Stanisław Górka „Kolej na kolej!”

Ekolodzy mogą być zadowoleni i święcić symboliczny sukces w swej kampanii lobbingu na rzecz interwencjonizmu i protekcjonizmu państwowego w transporcie. 15 kwietnia uruchomiono pierwszą linię kolejową… w kosmosie! Tak, to nie pomyłka. Kolej, podobnie jak i na Ziemi, pojawia się w kosmosie wcześniej niż samochody. W ten sposób udowodniono wyższość kolei nad samochodami i to wyższość nie byle jaką, bo o około 354 kilometry.

Z drugiej jednak strony libertarianie i inni przeciwnicy aktywnego państwa mają również powody do zadowolenia. Otóż zdarzenie to po raz kolejny wykazało, że kolej w ogóle i budowa nowych linii kolejowych w dzisiejszych czasach nie może się obyć bez kolosalnych dotacji z budżetu państwa. Otóż nowa, kosmiczna linia kolejowa na zawrotnej wysokości jest zarazem linią o w pełni kosmicznej, zawrotnej cenie. Wybudowany dotychczas odcinek mierzy 44 stopy (13,4 m). Sam pojazd szynowy (The International Space Station’s Mobile Transporter) kosztował 190 mln USD. USA w ogóle najdynamiczniej od czasów Lincolna (lata 60 XIX w.) zwiększa wydatki budżetowe i planowana jest budowa jeszcze ponad 95 metrów – całość rozbudowana do 109 m (356 stóp) będzie kosztowała ok. 800 mln dolarów USA. Tak, tak, to nie chochlik drukarski – sto dziewięć metrów za osiemset milionów dolarów! A my tu w Polsce z Millerem i Belką i naszymi problemami. Prędkości uzyskiwane na nowej kolei w pełni potwierdzają nie tylko libertariańską krytykę kolei, ale i np. antypatie Korwin-Mikkego i jego umiłowanie samochodów. Kosmiczna kolej działa z prędkością bynajmniej nie kosmiczną – maksymalnie jeden cal (2,54 cm) na sekundę, to jest niecałe 92 metry na godzinę! Nie podano średniej prędkości, jednak podano, że pierwsza podróż długości 5 metrów (17 stóp) trwała pół godziny, zaś w trakcie drugiej, długości 22 metrów osiągnięto już prędkość jednego cala na sekundę.

Jednakże rzeczywistość jest bardziej złożona niż się to śniło ideologom i bynajmniej nie dualistyczna. Otóż pojazd poruszający się po owych torach w kosmosie nazywa się po angielsku (w końcu kolej zbudowali Amerykanie) ni mniej ni więcej tylko rail car. Czyli po naszemu samochód szynowy. Tak! Samochód w kosmosie. Góruje ponad Ziemią, Matką Ziemią (dla niektórych). I co na to wszystko rowerzyści? Rower power is out of power?

Jak już wspominałem wbrew dualizmowi, do którego przyzwyczaiła nas m.in. kultura judeochrześcijańska, dualizmowi, do którego kultura żydowska przyzwyczaiła się m.in. pod wpływem dualizmu irańskiego, wszystko powyższe jest zarazem doskonałym przykładem triady heglowskiej, a w ślad za nim i marksowskiej itd. Teza, że kolej jest OK, bo kosmiczna i antyteza, ze nie za bardzo, bo za 800 mln USD – 91 metrów na godzinę znajdują uzgodnienie i przezwyciężenie sprzeczności w syntezie. W kosmosie wprawdzie wcześniej wybudowano linię kolejową niż drogę, ale jeździ po niej samochód a nie pociąg! Skądinąd ciekawe, jaka korporacja dostanie w przyszłości od rządu kontrakt na produkcję samochodów kosmicznych. A tak na poważnie, to Anglosasi po prostu nie mają takich problemów filologiczno-ideologicznych, jak my. Na szczęście kiedy kształtowały się tam zwyczaje językowe nie było jeszcze histerycznych ekologów. W efekcie nazwę car rozciągnięto na różne pojazdy (samochód, wagon kolejowy, inne pojazdy kolejowe, rydwan) bądź ich części (osobowa część balonu, sterowca bądź windy). Ach, jakież to były szczęśliwe czasy …

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Ekonomiści i libertarianie niewątpliwie mają rację krytykując rząd za olbrzymie marnotrawstwo pieniędzy podatników. Niezależnie od dużej liczby argumentów na rzecz tezy, że ludzie sami dokonaliby lepszej alokacji środków niż rząd (mniej niż cal na sekundę, tak, tylko rząd mógł wydać na to 800 milionów dolarów), niewątpliwie ludzie dokonaliby alokacji dobrowolnej, a nie opartej na wyzysku i przymusie. Tak wiec ekonomiści i libertarianie niewątpliwie mają rację, ale świat już tak jest urządzony, że można nie zwracać na to uwagi. Rząd dopóki będzie miał wolne środki, będzie za nie budował koleje w kosmosie. Postęp technologiczny i korzyści skali obniżą koszt jednostkowy. Kiedy zainwestuje już w to dostatecznie wiele pieniędzy, jeśli uda mu się przy tym wzbudzić popyt na nowostworzoną infrastrukturę, i jeśli prywatna inicjatywa nie stworzy alternatywy, to po pewnym czasie interes zacznie się sam kręcić (w sensie przenośnym, bo w sensie dosłownym wraz z Ziemią kręci się od samego początku) i inne kosmiczne usługi dzięki tej taniej „zasponsorowanej” przez rząd infrastrukturze będą mogły funkcjonować już na zupełnie wolnorynkowych zasadach i rozwijać się (tak jak to wszystko, co korzysta z wybudowanych przez państwo dróg, w tym autostrad, i kolei). To argument konserwatystów, że podstawy liberalizmu i wolnego rynku nie są wolnościowe, lecz heteronomiczne, tj. konserwatywne właśnie. Kiedy to wszystko zacznie już działać zarówno zwykli jak i wykształceni ludzie nie zechcą słuchać w pełni poprawnych wywodów wolnościowych ekonomistów, że gdyby kiedyś tam ludziom zostawić ich pieniądze, to zrobiliby z nich lepszy użytek.

Pytanie do czytelników: w jakim czasie pierwszy kosmiczny pociąg pokonałby trasę z Ziemi na Księżyc? Dla ułatwienia podpowiem, że średnia odległość Księżyca od Ziemi wynosi 384 400 km.

Pytanie drugie: ile czasu trwałaby planowana wyprawa na Marsa, gdyby odbywała się koleją? Dla ułatwienia – minimalna odległość Marsa od Ziemi wynosi 56 mln km.

Pytanie, którego nie zadam: ile by to wszystko kosztowało?

Stanisław Górka
18 IV 2002 r.
***
Tekst zostało wcześniej opublikowane na stronie http://libertarianizm.pl/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *