Dawno, dawno temu ludzie chodzili na czterech nogach i mieszkali na drzewach. Do czasu kiedy jeden nie wstał na dwie nogi i nie zszedł z drzewa. Za nim podążyli także inni, a na końcu kobiety. Kilku zostało na drzewach bo byli leniwi. Tych ludzi nazywamy konserwatystami. To też dobrze tłumaczy czemu większość z nich nie wierzy w teorię ewolucji.
Dawno temu, gdy świat był całością i nie znano jeszcze teleskopu, gatunek ludzki chodził na czterech nogach i żył na drzewach niczym jedna wielka rodzina. W rodzinie źle się działo, bo od zawsze były spory. Jeden z nich dotyczył zejścia z drzewa celem poszukania na ziemi pożywienia, które wciąż spadało z drzew na których mieszkali pierwotni ludzie. Niestety pierwszych śmiałków porwali i rozszarpali wilcy, dlatego też większość starszych członków rodziny stwierdziła, że prędzej umrą z głodu niż ich nogi staną na ziemi.
Żaden z nich nie zmarł z głodu, bo młodzi , ryzykując nieraz własnym życiem zdobywali pokarm który leżał pod drzewem. Młodzi zauważyli również, że na ziemi jest znacznie więcej zwierząt niż na największych drzewach i zaczęli na nie polować. To ostatecznie przekonało większość grupy do zalet jakie niesie z sobą życie poza ochroną konarów wysokich drzew. W ten sposób ludzie jeden po drugim schodzili z drzew, aby rozpocząć nowe życie w wielkim i nie poznanym świecie. Ci, co pozostali na szczytach drzew ubolewali, że większość opuściła swój matecznik – w szczególności zaś nie opowiadało im, że za najodważniejszymi odkrywcami lądów podążyły najatrakcyjniejsze kobiety. Czując wewnętrzną bezradność wobec zaistniałego faktu i równocześnie przeczuwając zagrożenie ze strony współtowarzyszy ustalili że nie będą mieć się ku sobie.
Większość ludzi odkrywała nowe przestrzenie i adaptowała się do zmieniających się warunków. Również ci ludzie, którzy wciąż zamieszkiwali puszcze i drzewostany powoli zmieniali swoje zwyczaje. Zaczęli oni czcić Drzewo, gdyż dawało im opiekę przed drapieżnikami, deszczem i zaopatrywało w pokarm. Nowa wiara nadając tożsamość spajała i jednoczyła gromadę. Drzewo uznano za naturalne środowisko człowieka, zaś występowanie przeciw niemu stało się zarazem występowaniem przeciwko człowiekowi. Jedynie bezbożnicy mogli ścinać drzewa i budować z nich schronienie dla swych rodzin. Jakby jednak na przekór drzewowierczym poglądom karczowanie puszcz stawało się coraz bardziej powszechne…
Ostatecznie ostatni ludzie zostali wyparci z lasów i mimowolnie przyjęli wyprostowaną postawę ciała. Nie mając dużego wyboru rozpoczęli oni wyręb drzewostanów na największą dotychczas skalę otaczając każdą swoją osadę potężną palisadą aby ochronić się przed sąsiadami. Stąd też zostali nazwani Zaściankiem, bo od wszystkich nieznajomych odgradzali się wielometrowym murem.
W tym samym momencie kult Drzewa odszedł w zapomnienie – stało się za sprawą wynalezienia pisma. Od czasów zejścia na ziemie rolę Drzewa zastąpiła Księga. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo wielu ludzi, którzy zeszli z drzew wcześniej już czytało księgi mędrców, oni właśnie po przeczytaniu Księgi stwierdzili, że jest to wspaniałe i pouczające dzieło. Ich uwagę wzbudziło jednak to, że wśród mieszkańców zaścianka prawie nikt nie umie czytać, a mimo to Księgę czczą równo wszyscy…
Społeczności ewoluowały z szybkością coraz większą, a ci którzy zwani byli kiedyś wyznawcami Drzewa, a dziś byli czcicielami Księgi zawsze pozostawali o krok w tyle za resztą, lecz mimo ciągłego marudzenia adaptowali dokładnie wszystko to, co zostało stworzone, bądź wymyślone. Mimo niechęci i oporu wobec wynalazków ostatecznie wszystkie zostawały zaakceptowane i wdrożone. Światła część ludzkości do dziś jest świadoma sprzeciwu mieszkańców Zaścianka wobec nienaturalnego oświetlenia, za jakie kiedyś została uznana elektryczność. Mając w pamięci mroki średniowiecza nie bez powodu nazywają ich Ciemnogrodem.
PS. Tekst ma charakter satyryczny i tak też należy go odbierać.
Ludwik R. Papaj
26.02.2008 r.
***
Tekst zostało wcześniej opublikowane na blogu autora