinię publiczną – i sam Sąd Najwyższy, który podtrzymał wyrok stanowego Sądu Apelacyjnego – uznający skazanie Johnsona za sprzeczne z I Poprawką – przewagą zaledwie jednego głosu.

Poprawka coraz mniej popularna

Niezadowolenie, jakie u sporej części opinii wywołało uznanie, że bezczeszczenie flagi musi być prawnie tolerowane stało się bodźcem dla prób uzupełnienia amerykańskiej Konstytucji o zapis, któryby upoważnił władze do zakazania takich zachowań. Projekt stosownej poprawki – mówiący, że „Kongres jest władny zakazać fizycznego bezczeszczenia flagi Stanów Zjednoczonych” sześciokrotnie trafiał pod obrady Kongresu i za każdym razem uzyskiwał wymagane 2/3 głosów w Izbie Reprezentantów, lecz z powodu braku takiego poparcia w Senacie nie stał się prawem (podczas ostatniego głosowania w tej kwestii, jakie miało miejsce 27 czerwca 2006 r. za „poprawką o ochronie flagi” głosowało 66 senatorów, a 34 było przeciw). Czy kolejne próby wprowadzenia do Konstytucji poprawki upoważniającej władze do wprowadzenia kar za zbezczeszczenie flagi będą podejmowane – czas pokaże. Warto jednak zauważyć, że badania opinii publicznej pokazują, że poparcie dla takiej poprawki w ostatnich latach się zmniejsza. I tak np. o ile sondaż Organizacji Gallupa z 1999 r. wykazał, że za poprawką o ochronie flagi opowiada się 63% Amerykanów, to sondaż z 2006 r. wykazał, że poprawkę taką popiera tylko 56% obywateli USA. A pewne badania wykazują, że poparcie dla propozycji uzupełniania Konstytucji o poprawkę pozwalającą na traktowanie palenia flagi jako przestępstwa jest jeszcze mniejsze – w sondażu przeprowadzonym w lecie 2005 r. przez Centrum Pierwszej Poprawki przeciwko zapisowi o ochronie flagi opowiedziało się 63 % respondentów.

W niniejszym artykule chciałbym się jednak zająć nie wysiłkami zmierzającymi do uzupełniania Konstytucji amerykańskiej o poprawkę umożliwiającą karanie za zbezczeszczenie flagi, ani też wspomnianą na wstępie decyzją Sądu Najwyższego w sprawie Texas v. Johnson (czy o rok późniejszą United States v. Eichman) lecz wcześniejszą o dwadzieścia lat decyzją Sądu Najwyższego USA w sprawie Street versus New York – a bardziej konkretnie – zdaniem odrębnym (jednym z czterech) jakie w tej sprawie napisał sędzia Hugo Black – będący generalnie rzecz biorąc jednym z najbardziej bezkompromisowych obrońców praw gwarantowanych przez Pierwszą Poprawkę, jacy zasiadali w amerykańskim Sądzie Najwyższym. Zanim jednak przejdę do tej opinii – którą można przeczytać tu – pozwolę sobie przytoczyć podstawowe fakty związane z tą sprawą (pierwszą, w której Sąd Najwyższy USA zajął się kwestią konstytucyjności karania za znieważenie flagi) oraz napisać kilka słów o nim samym i jego interpretacji Pierwszej Poprawki.

O co poszło?

Ze sprawą Street przeciwko Stanowi Nowy Jork było tak: 6 czerwca 1966 r. mieszkający w Nowym Jorku Murzyn – weteran II wojny światowej – Sindey Street dowiedział się z radia, że w stanie Missisipi zastrzelono Jamesa Mereditha, jednego z liderów ruchu na rzecz praw mniejszości rasowych…i tak się wściekł, że wziął posiadaną przez siebie amerykańską flagę, wyszedł na pobliski róg ulicy i – w obecności niewielkiej grupy osób stojących przeciwległym rogu – podpalił ją, mówiąc „nie potrzebujemy tej przeklętej flagi”. Za czyn ten Sidney Street został niezwłocznie aresztowany, a następnie skazany przez Sąd Kryminalny Miasta Nowy Jork za przestępstwo z artykułu 1425.16.d stanowego kodeksu karnego, który przewidywał karę dla każdej osoby, która – zarówno przez czyny, jak i przez słowa – traktuje amerykańską flagę z pogardą.

