Igor Belczewski ”Co ze służbą zdrowia?”

Być może kwestia służby zdrowia i podejścia do niej nie świadczą w 100% o liberalizmie lub jego braku w danym ugrupowaniu, ale z pewnością mogą być jego wyznacznikiem i w pewnym stopniu odzwierciedlać faktyczną orientację polityczno-gospodarczą partii. Biorąc pod uwagę rozbieżność w definiowaniu liberalizmu warto zastanowić się nad tym, do której z jego definicji pretenduje PO? Partia ta postrzegana jest jako liberalna pod względem gospodarczym i sama określa się takim mianem (poseł Gowin w jednym z odcinków programu „Młodzież kontra”, z charakterystycznym dla siebie uśmiechem wyznał, że jego ugrupowanie uznawane jest za „ultraliberalne”). Jeżeli rzeczywiście tak by było i PO miałaby być partią liberalną, również w kwestii służby zdrowia powinna ona konsekwentnie opowiadać się za liberalnymi rozwiązaniami. A liberalne rozwiązania w tym wypadku oznaczają po prostu prywatyzację.

Liberalizm (rozumiany tutaj jako liberalizm klasyczny) wychodzi z założenia, że każdy człowiek jest odpowiedzialny za własny los. Ludzie funkcjonują w świecie rzadkich zasobów i w takim świecie muszą określać własne cele i wybierać środki do ich realizacji. Środki (sposoby osiągnięcia celu) są wybierane przez każdego z osobna – klasyczny liberalizm wyklucza możliwość przymusu, jeżeli wcześniej nie miała miejsca agresja ze strony danej osoby. Każdy musi liczyć się z tym, że środki, które wybrał nie umożliwią mu osiągnięcia celu lub też nie są one najlepszymi z możliwych. Jednakże dla klasycznego liberała nie ma to większego znaczenia – nie wyznaje on poglądu, że ktoś może podjąć lepszą decyzję niż osoba, której owa decyzja bezpośrednio dotyczy. Jest to jeden z czynników różniących liberałów od socjalistów, wyznających pogląd, że grupa planistów lepiej zadba o potrzeby ludzi niż oni sami. Uważają oni, że „niewidzialna ręka rynku” nie jest w stanie zapewnić rynkowi równowagi i dlatego trzeba jej w tym trochę pomóc (vide: keynesiści). Nie dostrzegają faktu, że „niewidzialna ręką rynku” to rodzaj pewnej metafory, w rzeczywistości oznaczającej ludzi podejmujących decyzję, które mają doprowadzić ich do osiągnięcia obranych wcześniej celów.

Jaki to ma związek ze służbą zdrowia? Otóż w świetle pokrótce nakreślonej powyżej teorii liberalizmu gospodarczego możemy dojść do wniosku, że w przypadku państwowej służby zdrowia zostaje naruszona zasada odpowiedzialności każdego za własne czyny oraz zasada dobrowolności umów. Państwo (agenci państwa) pobiera od podatników część ich zarobków, mówiąc im, że w zamian za nią zapewni im opiekę zdrowotną. Jednakże pojęcie opieki zdrowotnej jest na tyle szerokie, że w zasadzie nie wiadomo co tak naprawdę oznacza. Być może ktoś potrzebuje specjalistycznej opieki zdrowotnej, ponieważ choruje na nowotwór, ale z drugiej strony może się również zdarzyć „banalny” przypadek osoby, która ma katar i potrzebuje paczki chusteczek higienicznych. Oczywiście przykład ten jest trochę wyolbrzymiony, ale tylko w celu uzmysłowienia jednej rzeczy. Składka zdrowotna płacona przez obydwie osoby z przykładu jest identyczna, natomiast ich potrzeby odnośnie pomocy medycznej diametralnie się od siebie różnią.

Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że składki te płacone są pod przymusem. Gdyby składki były dobrowolne każda jednostka sama oceniałaby możliwość doznania uszczerbku na zdrowiu czy zachorowania na jakąś chorobę w zależności od prowadzonego przez nią trybu życia. Osoby, które prowadziłyby potencjalnie mnie „bezpieczny” tryb życia, płaciłyby więcej niż osoby nienarażone na utratę zdrowia.

Odmienną kwestię stanowi poziom usług zdrowotnych oferowanych przez państwo. Państwowa służba zdrowia stanowi monopolistę na stanowienie usług związanych z ochroną zdrowia. Jak kilkadziesiąt lat temu wykazał Ludwig von Mises, w państwowych (planowanych) przedsiębiorstwach, z powodu braku cen rynkowych, nie istnieje możliwość przeprowadzenia rachunku ekonomicznego, a tym samym nie ma możliwości na rozsądne zagospodarowanie kapitału. Koszty utrzymania tego typu przedsiębiorstw (w tym cena oferowanych przez nie usług) będą rosły zaś jakość samych usług ulegnie pogorszeniu. Skoro bowiem składka zdrowotna tak czy inaczej będzie płacona przez ludzi, firmom państwowym brakuje charakterystycznej dla firm prywatnych (niepaństwowych) chęci zadowolenia klienta i zapewnienia mu satysfakcji.

Sytuacja w polskiej służbie zdrowia nie jest dobra. Wynika to z niemożności przeprowadzenia rachunku ekonomicznego w przedsiębiorstwach, które nie podlegają grze rynkowej, co z kolei prowadzi do błędnych inwestycji w tych firmach i niewłaściwego rozlokowania kapitału. Proponowane przez PO zmiany (wprowadzenie managerów-administratorów w szpitalach etc.) są zmianami na lepsze, ale są one zmianami jedynie połowicznymi, wcale niegwarantującymi długookresowej poprawy sytuacji w służbie zdrowia. Zgodną z logiką i prawami ekonomii taktyką, mogącą przynieść wymierne efekty jest po prostu pełna prywatyzacja służby zdrowia i pozostawienie ludziom wolnego wyboru, co do korzystania z jej usług i płacenia za nie. Rozwiązanie wydaje się być banalnie proste i jest takie w rzeczywistości, dlatego tym bardziej zastanawia fakt, że w kwestii tak ważnej jak ochrona zdrowia politycy boją się używać słowa „prywatyzacja”, kierując się przy tym błędnie rozumianym „dobrem społecznym”. Na ten temat napisano już setki stron i uzyskano wiele dowodów empirycznych potwierdzających powyższe tezy, jednakże wydaje się, że w tej kwestii serca polityków pozostaną nieporuszone w równym stopniu jak do tej pory. Oczywiści najbardziej ucierpi na tym zwykły podatnik a nie dla politycy (bądź co bądź chociażby szpital MSWiA nie oferuje najgorszej jakości usług medycznych). Jeżeli dobre zdrowie rzeczywiście stanowi dla nas jedną z naczelnych wartości (a patrząc chociażby na treść składanych sobie przy każdej okazji życzeń, jest tak w istocie) powinniśmy bezwzględnie opowiadać się za prywatną służbą zdrowia, która jak każde podlegające grze rynkowej przedsiębiorstwo musi liczyć się ze swoimi klientami i ich potrzebami, co nie ma miejsca w przypadku przedsiębiorstw należących do państwa.

Igor Belczewski
27.02.2008
***
Tekst ukazał się w 15 numerze Biuletynu Miłośników Dobrej Książki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *