Kilka dni temu w moim słodkim Krakowie miało miejsce bardzo urocze zdarzenie. Dwie studentki Jagiellońskiego dostały mandat za… ciężko uwierzyć – niesienie plakatów. Dziwne? Może i tak, ale niestety prawdziwe.
Owe nieszczęsne ofiary (pisze tak o nich gdyż przyjmując mandat przyznały się do winy zamiast bez wahania odmówić i rozprawić się w sądzie grodzkim z bezczelnością straży miejskiej) rozwieszały plakaty zachęcające do manifestacji w obronie Tybetu. Wypowiedz jednej z dziewcząt: „W piątek wieczorem rozwieszałyśmy plakaty w różnych knajpach. Właśnie wracałyśmy do domu, kiedy na ulicy Westerplatte zatrzymał nas patrol straży miejskiej. Nie plakatowałyśmy na ulicy, ale i tak otrzymaliśmy mandaty w wysokości 3oo i 5oo zł. Jak tłumaczyli strażnicy, różnica wynika z tego, że jedna z nas miała mniejsze plakaty, a druga większe. To jakiś absurd. Okazuje się, że w Polsce można zostać ukaranym, za niesienie ulicą plakatów.”
Oczywiście nasuwa się pytanie na ile zeznanie dziewczyny było interpretacją zdarzenia, niemniej skoro o tym piszę to nie mogę inaczej określić działania strażników niż mianem draństwa. „Osoby zostały zatrzymane przez funkcjonariuszy działających w specjalnym zespole walczącym z nielegalnym rozlepianiem plakatów i ulotek na ulicach” – wypowiedz rzeczniczki strażników. Po pierwsze ulotki nigdy nie są rozklejane, a jeśli są rozdawane – są rozdawane zawsze legalnie (wyjątek: jeśli treść ulotek łamie normy ) Z plakatami jest większy problem prawny, gdyż dopuszczalne jest klejenie jedynie na wyznaczonych do tego miejscach (głównie komercyjnych – choć nie tylko). Zwyczaj powoduje, iż w rzeczywistości karany jest jedynie sprawca jeśli zostanie złapany na gorącym uczynku – chyba, że zaklejał komercyjne słupy ogłoszeniowe. Każdy krakowianin przyzwyczaił się – dla przykładu – że w pewnych szczególnych miejscach, zazwyczaj na wysokości kolan przechodniów wiszą plakaty reklamujące małe kameralne koncerty. Także, za lepienie plakatów na metalowych blachach nikt nie był dotąd pociągany do odpowiedzialności. Oczywiście „specjalny zespół” strażników miejskich nie liczy się z ładem społecznym (oxymoron?). Druga kwestia to udowodnienie, że owe kobietki faktycznie osobiście kleiły plakaty na mieście. Ja na mieście nie widziałem ani jednego z nich i mimo, iż to nie oznacza, że faktycznie ich nie było , to jednak studentki w swojej wypowiedzi nie przyznają się – nic nie wskazuje zatem na ich winę. Rozpowszechnianie plakatów czy ulotek w klubach nie może na szczęście , póki co być karane– zatem nadal brak winy. Za co zatem dostały mandat? Za niesienie plakatów. Nawet jeśli miały przemożną ochotę nakleić je za rogiem to przypomnę tylko, że zasadą prawa jest karanie za czyny – nigdy za intencje.
I cóż począć, gdy funkcjonariusze państwowi mają za nic ludzką wolność i umieją wykorzystać brak wiedzy ludzi oraz swoje przywileje. Myślę, że każdy się ze mną zgodzi jeśli powiedziałbym, że należy ukrócić nadmierne prawa policji. Ze strażą miejską sprawa się przedstawia trochę odmiennie, gdyż celem owej instytucji jest zapewnienie porządku w mieście, podczas, gdy jak właśnie przedstawiłem, przyczynia się do czegoś raczej odwrotnego. Nie wykluczam, że miałbym sporo racji twierdząc, iż służba mundurowa została wykorzystana celem utrudnienia życia organizatorkom wiecu w obronie Tybetu. Czy w takiej sytuacji ma sens utrzymywanie owej instytucji z publicznych pieniędzy?
Kończąc dodam jeszcze że istnieje także silny społeczny argument za mniejszą rolą służb mundurowych w życiu publicznym. Tak jak aktywistki zostały ukarane bardzo wysokimi mandatami, co skłoni je z pewnością do głębokiego zastanowienia się nad podjęciem jakiejkolwiek społecznej działalności w przyszłości, tak też każdy inny człowiek dorabiający sobie naklejaniem plakatów na zamówienie (chodzi mi tutaj o naklejanie na innych miejscach niż komercyjnych „walcach”) będzie się zastanawiał, czy w ogóle ma sens podjęcie się czegoś takiego. Niby dobrze? A jeśli w zamian ukradnie ci komórkę?
Ludwik R. Papaj
11.04.2008
***
Tekst zostało wcześniej opublikowane na blogu autora
Uważam raczej, że dziewczyna z większym mandatem miała po prostu mniejszy biust.
Możliwe, że tak było – ale mówiąc już tak zupełnie poważnie, to karanie kogoś mandatem za samo niesienie plakatów jest rzeczą całkowicie bezprawną. Jeśli nawet takie zachowanie, jak niesienie plakatów z zamiarem ich rozklejenia mogłoby być uznane za usiłowanie popełnienia wykroczenia z art. 63a §1 k.w (Kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nie przeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze, ograniczenia wolności albo grzywny), to warto zauważyć (i strażnicy miejscy powinni to wiedzieć), że zgodnie z art. 11 § 2 k.w. „odpowiedzialność za usiłowanie (wykroczenia) zachodzi (wyłącznie wówczas) gdy ustawa tak stanowi”. Nigdzie zaś w kodeksie wykroczeń nie ma mowy o tym, że samo usiłowanie popełnienia wykroczenia określonego w art. 63a (które, załóżmy dla dobra argumentacji, miało tu miejsce) jest karalne.