Mówić wolno mu było

Wyrok skazujący w sprawie Streeta został utrzymany w mocy przez nowojorski Sąd Apelacyjny. Jednak Sąd Najwyższy USA – do którego Street się w końcu odwołał – unieważnił go z racji sprzeczności z I i XIV Poprawką. Pięcioosobowa większość tego sądu – której opinię napisał sędzia John Marshall Harlan II– uznała, że ponieważ nie jest jasne, czy Street został skazany za spalenie flagi czy za wypowiedziane słowa należy przyjąć, podstawą jego ukarania mogły być tylko te drugie – a te zaś były chronione przez Pierwszą Poprawkę. Słowa te nie były bowiem ani podburzaniem do zachowania sprzecznego z prawem, ani nie były tak prowokacyjne, by mogły spowodować gwałtowną, wrogą reakcję ze strony słuchaczy, nie były też w stanie wywołać szoku psychicznego u przechodniów. Nie ulegało wprawdzie wątpliwości, że treść wypowiedzi Street’a mogła być obraźliwa dla wielu osób, które uważają, że flaga jest symbolem zasługującym na szczególny szacunek, ale – jak stwierdził sędzia Harlan – „jest rzeczą jasno stwierdzoną, że pod rządami naszej konstytucji publiczna ekspresja idei nie może być zakazana z tego jedynie powodu, że idee te są obraźliwe dla niektórych słuchaczy” (1).

Żadnego prawa, znaczy żadnego prawa

Żyjący w latach 1886 – 1971 i zasiadający w Sądzie Najwyższym USA od 1937 r. niemal do śmierci Hugo LaFayette Black był – obok sędziego Williama O. Douglasa (2)– najbardziej bezkompromisowym obrońcą praw gwarantowanych przez Pierwszą Poprawkę ze wszystkich dotychczasowych sędziów tego sądu. O tym, co według niego znaczy ten fragment amerykańskiej konstytucji zwykł on mówić po prostu: „No law’ means no law’” – „Żadnego prawa, znaczy żadnego prawa”.

Postępując zgodnie z takim podejściem sędzia Black w sposób bardzo zdecydowany bronił „muru separacji” który według niego powinien oddzielać państwo od Kościoła (czy może raczej kościołów – bo Stany Zjednoczone są przecież krajem wielowyznaniowym). To on właśnie napisał opinie (poparte przez większość sędziów), że szkolnictwo prywatne związane z organizacjami religijnymi nie może być wspomagane ze środków publicznych, a także, że modlitwa w szkole – organizowana jako część zajęć szkolnych – jest konstytucyjnie niedopuszczalna.

Jeśli chodzi o kwestie wolności słowa i prasy, to wystarczy może powiedzieć, że sędzia Black uważał, że władze nie mogą nikogo karać za nawoływanie do obalenia siłą rządu, był przeciwko cenzurowaniu prasy z tego powodu, że ujawnione przez nią informacje (uznane przez rząd za tajemnicę państwową) mogą mieć negatywny wpływ na bezpieczeństwo narodowe, za konstytucyjnie niedopuszczalną uważał możliwość przyznania urzędnikowi państwowemu odszkodowania za zniesławienie – nawet wówczas, gdyby był on w stanie wykazać, że autor inkryminowanego stwierdzenia na jego temat wiedział, że publikuje nieprawdę – nie zgadzał się również z poglądem (przyjętym przez większość sędziów Sądu Najwyższego) że Pierwsza Poprawka nie zabrania władzom karania za rozpowszechnianie treści o charakterze „obscenicznym” (tj. „twardej” pornografii).

Konsekwentny zwolennik wolności słowa – i jednak za wyrokiem skazującym

I ten właśnie – tak absolutystycznie podchodzący do kwestii swobody wypowiedzi – sędzia Black uznał, że skazanie Sidneya Streeta za spalenie i znieważenie flagi było całkowicie zgodne z Konstytucją. W swej krótkiej opinii (w której – odwołując się do orzeczenia nowojorskiego Sądu Apelacyjnego – stwierdził, że Street został skazany za spalenie flagi, a nie słowa wypowiedziane na jej temat) napisał on: „przekracza moją wyobraźnię, że cokolwiek w Konstytucji Federalnej zabrania Stanowi uznania celowego palenia flagi za przestępstwo”. Jak taki zwolennik wolności słowa mógł uznać, że publiczne palenie własnej flagi narodowej nie jest formą ekspresji chronioną przez Pierwszą Poprawkę?

Jak sędzia Black (zapewne) rozumował?

Odpowiadając na to pytanie warto zacząć od tego, dlaczego sędzia Black niemal na pewno nie uważał, że palenie flagi może być zakazane. Z pewnością nie był on zdania, że palenie flagi jest ekspresją, która jest tak obraźliwa dla wielu osób, że jej wyjęcie spod konstytucyjnej ochrony jest usprawiedliwione. Podobnie, nie uważał on też, że palenie flagi jest ekspresją, która nie powinna być chroniona przez Pierwszą Poprawkę z tego względu, że może mieć ona jakieś negatywne konsekwencje społeczne – np. wywołać rozruchy. Nie uważał on też z pewnością, że powodem do wyjęcia palenia flagi spod ochrony Pierwszej Poprawki jest to, że jest ono takim rodzajem ekspresji, który „nie stanowi istotnej części ekspozycji jakichkolwiek idei” i dlatego na konstytucyjną ochronę nie zasługuje – a w każdym razie zasługuje w stopniu mniejszym, niż inne rodzaje wypowiedzi. Niewątpliwie nie był też zdania, że flaga narodowa jest jedną z tych rzeczy (a nawet jedyną rzeczą) o których należy wyrażać się z pewnym szacunkiem (z opinii sędziego Blacka wynika, że gdyby był on przekonany o tym, że Street został skazany tylko za swoje słowa na temat flagi, to głosowałby za uchyleniem wyroku w jego sprawie). Z jakiego więc powodu sędzia Black był zdania, że zakaz palenia flagi nie narusza Pierwszej Poprawki? To proste – uważał on, że palenie flagi jest czynem – nie wypowiedzią. Pierwsza Poprawka – jak generalnie twierdził sędzia Black – chroni wypowiedzi – chyba, że są one integralną częścią działania będącego łamaniem prawa zgodnego z Konstytucją (3). Nie chroni ona czynów – nawet takich, których celem jest wyrażenie takiej czy innej idei.

Jeśli palenie flagi nie jest chronione przez Pierwszą Poprawkę – to czy palenie portretu Kim Dżong Ila może być?

Czy jednak pogląd, że palenie flagi jest czynem – a nie wypowiedzią – i dlatego nie podlega ochronie ze strony Pierwszej Poprawki daje się sensownie bronić? Przeprowadźmy w tym celu krótki eksperyment myślowy. Jeśli bowiem palenie flagi (zakładam tu oczywiście, że chodzi tu o flagę będącą własnością tego, który ją pali – oczywiste jest chyba, że jakkolwiek pojęte prawo do swobody ekspresji nie może chronić przed odpowiedzialnością karną i cywilną kogoś, kto pali flagę będącą własnością instytucji władzy publicznej lub innej osoby – ktoś taki niewątpliwie może zostać skazany za zniszczenie cudzego mienia) nie jest chronione przez zasadę wolności słowa – bo jest to czyn – a nie czysta wypowiedź – to co począć np. z demonstracyjnym spaleniem zdjęcia Kim Dżong Ila przez kogoś, kto w ten sposób chce zaprotestować przeciwko łamaniu praw człowieka w Korei Północnej, albo z publicznym połamaniem płyty CD jako formą wyrażenia sprzeciwu wobec stylu życia jakiejś gwiazdy muzyki młodzieżowej, czy wreszcie z porwaniem zdjęcia takiego czy innego polityka w proteście przeciwko jego postępowaniu? To wszystko są czyny polegające – tak samo, jak spalenie flagi – na zniszczeniu jakiegoś przedmiotu – i jednocześnie mające na celu wyrażenie pewnych idei i również jako wyrażenie takiego czy innego stanowiska w jakiejś sprawie postrzegane. Jeśli jednak uznajemy, że Pierwsza Poprawka nie chroni palenia flagi – bo jest to czyn (a nie tylko czysta wypowiedź) to konsekwentnie powinniśmy uznać, że nie chroni ona również takich zachowań – bo to również są czyny.

Najczęściej oczywisty akt ekspresji

Stanowisko, że palenie flagi może być zakazane z tego powodu, że jest to fizyczne zachowanie – a nie wypowiedź – jest więc nie do utrzymania. Tu drobna dygresja – możliwe są czyny, których „ofiarą” jest flaga i które nie wyrażają żadnej idei – sędzia Brennan w swojej opinii w sprawie Texas v. Johnson wspomniał o hipotetycznym przypadku człowieka, który z powodu zmęczenia ciągnie flagę po błocie – i zdaje sobie sprawę z tego, że może przez to wywołać uczucie obrazy u osób, które widzą jego zachowanie. Ale takie przypadki „nieekspresyjnego” bezczeszczenia flagi są czymś nietypowym. Z reguły bowiem palenie flagi jest oczywistym i dla każdego zrozumiałym wyrazem jakiegoś poglądu – najczęściej sprzeciwu wobec takich czy innych aspektów polityki państwa, sytuacji jakiejś grupy społecznej itp. W Stanach Zjednoczonych flagi narodowe były dość często palone w czasie protestów przeciwko wojnie wietnamskiej, w 1990 r. kilka osób spaliło flagę protestując przeciwko uchwaleniu przez Kongres ustawy o ochronie flagi (ustawa ta – która zastąpiła obowiązująca wcześniej – została uznana przez Sąd Najwyższy USA za sprzeczną z Pierwszą Poprawką w sprawie United States v. Eichman).

