czyli hazard moralny
Większość poważnych transakcji reguluje umowa na papierze, wyszczególniająca o co chodzi i jakie są obowiązki każdej ze stron. Szczególnie nieruchomości nikt nie sprzedaje czy kupuje na podstawie ustnych obietnic. Obie strony idą z tym do notariusza czy, w innych krajach, do odpowiedniego prawnika.
Kapitalizm tym się m.in. różni od socjalizmu że w tym ostatnim kontrakt miał zawsze wartość papieru na jakim go napisano. Natomiast w kapitaliźmie, przynajmniej w tym prawdziwym, kontrakt był nienaruszalną świętością. I tak być powinno. Choćby się waliło i paliło, choćbyśmy mieli wyjść z tego boso i kompletnie zbankrutowani, kontrakt to kontrakt i jego warunki muszą być dotrzymane.
Wbrew pozorom, nie jest to żaden przejaw “agresywności” kapitalizmu czy braku serca, jak to usiłuje się czasami przedstawić. Chodzi wyłącznie o przejaw zdrowego rozsądku i o jedynie rozsądne rozwiązanie. Wynika to stąd że każdy może kiedyś być i prawdopodobnie będzie stroną jakiegoś kontraktu. Jedną stroną albo drugą stroną. Jeżeli z jakichkolwiek powodów dopuścimy precedens pobłażliwości dla jednej strony kontraktu łagodząc jej obligacje, automatycznie niezasłużenie karcimy przez to drugą stronę zwiększając jej obligacje bądź zmiejszając jej korzyści z kontraktu. Precedens taki prowadzi to do niebezpiecznego rozmycia odpowiedzialności i zmniejszenia wartości kontraktu, wprowadzając element zwany moralnym hazardem.
Jeżeli A ma na przykład zapłacić B ale nie płaci bo został właśnie zwolniony z pracy, to musi zapłacić choćby miał sprzedać dom i wynieść się z całą rodziną pod most. Tak nakazuje kontrakt który wcześniej dobrowolnie podpisał. B może na przykład potrzebować tych pieniędzy na pilną operację dla dziecka. Ale nie sposób zaczynać nawet ważenia czy sprzedaż domu przez A będzie większym nieszczęściem niż śmierć dziecka B z powodu braku operacji. Kontrakt to kontrakt, nawet gdyby B zamiast na operację dla dziecka wydał potem fundusze na wódkę czy inne uciechy. Elementy socjalistyczne nigdy tego nie rozumiały, propagandowo twierdząc że B to z definicji zawsze bank, a A to zawsze wykorzystywana przez B jednostka której należy się inne, bardziej pobłażliwe traktowanie.
Jakiekolwiek odstępstwo od litery kontraktu na piśmie powoduje – bo musi powodować – lawinę nowych założeń i kontrzałożeń czynionych z obu stron. Jeżeli te czy inne względy, nie ujęte w kontrakcie, mogą zwolnić jedną stronę z jej obligacji, będzie ona inaczej postępować, inaczej kalkulując sobie ryzyko i spodziewając się bailoutu gdyby kalkulacje te się nie powiodły. Przewidując to druga strona będzie także szukała korzystych dla siebie obejść i specjalnego traktowania. Eskalacja tego typu kalkulacji z obu stron jest istotą moralnego hazardu.
Wspominamy o tym z okazji niedawnego wystąpienia Bena Bernanke w Orlando na Florydzie, gdzie zaapelował on do zgromadzonych tam bankierów o – trzymajmy się w tym miejscu pędzla bo drabina leci – zapomnienie części udzielonych pożyczek mieszkaniowych. Wydaje się że Ben uczynił to trochę na własny rachunek, czym wyraźnie zaskoczył administrację Busha. Oficjalnie sekretarz skarbu Paulson nie chce o tym nic słyszeć, pytanie tylko czy szczerze? Czyżby Ben puszczał oko do demokratycznego elektoratu Hillary? Ale po kolei.
“Principal reductions that restore some equity for the homeowner may be a relatively more effective means of avoiding delinquency and foreclosure.” – powiedział Ben Bernanke. Howgh! Na czym się zatem zasadza genialna propozycja Bena? Na moralnym hazardzie, ot na czym!
Zobaczmy bliżej o co tu chodzi (wyjaśnienie niektórych pojęć znaleźć można w tym wpisie). “Restoring equity” oznacza bankową mowę-trawę skierowaną do właścicieli hipotek których saldo jest większe niż wartość samej nieruchomości. Jak to jest normalnie możliwe? Otóż to – normalnie jest to niemożliwe! A przynajmniej mało prawdopodobne! Bo normalnie Joe Sixpack z Miami aby nabyć dom musiałby przynieść ze sobą 20% gotówki, a hipotekę dostałby tylko na pozostałe 80%. Te 20% to jego “equity” w domu jaki nabył i jednocześnie rękojmia dla “normalnego” bankiera że Joe będzie spłacał wziętą hipotekę. Inaczej straci dom razem ze swoją equity. Hipoteka Joe Sixpacka mogłaby zatem być wyższa od wartości nieruchomości dopiero wtedy gdyby wartość tej nieruchomości spadła nagle o 20%, wypucowując “equity” Joe do zera. To właśnie uważamy za mało prawdopodobne, pod warunkiem że FED nie drukuje pieniądza jak dziki przez lata i bankierzy zachowują się racjonalnie.
Problem jest jednak w tym że FED właśnie drukował pieniądz jak dziki przez lata, w największej ekspansji kredytu widzianej kiedykolwiek w historii, a bankierzy zachowywali się w sposób absolutnie nieracjonalny. W tej sytuacji jest jedynie logiczne że wydrukowana góra pieniądza wylądowała m.in. w nieruchomościach, przez kilka lat napędzając wzrost ich cen po 20% rocznie i więcej. Po 20% rocznie nie wzrastała jednak płaca Joe Sixpacka. Dlatego jedyną metodą zakupu domu w cenie która w międzyczasie astronomicznie wzrosła było nie tylko uwzględnienie również dochodu pani Sixpackowej, ale także udzielenie pożyczki na 100% “wartości” nieruchomości, a nie tylko na 80%. Czyli rodzina Sixpacków ma zero “equity” w “swoim” domu. W dodatku, aby było łatwiej na początku, przez parę lat Sixpackowie nie musieli spłacać nic z samej pożyczki (tzw. principal) – płacą tylko bieżące oprocentowanie.
Dla bankierów w epoce taniego kredytu nie było problemów nierozwiązywalnych. Gdyby i to nie starczyło aby Sixpacków zakwalifikować do pożyczki bankierzy specjalnie dla milionów im podobnych wymyślili w tym celu dodatkowo “negative amortization mortgage”. Ten niezrównany produkt bankierskich mózgów zdumiewa do dziś finezją konstrukcji. Daje on potencjalnym Sixpackom większą hipotekę niż ta którą przy maksymalnym wysiłku obojga byliby w stanie udźwignąć!
Jak to jest możliwe? Prosto! Płacą tyle oprocentowania ile maksymalnie mogą, a tę część której nie dali już rady zapłacić bankier dodaje do salda hipoteki. Czyli wspomiany “principal” pożyczki zamiast maleć wzrasta. Dłużnicy z tą konstrukcją, nie będąc w stanie spłacać nawet całego bieżącego oprocentowania, obarczeni są w dodatku stale rosnącą pożyczką. Z punktu widzenia bankiera – genialne! Z punktu widzenia dłużnika – stryczek! No ale nie dziw skoro większość potencjalnych Sixpacków ma łączną IQ z rzędu 70. W przeciwnym razie nigdy by przecież nie kupili w szczycie hossy domu na który ich nie stać i nie przyjęli zobowiązań ponad własne siły. Nie dali by się też nabrać na bzdury czerwonych krawatów o nieruchomościach które “zawsze idą w górę” i których wzrost z czasem rozwiąże wszystkie ich problemy.
No a teraz przychodzi kaboom! Nieruchomości w końcu się orientują że nawet dla optymistów podjechały daleko za daleko i że jak się nie opamietają to wkrótce każda buda będzie warta kilka milionów. Bankierom też powoli kończy arsenał tricków aby kolejnych Sixpacków z coraz mniejszym dochodem upchnać w coraz droższych domach na które ich i tak nie stać. Nieruchomości zaczynają więc odwrót na całej linii. Początkowo niemrawie, potem coraz szybciej i szybciej. Taki moment mamy właśnie teraz w USA.
Co tam więc słychać u naszych Sixpacków z Miami? Nieszczególnie. Nawet jak przyjmiemy najprostszy wariant – pożyczka 100%, bez żadnych sztuczek z “negative amortization”, dom Sixpacków w samym ub.r. stracił coś ok. 17.5% ze swojej wartości. W tym roku ma szansę stracić drugie tyle. Oznacza to że Sixpackowie, którzy jak kompletni ignoranci kupili w szczycie hossy dom na który ich definitywnie nie było stać będą wkrótce spłacać pożyczkę na dom który warty będzie 35% mniej niż saldo ich pożyczki! Jeżeli obecna wartość ich domu jest, powiedzmy, o 25% mniejsza Sixpackowie już płacą bezsensownie oprocentowanie z 1/4 wziętej pożyczki, bo o tyle przekracza ona wartość domu! Bankierzy sa naturalnie z tego zadowoleni, thank you very much. Sami mają dość problemów z kryzysem “subprime” i tysiącami innych naiwnych którzy autentycznie bankrutują na prawo i lewo. Ale i do łepetyn Sixpacków zaczyna powoli docierać że coś jest nie tak. Prędzej czy później kapną się że im też bankructwo patrzy w oczy.
I tu, uprzedzająco, zjawia się Ben. Z brodą akurat pasującą do świętego Mikołaja chce dać Sixpackom prezent. Prezentem tym byłoby właśnie owo “restoring equity”, czyli nic innego jak zapomnienie przez bank 25% wartości obligacji jaką ma wobec Sixpacków. Po takim “restoring equity” hipoteka Sixpacków zmiejszyłaby się o 1/4 i o tyleż samo ich raty. Co za wspaniały prezent!
Cały ten cyrk należy jednak widzieć w szerszym kontekście. Bernance naturalnie Sixpackowie zwisają i powiewają. Chodzi mu wyłącznie o ratowanie kolegów bankierów przez zapaścią systemu. Sixpackowie mogliby się do takiej zapaści przyczynić gdyby zrobili jedyną rozsądną rzecz jaka im pozostała – zwinęli manele i odesłali bankierom klucz do swojego domu w kopercie z napisem thank you! Po czym przenieśli się do jakiejś North Dakoty wynajmując tam znacznie tańsze lokum, bardziej odpowiadające ich możliwościom. Spowodowałoby to z pewnościa pogorszenie się ich “credit report”, który jednak najpewniej i tak najlepszy nie jest. Ale to wszystko. Więcej by na tym nie stracili bo i tak nie mają żadnej (pozytywnej) equity w „swoim” domu. Mała to cena za uwolnienie się od bezsensu płacenia wysokich rat za prawo właśności czegoś z czego 1/4 już wyparowała, a wkrótce pewnie wyparuje kolejna 1/4!
Cena tego co jest najrozsądniejsze dla Sixpacków byłaby jednak wysoka dla bankierów – i to właśnie boli Bernanke. Bo bank musiałby przeprowadzić wtedy foreclosure domu który opuścili i sprzedać go na aukcji z głęboką zniżką, prawdopodobnie za pół ceny. Ta poł-cena stałaby się teraz nową oficjalną ceną domu. Ale hipoteka Sixpacków była jednocześnie “rezerwą” banku, przez co bank musiałby swoje rezerwy odpowiednio zredukować. I musiałby, co zatem idzie, ograniczyć swoje pożyczki o nieporównanie więcej, z uwagi na efekt lewarowania (patrz wpis Pieniądz jako Dług) który teraz działa wstecz. Pomnóżmy ilość banków razy ilość Sixpacków w USA i mamy właściwy problem który przestrasza Bena z jego skarpetek.
Niewykluczone że nie grzeszący przesadną inteligencją Sixpacks na przynętę Bena się złapią. Mniejsza hipoteka, choćby od Lucyfera, wygląda lepiej niż większa. Tyle tylko że nie uratuje ona ich przed ponowną “negative equity” za jakiś czas gdy domy będą dalej spadać, a najprawdopodobniej będą. A jak nie to wykończą ich rosnące stopy procentowe w takt których wzrośnie również oprocentowanie ich pożyczki. Najprawdopodobniej więc oznacza to jedynie dodatkowe parę lat żywienia bankierów oprocentowaniem z przesadnie wielkiej hipoteki a w końcu i tak foreclosure (egzekucję komorniczą). W nadciągającej recesji natomiast Sixpackom przydałaby się przede wszystkim odrobina jakiegoś finansowego marginesu, a nie oddawanie połowy rodzinnego dochodu bankierom.
Tak jak Bena widmo Sixpacków odsyłających mu klucz nas w DwuGroszach przestrasza właśnie ów moralny hazard, który Ben usiłuje wprowadzić darując Sixpackom część ich zobowiązań. I powinno przestraszać to i Ciebie, drogi Czytelniku. Bo chociaż rzecz dzieje się w dalekiej Ameryce przykłady moralnego hazardu mamy wszędzie, także tutaj. Chodzi o zasadę. Chodzi o to że wszyscy mamy jakieś zobowiązania, że wszyscy podpisywaliśmy kiedyś jakieś papiery i oczekujemy że obie strony bezwarunkowo wykonają swoje zobowiązania. Jeżeli teraz państwo nagnie raz kontrakt ku benefitowi kogoś, będziemy domagać się aby następnym razem nagieło go ku nam. Za trzecim razem ktoś inny znowu wymusi nagięcie w jeszcze inną stronę. I tak, zanim sie obejrzymy, zamiast prawa i świętości kontraktu obudzimy się spowrotem w realnym socjaliźmie.
cynik9
6 marzec 2008 r.
***
Tekst był wcześniej opublikowany na blogu dwagrosze
Zezwolenie na przedruk dotyczy wyłącznie witryny liberalis.pl.
Ogólne zasady przedruku można odnaleźć bezpośrednio na blogu dwagrosze.