Wojna stuletnia. Wojna trzydziestoletnia. II Wojna Światowa. Wiele już wojen się rozpoczynało, tonęło w morzu krwi i kończyło się, pomimo wysiłku płatnerzy, szalonych dowódców i interesu przemysłu zbrojeniowego. Celem współczesnych wojen nie jest to by zwyciężyć – lecz jedynie by trwały i było o nich głośno. Czas na walkę ze złowrogimi, odbierającymi człowieczeństwo narkotykami.
Metafora wojny
Po jednej stronie pola bitwy stoją w czarnych zbrojach niecni najemnicy, chciwe na złoto zaciężne wojsko kartelu narkotykowego. Po drugiej stronie czekają palladyni prawdy i dobra o nieskalanych sercach by bronić swych rodzin a w konsekwencji całego królestwa przed złem. Ich wrogowie stosują jednak podstępną taktykę partyzantki i dlatego tak trudno wyciąć ich siły. Trzeba zmienić taktykę. I zmienić dyskurs.
Widzimy ofiarnych policjantów, obrońców narodu którzy śledzą szajki dealerów narkotykowych. Po nocach, kosztem godzin snu niestrudzenie badają opuszczone magazyny, podejrzane bloki i posesje szukając prawdopodobnych miejsc przerzutów i gromadzenia śmiertelnych substancji. Coraz lepiej współpracują z celnikami – sprawdzają każdego TIR-a, aby choć symboliczny gram trucizny nie dostał się do kraju. W końcu też chronią szkoły i dzięki nim żadne dziecko już nigdy nie wyląduje na dworcu tylko dlatego, że dealer wszedł do szkoły i dał mu za darmo pierwszą działkę.
W chwili, gdy na powierzchni obrońcy ładu starają się zrobić wszystko by wytępić handlarzy niczym szczury, gdzieś w ciemnicy lochów, w najgorszych czeluściach niedostępnych dla oka normalnym śmiertelnikom złoczyńcy, którzy uniknęli karzącej ręki sprawiedliwości dzielą pieniądze. Dzielą złoto które zdarli z uzależnionych staczając ich jeszcze szybciej do grobu. Liczą ile nastolatków dzięki nim pierwszy raz spróbowało a ilu z nich zostanie już na zawsze ich klientami. Tworzą jeszcze bardziej śmiercionośne mieszanki narkotyków i planują jak rozprowadzić je w dyskotekach, by odurzyć jak największą ilość młodzieży. Myślą jak opanować umysły światłych i splugawić ich dusze.
Widzimy że jest wojna gdy czytamy raporty wojenne: zmniejszono konsumpcję, zainstalowano kamery we wszystkich szkołach, przechwycono przemyt 100 kg heroiny, złapano osiemnastoletniego dealera w szkole. Łupów z wojny nie widać, gdzieś ktoś je skrzętnie zakopuje, ale za to są niewolnicy wroga – setki pomniejszych handlarzy zakratowanych przebywa w więzieniach.
Wojna jest pokojem
Ludność nie chce prawdy, lecz rozpaczliwie pragnie chleba i igrzysk. Potrzebuje wroga, by móc się określić, zidentyfikować, chce wroga by mieć z kim walczyć. Co byśmy byli warci, gdyby nie było oponentów. Wróg musi być oczywisty i odsądzony od czci i wiary. To sprawia, że opinia lansuje pogląd, iż nie ma odmian narkotyków, wszystkie są jednakowo złe skoro toczy się z nimi wojnę. Demoliberalni kapłani na swych ołtarzach powtarzają wciąż te same hasła, a w klatkach niczym w średniowiecznym zoo pełnym quasimodów, ladacznic i czarownic brakuje jedynie hipotetycznego narkomana – ideału antyspołecznego. Ten pręgierz kpin i nienawiści istnieje jednak mentalnie, gdyż powstał ewolucyjnie po wprowadzeniu prawa i poparciu go maszynerią propagandy. Dodajmy – machina propagandy wciąż jest naoliwiana przez socjotechników i społeczników różnych maści. Tryby maszyny pracują, tworzą operacyjną wiedzę dyskryminacji, budują nowe więzienia, zatrudniają nowych żołnierzy. Machina wojny wre i pochłania kolejne żywoty. Ludzie klaszczą. Nie trzeba już nic zmieniać. Nigdy.
Ludwik R. Papaj
25.03.2008 r.
***
Tekst zostało wcześniej opublikowane na blogu autora