Nawet najwięksi czasem się mylą

Sędzia Black- uznając, że palenie flagi narodowej nie jest formą ekspresji chronioną przez Pierwszą Poprawkę do Konstytucji USA – nie miał więc racji. Ale – mimo wszystko oddajmy mu sprawiedliwość: był to niewątpliwie jeden z najwybitniejszych sędziów, jacy kiedykolwiek zasiadali w amerykańskim Sądzie Najwyższym USA – a jego zasługi, jeśli chodzi o orzecznictwo w sprawach dotyczących Pierwszej Poprawki – są trudne do przecenienia. A o czym świadczy jego stanowisko w kwestii palenia flagi? Ano – po prostu o tym, że nawet największy zwolennik wolności słowa może mieć „ślepą plamkę” na takie czy inne rodzaje aktów ekspresji i nie dostrzegać naruszenia prawa do swobody wypowiedzi nawet tam, gdzie dla wielu innych ludzi jest ono oczywiste. Ja – gwoli przykładu – nie bardzo rozumiem, jak Europejski Trybunał Praw Człowieka (który jeśli chodzi o ochronę wolności słowa jest znacznie mniej liberalny od Sądu Najwyższego USA – weźmy tu choćby orzeczenia, w których stwierdzone zostało, że państwa będące stronami konwencji mogą karać za wypowiedzi obrażające uczucia religijne, za propagowanie faszyzmu, czy za „kłamstwo oświęcimskie”) mógł uznać, że zakłócenie polowania na lisy, polegające na dęciu w róg myśliwski i krzyczeniu na psy – skutkiem czego jeden z wystraszonych chartów pomylił drogę i został rozjechany przez ciężarówkę – było formą wyrażania opinii, chronioną na podstawie artykułu 10 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, zwanej popularnie Europejską Konwencją Praw Człowieka (4). Według mnie – było to raczej zachowanie (zgoda, że będące wyrazem pewnych przekonań – ale to przecież nie wystarczy – ktoś, kto dokonuje zamachu na prezydenta też może w ten sposób wyrażać swoje przekonania na jego temat, ale niewątpliwie nie jest to powód, by go nie skazać za taki czyn) które wyrządziło konkretną szkodę – nie wypowiedź, która powinna być chroniona przez zasadę wolności słowa. Ale może moje spojrzenie na tą sprawę wynika po prostu z tego, że też mam jakąś „ślepą plamkę” która w tym akurat przypadku nie pozwala mi dostrzec, że decyzja brytyjskiego sądu, który nakazał „sabotażystom polowań” powstrzymanie się od podobnych zachowań w przyszłości była jednak naruszeniem prawa do swobody ekspresji?

Przypisy:

1. Warto zwrócić uwagę, że sprawa Street versus New York rozpatrywana była przed pewnymi ważnymi orzeczeniami amerykańskiego Sądu Najwyższego – takimi, np. jak orzeczenie w sprawie Brandenburg v. Ohio – gdzie Sąd Najwyższy USA uznał, że wypowiedzi zachęcające do popełniania przestępstwa mogą być karalne tylko w takich przypadkach, gdy mają one na celu natychmiastowe wywołanie zachowania sprzecznego z prawem – i w danych okolicznościach są je w stanie wywołać – czy decyzją w sprawie Cohen v. California – gdzie amerykański Sąd Najwyższy uznał, że kategoria konstytucyjnie niechronionych „napaści słownych” (fighting words) ograniczona jest do personalnych obelg, skierowanych bezpośrednio do innej osoby.

2. Odnośnie sędziego Douglasa zob. też mój artykuł „O niezbyt mądrym wyroku Sądu Najwyższego USA…i znacznie mądrzejszym sędzim, który sformułował jego uzasadnienie

3. Pogląd taki sędzia Black wyraził w swej opinii w sprawie Giboney v. Empire Storage & Ice Co. Jak jednak w poniższym artykule wykazuje profesor prawa na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles Eugene Volokh wyrażone w tej decyzji stanowisko, że Pierwsza Poprawka nie chroni wypowiedzi będących integralną częścią działań łamiących prawo jest w praktyce niejasne i podatne na nadużycia.

Zob. decyzję Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Hashman i Harrup przeciwko Wielkiej Brytanii. To jednak, że mam – delikatnie mówiąc – wątpliwość co do tego, czy zachowania Josepha Hashmana i Wandy Harrup były formą wyrażania opinii, która podlega ochronie na podstawie art. 10 Konwencji nie znaczy, że z decyzją Trybunału w tej sprawie generalnie się nie zgadzam. Niezależnie bowiem od tego, czy postępowanie wnioskodawców w tej sprawie było chronioną przez Konwencję formą wyrażania opinii, pozostaje faktem, że prawo brytyjskie, w oparciu o które sędzia pokoju zobowiązał „sabotażystów polowań” do „właściwego zachowania” było na tyle nieprecyzyjne, że nie bardzo było wiadomo, od jakich zachowań mają się oni powstrzymać – a więc ingerencja będąca przedmiotem postępowania przed Trybunałem nie była tak naprawdę przewidziana przez prawo.

Bartłomiej Kozłowski
***

Tekst pochodzi ze strony Bartłomieja Kozłowskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *