Takim sformułowaniem raczył określić go p. Andrzej Pilipiuk. Nie chcę zbytnio rozpisywać się na temat pojęcia „własności” intelektualnej. Jeżeli kogoś interesuje ten temat proszę poszukać tekstu p. Mateusza Machaja z „Opcji na Prawo”, dotyczącego właśnie o „własności” intelektualnej. Jest to czysto logiczny wywód, więc emocje można odłożyć na bok.
Wracając do p. Pilipiuka i „infomarksizmu”, przyznam szczerze, że zdumiało mnie to porównanie, zwłaszcza z klawiatury tak dobrego i rzeczowego pisarza. Początkowo może wydawać się ono prawdziwe: przecież w infoanarchizmie każda, dajmy na to, książka zostaje niejako „uwspólniona” tak jak w marksizmie „uwspólniane” były wszystkie środki do i efekty pracy.
Przekonanie to jest oczywiście mylne. Przede wszystkim dlatego, że infoanarchizm nie zakłada, że rzecz zwana książką stanie się własnością wszystkich. Nie zakłada również, że zostanie ona upubliczniona bez zgody jej właściciela tak jak to miało miejsce w marksizmie.. Co więc zakłada?
Gdy autor pisze dzieło musi na coś swoje myśli przelać. Ma tutaj dwie możliwości: tradycyjną kartkę i dysk komputera. Gdy wybiera pierwszy sposób pozbawia się możliwości nieskończonego ingerowania w treść zawartą na kartce(miejsce musi się kiedyś skończyć, albo skreślenia w końcu staną się nieczytelne). Poza tym kartka łatwo może ulec zniszczeniu, jest więc narzędziem nietrwałym.
Współcześnie bardziej popularny jest drugi sposób. Gwarantuje on trwałość zapisu oraz możliwość dowolnej i nieograniczonej(no chyba, że przez miejsce na dysku) weń ingerencji. Jednakże tutaj pojawia się pewien minus, z punktu widzenia autora. Standardowe, pozbawione zabezpieczeń pliki, w przeciwieństwie do kartki, mogą być w łatwy sposób kopiowane. Wynika to z tego, że sposób cyfrowego szyfrowania opiera się na kombinacji 0 i 1. W dodatku kombinacja ta może być odszyfrowana przez dowolny komputer osobisty. Właśnie owa możliwość prostego i bezproblemowego kopiowania odróżnia zapis cyfrowy od analogowego. Stąd, odwołując się do tekstu p. Pilipiuka, porównanie górnika wydobywającego węgiel do pisarza piszącego na komputerze jest nietrafione. Rezultatem pracy górnika jest niemożliwy do skopiowania węgiel zaś pisarza prosty do skopiowania tekst. Tak jak w przypadku węgla znamienne znaczenie mają prawa świata rzeczywistego, tak w przypadku tekstu decydują prawa cyfrowego zapisu. Bezpośrednio z tego faktu wynika, że górnik po sprzedaniu x ilości węgla będzie musiał udać się po następny, zaś pisarz nie będzie musiał tej samej książki pisać zawsze od nowa.
Efekt pracy górnika wykopującego węgiel jest znany do samego początku. Będzie nim określona ilość węgla. Efekt pracy pisarza trudno przewidzieć. Mamy do dyspozycji jedynie trudne do zdefiniowania określenie „książka”. Węgiel ma pewne stałe właściwości – uzyskuje się z niego energię. Jedyną stałą dla książki jest to, że będzie możną ja przeczytać, oczywiście przy założeniu jej zrozumiałej formy. Dlatego też górnik podpisuje umowę z chętnym do zakupu węgla, zobowiązując się wydobyć tyle-a-tyle substancji, którą jest węgiel. Pisarz takiej umowy podpisać nie może, bo nie wie jaki dokładnie będzie efekt jego pracy. Toteż niejako pisze książkę sam dla siebie. Nie ma tu znaczenia, że myśli w tym czasie o czytelnikach jako potencjalnych odbiorcach-konsumentach dzieła. Nie podpisał przecież z żadnym z nich umowy.
W momencie gdy pisarz wydaje książkę, do czego nikt go nie zmusza, upublicznia swoje myśli. Teraz każdy będzie mógł pójść do sklepu i kupić te kilkaset stron papieru, na którym jest kilkaset tysięcy słów, składających się na końcowe dzieło. Warto tutaj nadmienić, że kupując węgiel jego nowy nabywca ma prawo do jego sprzedaży. Jeśli w jakiś cudowny sposób udałoby mu się go rozmnożyć, tworząc idealne kopie, to jego pierwotny właściciel nie mógłby mu zabronić owych kopii sprzedać. Czy książka(„własność” intelektualna) ma zatem stanowić wyjątek? Przecież jej nabywca, mając odpowiedni sprzęt, może doprowadzić do powstania tylu kopii ile tylko zechce. Związane jest to z posiadaniem przez niego potrzebnych narzędzi i umiejętnością wykorzystania ich oraz zdolności intelektualnych. Dlaczego nie może tego zrobić? Ano dlatego, że miałoby to być naruszeniem „własności” intelektualnej autora dzieła. Przepraszam bardzo, ale jakoś trudno mi dostrzec tutaj jakiegokolwiek naruszenia, a zwłaszcza kogokolwiek „własności”. Może to się wydawać niesprawiedliwe, nieetyczne i Bóg wie jakie jeszcze, ale logicznie jest to „najprawdziwsza” prawda. W dodatku dotyczy ona nie tylko słowa pisanego, ale również wszystkiego, co ma formę zapisu cyfrowego.
Jak zatem można sprawić by pisarze etc. byli w stanie na siebie zarobić? Można chociażby wprowadzić system umów. Gdy konsument kupuje książkę, podpisuje z wydawcą umowę, że nie będzie jej kopiował, odczytywał publicznie etc. etc. Można również wydawać książkę jak gazetę, nie od razu w całości, i umieszczać w niej reklamy. Jest wiele sposobów, którymi mogliby zająć się odpowiedni spece od marketingu. Na pewno dobrym sposobem nie jest stosowanie przymusu, próbując przy tym udowodnić istnienie czegoś, czego po prostu nie ma. Dlatego wszystkim, którzy postulują prawa autorskie bliżej jest do marksistów niźli strasznym infoanarchistom. A jak marksiści zaczynają wyzywać kapitalistów od marksistów samemu podając się za kapitalistów to tworzy się zamęt i nie bardzo wiadomo, o co chodzi.
Dodam tylko, że przynajmniej ja jestem w stanie kupić książkę, film, grę etc., mając świadomość, że w ten sposób wspieram ich autorów i zasilam w fundusze potrzebne do dalszej pracy. I nie potrzeba mi do tego żadnego przymusu, zwłaszcza na taką skalę jak to propagują infofaszyści. Istnieją inne możliwości, jak choćby ta na stronie p. Michalkiewicza, bezpośredniego i dobrowolnego wsparcia autora tekstu.
Na koniec pozwolę sobie zacytować Bruce’a Schneiera(cytat „ukradziony” ze strony p. Miąsika, przyznaję)
„Pliki cyfrowe nie mogą stać się niekopiowalne, tak, jak woda nie może przestać być mokra.”
Igor Belczewski
2. marca 2007
***
Tekst był opublikowany na stronie eCzas.net
powiel Waść węgiel tworząc jego kopie to pogadamy.
powiel Waść wegile tworząc jego kopie to pogadamy
Własność intelektualna to nie węgiel. Wiedza nie jest rzeczą materialną